Читать книгу Walka o macierzyństwo. Jak wygrać z czasem i samą sobą - Weronika Marczuk - Страница 8
Wtedy zawalił się nasz świat, na zawsze
ОглавлениеDzień jej śmierci był dla mnie momentem rozpoczęcia się długiego okresu strachu. Miałam wówczas 4 lata. Ten dzień zwiastował kolejne lęki i ból małej, zdolnej dziewczynki, która na długi czas utraciła dwa filary: uwagę rodziców i pewność siebie. Tata dwa tygodnie nocował na cmentarzu, mama posiwiała z rozpaczy. Płakała non stop. Ja byłam przerażona i szukałam winy w sobie. Może tak się stało, bo raz Inna spadła z sofy, gdy jej pilnowałam? A może dlatego, że czasem byłam trochę zazdrosna o to, że rodzice poświęcają jej więcej czasu niż mnie? Moje dziecięce serce waliło tak mocno, że rozpadało się na kawałki i sklejało tylko na chwilę, by później znowu się rozpaść. Uczucia, których się nie zapomina. Emocje, których się nie wyrzuca. Wszystko to pamiętam jak dziś. I nikt nie mógł nam wtedy pomóc. Nie było psychologów, a bliscy nie potrafili nas wesprzeć. Wszyscy byli zdruzgotani. Jednak współczucie i roztrząsanie tego, co się stało, tylko pogłębiało naszą rozpacz.
Po bardzo trudnym dla wszystkich pogrzebie rodzice przeszli w fazę wzajemnego obwiniania się, przerzucali się argumentami, kto bardziej zawinił. Żyliśmy w przedsionku piekła. A potem, w rozmowie, która zaważyła na całym moim przyszłym życiu, wypowiedzieli z ogromną troską i miłością mniej więcej takie słowa: „Już nigdy nie będzie tak samo. Nasza żałoba nigdy nie minie. Gdyby nie to, że jesteś, nie chcielibyśmy już dalej żyć. Dlatego musisz być dzielna i wyrozumiała. Jeśli będziemy musieli się martwić o ciebie, to już tego nie wytrzymamy”. Choć byłam mała, w chwili śmierci siostry musiałam dorosnąć w jeden dzień. A mój instynkt samozachowawczy, pomieszany z ogromną miłością do mamy i taty, odczytał ten przekaz jednoznacznie: „Muszę dbać o rodziców. Nie mogę pozwolić, aby stało im się coś złego. Nie mogę dopuścić, żeby się rozstali. Powinnam być najlepsza we wszystkim, nigdy ich nie zawieść, niczego nie zepsuć, nie pozwalać sobie na szaleństwa”. To wydarzyło się automatycznie w mojej głowie i było podyktowane instynktem przetrwania. Powinnam była stać się dwa razy lepsza, ponieważ musiałam zastąpić rodzicom ich zmarłe dziecko. Już tylko i wyłącznie moje „odpowiednie zachowanie” mogło zagwarantować, że mama i tata będę razem, co oznaczało, że także ze mną. I najważniejsze: swoim wzorowym zachowaniem mogłam im sprawić radość, zobaczyć ich uśmiechy, mimo wielkiego nieszczęścia.