Читать книгу Hannibal - Thomas Harris - Страница 7
CZĘŚĆ I
Waszyngton
Rozdział 5
ОглавлениеStarling była sprawną, choć niezbyt skrupulatną gospodynią. Sprzątała swoją część domu, ale rzeczy zwykle miały tendencję do piętrzenia się – czyste, nieposortowane pranie, gazety, na które nie starczało miejsca. Należała do mistrzów w konkurencji prasowania ubrań w ostatniej chwili i nie musiała mizdrzyć się przed lustrem, więc jakoś sobie radziła.
Gdy tęskniła za ładem, przechodziła przez wspólną kuchnię do mieszkania Ardelii Mapp. Jeśli Ardelia była u siebie, Clarice mogła skorzystać z jej rad, zawsze pożytecznych, choć czasem szczerych aż do bólu. Jeśli jej nie było, Starling wiedziała, że może posiedzieć i porozmyślać w idealnym porządku panującym w mieszkaniu Mapp – pod warunkiem, że niczego nie przestawi. Dzisiaj też tam siedziała. To jedno z tych miejsc, w których zawsze czuje się osobowość właściciela, bez względu na to, czy jest obecny czy nie.
Wpatrywała się w polisę ubezpieczeniową babci Mapp, wiszącą na ścianie w ręcznie wykonanej ramce. Wcześniej wisiała w chacie babki, a później w skromnym mieszkaniu rodziców Ardelii, gdy była jeszcze dzieckiem. Babka sprzedawała uprawiane warzywa i kwiaty z ogródka. Za oszczędności opłacała składki. Pod zastaw polisy wzięła kredyt, żeby pomóc Ardelii skończyć szkołę. Na ścianie wisiało też zdjęcie drobniutkiej starowinki, która próbuje się uśmiechać nad wykrochmalonym białym kołnierzykiem. W jej czarnych oczach pod rondem słomianego kapelusza tliła się wiekowa mądrość.
Ardelia znała swoje korzenie, czerpała z nich siłę każdego dnia. Starling chciała odnaleźć swoje, próbując jakoś się pozbierać. Luterański sierociniec w Bozeman karmił ją, ubierał i nauczył odpowiedniego zachowania. Ale teraz potrzebowała czegoś więcej: więzów krwi.
Cóż takiego ma ktoś, kto wywodzi się z biednej białej rodziny, z dziury, gdzie czas stanął w miejscu? Kto wychował się wśród ludzi, których mieszkańcy studenckich kampusów nazywają kmiotkami i wieśniakami czy protekcjonalnie prostakami z Appalachów? Jeśli nawet wątpliwi arystokraci z Południa, którzy gardzą pracą fizyczną, odnoszą się do jego ziomków jak do buraków – z jakiej tradycji czerpie przykład? Że daliśmy im wycisk nad Bull Run? Że pradziadunio spisał się pod Vicksburgiem?
A jednak odwołanie do tego, co zostało z przeklętych czterdziestu arów i zabłoconego muła, przynosi zaszczyt i ma głębszy sens. Trzeba samemu do tego dojść. Nikt tego nie nauczy.
Starling odniosła sukces jako studentka w Akademii FBI, bo w niczym nie mogła znaleźć oparcia. Większość życia spędziła w różnych instytucjach. Szanowała je i przestrzegała ściśle panujących w nich zasad. Zawsze parła do przodu, zdobyła stypendium. Po świetnym starcie załamanie kariery w FBI było dla niej nowym i strasznym przeżyciem. Tłukła się o szklane ściany jak pszczoła w butelce.
Miała cztery dni na opłakiwanie Johna Brighama, zastrzelonego na jej oczach. Dawno temu John Brigham zaproponował jej coś, a ona odmówiła. Potem zapytał, czy mogą zostać przyjaciółmi, i mówił poważnie. A ona się zgodziła, też na serio.
Musiała pogodzić się z tym, że na targu rybnym Feliciana uśmierciła pięć osób. Kilka razy przypominał jej się Crip; unieruchomiony między samochodami, rozpaczliwie drapał paznokciami dach samochodu, gdy z palców wyśliznęła mu się broń.
Żeby ulżyć wyrzutom, poszła do szpitala. Chciała popatrzeć na dziecko Eveldy. Zastała tam jej matkę, która zabierała właśnie wnuka do siebie. Rozpoznała Starling ze zdjęć w gazetach, oddała dziecko pielęgniarce i, zanim Starling zdołała cokolwiek zrobić, wymierzyła jej mocny policzek w zabandażowaną twarz.
Starling nie oddała jej, lecz przytrzymała za nadgarstki, przyciskając do szpitalnego okna, aż kobieta się uspokoiła, z twarzą wykrzywioną na umazanej śliną szybie. Po szyi Clarice spływała krew, ból przyprawił ją o zawrót głowy. W szpitalu ponownie zszyto jej ucho. Zrezygnowała ze złożenia skargi. Pielęgniarz ze szpitala opowiedział o incydencie dziennikarzowi „National Tattler”. Dostał za to trzysta dolarów.
Musiała wyjść z domu jeszcze dwa razy: żeby przygotować Brighama do pogrzebu i wziąć udział w uroczystości na cmentarzu Arlington. Brigham miał tylko nielicznych dalekich krewnych i w ostatniej woli prosił Starling, żeby zajęła się nim po śmierci.
Miał tak zmasakrowaną twarz, że w grę wchodziła wyłącznie zamknięta trumna. Mimo to Starling zrobiła wszystko, żeby zadbać o jego wygląd. Ubrała go w błękitny mundur piechoty morskiej ze Srebrną Gwiazdą i innymi odznaczeniami.
Po uroczystości dowódca Brighama przekazał Starling pudełko z osobistą bronią Johna, odznakami i kilkoma drobiazgami z jego wiecznie zagraconego biurka, między innymi kiczowatym szklanym ptaszkiem, który pił ze szklanki.
Za pięć dni czekało Starling przesłuchanie. Mogło oznaczać koniec jej kariery. Poza jedną wiadomością od Jacka Crawforda służbowy telefon milczał i nie mogła już porozmawiać z Johnem Brighamem.
Zadzwoniła do swojego przedstawiciela w Związku Agentów FBI. Poradził jej, żeby na przesłuchanie nie wkładała długich kolczyków ani odkrytych pantofli.
Telewizja i prasa rozwodziły się codziennie na temat śmierci Eveldy Drumgo, robiąc wokół sprawy wiele hałasu.
Tutaj, w mieszkaniu Mapp, w otaczającym ją idealnym porządku, Starling próbowała się skoncentrować.
Robakiem, który drąży cię od środka, jest chęć przyznania racji twoim wrogom, uzyskania ich przychylności.
Natrętny dźwięk.
Starling usiłowała przypomnieć sobie wszystko, co mówiła w furgonetce. Czy powiedziała więcej, niż było konieczne? Natrętny dźwięk.
Brigham poprosił ją, żeby opowiedziała innym o Eveldzie. Czy okazała wrogość, mówiła za bardzo krytycznie?
Natrętny dźwięk.
Oprzytomniała. Zdała sobie sprawę, że ktoś dzwoni do drzwi. Prawdopodobnie reporter. Czekała też na wezwanie do sądu. Przesunęła zasłonę w oknie i zobaczyła odchodzącego listonosza. Otworzyła drzwi i dogoniła go. Podpisując odbiór przesyłki poleconej, odwróciła się plecami do samochodu prasowego po drugiej stronie ulicy z wycelowanymi w nią teleobiektywami. Koperta była w kolorze fioletoworóżowym z jedwabistymi włóknami na lnianym papierze. Coś jej to przypomniało. W domu, z dala od ludzkich oczu, odczytała adres. Piękne, kaligraficzne pismo.
Bezustanny szum strachu w głowie przerodził się w wycie syreny. Poczuła, że skóra na brzuchu zadrżała, jakby spadło na nią coś zimnego.
Wzięła kopertę za rogi i zaniosła do kuchni. Wyciągnęła z torebki białe rękawiczki do oglądania dowodów rzeczowych. Przycisnęła kopertę do twardej powierzchni kuchennego stołu i starannie ją obmacała. Choć papier był gruby, wyczułaby baterię gotową zdetonować materiał wybuchowy. Wiedziała, że powinna zbadać list pod fluoroskopem. Jeśli go otworzy, może mieć kłopoty. Kłopoty. Racja. A niech tam.
Rozcięła kopertę kuchennym nożem i wyjęła pojedynczą kartkę jedwabistego papieru. Zanim spojrzała na podpis, wiedziała już, kto do niej napisał.
Droga Clarice,
z entuzjazmem śledziłem przebieg Twego publicznego zniesławienia i upokorzenia. Ja sam nigdy się tym nie przejmowałem – doskwierały mi jedynie niewygody związane z odosobnieniem. Ale Tobie może brakować dystansu.
Podczas naszych rozmów w podziemiach szpitala wydało mi się oczywiste, że postać Twego ojca, zmarłego nocnego strażnika, zajmuje poczesne miejsce w Twoim systemie wartości. Fakt, iż położyłaś kres krawieckiej karierze Jame’a Gumba, uszczęśliwił Cię tak bardzo, ponieważ – jak sądzę – mogłaś sobie wyobrazić, że zrobił to Twój ojciec.
Teraz masz w FBI bardzo złe notowania. Czy zawsze wyobrażałaś sobie, że masz nad sobą ojca? Czy wyobrażałaś go sobie na stanowisku szefa sekcji, a może – wyżej niż sam Jack Crawford – jako zastępcę dyrektora, który z dumą obserwuje Twoje postępy? A teraz, czy widzisz go przybitego i zawstydzonego Twoją hańbą? Twoją porażką? Przykrym, wstydliwym końcem obiecującej kariery? Czy widzisz siebie w roli sprzątaczki, do której została zdegradowana Twoja matka, gdy narkomani załatwili Twego Tatulka? Hmm? Czy Twoja porażka odbije się na nich? Czy ludzie już zawsze będą niesłusznie uważać, że Twoi rodzice należeli do białej hołoty zamieszkującej pola przyczep w rejonach nawiedzanych przez tornada? Odpowiedz szczerze, agentko specjalna Starling.
Zanim przejdziemy dalej, odpocznij chwilę.
A teraz wskażę pewną cechę, którą posiadasz i która Ci pomoże: Twoje łzy nie zaćmiewają Ci wzroku, możesz dalej czytać.
Oto ćwiczenie, które może okazać się przydatne. Chcę, żebyś zrobiła to dokładnie teraz.
Masz w domu czarny żelazny rondel? Jesteś dziewczyną z południowych gór, na pewno masz. Postaw go na kuchennym stole. Zapal górne światło.
Mapp odziedziczyła po babce rondel i często go używała. Miał lśniącą czarną powierzchnię, której nigdy nie tknięto mydłem. Starling postawiła rondel na stole przed sobą.
Zajrzyj do niego, Clarice. Pochyl się i spójrz w dół. Jeśli to rondel Twojej matki, co nie jest wykluczone, w jego cząsteczkach tkwią wibracje wszystkich rozmów, których był świadkiem. Wymiany zdań, drobne nieporozumienia, straszliwe wyznania, stanowcze zapowiedzi katastrof, westchnienia i poezja miłości.
Usiądź przy stole, Clarice. Zajrzyj do rondla. Jeśli jest dobrze osmolony, wygląda jak czarna kałuża, prawda? Jakbyś zaglądała do studni. Na dnie wprawdzie nie ma wyraźnego odbicia Twojej twarzy, ale majaczysz tam na dole. Czyż nie? Światło jest za Tobą i oto jesteś – czarna twarz w koronie płonących włosów.
Wszyscy jesteśmy węglem, Clarice. Ty, rondel i trup Tatulka w ziemi, zimny jak ten rondel. Wszystko w nim zostaje. Słuchaj. Tak naprawdę żyli Twoi strudzeni rodzice. To konkretne wspomnienia, nie wyobrażenia, które wypełniają Twoje serce.
Czemu Twój ojciec nie był zastępcą szeryfa ściśle współpracującym z wymiarem sprawiedliwości? Czemu Twoja matka sprzątała w motelach, żeby Cię utrzymać? Nawet jeśli nie udało się jej zatrzymać Cię przy sobie?
Jakie jest Twoje najbardziej żywe wspomnienie związane z kuchnią? Nie ze szpitalem, z kuchnią.
Matka zmywa krew z czapki ojca.
Najmilsze wspomnienie związane z kuchnią?
Ojciec obiera pomarańcze starym scyzorykiem ze złamanym ostrzem i podaje nam kawałki.
Twój ojciec, Clarice, był nocnym strażnikiem. Twoja matka była sprzątaczką.
Czy wielka kariera w służbach federalnych była spełnieniem Twoich czy ich ambicji? Na ile Twój ojciec zgiąłby kark, żeby dać sobie radę ze skostniałą biurokracją? Ile pośladków by wycałował? Czy widziałaś, żeby kiedykolwiek przed kimś się płaszczył, komuś schlebiał?
Czy Twoi zwierzchnicy prezentują jakiś system wartości, Clarice? A Twoi rodzice? Jeśli tak, czy to te same wartości?
Spójrz na dno rondla i wyznaj uczciwie. Czy zawiodłaś swoją nieżyjącą rodzinę? Czy chcieliby, żebyś się podlizywała? Czy cenili sobie hart ducha? Możesz być tak silna, jak tylko zechcesz.
Jesteś wojownikiem, Clarice. Wróg nie żyje, dziecko jest bezpieczne. Jesteś wojownikiem.
Najbardziej stabilne pierwiastki, Clarice, znajdują się w środku układu okresowego, z grubsza między żelazem i srebrem.
Między żelazem i srebrem. Sądzę, że to dla Ciebie odpowiednie miejsce.
Hannibal Lecter
PS Wciąż jesteś mi winna pewną informację. Czy nadal budzisz się, słysząc owce? Zamieść ogłoszenie w którymś z niedzielnych wydań „Timesa”, „International Herald Tribune” i „China Mail”. Zaadresuj je do A.A. Aarona, żeby ukazało się jako pierwsze, i podpisz się imieniem Hannah.
Starling słyszała słowa wypowiadane tym samym głosem, który kpił z niej, przeszywał ją, analizował i oświecał w oddziale pod intensywnym nadzorem. W szpitalu dla psychicznie chorych, gdy musiała przehandlować swe bolesne doświadczenia za bezcenne wiadomości na temat Buffalo Billa. Metaliczna chrypka rzadko używanych strun głosowych wciąż pobrzmiewała w jej snach.
W rogu kuchennego sufitu wisiała świeża pajęczyna. Starling gapiła się na nią, usiłując pozbierać myśli. Zadowolenie mieszało się ze smutkiem, smutek z zadowoleniem. Cieszyła się z pomocy, cieszyła się, że ujrzała światło w tunelu. Cieszyła się i smuciła zarazem, że poczta w Los Angeles, która przesyłała dalej korespondencję doktora Lectera, zatrudniła tanią pomoc: tym razem przeciągnięto kopertę przez maszynę stemplującą. Ten list ucieszy Jacka Crawforda, kierownictwo poczty i laboratorium.