Читать книгу Porachunki - Yrsa Sigurðardóttir - Страница 9

2016
Rozdział 5

Оглавление

W holu budynku szkolnego przywitały ich wielkie litery na tablicy informacyjnej: Edukacja dla wszystkich i na miarę każdych możliwości. Ale Huldar interesował się tylko tym, gdzie urzęduje dyrektor szkoły. Freyja zauważyła tablicę, która znacznie mniejszymi literami informowała przybyszów, którędy dojść do tego gabinetu – i do toalet. We wskazanym kierunku znajdował się długi korytarz prowadzący do budzącego postrach wszystkich uczniów sanktuarium, gabinetu dyrektora szkoły. Być może umieszczono je na końcu tego korytarza po to, żeby po drodze uczniowie ze strachu nabrali należytego respektu.

Huldar dobrze pamiętał to uczucie ze swoich szkolnych czasów. Natychmiast wróciły urywki wspomnień: piórnik wypełniony wyschniętymi flamastrami, ogryzkami ołówków, temperówką i brudnymi gumkami; szkolny tornister wypchany zadaniami domowymi, które nie mogły doczekać się wykonania; pojemnik na kanapki, a w nim ogryzek po jabłku i okruchy; pełne oślich uszu podręczniki, które tylko się obijały we wnętrzu tornistra, bo nigdy ich nie otwierał.

Oprócz skrzypienia podłogi pod starym linoleum słyszeli tylko echo głosów nauczycieli dobiegających z sal lekcyjnych. Ściany były pokryte kolorowymi rysunkami komórek i ameb, które dzieciaki wykonywały na tanim papierze z recyklingu. Huldar przypomniał sobie, że on też kiedyś rysował takie na biologii. Ale nigdy mu się nie chciało ich kolorować.

Na korytarzu unosiła się mieszanina zapachów wydzielanych przez mokre kurtki, gumę obuwia sportowego, klej uniwersalny i środki czystości. Taka sama, jaką Huldar zapamiętał ze swojej szkoły na wschodzie kraju. Na taśmę produkcyjną trafiła kolejna partia dzieciaków i teraz one muszą się gapić w okno, gdy nauczyciel przynudza o mchach, zarodnikach, przysłówkach i innych niezrozumiałych rzeczach.

Huldar zastanawiał się, czy podobne myśli krążą w głowie Freyi. Ona zapewne była wzorową uczennicą, sumienną jak dziewczęta w jego dawnej klasie oraz każda z jego pięciu sióstr. Freyja nigdy pewnie nie przynosiła w dzienniczku uwag, po których rodzice się robili sini z wściekłości, a potem wrzeszczeli, że znowu nie słucha i przeszkadza podczas lekcji.

Dyrektor szkoły przyjął ich w swoim gabinecie. Wyglądał mniej więcej tak, jak Huldar się spodziewał: około pięćdziesiątki, patykowate nogi i źle dobrany szeroki krawat, który miał odwrócić uwagę od wielkiego brzucha, ale tego zadania nie spełniał. Dyrektor zerknął na zegar ścienny i z satysfakcją skinął głową, stwierdziwszy, że jest dokładnie dziesięć po dziewiątej. Zaproponował kawę, która się okazała paskudnie wodnistą lurą, i zaprosił ich dalej.

Na krzesłach, które zajęli Huldar i Freyja, widoczne były wgłębienia wysiedziane przez niezliczonych rodziców, którzy zmuszeni byli wysłuchiwać najświeższych przykładów niewłaściwego zachowania własnych pociech i napomnień, że będą musieli się wziąć za wychowanie swoich dzieci. Całe pokolenia siedziały na tych krzesłach jak na rozżarzonych węglach.

Dyrektor oparł dłonie na blacie biurka. Palce miał tak samo długie i chude jak nogi.

– Mam nadzieję, że policja nie uznała mojego zgłoszenia za stratę czasu. Wyszedłem z założenia, że lepiej dmuchać na zimne.

Huldar odpowiedział za nich oboje.

– Zawsze najlepiej zgłosić do nas coś, co się wydaje podejrzane. Postąpił pan właściwie w tych okolicznościach, bez względu na to, czy faktycznie istnieją powody do obaw.

Dyrektor promieniał z zadowolenia. Ślad mleka na jego górnej wardze kazał przypuszczać, że tylko gości zbywał tymi pomyjami, sam zaś pił cappuccino.

– Jak mogę państwu pomóc? Mam ograniczony czas, przejdźmy więc może od razu do rzeczy.

Huldara nie trzeba było dwa razy prosić. Dziwnie się czuł, siedząc w gabinecie dyrektora szkoły po tylu latach.

– Grafolog potwierdził, że list z pogróżkami, że użyję tego określenia, został napisany przez tego samego chłopca, który podpisał swój list jako Thröstur z 9b. Chcę więc prosić, żeby pan nam podał nazwisko tego Thröstura i, jeśli pan go pamięta, przekazał też swoją opinię na temat dawnego ucznia. Jak informowałem telefonicznie, koleżanka jest psychologiem z Izby Dziecka i pomaga mi podczas tej sprawy. Tajemnica służbowa obowiązuje ją tak samo jak mnie. – Po tych słowach Huldar wyciągnął rękę, chcąc delikatnie klepnąć poręcz sąsiedniego krzesła, ale w tym samym momencie Freyja oparła o nią dłoń, którą natychmiast cofnęła tak gwałtownie, jakby jego dotyk ją sparzył. Dyrektor szkoły był wyraźnie zakłopotany, choć się starał tego nie okazywać.

– Rozumiem – stwierdził, prostując się nieco na krześle, jakby wspomniana przez Huldara tajemnica służbowa przeniosła rozmowę na wyższy poziom. – Sprawdzę listę uczniów w tamtym roku szkolnym, którą już odnalazłem. – Spojrzał na monitor swojego komputera i coś na nim odczytywał, przesuwając po blacie muszką. – Thröstur, mówi pan. Thröstur, Thröstur. Mam. Thröstur Agnesarson. Thröstur Agnesarson! Oczywiście, że to on! – Oczywiście?

– Po prostu przypomniałem sobie tego ucznia i nie mam pojęcia, dlaczego wcześniej nie przyszedł mi do głowy. Teraz widzę, że to musiał być on. Wtedy zostałem mianowany na stanowisko i od początku otrzymywałem na niego skargi, chociaż on też był w szkole nowy. Nowi uczniowie zwykle nie sprawiają większych kłopotów. W każdym razie nie od początku. On był wyjątkiem i przypadł mu wątpliwy zaszczyt stać się pierwszym trudnym uczniem, z którym miałem do czynienia jako dyrektor tej szkoły. Po nim było oczywiście wielu innych, ale tych późniejszych raczej nie zapamiętałem tak dobrze jak jego.

– Miał problemy ze swoim zachowaniem? – zapytała Freyja.

– Nie, tak bym tego nie określił. To był inny przypadek. Nie chodziło o ADHD czy ADD. Nie był też zdiagnozowany jako dyslektyk ani dziecko ze spektrum autyzmu. Nie miał zaburzenia opozycyjno-buntowniczego. Proszę pamiętać, że wszystkie te zaburzenia były wówczas znane od niedawna, niewykluczone zatem, że dzisiaj diagnoza byłaby inna. Mamy większe doświadczenie w wykrywaniu różnego rodzaju syndromów i zaburzeń.

– Dlaczego więc lądował u pana tak często? – Huldar wolałby, żeby ich gospodarz naprawdę przeszedł od razu do rzeczy. Nie interesowała go historia ADHD, a nawet gdyby, to Freyja z pewnością wiedziała na ten temat więcej niż dyrektor. Awersja Huldara wynikała po części z przekonania, że prawdopodobnie on sam walczył z takim zaburzeniem jako dziecko, ale nie otrzymał pomocy. Kto wie, czy gdyby się urodził później, nie byłby dziś lekarzem? Chociaż nie, za wysoka poprzeczka. Zwiększona koncentracja mogłaby przynajmniej mu pomóc utrzymać jakiś trwały związek.

– Dobre pytanie. – Spojrzenie dyrektora przeniosło się z Freyi na Huldara i z powrotem. – Umiał się koncentrować i nie miał żadnych szczególnych kłopotów z nauką, jeśli oczywiście chciało mu się uczyć. Jego problemy nie wiązały się z pracą szkolną, nie wynikały też z konfliktów z grupą rówieśniczą. To był jakiś problem psychologiczny, z którym nie mogliśmy sobie poradzić. Nauczycielom i mnie wkrótce zabrakło pomysłów, wezwaliśmy więc na pomoc fachowca. Psychologa dziecięcego tak jak pani. – Posłał Freyi pełne zachwytu spojrzenie. Huldar odniósł wrażenie, że było ono zbyt długie. Dyrektor szkoły nie przejawiał żadnych objawów ADHD.

– Co z tego wyszło? – zapytał.

– Nigdy się nie dowiedziałem. Chłopiec spotykał się z psychologiem poza szkołą. Otrzymałem jedną opinię, jeśli dobrze pamiętam, z której wynikało, że chłopiec niedługo powinien się poczuć lepiej. Zawierała też wskazówki, jak sobie z nim radzić, jeśli jednak będzie sprawiał dalsze problemy. Ale chłopiec odszedł od nas przed końcem roku szkolnego, problemy miał więc już inny dyrektor w innej placówce.

– Jak się przejawiały problemy chłopca? – Freyja pochylała się lekko w prawo, siedząc tak daleko od Huldara, jak tylko się dało.

– Chłopiec był, no właśnie, jak by to określić? Posępny? Ponury? Nigdy się nie cieszył. Nie pamiętam, żeby się kiedykolwiek uśmiechnął. Był obsesyjnie zainteresowany śmiercią i złem. Rysował wyłącznie martwych ludzi, a jego wypracowania były pełne egzekucji i morderstw. Tylu nauczycieli przychodziło tu się na niego skarżyć, że ledwo się drzwi zamykały. Sprawdzę, czy zostały jakieś jego rysunku albo wypracowania, to sama pani zobaczy. Zwłaszcza rysunki były niepokojące. Dlatego raczej wątpię, żeby nauczyciele zdecydowali się je przechować.

Zdaje się więc, że na ścianach w korytarzu rysunków Thröstura raczej nie było. Huldar zaczął się zastanawiać, czy można narysować martwą komórkę albo amebę.

– Czy wdawał się w bójki? Czy krzywdził innych uczniów albo swoich przyjaciół?

– Przyjaciół? Thröstur nie miał przyjaciół. Co dziwne, nie miał też wrogów, którzy by go prześladowali. Początkowo uważałem, że to skutek życzliwości i dobroci pozostałych dzieci, które współczują chłopakowi i rozumieją, że ma problemy psychiczne. Szybko jednak stało się dla mnie jasne, że nie o to chodziło. Inne dzieci po prostu się go bały. Były zbyt wystraszone, żeby mu dokuczać. To mówi samo za siebie. Ale on nigdy nikogo nie skrzywdził. Ani tutaj, ani nigdzie indziej, o ile mi wiadomo.

– Powiedział pan, że psycholog raczej optymistycznie się wypowiedział na temat polepszenia się stanu chłopca? – Freyja siedziała wyprostowana, żeby widzieć twarz dyrektora szkoły schowaną za monitorem.

– Nie wiem, czy opinia była taka pozytywna. Przesłano mi wtedy nie tyle całą opinię na jego temat, co podsumowanie. Pamiętam, że zachowanie chłopca było związane z jakąś tragedią rodzinną. Nie podano jednak szczegółów. Jego sytuacja rodzinna była względnie zwyczajna, o ile sobie przypominam. Matka wychowywała go samotnie. Miał zdaje się młodszą siostrę, która z jakiegoś powodu chodziła do innej szkoły. Co zrozumiałe, wzmianka o tragedii rodzinnej wzbudziła moją ciekawość, chciałem więc się dowiedzieć czegoś więcej. Wezwałem chłopca do siebie i zadałem kilka pytań na temat sytuacji domowej, ale zupełnie się zamknął w sobie. Niedługo potem zostałem powiadomiony przez jego matkę, że do końca roku szkolnego będzie się uczył w domu, od jesieni zaś przejdzie do innej szkoły. Ponieważ był prawie koniec roku, przymknąłem oko na nieobecności. Bez niego szkoła z całą pewnością funkcjonowała lepiej przez te ostatnie tygodnie.

Huldar ani Freyja nie skomentowali tego. Siedzieli w milczeniu, próbując ukryć odrazę. Tylko dla zaspokojenia własnej ciekawości ten człowiek wezwał chłopca do swojego gabinetu i próbował wyciągnąć od niego informacje o tym, co sprawia mu przykrość. Takie traktowanie raczej nie mogło pomóc temu dziecku i nietrudno było się domyślić, że to ono skłoniło matkę do podjęcia decyzji o zmianie szkoły. Ciszę przerwał Huldar.

– Czy przeniósł się do sąsiedniej szkoły? Wie pan, jak sobie tam radził?

– Och, nie. Jego rodzina się stąd wyprowadziła i straciłem z nimi kontakt. Zdaje się, że nigdzie nie mogli zagrzać miejsca. O ile wiem, w naszej okolicy też się pojawili wraz z rozpoczęciem tamtego roku szkolnego.

Może więc zmiana szkoły nie była skutkiem wypytywania chłopca o problemy rodzinne. Niezadowolenie z miejscowej szkoły często jest jednym z wielu powodów, dla których ludzie się przeprowadzają. Matka chłopca mogła dostać lepszą pracę w innej części miasta albo stracili miejsce zamieszkania. Jako samotna matka zapewne mieszkała w wynajętym, a najemcy nie mają najlepszej sytuacji w Islandii.

– Czy moglibyśmy zobaczyć tę opinię? – Freyja brzmiała pewnie, jakby miała prawo prosić.

– Niestety nie mogę na to pozwolić. Niemal na pewno tekst był oznaczony jako poufny, musiałbym więc pewnie uzyskać zgodę psychologa, który go sporządził. Najpierw jednak musiałbym go oczywiście odnaleźć, a nie jestem pewien, czy nadal trzymamy go w aktach.

– Może więc proszę mi podać nazwisko tego psychologa.

– Oczywiście, to będzie najprostsze rozwiązanie. Zaoszczędzi mi grzebania w dokumentach. Jestem zawalony robotą, jak się państwo mogą domyślać.

Huldar jednak nie dostrzegł żadnych objawów zapracowania. Biurko dyrektora było puste, a jego telefon nie odezwał się ani razu, odkąd weszli do gabinetu.

Dyrektor spojrzał na monitor.

– Na szczęście trzymam kopię każdego służbowego maila, który otrzymuję. Archiwizuję je chronologicznie, co ułatwia przeszukiwanie – oznajmił, po czym zaczął poruszać myszką tam i z powrotem, wystukując coś na klawiaturze i mrucząc pod nosem. – Jak ona się nazywała? Gudlaug? Gudný? – Zdawał się mówić do siebie, nagle jednak odwrócił głowę do swoich gości. – Jeśli dacie mi państwo minutkę, odnajdę to nazwisko. Zapewne też samą opinię, której oczywiście nie będę mógł przekazać. W każdym razie na pewno powinniście państwo z nią porozmawiać. Jeśli dobrze pamiętam, miała do czynienia z Thrösturem już wcześniej, gdy był młodszy. Nasz wniosek czekał wtedy trochę na realizację, ponieważ ta konkretna psycholog upierała się, że sprawa musi trafić akurat do niej. Na pewno więc będzie wiedziała o nim znacznie więcej niż ja. – Znów się odwrócił do komputera. – Gdzie jest ten mail?

– Proszę się nie śpieszyć. Mamy dużo czasu – zapewnił go Huldar. Na pewno była to prawda, jeśli chodziło o niego, ale przypuszczał, że Freyja miała tak samo. Gdy w końcu się do niej dodzwonił wczoraj po południu, bardzo chętnie przyjęła propozycję wspólnej wizyty w szkole, a ponieważ nie starała się ukryć, że jego towarzystwo jej nie odpowiada, to musiało chodzić o Thröstura, nie o niego. Starał się złapać jej spojrzenie, ale uparcie odwracała wzrok. Gapił się więc na nią, zdecydowany udowodnić, że nie cierpi na nadpobudliwość ruchową. I nie miał z tym trudności: piękny profil Freyi był miły dla oka, a dodatkową przyjemność sprawiała mu świadomość, że Freyja niespokojnie kręci się pod jego spojrzeniem.

– Ha! Jest! – Dyrektor zerknął na nich. – Mierzyliście czas? Ile mi to zajęło?

Huldar oderwał oczy od Freyi.

– Eee… nie. Ale był pan naprawdę szybki.

Huldar nie miał wątpliwości, że dyrektor szkoły to dziwak, nie na miarę Thröstura Agnesarsona, ale jednak dziwak. Możliwe, że był to skutek tylu lat pracy z dziećmi, które uczył, a często i wychowywał w zastępstwie rodziców, dysponując ograniczonymi środkami do wymuszania dyscypliny. Huldar z pewnością by oszalał, gdyby musiał utrzymywać porządek publiczny, nie mając do dyspozycji całej siły prawa i wymiaru sprawiedliwości.

– Sólveig Gunnarsdóttir, tak się nazywała ta kobieta.

Freyja nie zanotowała. Może miała świetną pamięć, ale Huldar wiedział, że jemu to nazwisko wyleciałoby z pamięci, jeszcze zanim wyszliby ze szkoły.

– Chcesz, żebym zanotował? – zapytał.

– Nie ma potrzeby. Znam ją. Współpracuje z Izbą Dziecka – odpowiedziała, nadal nie chcąc na niego spojrzeć.

Dyrektor szkoły klasnął w dłonie.

– Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Rozumiem, że sprawę mamy załatwioną. Czy może jest coś jeszcze?

– Chciałby pan dostać z powrotem oryginał tego listu? Wspominał pan, że zawartość kapsuły czasu trafi na wystawę, a mnie ten list nie będzie już potrzebny. – Huldar położył niepodpisany list Thröstura na blacie biurka i przesunął w stronę dyrektora. Ten się odsunął, jakby papier był radioaktywny.

– Mój Boże, nie! Dziękuję bardzo! Coś takiego nie może trafić na naszą wystawę. Oszalał pan? Proszę sobie wziąć ten anonim i wyrzucić albo co tam robicie z dowodami, które przestały mieć znaczenie. Przypuszczam, że nie pokażemy także listu, który Thröstur podpisał.

Huldar wzruszył ramionami i wziął list z powrotem.

– Kiedy jest wystawa?

– Otwarcie w przyszłym tygodniu. Obecnie rozwieszamy na ekspozycji listy, w tym kserokopie otrzymane z Ameryki. Będzie wiele zabawy. Przynajmniej dla tych młodych ludzi, którzy dziesięć lat temu je pisali. Wszyscy zostali zaproszeni na otwarcie.

– Thröstur też? – Głos Freyi był lodowaty. – Nie zdziwi się, że nie ma jego listu? Tego podpisanego?

– On nie dotrwał do końca semestru. Zaprosiłem uczniów według stanu na koniec tamtego roku szkolnego.

Długie palce dyrektora ułożyły się w daszek. Dewiza szkoły „Edukacja dla wszystkich i na miarę każdych możliwości” najwidoczniej nie obowiązywała w tym przypadku.

Głos Freyi ani trochę nie stopniał:

– Jeszcze jedno. Jaką informację otrzymał pan z poprzedniej szkoły, przyjmując ucznia do siebie? Czy skontaktował się pan z nimi, gdy się okazało, że chłopiec ma problemy?

Długie palce dyrektora splotły się w supeł.

– Nie, nie zrobiłem tego. Teraz brakuje mi czasu, a co dopiero w pierwszym roku pracy. Wszystkiego musiałem się uczyć na bieżąco. Zanim się okazało, że Thröstur jest… Że dzieje się z nim coś złego, upłynęły prawie trzy miesiące. To był już wtedy nasz uczeń, a więc i nasz problem. Nie widziałem powodu, żeby pytać, jak poprzednia szkoła sobie z nim radziła, w końcu miałem namacalne dowody, że było to nieskuteczne.

– Czyli na początku się wydawał normalny? Przez prawie trzy miesiące?

– Nie. Ale tyle czasu potrzebowaliśmy, żeby ustalić, że to coś poważniejszego, a nie chwilowe wahnięcie. Był wszak nowym uczniem, w dodatku bardzo zamkniętym w sobie. – Palce dyrektora nagle przestały podskakiwać, nieruchomiejąc na blacie biurka, jakby mężczyzna chciał przeprowadzić inspekcję paznokci. – Niestety będę musiał skończyć to spotkanie. Jestem już spóźniony.

– A rodzice? – Freyja nie zamierzała łatwo się poddawać. – Jakimi ludźmi byli i co mieli do powiedzenia o tym wszystkim? Musiał pan poznać przynajmniej matkę.

– Oczywiście, ale ojca nigdy nie widziałem. Matka wyglądała na zastraszoną, jeśli dobrze pamiętam. Nie miała czasu, żeby przyjść do szkoły w godzinach urzędowania, a my nie mamy funduszy, żeby pracować wieczorami. Zresztą nie tak to działa. Ale raz przyszła. Odniosłem wrażenie, że się poddała. Poza tym komunikowaliśmy się drogą mailową. – Nie zaproponował, że zacytuje te wiadomości albo wydrukuje ich treść. – Teraz naprawdę muszę już iść. – Wstał z krzesła, zaciskając wargi, jakby chciał pokazać, że spomiędzy nich nie wydobędzie się już żadna odpowiedź.

Freyja i Huldar podziękowali za rozmowę, po czym się zebrali do wyjścia, zostawiając na biurku dosłownie nietknięte kubki z nienadającą się do picia kawą. Huldar zaproponował, że je zabierze, ale dyrektor szkoły odprawił go gestem, po czym znów usiadł za biurkiem i nic nie wskazywało na to, żeby dokądkolwiek się wybierał.


Dzieci wychodziły na przerwę, gdy Huldar i Freyja opuścili gabinet dyrektora szkoły. Hałas wręcz ogłuszał i nie było sensu rozmawiać, dopóki szli przez korytarz, a następnie dziedziniec.

– Co o tym sądzisz? – zapytał Huldar, gdy dotarli do parkingu. Kątem oka obserwował hordę uczniów, zatrzymując wzrok na kilkorgu dzieciach stojących samotnie na obrzeżach. Dziwak Thröstur byłby zapewne jednym z nich.

– Sama nie wiem. Jestem teraz mniej pewna, niż gdy czytałam te listy. Jeśli dyrektor dobrze pamiętał i Thröstur rzeczywiście chodził do Sólveig, jeszcze przed tym, zanim nastąpił atak depresji, to mój ogląd sytuacji raczej się zmienia. Dzieci nie posyła się na regularne sesje z terapeutą, jeśli problem nie jest poważny. Z chłopcem musiało być coś nie tak. Albo z jego bezpośrednim otoczeniem.

– Zmienia się na tyle, żeby poważnie potraktować groźby z tego listu? Albo uznać, że mógł się dopuścić czegoś równie poważnego?

Freyja zmarszczyła czoło, jakby krytycznie analizując własne myśli.

– Prawdopodobnie nie. Ale chciałabym się z nim spotkać. Po uprzedniej rozmowie z Sólveig. Oczywiście nie będę mogła ci przekazać treści tej rozmowy, a tylko co z niej wynika. I to bardzo ogólnie.

Huldar zapomniał już, jak pięknie Freyja się uśmiecha.

– Jeśli będziesz miał szczęście – dodała. – Bo może się zdarzyć, że nie będę mogła ci powtórzyć niczego, co Sólveig mi powie.

– Jasne. Tyle będzie musiało mi wystarczyć. – Huldar obserwował, jak Freyja szuka w kieszeni kluczyków do samochodu. Uświadomił sobie, że w odróżnieniu od większości kobiet Freyja nie nosi torebki. Ilekroć się spotykały jego siostry, torebki wisiały na oparciu każdego krzesła albo leżały na stole. Niezmiennie padała też kierowana do Huldara prośba: „Czy możesz mi podać torebkę?”. Był najmłodszy w rodzinie i siostry nigdy nie przestały traktować go jak swojego chłopca na posyłki. Możliwe, że we Freyi pociągało go to, jak bardzo się różniła od jego sióstr. Raczej spędziłby resztę życia jako pustelnik, niż się ożenił z kobietą podobną do którejkolwiek z własnych sióstr. – Teraz spróbuję namierzyć Thröstura. Mam wystarczająco dużo informacji, żeby odszukać jego numer ewidencyjny, a reszta powinna być prosta. Chciałabyś mi towarzyszyć, gdy się z nim spotkam?

Zauważył, że Freyja otwiera swój samochód kluczykiem, a nie pilotem. Auto powstało tak dawno, że wtedy jeszcze pilotów nie wprowadzono.

– Pewnie – odpowiedziała. – Chciałabym przy tym być. Najpierw jednak sprawdź, czy Thröstur ma policyjną kartotekę. To mogłaby być ciekawa lektura.

Nie wyjaśniając, co ma na myśli, Freyja siadła za kierownicą i zatrzasnęła drzwi.

Huldar obserwował, jak odjeżdża, po czym wsiadł do swojego samochodu, zastanawiając się nad jej słowami i poważną miną, która towarzyszyła słowom.

Porachunki

Подняться наверх