Читать книгу Dziecko ognia - S.K. Tremayne - Страница 12
102 dni przed Bożym Narodzeniem
Popołudnie
ОглавлениеMinął tydzień, nim zebrałam się na odwagę, by tutaj wejść. Do gabinetuDavida. Może tu dowiem się więcej o Jamiem. Mój mąż wrócił z Londynu i znów wyjechał, mijały coraz krótsze dni, odwoziłam Jamiego do szkoły,rozmawiałam z ogrodnikiem i czytałam książki o intarsjach, stolarce i kamieniarstwie. I wahałam się kilkanaście razy na progu tychimponujących drzwi.
W domu nikogo nie ma. Jamie wciąż jest w szkole, Cassie pojechała nazakupy. Juliet spotyka się dziś z przyjaciółkami w St Ives. A więc muszęzrobić to teraz. Wiem, że robię to za plecami Davida, ale żałoba w tymdomu jest zbyt przytłaczająca, bym dalej zadawała pytania wprost. Tozbyt bolesne dla wszystkich. Muszę więc robić to subtelniej.Dyskretniej.
Ukośne promienie jesiennego słońca tworzą bursztynową plamę światła nalśniących deskach podłogi. Deskach, które skrzypią, gdy się zbliżam i otwieram drzwi.
Byłam w tym przestronnym, pachnącym cedrowym drewnem pokoju zaledwiekilka razy i zawsze w obecności Davida. Teraz rozglądam się po nim z podziwem i respektem. Na pokrytych boazerią ścianach wisi kilka starychportretów. Nieudolne, toporne portrety patriarchów rodu Kerthenów: bogatych mężczyzn, którzy mogli wynająć tylko bardzo prowincjonalnychmalarzy.
Wiem, że największy i najmroczniejszy z tych portretów ukazuje JagoKerthena, człowieka, który w latach dwudziestych osiemnastego wiekukazał wykopać Szyb Jerozolimski. Według Davida uchodził za surowego,wręcz brutalnego. Skazywał na śmierć swoje oddziały chętnychKornwalijczyków z łojowymi świeczkami przyklejonymi do kapeluszy,posyłając ich w ryzykowne rejony kopalń i nie dając im wytchnienia ani w dzień, ani w nocy. Na oprawionym w złote ramy portrecie bladoniebieskieoczy Jago Kerthena błyszczą chciwością; może i malarz był nieudolny, aleudało mu się dobrze uchwycić to spojrzenie. Niemniej to właśnieprzerażająca zachłanność Jago Kerthena na początku osiemnastego wiekupozwoliła zamienić rodzinie tysiące w miliony.
David powiesił portret w taki sposób, że Jago spogląda przez strzelisteokna na dolinę Carnhallow i ledwie widoczne czarne kształty kopalniMorvellan. I dalej, gdzieś na połyskujący bezmiar morza. Chciwy i porywczy Jago Kerthen spogląda na tę samą kopalnię, którą kazał wykuć w granicie.
Nie mam żadnych wątpliwości, że umieszczenie tego obrazu w tym miejscunie jest przypadkowe.
Reszta gabinetu też bardzo pasuje do Davida. Kilka abstrakcji, chybanawet jeden Mondrian. Na podłodze leżą miękkie azerskie dywany, któremój mąż tak lubi, ponoć lepsze od tureckich czy perskich. Gdy na niespoglądam, słyszę niemal, jak David beztrosko wyjaśnia: „Ach, te dywany.Kupiłem je w Baku”.
Dominującym elementem w gabinecie jest wielkie solidne biurko,ewidentnie bardzo stare. Podchodzę bliżej, tłumiąc poczucie, że robięcoś niewłaściwego, że nie powinno mnie tutaj być. Że jestem wścibska.
Na biurku stoi nowy laptop Apple, wymownie zamknięty; obok niegoznajdują się wojskowe pamiątki po wszystkich Kerthenach, którzy braliudział w wojnach prowadzonych przez Anglików. Są tu medale zespłowiałymi szarfami z wojny krymskiej i wojny na Półwyspie Iberyjskim,a obok nich stary zardzewiały rewolwer, na którym wciąż widać śladybłota – domyślam się, że z pierwszej wojny światowej. I jeszcze długilśniący miecz z pozłacaną rękojeścią. Przyglądam mu się uważnie i widzęwygrawerowany napis: „Harry St John Tresillian Kerthen, Paardeberg,1900”.
Po drugiej stronie tego wielkiego biurka stoją trzy zdjęcia. Zestawionerazem, przechylone zdjęcie mnie i Davida i takie, na którym jest z Niną.Oba zrobiono na ślubach. Usiłuję ich nie porównywać – zwiewne piękno jejsukni ślubnej w porównaniu z moją prostą letnią sukienką, dostojeństwouroczystości ślubnych Niny w porównaniu z moją skromną londyńskąimprezą. Opieram się pokusie, by położyć zdjęcie Niny odwrotną stroną nablacie.
Trzecia fotografia w srebrnych ramkach przedstawia Jamiego w wiekuczterech czy pięciu lat. Śmieje się radośnie w skąpanej w słońcu kuchni,tu w Carnhallow. To wzruszający, piękny obraz: Jamie spogląda naukochaną matkę, która najwyraźniej go rozśmieszyła. Nina znajduje sięniemal poza kadrem. Jamie wydaje się na wskroś szczęśliwy, nigdy gotakim nie widziałam. Nigdy nie poznałam tego roześmianego, szczęśliwegochłopca, tak beztroskiego, nim umarła jego matka.
Uczucie utraty aż wibruje w tym gabinecie, niczym na nowo otwarta rana w samym sercu Carnhallow. I mam wrażenie, że to ja jestem odłamkiemtkwiącym w ciele. Że to przeze mnie ten ból jest przeżywany na nowo.
Robię to jednak z najlepszymi intencjami: chcę pomóc Jamiemu. A więcbędę kontynuować. Przechodzę przez pokój i przyglądam się regałom. Byłamtu już wcześniej i wiem, że jeden z nich jest poświęcony Jamiemu.Zawiera wszystko, od ocen postępów w nauce po znaczki za osiągnięciapiłkarskie. Ostatnio, gdy byłam tu z Davidem, widziałam, jak wyciągałdokumentację medyczną Jamiego.
Przesuwam dłonią po półce. Szkolne zdjęcie. Jakieś zeszyty do ćwiczeń.Świadectwa szczepień. Grupa krwi A. Akt urodzenia, trzeciego marca.Złota gwiazdka z angielskiego w drugiej klasie. Zatrzymuję się nad jakąśnieopisaną teczką, po czym wyciągam ją i otwieram.
Niewiele w niej jest. Kilka luźnych stron pokrytych dziecinnym pismem. A jednak gdy czytam dalej, ściska mi się gardło, bo zdaję sobie sprawę, żetrzymam w rękach listy Jamiego do jego zmarłej matki.
Kochana mamusiu
Pisze do ciebie bo terapełta w szpitalu mówi że dobże żebym do ciebiepisał teraz kiedy nie żyjesz. Tęsknie za tobą mamusiu. To było zabawnekiedy we Francji posypałaś sobie nos pjaskiem jak byliśmy na wakacjach.Po tym jak spadłaś codziennie o tobie myśle.
Po tymjakDziało się dużo rzeczy i niekture były bardzo smutne a tata dużowyjeżdzał jak i mówi że tesz za tobą tęskni. Mamusiu mam teraz nowypiórnik.
Po tym jak wpadłaź do wody babcia
muwiła mówiłapowiedziała że pojehałaś na bardzo długie wakacje i spytałem czy w takie miejsce jak Francja a ona powiedziała że Tak. Aletata mówił że nie wrucisz i babcia kłamała a ty nie żyjesz i niewrucisz.Mam ksionżke z okienkami
Po tym jakDzisiaj się uczyliśmy że enkylozaury miały kościstą narosil na ogonachżeby machać nią na wroguf.
Dzisiaj uczyliśmy sie pisać to są moje Zdania
słyszysz jak śpiewam?
Widziałaś kiedyś jak kopie piłke?
Skacze.
Zaczynam skakać
Unosze sie.
Przesuwam stół.
Płacze.
Latam w powietrzu.
Ten pan w szpitalu mówi że musze mówić do ciebie mamusiu w listach aleczasem robi mi się od tego bardzo smutno i pszypominają mi sie wakacje.Pamientasz je mamusiu?