Читать книгу Hannibal - Thomas Harris - Страница 10

CZĘŚĆ I
Waszyngton
Rozdział 8

Оглавление

Sekcja Behawioralna FBI zajmuje się seryjnymi mordercami. W jej piwnicznych biurach powietrze jest chłodne i nieruchome. Projektanci wnętrz ze swoimi paletami barw usiłowali w ostatnich latach rozweselić nieco podziemne lochy. Rezultaty były równie opłakane jak przy próbach ożywienia zakładu pogrzebowego.

Biuro szefa sekcji zachowało swój oryginalny kolor: brązowy z kawowymi zasłonami w kratę na wysoko umiejscowionych oknach. Właśnie tam Jack Crawford pisał coś przy biurku otoczony aktami krwawych spraw.

Rozległo się pukanie do drzwi. Crawford uniósł głowę i zobaczył Clarice Starling.

Uśmiechnął się i wstał z krzesła. Często rozmawiali na stojąco: była to reguła, którą z czasem narzucili sobie we wspólnych kontaktach. Nie musieli wymieniać uścisków dłoni.

– Słyszałam, że był pan w szpitalu – powiedziała Starling. – Przepraszam, że na pana nie poczekałam.

– Ucieszyłem się, że tak szybko cię wypuścili – odparł. – Jak ucho, wszystko w porządku?

– W porządku, jeśli lubi pan kalafiory. Mówią, że się zagoi. Częściowo. – Ucho przykrywały włosy, a ona nie zamierzała go odsłaniać.

Zapadła chwila ciszy.

– Chcą na mnie zwalić odpowiedzialność za akcję, panie Crawford. Za śmierć Eveldy Drumgo, za wszystko. Zachowywali się jak hieny, a potem nagle wszyscy się rozeszli. Coś ich wypłoszyło.

– Może masz anioła stróża, Starling.

– Może. Ile to pana kosztowało, panie Crawford?

Pokręcił głową.

– Proszę zamknąć drzwi, Starling. – Znalazł w kieszeni pomiętą chusteczkę i przetarł okulary. – Nie mam wystarczających wpływów. Gdyby pani Martin nadal zajmowała swoje stanowisko, mogłaby się za tobą wstawić… Podczas tej akcji zmarnowali Johna Brighama – zupełnie jakby wyrzucili go na śmietnik. Hańbą byłoby, gdyby ciebie spotkał podobny los.

Policzki Crawforda się zaróżowiły. Clarice przypomniała sobie jego smaganą zimnym wiatrem twarz pochyloną nad grobem Johna Brighama. Crawford nigdy nie opowiadał jej o swojej wojnie.

– Ale coś pan zrobił, panie Crawford.

Skinął głową.

– No tak. Nie wiem, czy będziesz zadowolona. Jest robota.

Robota. W ich wspólnym języku było to dobre słowo. Oznaczało konkretne, natychmiastowe zadanie. Oczyszczało atmosferę. Jeśli nie musieli, nie rozmawiali o biurokracji FBI. Crawford i Starling przypominali misjonarzy, którzy nie zajmują się teologią, lecz koncentrują na chorym dziecku. Wiedzą – choć nikomu o tym nie mówią – że nie mogą liczyć na boską pomoc. Że nawet dla tysiąca dzieci z plemienia Ibo Bóg nie zechce zesłać deszczu.

– Pośrednio twoim dobroczyńcą jest nadawca listu, który ostatnio dostałaś.

– Doktor Lecter. – Już dawno zauważyła, że Crawford brzydzi się tym nazwiskiem.

– Tak, właśnie on. Przez cały czas pozostawał nieuchwytny, przebywał bezkarny gdzieś daleko, i teraz przesyła list. Po co?

Minęło siedem lat, odkąd doktor Lecter, dziesięciokrotny zabójca, uciekł z aresztu w Memphis, mordując po drodze kolejnych pięć osób.

Później zapadł się pod ziemię. Sprawa pozostała otwarta i w FBI nie zamierzano jej zamknąć do chwili schwytania mordercy. Podobnie było w Tennessee i innych okręgach sądowych. Ale odwołano siły specjalne, które prowadziły pościg, choć krewni ofiar wylewali łzy złości przed sądem stanowym w Tennessee i domagali się działania.

Powstały całe tomy uczonych rozpraw na temat mentalności Lectera. Większość z nich wyszła spod pióra psychologów, którzy nigdy nie zetknęli się z doktorem osobiście. Pojawiło się kilka prac psychiatrów skompromitowanych przez doktora w specjalistycznej prasie. Najwidoczniej poczuli, że teraz mogą się bez obaw zrewanżować. Niektórzy z nich twierdzili, że jego chora psychika nieuchronnie popchnie go do samobójstwa i że prawdopodobnie już nie żyje.

Również w cyberprzestrzeni zainteresowanie doktorem Lecterem pozostawało wciąż żywe. Teorie na jego temat mnożyły się jak grzyby po deszczu, a on sam pojawiał się w różnych miejscach na świecie niemal tak często jak Elvis. Podszywający się pod niego oszuści byli zmorą internetowych grup dyskusyjnych, a z fosforyzującego bagna ciemnej strony cyberprzestrzeni wypływały policyjne zdjęcia jego ofiar. Fotografie te trafiały nielegalnie do kolekcjonerów okropności, a popularnością ustępowały jedynie scenom z egzekucji Fou-Tchou-Li.

I nagle po siedmiu latach ślad: list do ukamienowanej przez prasę brukową Clarice Starling.

Na liście nie znaleziono odcisków palców, ale FBI wierzyło w jego autentyczność. Clarice Starling nie miała żadnych wątpliwości.

– Dlaczego to zrobił, Starling? – Crawford sprawiał wrażenie, jakby był na nią zły. – Nigdy nie udawałem, że rozumiem go lepiej niż ci kretyni psychiatrzy. Powiedz mi.

– Myślał, że moje ostatnie doświadczenia… zburzą, zniechęcą mnie do FBI, a on uwielbia obserwować, jak załamuje się wiara. Kiedyś kolekcjonował zdjęcia ruin zburzonych kościołów. Sterta gruzów we Włoszech, gdzie zawalił się kościół pełen staruszek biorących udział we mszy, a na ruinach zatknięta przez kogoś choinka – bardzo mu się to podobało. Bawię go, traktuje mnie jak zabawkę. Gdy go przesłuchiwałam, lubił wytykać braki w moim wykształceniu. Sądzi, że jestem naiwna.

Przez Crawforda przemawiał jego wiek i samotność, gdy zadał kolejne pytanie.

– Czy pomyślałaś kiedyś, Starling, że on może cię lubić?

– Myślę, że go rozweselam. Albo coś go bawi, albo nie. Jeśli nie…

– Czy poczułaś kiedyś, że on cię lubi? – Crawford podkreślił różnicę między myślą i uczuciem, jak baptysta kładzie nacisk na całkowite zanurzenie podczas chrztu.

– Po bardzo krótkim spotkaniu powiedział o mnie parę prawdziwych rzeczy. Myślę, że łatwo pomylić zrozumienie z empatią: tak bardzo jej pragniemy. Może wychwycenie tej różnicy jest przejawem dojrzałości. Przykra jest świadomość, że ktoś może nas rozumieć, lecz niekoniecznie lubić. Najgorsze, że zrozumienie może być wykorzystane jako narzędzie drapieżnika. Nie… nie mam pojęcia, co doktor Lecter do mnie czuje.

– Co takiego o tobie powiedział, jeśli mogę zapytać?

– Powiedział, że jestem ambitna. Że przypominam mu prostą babę ze wsi, a oczy świecą mi się jak tanie szkiełka. Powiedział, że noszę tanie pantofle, choć mam odrobinę gustu.

– Uznałaś, że to wszystko prawda?

– Tak. Może nadal tak jest, choć staram się nosić lepsze buty.

– Myślisz, że chciał się przekonać, czy go wydasz, jeśli przyśle list ze słowami pocieszenia?

– Wiedział, że go wydam. Powinien to wiedzieć.

– Po wyroku sądu zamordował jeszcze sześć osób – powiedział Crawford. – Zabił Miggsa w szpitalu za opryskanie cię spermą i pięć osób podczas ucieczki. Jeśli zostanie schwytany, czeka go kara śmierci. – Crawford uśmiechnął się na tę myśl. Był pionierem badań nad seryjnymi zabójcami. Teraz czekała go emerytura, a potwór, który był dla niego największym wyzwaniem, pozostawał na wolności. Perspektywa uśmiercenia doktora Lectera szalenie mu się podobała.

Starling wiedziała, że Crawford wspomniał o wyczynie Miggsa, chcąc przykuć jej uwagę, przenieść ją w przeszłość do tego straszliwego okresu, gdy przesłuchiwała Hannibala-Kanibala w jego podziemnej celi w Stanowym Szpitalu dla Psychicznie Chorych Przestępców. Lecter bawił się nią, a tymczasem w studni w piwnicy Jame’a Gumba czekała na śmierć dziewczyna. Zwykle przechodząc do sedna sprawy, Crawford całkowicie absorbował uwagę rozmówcy, podobnie jak teraz.

– Wiesz, że jedna z pierwszych ofiar doktora Lectera wciąż żyje?

– Ten bogacz, którego rodzina wyznaczyła nagrodę?

– Tak, Mason Verger. Jest podłączony do respiratora w Marylandzie. W tym roku zmarł jego ojciec i zostawił mu swoje mięsne imperium. Po śmierci starego Vergera Mason został kongresmenem i członkiem Komisji Sądowej Kongresu, która bez niego nie byłaby w stanie związać końca z końcem. Mason twierdzi, że ma coś, co pomoże nam odnaleźć doktora. Chce rozmawiać z tobą.

– Ze mną?

– Tak. Domaga się tego i nagle wszyscy zgodnie twierdzą, że to świetny pomysł.

– Czuję tu pańską rękę.

– Chcieli się ciebie pozbyć, Starling, wyrzucić jak szmacianą lalkę. Poszłabyś na śmietnik w ślad za Johnem Brighamem. Po to, żeby ocalić głowy kilku biurokratów z ATF. Strach. Presja. Nic innego do nich nie dociera. Wysłałem kogoś, żeby szepnął słówko Masonowi i przekonał go, jak bardzo twoje odejście zaszkodziłoby poszukiwaniom Lectera. Co się stało później, do kogo Mason zadzwonił – tego nie chcę wiedzieć. Prawdopodobnie do kongresmena Vellmore’a.

Jeszcze rok wcześniej Crawford nie zagrałby w ten sposób. Starling przyjrzała się uważnie jego twarzy, szukając oznak szaleństwa, ogarniającego czasem ludzi, którym grozi rychła emerytura. Nic takiego nie dostrzegła, choć Crawford wyglądał na zmęczonego.

– Mason nie jest ładny, Starling, i nie mam na myśli tylko jego twarzy. Dowiedz się, co dla nas ma. Jak wrócisz, zabierzemy się do tego. W końcu.

Starling wiedziała od lat, że gdy tylko ukończyła Akademię, Crawford usiłował zatrudnić ją w Sekcji Behawioralnej.

Jako weteranka FBI i uczestniczka wielu akcji, które nie przyniosły jej awansu, zrozumiała, że pierwszy triumf – schwytanie seryjnego mordercy Jame’a Gumba – doprowadził ostatecznie do jej klęski w FBI. Była wschodzącą gwiazdą, która utknęła w miejscu. W trakcie poszukiwań Gumba zrobiła sobie co najmniej jednego śmiertelnego wroga i wzbudziła zazdrość wielu rówieśników płci brzydkiej. Brakowało jej też uległości, dlatego przez całe lata wysyłano ją do wręczania nakazów i udaremniania napadów na banki w biednych dzielnicach. W końcu uznano, że nie nadaje się do pracy w zespole, została więc agentem do spraw technicznych. Zakładała podsłuchy w telefonach i samochodach gangsterów i handlarzy dziecięcą pornografią. Czuwała samotnie ze słuchawkami na uszach. I zawsze była do dyspozycji, gdy siostrzana agencja potrzebowała wprawnej ręki podczas akcji. Była silna, choć szczupła, szybka i ostrożnie obchodziła się z bronią.

Crawford dostrzegł teraz dla niej szansę. Podejrzewał, że zawsze chciała ścigać Lectera. Prawda była nieco bardziej skomplikowana.

– Nigdy nie usunęłaś prochu z twarzy.

Okruchy spalonego prochu z rewolweru świętej pamięci Jame’a Gumba tworzyły na policzku czarny punkt.

– Nie miałam czasu.

– Wiesz, jak Francuzi nazywają takie znamię wysoko na policzku? Wiesz, co ono oznacza? – Crawford zgromadził sporą bibliotekę na temat tatuaży, symboliki ciała i rytualnych okaleczeń.

Starling pokręciła głową.

– Takie znamię nazywają odwagą. Nie usuwałbym go na twoim miejscu.

Hannibal

Подняться наверх