Читать книгу Porachunki - Yrsa Sigurðardóttir - Страница 8

2016
Rozdział 4

Оглавление

– Ten sam charakter pisma. Bez cienia wątpliwości – zawyrokował grafolog. – Wygląda na to, że piszący nie próbuje nawet tego ukrywać. – Oderwał wzrok od monitora, na którym wyświetlał powiększone litery. – Nie widzę objawów wahania ani nadzwyczajnej staranności, możemy więc przyjąć, że chłopiec podpisany jako Thröstur nie próbował naśladować niczyjego pisma.

– Doskonale. – Huldar się wyprostował. Nie musiał już niecierpliwie się pochylać nad biurkiem pismoznawcy. W dawnych czasach nie traciłby czasu na takie wizyty. Zamiast przychodzić tu osobiście, przesłałby tylko tekst do analizy i poprosił o opinię telefonicznie. Ale chociaż cały wydział stanął na głowie z powodu odciętych dłoni, on nadal zajmował się tylko kapsułą czasu. Erla nie przewidziała dla niego żadnej roli w nowym śledztwie i już zaczął się zastanawiać, czy w ogóle dostanie jakiś przydział. Z tego co podsłuchał, mógł wnioskować, że sprawa w zasadzie się nie posunęła do przodu. Dłonie zostały wysłane do identyfikacji, ale nie przyszła jeszcze żadna informacja zwrotna. A przecież w policyjnym śledztwie brak wiadomości nie mógł oznaczać niczego dobrego.

– Warto tracić czas policji na coś takiego? – zapytał grafolog sceptycznym tonem, gdy Huldar wyjaśnił mu, skąd się wzięły analizowane teksty. – Po dziesięciu latach nikt raczej nie realizuje planów, które układał jako czternastolatek, prawda?

– Raczej nie, na szczęście, ale i tak mamy obowiązek zająć się tą sprawą. Ponoć nie ma reguł bez wyjątku.

Ekspert mruknął coś pod nosem, nie dało się jednak ocenić, czy wyraża aprobatę czy potępienie. Huldar miał to już gdzieś.

– Dziękuję. W tym układzie mogę porozmawiać z chłopcem.

– Chyba młodym mężczyzną. Ma dziś dwadzieścia kilka lat.

Huldar nie odpowiedział. Wyszedł, nie zabierając kserokopii listów z kapsuły czasu. Z ulgą stwierdził, że przestało wiać. Szalejąca burza najwidoczniej się już wyszalała. Huldar sięgnął po papierosa. Dawno już sobie darował próby rzucenia, ale też się nie afiszował z nałogiem. Żadna z jego pięciu sióstr nie mogła o tym wiedzieć, bo wszystkie przeginały, wygłaszając wykłady o szkodliwości palenia – a on nie był teraz w nastroju do wysłuchiwania kazań.

Telefon komórkowy odezwał się, gdy odkładał zapalniczkę. Odebrał, nie sprawdzając, skąd jest połączenie. Ostatnio niewielu wybierało jego numer. Okazało się, że dzwoni sekretarka, żeby z należytą powagą poinformować go, że zwolniła miejsce w kalendarzu dyrektora, może więc on przyjąć Huldara. Punktualnie dziesięć po dziewiątej. Nieco zaskoczony tą dokładnością Huldar podziękował jej i zapewnił, że przyjdzie, zapewne w towarzystwie psychologa dziecięcego, wyłącznie na wszelki wypadek.

Freyja stwierdziła przecież, że warto się temu lepiej przyjrzeć, a mieć w życiu nadzieję to nic złego.

Postanowił, że wróci do komendy, chociaż zdawał sobie sprawę, że nie ma tam do roboty nic oprócz surfowania w sieci. Podczas spotkania z dyrektorem szkoły pozna nazwisko autora niepokojącego listu i będzie mógł z nim porozmawiać. Zapewne się potwierdzi, że wszystko jest w porządku, i sprawa zostanie zamknięta. A jego teczka spraw bieżących pozostanie pusta. Ostatni raz zaciągnął się papierosem i wsunął ręce do kieszeni kurtki.


Wszyscy funkcjonariusze uwijali się jak w ukropie, ale biurko Huldara mogłoby równie dobrze stać na innej planecie. Nikt się do niego nie zbliżał, a jeśli już ktoś przechodził obok, to co najwyżej rzucał Huldarowi przelotne spojrzenie. Odzywał się do niego tylko Gudlaugur, który brzmiał, jakby ze stresu odchodził od zmysłów. Zadanie, które mu przydzielono, ewidentnie przekraczało jego możliwości. Od czasu do czasu Huldar widział wystające nad górną krawędź monitora, pokryte kropelkami potu czoło młodego kolegi. Sytuacja zakrawała na dowcip: on, jeden z najbardziej doświadczonych detektywów w zespole, siedział, kręcąc młynka palcami, a zestresowany nowicjusz załamywał się pod natłokiem obowiązków.

Punkt krytyczny nastąpił, gdy Huldar złapał się na oglądaniu filmów o kotach na YouTubie. Wyszedł zza biurka, zapukał do drzwi Erli i otworzył je, nie czekając na reakcję, bo zdawał sobie sprawę, że widzi go przez szklane przepierzenie i najprawdopodobniej nie zaprosi go do środka.

– Muszę porozmawiać. Obiecuję się streszczać. – Kątem oka zauważył zdjęcie skał Reynisdrangar. Kupił je, żeby ożywić swój nowy pokój. Zostało zdjęte i oparte o ścianę. Prawdę mówiąc, przeleżało na podłodze także niemal przez cały czas jego urzędowania. Nie potrafił się zebrać i go powiesić, żeby nie kusić losu. Oczywiście niedługo po tym, jak zdjęcie zajęło miejsce na ścianie, on stracił stołek. Jeśli wielkie kolumny czarnych skał miały moc sprowadzania pecha na każdego, kto się ośmielił użyć ich jako dekoracji, to Huldar miał nadzieję, że Erla zostawi je tam, gdzie stoją.

Erla starała się zachowywać z nonszalancją, ale błysk w jej oczach sugerował, że oczekiwała awantury. Huldar pośpiesznie rozwiał jej obawy.

– Potrzebuję zajęcia. Nie potrafię siedzieć za biurkiem i stawiać pasjansa, podczas gdy pozostali członkowie zespołu nie wyrabiają się z robotą.

– Nie wyrabiają się? Kto się nie wyrabia? – Zaskoczona mina Erli miała stworzyć wrażenie, że wszystko jest pod kontrolą, ale stosy papierów zawalające jej biurko przeczyły tym słowom.

– Na przykład Gudlaugur.

– Gulli?

– Gudlaugur. Dzieciak siedzi naprzeciwko mnie. Najwyraźniej sobie nie radzi, dlatego mnie kusi, żeby mu pomóc. Oczywiście w ramach dodatkowych zajęć. – Huldar sam przysunął sobie krzesło, ponieważ Erla ewidentnie nie miała zamiaru powiedzieć mu, żeby usiadł. – No i ciekawi mnie, jak idzie śledztwo. Nie ma w tym chyba niczego dziwnego?

– Oczywiście, że nie ma. Ale jestem teraz trochę zajęta. Nie chciałam cię w niczym pomijać. Pomyślałam tylko, że masz dość roboty z tą – zawiesiła głos – jak ona się nazywała?

– Kapsuła czasu – wycedził, ignorując informację, że jest zajęta. – Spodziewam się zamknąć tę sprawę jutro i potem będę zupełnie wolny.

– Ach tak? – Erla nie sprawiała wrażenia szczególnie poruszonej. Jak wiele się zmieniło! Kiedyś przejawiała wręcz żenującą ochotę, żeby z nim pracować, i dla nikogo nie było tajemnicą, że się w nim durzy. Nie tęsknił za tamtymi czasami, ale żałował, że przestała w nim widzieć członka ich zespołu. Nie miał pojęcia, dlaczego się zwróciła przeciwko niemu. Może uznała, że jest rozgoryczony po degradacji, i chciała uniknąć spięcia. Tylko że on nigdy by go nie sprowokował. Jak chce, niech sobie zatrzyma to stanowisko. Jemu zależało wyłącznie na powrocie do dawnych zajęć.

Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały ponure.

– Dobrze więc, porozmawiam z zastępcą komisarza. Skoro ty nie masz dla mnie zajęcia, on na pewno coś mi znajdzie. Zapewne też potraktuje moją prośbę jako sygnał, że twój zespół jest nie w pełni wykorzystany, i podrzuci ci jakąś papierkową robotę. Wiem, że zawsze ma do wypełnienia mnóstwo różnych formularzy, których bardzo chętnie się pozbędzie. – Huldar zerknął na papiery zawalające biurko Erli, dostrzegając kilka znajomych tabel, które sam kiedyś mozolnie wypełniał. Zaczął się zbierać do wyjścia. Nie tak wyobrażał sobie rezultat tej wizyty, ale nie miał zamiaru pozwolić, żeby ktokolwiek w pracy robił z niego idiotę. Akurat to doskonale potrafił robić bez niczyjej pomocy.

– Usiądź. – Erla przybrała nowy wyraz twarzy. Patrzyła na niego nie jako szefowa czy ktoś, kto ma do niego żal, ale jak dawna koleżanka. Takiego spojrzenia Huldar nie czuł na sobie od długiego czasu. – Możesz pomóc temu dzieciakowi. Znaczy Gulliemu.

– Gudlaugurowi – poprawił.

– Niech będzie. – Jej niebieskie oczy były przekrwione i zmęczone. – Prawdę mówiąc, nie idzie nam najlepiej. Minęły trzy dni, a nadal nic nie mamy w sprawie tych rąk.

– Nikt nie zadzwonił ze zgłoszeniem, że mu zginęły? – Huldar nie uległ pokusie, żeby swój dowcip zakończyć stwierdzeniem, że właściciel odciętych dłoni mógł mieć problem z wybraniem numeru. Potrzebował więcej czasu, żeby w obecności Erli zachowywać się całkiem swobodnie.

Erla wpatrywała się w monitor, jakby czekała na e-mail z odpowiedziami na wszystkie pytania, które się pojawiły w tym śledztwie.

– Nie, nie było żadnych zgłoszeń. A to nie wróży dobrze.

– No nie. – Huldar zaczął się zastanawiać, czy właściciel odciętych dłoni wolałby umrzeć czy żyć bez nich. On sam nie chciałby stanąć wobec takiego wyboru. – Czyli szukamy zwłok? Zwłok bez dłoni?

– Otóż nie szukamy. Bo niby gdzie mielibyśmy zacząć? Chętnie usłyszę każdą sugestię na ten temat.

– Znaczy, że nadal nie masz pojęcia, czyje to dłonie?

Erla pokręciła głową.

– Sprawdziliśmy odciski palców w bazie danych, ale bez skutku. – Znów spojrzała na swój monitor. Rezultat był tak samo niezadowalający jak poprzednio. – W sumie to byłoby zbyt łatwe. – Przeniosła wzrok na leżące przed nią dokumenty, zatrzymując się dłużej na najbardziej irytujących statystykach, po czym sięgnęła po kilka spiętych kartek leżących w rogu. Huldar rozpoznał układ rubryk i oficjalny nagłówek na pierwszej stronie. – Właśnie dostałam protokół sekcji zwłok. Nie wygląda ładnie.

– Ładne chyba się nie zdarzają. – Huldar nawet nie próbował ukryć ciekawości. – Co napisali?

Erla sięgnęła po notatki leżące przy protokole. Huldar rozpoznał jej charakter pisma. Czyli nadal miała zwyczaj robić notatki o wszystkim, co zobaczyła, usłyszała i przeczytała. Od dawna jej tego zazdrościł, ale nigdy nie zdołał się zmusić do wyrobienia sobie takiego samego nawyku. Erla wyrecytowała wnioski niemal na jednym oddechu. – Dłonie należały do mężczyzny w średnim wieku. Nigdy nie wykonywał pracy fizycznej, a przynajmniej nie w ostatnich latach. Widoczny ślad po biżuterii na czwartym palcu lewej dłoni, prawdopodobnie obrączka ślubna, która została zdjęta albo przez osobę, która wyrzuciła odcięte dłonie, albo przez właściciela. Nosił również nieco grubszą biżuterię na czwartym palcu prawej dłoni. Też został tylko ślad, który może sugerować, że był to sygnet wręczany absolwentom niektórych uczelni albo na przykład pierścień masoński. Nie ma możliwości ustalenia, co to był za pierścień. Obydwa ślady są tak nieznaczne, że zdaniem patologa w ostatnich dniach mężczyzna mógł nie nosić ani obrączki, ani sygnetu. W każdym razie nie regularnie. – Erla podniosła wzrok. – Mężczyzna żył, gdy odcinano mu dłonie, tak przynajmniej uważa lekarz sądowy, choć opatrzył tę opinię kilkoma zastrzeżeniami.

Huldar skinął głową z obojętną miną. Już wcześniej słyszał, jak koledzy spekulowali na ten temat, choć bez twardych dowodów. Źródłem pogłosek, że ofiarę okaleczono za życia, był zapewne makabryczny charakter tego odkrycia.

– Znamy narzędzie? Nóż? Piła?

– Piła łańcuchowa.

– O kurwa!

– Nie sposób zaprzeczyć.

– I nie da się określić, czy ofiara zginęła po odcięciu dłoni?

Erla pokręciła głową przecząco.

– Nie. Ale patolog uważa, że to prawdopodobne. Mężczyzna mógł się wykrwawić albo wskutek tego… tej amputacji jego organizm doznał wstrząsu, który doprowadził do upośledzenia wielu narządów wewnętrznych, co także doprowadziłoby do śmierci, jednak żyłby dłużej niż w przypadku wykrwawienia.

– Ale pewności nie ma? Czyli może on jeszcze żyje?

Erla wzruszyła ramionami.

– Teoretycznie tak. Tylko gdzie się podział? Założę się, że nie cierpi w milczeniu.

– No nie. Chyba że jest więziony, nieprzytomny albo pod wpływem narkotyków.

– Racja, jest taka możliwość. – Erla z westchnieniem przeczesała palcami włosy, strosząc je u nasady, przez co wyglądała trochę jak szalona. W końcu taka jest, pomyślał Huldar. – Ale badanie krwi wyszło normalnie.

– Gdzie się kupuje piłę łańcuchową?

– Zapewne w sklepie z narzędziami. Są też wypożyczalnie narzędzi. Zamierzam sprawdzić jedne i drugie. Mam nadzieję, że to do czegoś doprowadzi. Pił łańcuchowych używa się przede wszystkim do ścinania drzew i cięcia gałęzi, czyli zimą wielkiego zapotrzebowania raczej nie ma. Lista nabywców nie powinna być zbyt długa.

– A ten facet od wanny? Ktoś mu się przyjrzał? Musi być jakiś powód, że sprawca wybrał właśnie jego. Wanny nie widać zza ogrodzenia ani od sąsiadów, czyli sprawca nie mógł jej wybrać, bo ją po prostu zobaczył, przejeżdżając obok. Na pewno nie ma żadnych powiązań ze sprawą?

– Benedikt Toft? Sprawdzamy go. Dotychczas nie znaleźliśmy niczego podejrzanego. Wydawał się naprawdę zaskoczony znaleziskiem. Wdowiec, na emeryturze, nie ma kartoteki policyjnej, co raczej nie dziwi, bo był prokuratorem.

– Więc może chodzi o jakąś jego starą sprawę? Zemsta za wsadzenie do więzienia albo coś podobnego?

– Może. Jeszcze go nie przesłuchaliśmy. Najpierw odwlekał wizytę u nas, a teraz przestał odbierać telefon. Jeśli dzisiaj też nie odbierze, to każę go doprowadzić siłą. Ale wątpię, czy coś z tego wyjdzie. Prawdopodobnie zbieg okoliczności. Może sprawca uciekał akurat tamtędy i musiał szybko się pozbyć dłoni. Albo coś podobnego. – Erla zauważyła, że Huldar nie kupuje tej wersji, krew napłynęła do jej policzków. Może przypomniała sobie list, z którego się dowiedzieli o istnieniu tej posesji. Ktoś chciał, żeby znaleźli obcięte dłonie, lokalizacja nie mogła więc być przypadkowa. – W każdym razie Toft wydaje się zupełnie zwyczajnym obywatelem. I naprawdę się wkurzył.

– Zrozumiałe. Mam nadzieję, że po przejściu na emeryturę nigdy nie znajdę czegoś takiego w mojej wannie.

– Nie, tym zupełnie się nie przejął. Domaga się zwrotu za pokrywę, która się złamała. Może nawet wykorzystam to jako pretekst, żeby go ściągnąć tu do nas. Powiem, że chcę porozmawiać o odszkodowaniu za straty.

Huldar oniemiał. Zachowanie ludzi rzadko go już zaskakiwało, ale ta reakcja była co najmniej dziwna.

– Na twoim miejscu dobrze bym mu się przyjrzał. Normalny człowiek potrzebowałby tygodnia, żeby dojść do siebie po takim szoku, zanim w ogóle by pomyślał o odszkodowaniu.

Twarz Erli znów przybrała chłodny wyraz.

– Zdaję sobie z tego sprawę, ale po latach spędzonych w sądzie może mieć grubszą skórę – oznajmiła, krzyżując ramiona na piersi. Wyprostowała się na krześle. – Wiem, co mam robić, Huldar.

Zamiast westchnąć, uśmiechnął się do niej.

– Nie chciałem sugerować, że jest inaczej. Ale pozwól, że ci pomogę. Nie interesuje mnie ten pokój i wszystkie te pierdoły, które się z nim wiążą. – Obydwoje spojrzeli na stertę papierów na biurku Erli. – Możesz mi wierzyć.

Zadzwonił telefon i Erla odwróciła się, nie komentując oferty Huldara. Nie umiał określić, czy uwierzyła w szczerość jego intencji, gdy jednak odprawiła go gestem ręki, nie patrząc nawet w jego stronę, doszedł do wniosku, że jednak nie.

Wrócił do swojego biurka i poinformował Gudlaugura, że dostał rozkaz, żeby mu pomóc. Chłopak aż podskoczył, patrząc na Huldara z rumieńcami na policzkach. W oczach miał podejrzliwość, ale też nie ukrywał ulgi. Pośpiesznie wyjaśnił, nad czym pracuje, wyliczając jedną żmudną rutynę po drugiej. Słuchając go, Huldar musiał sobie przypominać, że albo to, albo kotki w sieci.

Gdy zaczął przesiewać stare sprawy w poszukiwaniu czegokolwiek, co wiązałoby się z odcinaniem dłoni, nie potrafił powstrzymać uśmiechu, myśląc o nadziei, jaką w nim pokładał Gudlaugur. Chłopak regularnie zerkał na niego znad krawędzi monitora, jakby się spodziewał, że lada chwila usłyszy rozwiązanie całej zagadki. Niestety, raczej nie było szansy na spełnienie jego oczekiwań. Huldar miał przeczucie, że to będzie jedna z tych kilku trudnych spraw, jakie rzadko się trafiają islandzkiej policji. Sprawy morderstw oraz przestępstw popełnianych przy użyciu przemocy w Islandii rozwiązywano zwykle albo tego samego dnia, albo w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Nie miał wątpliwości, że kiedyś rozwiążą także i tę zagadkę, ale do końca dochodzenia czekała ich jeszcze daleka droga.

Porachunki

Подняться наверх