Читать книгу Porachunki - Yrsa Sigurðardóttir - Страница 12

2016
Rozdział 8

Оглавление

Dwóch nie najlepiej wyglądających mężczyzn schodziło po schodach komendy policji w kierunku ulicy Hverfisgata. Jeden trochę zażenowany, w pogniecionym, niezmienianym od wczoraj garniturze, drugi w zwyczajnym ubraniu, które dawno miało za sobą dobre czasy. Ani jeden, ani drugi nie był ubrany stosownie do pogody, po wyjściu z posterunku trzęśli się więc z zimna w cienkich kurtkach. Po latach spędzonych w służbie patrolowej Huldar wiedział, że o tej porze wypuszcza się delikwentów, którzy noc spędzili w areszcie. Żadnego ze zwalnianych mężczyzn nie znał z widzenia, zgadywał jednak, że ten w brudnych dżinsach to stały klient, podczas gdy ten w garniturze trafił do aresztu pierwszy i ostatni raz, bo był to dla niego tak wielki szok, że w przyszłości zapanuje nad piciem. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie, ukradkiem rozglądając się na boki, jakby chciał sprawdzić, kto jest świadkiem jego upokorzenia. Mężczyzna w dżinsach ewidentnie miał to gdzieś. Przystanął nawet na schodach, żeby wyjąć z kieszeni papierosa i podpalić.

Po chwili obydwaj zniknęli w gęsto padającym śniegu.

Huldar zgasił papierosa i ruszył po tych samych stopniach w górę. Nie musiał pytać o drogę policjanta w recepcji, przywitał się z nim tylko skinieniem głowy i wszedł do środka. Człowiek, z którym zamierzał się spotkać, Guðmundur Lárusson, zajmował ten sam pokój, w którym urzędował, gdy Huldar wstąpił do policji, i niewątpliwie miał w nim pozostać do emerytury, która zapewne się zbliżała. Drzwi były otwarte, ale Huldar z grzeczności zapukał.

– Wybrałem zły moment?

Huldar był zszokowany, gdy Guðmundur podniósł głowę. Jak on się postarzał! Przez rzadkie siwe włosy prześwitywała pokryta ciemnymi znamionami skóra. Plamy wątrobowe miał też na twarzy. Grube ciemne brwi, które kiedyś nadawały jego twarzy charakteru, teraz były siwe i krzaczaste.

– Jasna cholera! Huldar! Bynajmniej. Wejdź, wejdź – zaprosił, rozsiadając się w fotelu.

– Młodniejesz z roku na rok. – Śmiejąc się do swojego dawnego szefa, Huldar zajął krzesło.

– Gówno prawda. O tobie też bym tego nie powiedział. Jak cię traktują w biurze komisarza?

– Wykańczają mnie. – Huldar wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Jeśli tak dalej pójdzie, będziemy mieli tyle samo lat.

Guðmundur prychnął.

– To przyjacielska wizyta? Powinienem cię poczęstować kawą? Czy może przyszedłeś w sprawach służbowych? Jeśli tak, sam sobie przynieś kawę.

– Przyszedłem służbowo. Trochę mnie tu nie było, ale jeszcze pamiętam, jak gównianą kawę macie. Więc się nie musisz martwić.

– Martwię się różnymi rzeczami, ale twoją kawę mam gdzieś. – Guðmundur splótł dłonie za głową. – Mów, o co chodzi. Jak mogę ci pomóc?

– Dobre pytanie. – Huldara nudziło już opowiadanie historii o kapsule czasu i powodach policyjnego śledztwa w tej sprawie, streścił ją więc możliwie najszybciej. Siwe brwi Guðmundura coraz wyżej wspinały się na jego czoło, ale Huldar nie potrafił określić, czy to reakcja na opowiadaną historię, czy zdumienie faktem, że doświadczony policjant traci czas na coś takiego. Miał nadzieję, że jednak nie to drugie. – Ustaliłem, że chociaż Thröstur nie jest notowany, to miał kłopoty z prawem wcześniej, jako małoletni. Sprawa z grudnia dwutysięcznego roku, skończył wtedy ledwie osiem lat. To trochę dziwne. W każdym razie tak wynika z wpisu w policyjnym systemie informacyjnym, do którego nie mogę się dostać. Odmowa dostępu. Przy tym zakładam, że to ten sam człowiek. Używał wtedy nazwiska swojego ojca, a nie matki tak jak teraz. W każdym razie numer identyfikacyjny jest ten sam. Nigdy wcześniej system nie odmówił mi dostępu. Prawdopodobnie muszę wystąpić o zgodę na przejrzenie tych akt. Może w grę wchodzi to, że był wtedy małoletni, nie mam pojęcia. Uzyskanie takiej zgody oznacza wypełnianie kwitów, dlatego przyszedłem prosić, żebyś zaoszczędził mi biurokracji i sprawdził te dane. Funkcjonariusz na twoim stanowisku powinien mieć do nich dostęp.

Przysługa, o którą prosił, nie była taka prosta, jak mogło się wydawać. Niedawno kilku policjantów stanęło przed sądem pod zarzutem nieuzasadnionego korzystania z bazy danych komendanta policji. Zostali uniewinnieni, ale od tamtej pory ludzie niechętnie sięgali do baz danych, o ile naprawdę nie musieli.

Guðmundur skinął głową, nad czymś się zastanawiając.

– Sam mógłbyś to zrobić, gdybyś nie został zdegradowany.

– Wiem o tym, ale przecież nic na to nie poradzę. Zresztą tylko wtedy, gdy wypadnie coś takiego, tęsknię za stanowiskiem. Trochę. – Huldar miał nadzieję, że jego szczerość była oczywista.

Jego dawny szef wzruszył ramionami.

– Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale byłem trochę zaskoczony, gdy mi powiedziano o twoim awansie. Ale wiadomość o tym, że zleciałeś ze stołka, już mnie nie zaskoczyła. Chociaż oczywiście nie przyszłoby mi do głowy, że się utrzymasz tak krótko. Wiesz, że pobiłeś rekord Islandii, a prawdopodobnie też Europy? Może nawet rekord świata. To całkiem niezły wynik. – Uśmiech zniknął z jego zmęczonej twarzy. – Ze wstydem myślę, jak wielu bydlaków tutaj miało z tego radochę. A przecież kiedyś z tobą pracowali. Ale ja nie byłem jednym z nich.

– Nawet by mi to do głowy nie przyszło. – Huldar nie sprawdził się może jako menedżer, ale umiał całkiem nieźle oceniać ludzkie charaktery. Potrafiłby na jednym oddechu wyliczyć nazwiska tych, którzy się ucieszyli z jego upadku. – Sprawdzisz dla mnie te dokumenty?

Guðmundur przekrzywił głowę. Przez chwilę milczał, zastanawiając się, co zrobić.

– Wiesz, że każde logowanie do systemu jest rejestrowane? Co powiem, jeśli mnie zapytają, po co zaglądałem do tych akt?

– Prawdę. Że poprosiłem cię o pomoc w sprawie, którą prowadzę, bo w moim wydziale wszyscy mają tyle roboty, że nikt z pełnym dostępem do danych nie miał dla mnie czasu. Bo tak właśnie jest.

– Przez obcięte dłonie?

– Zgadza się. – Huldar poprawił się na krześle. Było niewygodne, a jego data przydatności do użytku dawno już minęła. Guðmundur nie był typem funkcjonariusza, który poprosiłby o nowe meble do pokoju. Co więcej, wyglądało na to, że nie zatroszczył się też o wymianę koszuli mundurowej, chociaż niedawno wprowadzono nowy model. – Ktoś wie?

– W kantynie aż huczy.

– Pewnie nie dało się tego uniknąć – westchnął Huldar. Skoro tak, to o sprawie niebawem się dowiedzą media, co miało i dobre, i złe strony. Złe dla Erli, która zostanie obsadzona w roli niekompetentnego śledczego, jeśli sprawa nie będzie rozwiązana przez kilka najbliższych dni. Dobre dlatego, że ujawnienie informacji może doprowadzić do ustalenia, czyje to ręce. W zasadzie sami powinni skorzystać z pośrednictwa mediów. – Skoro sprawa już wyciekła, to gdybyś musiał się tłumaczyć, nikt raczej nie będzie się czepiał wyjaśnienia o przepracowaniu. Oczywiście jeśli wyświadczysz mi tę przysługę.

– Czyż nie powinniśmy się trzymać razem? Nas dwóch przeciwko całej reszcie? – Guðmundur wybuchnął krótkim jak szczeknięcie śmiechem, ale nie wyglądał na rozbawionego. – Nie wydaje mi się, żeby to było coś złego. Ale niczego nie wydrukuję. Będziesz musiał czytać z monitora.

Huldarowi to wystarczyło. Odczytał numer identyfikacyjny Thröstura i patrzył, jak były szef wpisuje kolejne cyfry. Na ekranie pojawiło się nazwisko, ale bez jakichkolwiek danych ani dokumentów, które można by otworzyć. Zamiast nich widniał napis „Brak dostępu” – taki sam, jaki wcześniej się pojawił na monitorze Huldara. – Spróbuj ponownie. – Rezultat był taki sam. Huldar się wyprostował. – To komunikat, który wyświetlił się u mnie.

– Dziwne. Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Sprawdzałeś w rejestrze?

Rejestr był bazą danych zawierającą ogólne informacje o wszystkich zgłoszeniach, które napłynęły do policji. Był krytykowany przez niektórych ze względu na brak odpowiednich zabezpieczeń. W odróżnieniu od oficjalnego systemu informacji policyjnej rejestr nie miał specjalnych procedur dostępu, kwerendy nie zapisywały się w systemie, a tylko przypadek decydował o tym, jakie informacje zostały w nim zawarte i czy podjęto w zgłaszanych sprawach dalsze działania. Rejestr zawierał nazwiska nie tylko przestępców, ale też świadków i wszystkich, którzy składali zeznania. Niczego stamtąd nie usuwano, w rejestrze figurowało więc ponad trzysta tysięcy osób, w tym wiele nieżyjących. Huldar sprawdził tam nazwisko Thröstura, ale bez skutku. Wyglądało na to, że ponure domysły Freyi na temat przestępczej przeszłości chłopaka były niesłuszne.

– Niczego nie znalazłem. Może więc jednak nie ma go w naszym systemie.

– Niemożliwe. W takim przypadku system zwraca informację, że wpisu nie znaleziono. Wygląda na to, że chłopak jest znany policji, ale coś się schrzaniło. Może podczas migracji danych. Odkąd Thröstur skończył osiemnaście lat, było kilka nowych wersji.

– Czyli co, jego dokumenty zaginęły?

Z zaciśniętymi wargami, Guðmundur ograniczył wyszukiwanie tylko do imienia Thröstur, ale wynik był taki sam.

– Przypuszczam, że gdzieś istnieje jego teczka, ale żeby ją dostać, nie unikniesz wypełniania dokumentów. Nikt, nawet na najwyższym stanowisku, nie może tak po prostu wejść do archiwum, żeby sobie przejrzeć dokumenty. A przynajmniej ja nie mogę. – Odchylił się na oparcie fotela. Zmarszczył brwi i nagle zaczął wyglądać jak wiele lat temu. – Coś mi tu śmierdzi. Zastanawiam się właśnie, czy te dokumenty nie zostały zablokowane celowo.

– Kto miałby to zrobić?

– Nie mam pojęcia. Nazwisko tego chłopaka z niczym mi się nie kojarzy. Gdyby trafiał do nas częściej albo był zamieszany w coś poważnego, albo uczestniczył w sprawie, która wymagała zapewnienia anonimowości, na pewno bym rozpoznał nazwisko. Ale nie rozpoznaję.

– Mnie też nic nie mówi. – Huldar przeczesał palcami włosy i zdał sobie sprawę, że przydałoby się je ostrzyc. Odnotował w pamięci, że musi się tym zająć, zanim Erla wyśle go do fryzjera. Nie byłoby mu przyjemnie, jej też pewnie nie. – Chyba rzeczywiście muszę wystąpić z oficjalnym wnioskiem o udostępnienie akt.

– Tak, ale to potrwa, jak sam wiesz. Zaczynam dochodzić do wniosku, że obsługa archiwów jest trochę ociężała, oczywiście umysłowo. – Guðmundur zamknął okno bazy danych. – Na twoim miejscu złożyłbym temu młodemu człowiekowi wizytę. Zadaj mu kilka pytań i skieruj rozmowę na jego przeszłość. W ten sposób dowiesz się wszystkiego znacznie prędzej, niż otrzymasz akta.

Huldar przytaknął skinieniem głowy. Wolałby wiedzieć więcej o przeszłości tego chłopaka, zanim się do niego wybierze, ale nie było na to szans. – Dziękuję za pomoc.

– Szkoda, że niewiele mogłem zrobić. Niestety ostatnio trafia mi się to coraz częściej. – Guðmundur chwycił pióro i pochylił się nad biurkiem. Nie podnosząc wzroku, dodał: – Informuj mnie na bieżąco. Ciekawe sprawy rzadko już ladują na moim biurku.

Huldar obiecał, że da mu znać, pożegnał się i wyszedł. Nie wszystko było jeszcze stracone. Może Freyi udało się znaleźć coś w dokumentacji Urzędu do spraw Nieletnich.


Zniszczony budynek skojarzył się Huldarowi z paskudnym blokiem, w którym mieszkała Freyja, ale nie powiedział tego głośno. Ona tego podobieństwa chyba nie dostrzegała. Nikt by się nie domyślił, że Freyja mieszka w takim podłym miejscu. Jej wygląd nie wskazywał na to, że cierpi na brak pieniędzy. Blond włosy zebrane w kucyk wysoko z tyłu głowy lśniły od płatków śniegu. Nie było nawet śladu psiej sierści na ubraniu, które leżało na niej naprawdę dobrze. Tak dobrze, że Huldar wręcz się zmuszał, żeby nie oblepiać jej wzrokiem. Wiedział, że nie byłoby to mile widziane. Jego zaczepka na Tinderze prawdopodobnie skłoniła ją do usunięcia profilu. Nie pytał o to, ona też nic nie wspomniała. O niektórych rzeczach lepiej nie rozmawiać. Zadowolił się więc tym, że tak chętnie się zgodziła towarzyszyć mu podczas wizyty u Thröstura, choć mogła przecież zasugerować, żeby poszli później albo jutro. Zapewne nie zaszkodziło, że zaczął rozmowę od opowiedzenia jej historii brakujących dokumentów, ponieważ jak wyjaśniła zaraz potem, akta Thröstura zniknęły także z komputerowej bazy danych Urzędu do spraw Nieletnich.

Chyba zatem Guðmundur miał rację, że coś w tej sprawie śmierdzi.

– A więc mieszka tu z matką i siostrą? – Freyja wpatrywała się w trzypiętrowy budynek. Pytanie było raczej retoryczne; Huldar poinformował już Freyję o warunkach życia Thröstura. Młody człowiek nie miał ochoty się z nimi spotkać, ale ostatecznie ustąpił. Huldar był nieco zaskoczony, że Thröstur nie zapytał go, o co chodzi, za to spontanicznie przekazał informację, że tak wcześnie matki ani siostry nie będzie w domu, powinien więc przyjść w porze obiadu, jeśli chciał porozmawiać także z nimi. Być może się okaże, dlaczego chłopak uznał, że policję mogłaby interesować rozmowa z jego rodziną.

– Wygląda na to, że nie wiedzie im się najlepiej. – Freyja odwróciła się do Huldara. – Dziwne, że nie wolał przyjść do komendy. Ja bym tak zrobiła.

Huldar uśmiechnął się głupawo. Naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że jej blok nie jest lepszy.

– Powiedział, że nie ma samochodu. Pewnie nie chciało mu się jechać autobusem w taki śnieg.

Freyja zadarła głowę i spojrzała na zachmurzone niebo.

– Przecież nie pada.

Huldar podszedł do domofonu. Mosiężna płytka z małymi czarnymi przyciskami niemal na pewno pamiętała lata sześćdziesiąte i przez chwilę Huldar wątpił, czy działa. Może Thröstur wcale nie zamierzał ich wpuścić? Przy większości numerów nie było oznakowania, tylko przy jednym zobaczył pożółkłą kartkę z imionami Thröstura, jego matki Agnes i siostry Sigrún. Huldar zadzwonił dwa razy i czekał. Już miał spróbować ponownie, gdy zabrzęczał zamek w drzwiach.

Hol i klatka schodowa wyglądały tak, jak można było się spodziewać: pomarszczone linoleum i brudne ściany. Czuć było zapach kociego moczu, który się nasilał, gdy wchodzili po schodach, ale na szczęście trochę złagodniał, gdy Thröstur otworzył im drzwi na drugim piętrze.

Nie przedstawił się ani nie przywitał ich w konwencjonalny sposób.

– Będziecie musieli się pośpieszyć, bo niedługo wychodzę. – Minę miał ani przyjazną, ani wrogą. – Za piętnaście minut. Nie dam wam ani sekundy dłużej. Na grzbiecie dłoni miał czarny tatuaż z inskrypcją wykonaną ozdobnym gotykiem, której Huldar nie potrafił odczytać do góry nogami, ale zdawało mu się, że to łacina, pewnie więc jakiś klasyczny cytat, którego autor nie mógł mieć pojęcia, że jego słowa ponad dwa tysiąclecia później ozdobią jakiegoś Islandczyka. Gdy Thröstur wpuszczał ich do środka, Huldar zauważył podobny tatuaż także na drugiej dłoni. Pasował do reszty: obcisłe czarne dżinsy i podkoszulek z anarchistycznym symbolem, który dodatkowo podkreślał szczupłość sylwetki, wielkie tunele w uszach, kolczyki w jednym nozdrzu i w środku nosa. Na sczesanych do przodu czarnych włosach, luźno zwisających po obydwu stronach twarzy, widać było ślady grzebienia utrwalone dzięki dużej ilości żelu. Huldar dość w życiu widział różnych wariacji takiego stylu, żeby wiedzieć, że służy on cherlakom do udawania twardzieli.

Huldar nie wyciągnął ręki, wiedząc, że tamten i tak jej nie uściśnie.

– Jestem Huldar, a to Freyja. Będziemy się śpieszyć.

Thröstur poprowadził ich w głąb mieszkania, nie proponując, żeby się rozebrali. Freyja i Huldar spojrzeli na siebie porozumiewawczo i bez słowa zdjęli buty, chociaż wygląd brązowych płytek podłogowych wyraźnie wskazywał, że po powrocie do domu będą musieli zmienić skarpetki. Wzorzysty chodnik leżący dalej zdawał się potwierdzać te obawy. Wyglądał na równie stary jak podłoga, w wytartych miejscach prześwitywała osnowa, z bliska jednak okazało się, że został odkurzony. Z tanich regałów i poobijanych kredensów też ktoś niedawno starł kurz. Huldar mógłby się założyć, że o dom dbała matka albo siostra Thröstura: odkurzacz ani miotełka do kurzu nie pasowały do obrazu punka z odzysku.

– Możecie tu usiąść, jeśli chcecie, ale nie wiem, czy w ogóle warto. – Thröstur zrobił dla nich miejsce na kanapie naprzeciwko olbrzymiego telewizora płaskoekranowego, zrzucając z niej rzeczy na podłogę, po czym usiadł na fotelu obok. – Wiem o wszystkim, ale nie mam pojęcia, co chcecie osiągnąć. Powstrzymać mnie przed zrobieniem czegoś głupiego? Niby jak mielibyście tego dokonać? Odpowiedź brzmi, że nie ma takiej możliwości.

Huldar usiadł, zastanawiając się, jak ma na to odpowiedzieć. Nie brał pod uwagę, że Thröstur mógł pamiętać list sprzed tylu lat. Może ktoś mu przypomniał? Huldarowi przychodził do głowy tylko dyrektor szkoły, który mógł przypadkiem spotkać chłopaka i zapytać o list. Thröstur nie mógłby chyba pamiętać daty wykopania kapsuły? Chyba że żałował napisania tego listu i sumienie go gryzło przez wszystkie te lata. Zdarzały się przecież przypadki, gdy ktoś, kto skłamał w sądzie, wyznawał prawdę dużo później. Może tutaj było podobnie.

– Przyszliśmy zapytać, dlaczego napisałeś ten list i kim są ludzie, którzy się znaleźli na twojej czarnej liście.

– List? – Zdziwienie Thröstura musiało być autentyczne. – O czym ty, kurwa, mówisz?

– O liście, który napisałeś dziesięć lat temu, w dawnej szkole. Potem wsadziłeś go do kapsuły czasu, która właśnie została wykopana. Wylicza inicjały osób, które mają umrzeć w tym roku.

– Ja. – Thröstur urwał, po czym otworzył usta, jakby chciał coś dodać, ale zaraz je zamknął.

Freyja odchrząknęła i spojrzała na Huldara, zanim się włączyła do rozmowy.

– Zdajemy sobie sprawę, że wiele lat temu pisałeś pod wpływem złości i twoje groźby nie były poważne. Jestem psychologiem dziecięcym i wiem, że dzieci często mówią, piszą i robią rzeczy, które… – Nie zdołała dokończyć.

Thröstur ściskał poręcze fotela tak silnie, że pobielały mu dłonie i czarne tatuaże stały się jeszcze wyraźniejsze. Huldar zdołał odcyfrować słowo ultio na lewej i dulcis na prawej. Nic mu to nie mówiło.

– Psycholog dziecięcy?! – wybuchnął Thröstur z taką wściekłością, że z jego ust trysnęły przy tym kropelki śliny. – Chyba nie z Urzędu do spraw Nieletnich?

Freyja nie okazała zaniepokojenia jego wybuchem. Zapewne była przyzwyczajona do takich reakcji.

– Jestem z Izby Dziecka, która podlega Urzędowi do spraw Nieletnich. Nie przyszłam tu w jego imieniu, ale żeby pomóc policji.

Jej słowa nie uspokoiły Thröstura.

– Wynoś się – wrzeszczał. – Nie mam ci nic do powiedzenia. Ty – wskazał na Freyję długim szczupłym palcem – i wszyscy inni psychologowie i obrońcy nieletnich jesteście bandą jebanych cip. Gdybym mógł, obciąłbym wam wszystkim łby i naszczał do gardeł.

Huldar szybko się podniósł.

– Chodź, Freyjo. – Odwrócił się do młodego mężczyzny, któremu ciekła z ust piana. – Jeszcze jedno takie zachowanie i cię skuję. Chcesz spędzić noc w areszcie policyjnym? – mówił mocnym, ale opanowanym głosem.

Nozdrza Thröstura rozszerzyły się od impetu wydychanego powietrza.

– Wynocha! Nie mam wam nic do powiedzenia.

Huldar ocenił, że uspokajanie go na nic się nie zda. Wezwie go zatem do komendy i dopiero tam przesłucha. Ponieważ wściekłość Thröstura skierowała się przeciwko psychologom, Huldar wyprowadził Freyję z pokoju i szedł, trzymając się między nią a młodym człowiekiem. Nie bał się ciosu pięścią ani kopniaka od tego chuderlawego sukinsyna, ale po drodze do drzwi przyszło mu do głowy, że w takim stanie Thröstur mógłby się na nich rzucić z nożem. „Jeśli twój miecz jest za krótki, to podejdź krok do przodu”. Może łacińskie motto z jego tatuażu znaczyło coś podobnego? W każdym razie wyglądało na to, że groźby w liście powinno się potraktować poważnie.

Dopiero gdy Freyja włożyła buty i wyszła na klatkę, Huldar się odprężył. Wyszedł za nią, ale zauważył, że Thröstur chce trzasnąć drzwiami, i wyciągnął rękę, żeby do tego nie dopuścić. Zachowując spokój głosu, zapytał.

– Czego oczekiwałeś po naszej wizycie?

Z twarzą purpurową od wściekłości i wysiłku Thröstur warknął:

– Jak ten idiota pomyślałem, że gliniarze mogą się o nas martwić, bo on wyszedł. Powinienem się skapnąć!

Odpowiedź zaskoczyła Huldara, chłopak zaś to wykorzystał, rzucił się całym chudym ciałem na drzwi i zatrzasnął mu je przed nosem.

O czym ten chłopak mówi, do cholery? Kim jest „on”?

W tej samej chwili Huldar usłyszał dzwonek swojego telefonu. Na wyświetlaczu pokazał się numer policyjny.

– Halo, mówi Guðmundur. Dzwonię, żeby cię ostrzec. Coś się dzieje w związku z tym Thrösturem, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Właśnie musiałem się tłumaczyć, po co chciałem sprawdzić jego kartotekę. Zaledwie kilka godzin po tym, jak u mnie byłeś! Na twoim miejscu nie chwaliłbym się tym, że chcesz z nim porozmawiać. I bądź ostrożny, jak do niego pójdziesz. Bóg raczy wiedzieć, dlaczego traktują go w białych rękawiczkach, ale zgaduję, że powód nie jest zbyt przyjemny.

– Dziękuję za ostrzeżenie, ale jest już za późno. Właśnie stoję przed jego drzwiami. Wyrzucił nas chwilę po tym, jak weszliśmy. Myślę, że masz rację. Coś w tej spawie śmierdzi. Zadzwonię później, jeśli można.

Skończyli rozmowę i Huldar wsunął telefon z powrotem do kieszeni. Przez chwilę patrzył na schodzącą z drzwi farbę, po czym pobiegł na dół za Freyją.

Co się, do cholery, dzieje?

Porachunki

Подняться наверх