Читать книгу Dziecko ognia - S.K. Tremayne - Страница 6
149 dni przed Bożym Narodzeniem
Pora lunchu
Оглавление– Verdejo, proszę pana?
David Kerthen kiwa kelnerowi. Czemu nie miałby się napić? Był piątek,pora lunchu, a on wracał już do domu, choć raz wcześnie skończył pracę,zamiast o dziesiątej wieczorem. A więc mógł się dzisiaj napić. Zanimsamolot wyląduje w Newquay, zdąży wytrzeźwieć. I tak szanse na to, bypolicja zatrzymała go na A30, były bardzo nikłe. Kornwalijska policjapotrafiła być wyjątkowo nieudolna.
A może alkohol pozwoli mu zapomnieć. Wczoraj trzecią noc z rzędu śniłomu się Carnhallow. Tym razem widział Ninę, jak sama, naga, wędrowała popokojach.
Często to robiła: chodziła nago po domu. Dla obojga było to erotyczne: kontrast jej bladej skóry z monastycznym kamieniem albo z azerskimidywanami.
Popijając verdejo, David przypomina sobie tę noc, gdy wrócili pomiesiącu miodowym. Zrzuciła ubranie i tańczyli: ona naga, on w garniturze, sącząc piekielnie zimnego szampana. Zwinęli dywany w NowejSali, żeby było im łatwiej tańczyć, objął ramieniem jej szczupłą talię,spletli palce. A potem wyśliznęła się z jego objęć i uciekła,podniecająca i kryjąca się w cieniu, znikła w półmrokach korytarzy,zamazana plama młodzieńczej nagości.
Te wspomnienia go dobiły. Ich wczesne szczęście było aż nazbyt wielkie.Seks był fascynujący, impulsywny. Wciąż miewał z tego powodu złe sny,pełne tragicznego pożądania albo dziecinnej tęsknoty, po których zawszeprzychodził żal.
Zerknął na zegarek: pierwsza trzydzieści. Oliver się spóźniał. Tylko onsiedział przy ich stoliku, choć mroczna japońska restauracja dlaplutokratów była pełna gości.
David rozpiął marynarkę i rozejrzał się, chłonąc atmosferę Mayfair,wczuwając się w Londyn. Zamożność współczesnego Londynu była zmysłowa: miasto przetykane sukcesem. Można było poczuć zapach tego przesytu, i nie zawsze było to miłe. Ale uderzało do głowy i było koniecznością.Ponieważ David sam korzystał na komercyjnym triumfie Londynu. Jakowzięty członek palestry zawsze miał miejsce przy swoim stoliku w Nobu,ekskluzywną kancelarię w zaciszu georgiańskiego Marylebone i, conajważniejsze, pensję w wysokości pół miliona funtów, dzięki której mógłodrestaurować Carnhallow.
Ale bez wątpienia musiał na to ciężko zapracować. Godziny pracy byłypotworne. Jak długo uda mu się to ciągnąć? Przez dziesięć lat?Piętnaście?
W tej chwili musiał się jeszcze napić. Wciąż sam, upił łyk verdejo.
David nie znosił samotnych lunchów. Przypominały mu dni po wypadku Niny.Ponure samotne posiłki w Starej Jadalni. Matka udała się na dobrowolnewygnanie w swoim mieszkanku i nie chciała z nim rozmawiać. Skrzywił sięna wspomnienie zapału, z jakim po pogrzebie wrócił do pracy. Zostawiłmatkę i gosposię, by w ciągu tygodnia opiekowały się Jamiem. Po prostuuciekł, ot co. Nie był w stanie stawić czoła tym wszystkim emocjom,które splatały się w symfonię wyrzutów sumienia. I Londyn był dla niegoucieczką.
David opróżnił kieliszek i dał znak kelnerowi, by go napełnił. W tejchwili dostrzegł podchodzącego do stolika Olivera.
– Przepraszam – odezwał się Oliver. – Przeciągnęło mi się spotkanie.Przynajmniej spóźniamy się w wielkim stylu, co?
– Tak, tydzień temu stracili gwiazdkę Michelina.
Oliver się uśmiechnął i wysunął krzesło.
– Hmm, no cóż, wygląda na to, że nie miało to wpływu na interesy.
– Napij się wina, wyglądasz, jakbyś tego potrzebował.
– O tak, masz rację. Uch! Dlaczego wstąpiłem do służby cywilnej?Wydawało mi się, że będę służył krajowi, ale wygląda na to, że służębandzie półgłówków. Politycy… Zjemy dorszyka czarnego?
Kelner słuchał uważnie, jego palce zawisły nad tabletem.
David znał menu na pamięć.
– Makaron inaniwa z homarem, tataki z tuńczyka błękitnopłetwego. I tocoś z kapustą i miso.
Kelner skinął głową.
– Naprawdę za długo się przyjaźnimy – stwierdził Oliver. – Dokładniewiesz, czego chcę. Jak jakaś cholerna żona. – Uroczyście uniósłkieliszek.
David chętnie przyłączył się do toastu za ich przyjaźń. Oliver byłjedynym przyjacielem, jaki wciąż mu pozostał z Westminster School, i bardzo sobie cenił tę ich wieloletnią znajomość. Od tak dawna dobrze sięznali, że wykształcili coś w rodzaju własnego języka. Jak jeden z tychnieznanych języków, którym posługują się tylko dwie osoby w NowejGwinei. Gdyby jeden z nich umarł, zginąłby cały język, a wraz z nimwszystkie jego tajemnice, metafory i wspomnienia.
Trzeci z ich trójki już nie żył. Edmund. Również prawnik. Gej. Tworzyliw szkole trzyosobową paczkę. Trójkę spiskowców.
A teraz siedzieli tu, dwadzieścia trzy lata później, i opowiadali sobiestare szkolne dowcipy. I rozmawiali o Rachel.
– Po prostu chodzi o to… – Oliver oparł się wygodniej, a jego okrągłatwarz lekko się zarumieniła z wysiłku, jakim było jedzenie lunchu zatrzysta funtów. – Cóż, nie spodziewałem się, że to się potoczy takszybko i tak daleko zajdzie.
– Ale to ty nas ze sobą poznałeś.
– Tak, wiem, że was sobie przedstawiłem. I wiedziałem, że ona ci sięspodoba.
– A skąd to mogłeś wiedzieć?
– Jest bystra. Drobna. Bardzo pociągająca. – Oliver otarł usta serwetką.– Myślę, że Bóg stworzył ją dla ciebie.
– To skąd to zaskoczenie?
Oliver wzruszył ramionami.
– Zakładałem, że zrobisz to, co zwykle.
– To znaczy?
– Prześpisz się z nią, potem się nią trochę znudzisz i znajdziesz sobiekolejną.
David westchnął.
– Jezu! Robisz ze mnie potwora. Naprawdę jestem taki straszny?
– Nie jesteś zły, masz tylko irytujące powodzenie u kobiet. Po prostu cizazdroszczę.
– Daj spokój. Słucham tylko zaleceń lekarza. Ponoć liczne partnerkizmniejszają ryzyko raka prostaty.
Oliver zaśmiał się i wsunął do ust ostatni kąsek poussin yasai zuke.Pokręcił głową.
– No ale Rachel Daly okazała się inna. Inna niż wszystkie kobiety, z którymi spałeś. Rachel Daly. I po miesiącu się z nią ożeniłeś.
David opadł na oparcie krzesła i zamieszał verdejo w kieliszku.
– Dokładnie po ośmiu tygodniach. Ale przyznaję, że dość szybko.
– Delikatnie mówiąc.
– Naprawdę się w niej zakochałem, Oliver. Czy to aż takienieprawdopodobne? I tak dobrze się dogadywała z Jamiem. Wydawało mi sięto całkowicie słuszne. – David wpatrywał się w twarz przyjaciela,szukając ukrytych podtekstów. – Sugerujesz, że to się stało zbyt szybko…po Ninie?
– Nie. – Oliver z przejęciem pokręcił głową, może trochę niezręcznie. – Nie, nie, nie. Oczywiście, że nie. Bardziej chodzi mi o to, że Rachel…no cóż… tak bardzo się różni od twoich innych partnerek.
– Chcesz powiedzieć, że ma robotnicze pochodzenie?
– Nie. Chcę powiedzieć, że jest z marginesu. Wiesz, skąd pochodzi?
– Z pełnego melin Plumstead. Z faweli Tooting Bec. I co z tego?
– Właściwie to nic. Chodziło mi bardziej o to, że to taki przeskok. Żetak bardzo się różni od Niny. To znaczy, wygląda podobnie, ta elfiatwarz, ta chłopięcość, która tak ci się podoba, ale pod każdym innymwzględem…
– O to właśnie chodzi. – David pochylił się nad stolikiem. – To jeden z powodów, dla których tak szybko zakochałem się w Rachel. Jest inna. – Mówił teraz nieco za głośno, widać było, że wypił trochę wina. Ale niedbał o to. – Wszystkie te grzeczne dziewczyny z Notting Hill, z Paryża,z Manhattanu… Rachel tak bardzo się od nich różni. Ma za sobą przejścia,jakich nie potrafię sobie nawet wyobrazić. W różnych sprawach wyrażaopinie, jakich od nikogo innego nie usłyszę, ma pomysły, których nigdybym się nie spodziewał, a poza tym jest twarda, wiele przeszła, a jednak wyszła z tego cało, no i jest inteligentna i dowcipna. – Przerwałna chwilę. – I, tak, zgadza się, jest seksowna.
Przy stoliku zapadła cisza. David pragnął powiedzieć: „Jest prawie takseksowna jak Nina. Jest jedyną kobietą, jaką spotkałem, która być możepewnego dnia będzie się mogła równać z Niną”. Nie zrobił tego jednak.Ponieważ nie chciał myśleć o Ninie. Zamiast tego zamówił dwa tokaje.
Oliver uśmiechnął się do niego życzliwie.
– Wydaje mi się, że ty i Rachel macie też wiele wspólnego.
– Chodzi ci o to, że oboje mieliśmy ojców sukinsynów i że oboje jesteśmyabsurdalnie impulsywni?
– Nie, myślałem o tym, że… oboje jesteście trochę popierdoleni.
– Ach! – David wybuchnął śmiechem. – Tak. Pewnie masz rację. Aleuszkodzone dziewczyny są lepsze w łóżku.
– Słodkie.
– Choć to samo z pewnością dotyczy mężczyzn. Może to dlatego miałempowodzenie u kobiet. Mam swoje problemy. – David spojrzał na młodąrodzinę w głębi restauracji. Na roześmiane, szczęśliwe dziecko z rodzicami. – Boże, jak ja tęsknię za Jamiem – wyrwało mu się odruchowo.
Oliver uśmiechnął się ze współczuciem. David przywołał kelnera i poprosił o rachunek. Kieliszki z winem błyszczały dyskretnie w półmrokurestauracji.
Oliver odchylił się na oparcie krzesła.
– Tęsknota za dzieciakami jest gorsza, prawda? Gorsza niż tęsknota zakochanką czy partnerką. Zaskoczyłeś mnie.
David pokręcił głową.
– Możesz mi wierzyć. Jest gorsza. A najgorsze ze wszystkiego jest to, żenic nie możesz na to poradzić. Nawet jeśli miło spędzasz czas z dziećmi,to żałujesz, że kiedyś nie robiłeś tego częściej. Kiedy masz dziecko, tojak rewolucja przemysłowa, tyle że w uczuciach. Nagle jesteś zdolny domasowej produkcji zmartwień i poczucia winy.
– Cóż, przynajmniej dziś wieczorem się z nim spotkasz.
David się rozpromienił.
– O, tak! Jest weekend. Dzięki Bogu.
Po lunchu wyszli w jasne, łagodne światło popołudnia, Londyn w swymnajlepszym wydaniu – platany przy Piccadilly, jakby chciały uwięzić w listowiu promienie słońca. Uścisnęli sobie dłonie, poklepali się poplecach i Oliver ruszył w stronę St James, a David w przeciwną; lekkopodpity, złapał taksówkę, pojechał do swojej kancelarii w Marylebone,wziął aktówkę ze sprawami, które zamierzał przejrzeć w weekend, a potemwrócił do tej samej taksówki i udał się na Heathrow.
Jednak w korkach Hammersmith przyjemny wpływ alkoholu zaczął słabnąć,powróciły ponure myśli, nużący, lecz nieunikniony niepokój.
Jamie. Jego ukochany syn.
Nie chodziło tylko o to, że za nim tęsknił. Chłopiec znów zaczął siędziwnie zachowywać. Nie było tak źle jak w tych pierwszych strasznychmiesiącach po pogrzebie Niny, ale zdecydowanie coś było nie tak. I to gonaprawdę przerażało. David liczył na to, że sprowadzenie Rachel doCarnhallow rozpocznie nowy rozdział w ich życiu i pozwoli oddzielić towszystko grubą kreską, że dzięki temu będą mogli z większą ufnościąspoglądać w przyszłość. Ale tak się nie stało. Jeśli już, to Jamieprzechodził regres. Ostatni z jego listów do matki – który David znalazłtydzień wcześniej w pokoju syna – wydawał się szczególnie niepokojący.
Tłumiąc panikę, David poluzował krawat, jakby fizycznie zaczął się dusićna tylnym siedzeniu taksówki. Gdyby tylko mógł z kimś o tym porozmawiać,przynajmniej by mu ulżyło. Nie mógł jednak powiedzieć o tym nikomu, aniswojej nowej żonie, ani najstarszym z przyjaciół, ani nawet – co pokazałten lunch – Oliverowi. Edmund jako jedyny wiedział o wszystkim. Aleteraz Edmunda już nie było i David został sam. Jako jedyny znał prawdę.
Być może z wyjątkiem samego Jamiego.
To zaś było dla Davida źródłem nieustannej udręki. Ile wiedział jegosyn? Co mu powiedziała? Co chłopiec widział i słyszał?
David wyjrzał na niekończącą się kolumnę samochodów. Teraz całkowiciesię zatrzymała. Jak zastygła w żyłach krew.