Читать книгу Hannibal - Thomas Harris - Страница 17
CZĘŚĆ I
Waszyngton
Rozdział 15
ОглавлениеMason otrzymał edukację osobliwą, lecz – jak się okazało – idealną do życia, jakie ojciec dla niego zaplanował, i do zadania, które go teraz czekało.
Jako dziecko uczył się w szkole z internatem, hojnie przez jego ojca dofinansowywaną. Dlatego przymykano oko na częste nieobecności Masona. Starszy Verger zabierał syna ze szkoły na całe tygodnie i przekazywał mu prawdziwą wiedzę, prowadząc chłopca do klatek dla zwierząt i rzeźni, które stanowiły podstawę ich fortuny.
Molson Verger był pionierem w wielu sferach związanych z hodowlą zwierząt rzeźnych, szczególnie w sferze oszczędności. Jego wczesne eksperymenty związane z tanią paszą dorównywały inwencją eksperymentom Batterhama sprzed pół wieku. Molson oszukiwał świńskie żołądki, dodając do karmy szczecinę, przerabiając kurze pióra i odchody. W tym czasie uznawano to za śmiałe rozwiązanie. W latach czterdziestych miał opinię szalonego wizjonera, gdy po raz pierwszy przestał poić świnie świeżą wodą, zamieniając ją na poiwo ze sfermentowanego zwierzęcego moczu. To przyspieszało wzrost zwierząt. Śmiechy ucichły, gdy zaczął zarabiać krocie, a konkurenci natychmiast poszli w jego ślady.
Na tym nie kończyło się nowatorstwo Molsona Vergera w przemyśle mięsnym. Z czysto ekonomicznych pobudek odważnie walczył, nie szczędząc pieniędzy z własnej kiesy, z ustawą o humanitarnym uboju zwierząt. Udało mu się zapobiec delegalizacji piętnowania, choć musiał sporo wydać na łapówki. Z Masonem u boku nadzorował zakrojone na szeroką skalę eksperymenty, które miały ustalić, jak długo przed ubojem można pozbawić zwierzę wody i pożywienia bez znacznej utraty wagi.
Sponsorowane przez Vergera badania genetyczne doprowadziły wreszcie do wyhodowania świetnie umięśnionego gatunku świni belgijskiej, co nie udawało się Belgom. Molson Verger kupował zwierzęta na całym świecie i sponsorował wiele zagranicznych programów hodowlanych.
Przemysł mięsny opiera się w gruncie rzeczy na potencjale ludzkim. Nikt nie rozumiał tego lepiej niż Molson Verger. Udawało mu się zastraszać przywódców związkowych, gdy zagrażali jego zyskom, żądając wyższych płac i lepszych warunków pracy. W tej dziedzinie przez trzydzieści lat bardzo mu się przydawały ścisłe koneksje ze światem zorganizowanej przestępczości.
Mason był wówczas bardzo podobny do ojca. Miał lśniące, ciemne brwi nad bladoniebieskimi oczyma rzeźnika i niskie czoło, nad którym linia włosów opadała na lewą stronę. Molson Verger często w przypływie czułości brał głowę syna w ręce i po prostu dotykał jej, jak gdyby potwierdzał swoje ojcostwo. Tak samo dotykał świńskich ryjów, oceniając na podstawie budowy kostnej strukturę genetyczną.
Mason uczył się szybko i nawet teraz, gdy nie mógł wstać z łóżka, podejmował w interesach trafne decyzje, które wprowadzali w życie jego pełnomocnicy. W głowie Masona zrodził się pomysł, żeby namówić rząd Stanów Zjednoczonych i państwa Unii Europejskiej do wyrżnięcia wszystkich świń na Haiti, powołując się na zagrożenie afrykańską świńską grypą. Potem udało mu się wepchnąć rządowi białe amerykańskie świnie, one miały zastąpić haitańskie. Nieprzystosowane do tamtejszych warunków zwierzęta padały jak muchy, pogłowie trzeba było ciągle uzupełniać, dopóki Haitańczycy nie sprowadzili wytrzymałych świń z Dominikany.
Teraz Mason posiadał ogromną wiedzę i doświadczenie. Budując narzędzia zemsty, czuł się jak Stradivari, który przystępuje do pracy.
Co za bogactwo wiadomości i pomysłów gromadziło się w tej czaszce bez twarzy! Leżąc w łóżku, komponując w myślach jak głuchy Beethoven, przypominał sobie wizyty na świńskich targach, gdzie podpatrywali konkurencję. Molson zawsze trzymał w pogotowiu srebrny nożyk, który zwykle wyślizgiwał się z kurtki i wbijał w kark zwierzęcia. Sprawdzał w ten sposób grubość warstwy tłuszczu. Nikt nie śmiał mu czegokolwiek zarzucić, a on oddalał się od przeraźliwych kwików zwierzęcia, trzymając rękę w kieszeni i zaznaczając kciukiem miejsce na ostrzu.
Mason uśmiechnąłby się, gdyby miał wargi. Przypomniał sobie, jak ojciec dźgnął konkursową świnię, której wydawało się, że wszyscy są jej przyjaciółmi. Dzieciak, do którego zwierzę należało, się rozpłakał. Nadbiegł rozwścieczony ojciec, ale zbiry Molsona wyprowadziły go za namiot. Co za wspaniałe, szczęśliwe czasy.
Na świńskich targach Mason widział egzotyczne zwierzęta z całego świata. Do swojego nowego przedsięwzięcia sprowadził najlepsze okazy spośród wszystkich gatunków, które wtedy poznał.
Mason rozpoczął swój program hodowlany natychmiast po Objawieniu. Wybrał niewielkie gospodarstwo Vergerów na Sardynii. Miejsce było odosobnione i miało wygodne połączenie z kontynentem.
Wierzył – nie bez racji – że pierwszym przystankiem doktora Lectera po ucieczce ze Stanów Zjednoczonych była Ameryka Południowa. Ale zawsze przypuszczał, że człowiek z zamiłowaniami doktora Lectera osiedli się w Europie, więc co roku jego ludzie obserwowali gości na Festiwalu w Salzburgu i podczas innych imprez kulturalnych.
Oto, co wysłał swoim hodowcom na Sardynii, którzy przygotowywali arenę śmierci doktora Lectera.
Wielka świnia leśna Hylochoerus meinertzhageni, sześć sutków i trzydzieści osiem chromosomów, pomysłowa w wynajdywaniu pożywienia, niewybredny wszystkożerca tak jak człowiek. Odmiana górska: dwa metry długości, waga około dwustu siedemdziesięciu pięciu kilogramów. Wielka świnia leśna nadała tonację kompozycji Masona.
Europejski dzik S. scrofa scrofa, trzydzieści sześć chromosomów w najczystszej odmianie, brak narośli na ryju, sama szczecina i wielkie, ostre kły. Duże, szybkie i agresywne zwierzę, które zabija żmiję ostrymi racicami i zjada węża jak kabanosa. W trakcie rui lub w obronie młodych rozjuszona świnia atakuje wszystko, co uzna za zagrożenie. Lochy mają dwanaście sutków i są dobrymi matkami. W S. scrofa scrofa Mason znalazł nowy motyw kompozycji. Ryj dzika miał ukazać konsumowanemu doktorowi Lecterowi ostatnią, piekielną wizję samego siebie.
Kupił też świnię z wyspy Ossabaw ze względu na jej agresywność i czarną świnię z Jiaxing ze względu na wysoki poziom estradiolu.
Fałszywa nuta zabrzmiała, gdy wprowadził babirusę, Babyrousa babyrussa, ze wschodniej Indonezji, zwaną również jelenioświnem z powodu wyjątkowo długich kłów. Rozmnażała się powoli, miała tylko dwa sutki i przy wadze stu kilogramów kosztowała go zbyt dużo jak na swoje rozmiary. Czas nie został jednak stracony, bo równocześnie pojawiły się inne młode.
Jeśli chodzi o uzębienie, Mason nie miał zbyt dużego wyboru. Prawie każdy gatunek dysponował zębami odpowiednimi do swojego zadania. Trzy pary ostrych siekaczy, para przedłużonych kłów, cztery pary zębów przedtrzonowych i trzy miażdżące pary zębów trzonowych, w górnej i dolnej szczęce – w sumie czterdzieści cztery zęby.
Każda świnia zje martwego człowieka, ale żeby zmusić ją do zjedzenia żywego, jest konieczna odpowiednia tresura. Sardyńczycy Masona byli w stanie poradzić sobie z tym problemem.
Teraz, po siedmiu latach prób i licznych miotach, rezultaty były… imponujące.