Читать книгу Matki i córki - Ałbena Grabowska - Страница 6
MARIA
ОглавлениеNie rozumiałam, co znaczy to wszystko. Milczenie ojca, popłakiwanie matki. Okryłam ich wstydem. Patriotycznym wprawdzie, ale wstydem. Gdzie podziała się moja trzpiotowatość? Zniknęła wraz z zabraniem męża do cytadeli, zwolnieniem ze służby i powrotem do domu. Dobry Boże, czemu tak się stało? Byliśmy szczęśliwi. Nie minął miesiąc od ślubu. Ślubu, o którym mówiła cała Warszawa. Mecenas Mączka rozkładał ręce.
– Cóż ja mogu? – zapytał.
– A może kogoś przekupić? – naciskała matka.
Kobiecie wolno mówić takie rzeczy, wiadomo, wietrzna, nie za mądra istota. Ojciec nie zadałby tego pytania. Teraz też się obruszył.
– Ależ Tereso – powiedział, ale jego postawa wyrażała wdzięczność wobec matki, że właśnie takie pytanie zadała.
– Gdybyż to tylko było możliwe… – Mączka wzniósł oczy ku niebu.
Ach, jak on nam współczuł, przez „ł” przedniojęzykowe. Tak bardzo chciał pomóc – także przez to ruskie „ł”, które go w moich oczach zdradziło (przez normalne, polskie „ł”).
– Musi być możliwe – nie odpuszczała matka, podczas gdy ojciec powtarzał swoje „ależ Tereso”, ale patrzył z napięciem na twarz Mączki. Tolerował jego przewracanie oczami tylko dlatego, że jedyny Mączka mógł cokolwiek pomóc. Przynajmniej tak się wtedy wydawało.
– Już po procesie… – Uniósł gruby paluch i popatrzył na mnie. – Gdyby mnie wtedy poproszono…
Kiedy aresztowano mojego męża pod zarzutem zdrady, nie mogłam uwierzyć, że mój Piotr byłby zdolny do takich działań, nie mógłby zdradzić Polski. Piotra nie interesowała Polska. Piotra interesowałam ja. Mój kochany, cudny, młody mąż.
Jak on tańczył walca. Jak patrzył mi w oczy. Jak zapewniał o swojej miłości. Mdlałam w jego ramionach pod spojrzeniem czarnych oczu, które przenikały na wskroś moją naiwną duszę. Kiedy poprosił o rękę, wyszeptałam tylko „tak” i osunęłam się wdzięcznie na otomanę. On zerwał się z kolan i złożył na mojej ręce pocałunek. A potem mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Przez miesiąc rozprawialiśmy przy śniadaniu o skowronkach i malarstwie Canaletta.
– Pan wie, mecenasie, że poprosilibyśmy, ale wtedy wyjechał pan z kraju.
– Nie opuściłem granic kraju – sprostował z tym samym obleśnym uśmiechem, wpatrując się w mój dekolt.
– Przepraszam – powiedział ojciec. – Chciałem powiedzieć, że nie było szanownego pana w Warszawie.
Uśmiech rozciągnął się od ucha do ucha.
– Załatwiałem interesy w Moskwie – odparł. – Mam tam mnóstwo interesów. Także z ludźmi, którzy mają wielkie wpływy. W samej stolicy naszego kraju. Poza tym… Cóż… – Chrząknął. – Czyż można mnie winić, że nie chciałem przyjść na wesele panny Marii? Patrzeć na szczęście, które nie jest moim udziałem…
Skoro tak otwarcie dawał do zrozumienia, że mu się podobam, postanowiłam to wykorzystać. Wyobrażałam sobie wtedy, że tacy jak Mączka mogą zrobić dla cierpiącej kobiety coś wyjątkowego zupełnie bezinteresownie. Podeszłam dość blisko i wzięłam kilka szybkich oddechów.
– Panie Andrzeju kochany… – Zawiesiłam głos. – Pan wie, że Piotr nigdy by nie zdradził cara… Prowadzi interesy w samej Rosji. Mam na myśli nie Księstwo, a tereny… dawne.
Brakowało mi wykształcenia. Zabory pozostawały dla mnie zagadką. Gdyby Piotra nie aresztowano, dalej nie miałabym pojęcia, czy jest wolna Polska, czy też nie. Mączka patrzył na mnie z mieszaniną pożądania i politowania. Musiałam sprawić, żeby pożądanie przeważyło. Za wszelką cenę.
– Maryniu – zmitygował mnie tymczasem ojciec. – Nie zawracaj sobie ślicznej główki takimi sprawami. To nieodpowiednie dla damy.
– Ależ tatku. – Przeniosłam wzrok na ojca i zaczęłam wyłamywać paluszki. Tak, tatku, grajmy w tę grę. Ty będziesz strażnikiem opowieści, a my z mamą ujmiemy to wprost. Czego chcesz, gruby, obleśny Mączko, w zamian za uwolnienie mojego męża z Cytadeli?
– Chodzi o jej męża, Stanisławie… – Mama stała po mojej stronie.
– Drogi panie Mączka – powiedziałam, ignorując zgorszony wzrok ojca. – To jakieś straszliwe nieporozumienie. Piotr prowadzi rozległe interesy. Ależ on dba o swoich ludzi! Wiem to doskonale. To jest wspaniały człowiek, panie Mączka. Niezdolny do zdrady! Wierny carowi.
Rybka chwyciła przynętę.
– To skąd takie oskarżenie? – spytał. – Brzydkie oskarżenie. Bardzo brzydkie.
Rozłożyłam ręce i zrobiłam minkę. Zawsze działała. Dostawałam cukierki, wstążki do włosów, tańce, które chciałam, kawalerów, których towarzystwa pragnęłam. Teraz chciałam, aby za te minki uwolniono mojego niewinnego męża. Cóż za cierpienia musiał tam przeżywać. A ja? Taki skandal! Taki wstyd!
– Może zazdrosny wspólnik? – zaryzykował ojciec.
– Pan Piotr nie miał wspólnika… – przypomniał nam Mączka. – Kiedy zakładał fabrykę, współpracował z niejakim Halickim. Ów Halicki wycofał się z interesu i założył własną fabryczkę. Porcelany, notabene.
Po co on o tym wspominał?
– Skazano mojego zięcia na więzienie… – wyszeptał ojciec. – Córka moja została okryta hańbą…
– Och… – Mamunia chwyciła się za głowę.
To była hańba, powiedzmy sobie to szczerze. Mąż w więzieniu, skazany na kilka lat. Nawet nie wiedziałam dokładnie na ile. Carskie kazamaty znałam jedynie z fragmentów pieśni, które moja piastunka śpiewała mi na dobranoc. Nawet podobało mi się to słowo. Kazamaty. Ładniejsze niż więzienie.
– Ów Halicki – Mączka się oblizał, jakby to nazwisko mu smakowało – stracił na tej porcelanie… Nie czas na porcelanę. Należało inwestować w kolej.
Piotr inwestował w kolej. Mieliśmy dużo pieniędzy. Przynajmniej tak myślałam. Miałam suknie, buciki, własny powóz, wielki apartament, służbę… Teraz majątek skonfiskował car. Może nie osobiście, ale jednak.
– Czemu pan wspomina tego jak mu tam… Halickiego? – nie wytrzymał ojciec. – Znamy Piotra od kilku ledwie lat. Nie mamy pojęcia o jego interesach.
– Właśnie – potwierdziła słabo mamunia.
– To skąd przekonanie, że pan małżonek nie zdradził?
Znów zrobiłam kroczek do przodu.
– Ja to czuję. – Położyłam sobie rękę na piersi. – Ja to wiem. Panie Mączka. Niech go pan ratuje. Niech pan ratuje mojego Piotra.
– Ów Halicki – upierał się Mączka, który nie mógł przestać patrzeć na moją falującą pierś – podupadł na zdrowiu i stracił fortunę na tej porcelanie. Ot tak, chciał z Rosji sprowadzać, do Niemców wywozić, nawet do Amerykanów, bo oni ponoć w porcelanie zakochani. W rosyjskiej porcelanie. Gdybyż jeszcze dołożyli do tego herbatę z samowara, to interes byłby kwitł.
Co ten człowiek mówił? Jaki Halicki? Jaka herbata? Czy to moje piersi sprawiły, że plótł takie androny?
– Może nie czas teraz na rozmowy o porcelanie… – zasugerowałam.
– Nadmienić tylko ja chciał, że ten człowiek zbankrutował. Na domiar złego, żona jego… Ach, ach…
Niebiosa, dajcie mi cierpliwość. Co ma jakiś Halicki do mojego Piotra? Rodzice najwyraźniej uznali, że Mączka ma ukryty cel w opowiadaniu tych bzdur.
– Panie mecenasie, do czego pan zmierza? – spytałam zniecierpliwiona.
– Do tego, szanowna pani, że żona owego…
Halickiego, Boże drogi. Wywróciłam oczami.
– …była skoligacona, związana czy powinowata z pani szanownej mężem. A jak o jej honor szło, to ów Halicki wyzwał na pojedynek pani męża właśnie.
Boże drogi. Co ja słyszę? Tatko i mamunia także wpatrywali się w mecenasa ze zdumieniem.
– Ów Halicki nie dowiódł swego honoru i chociaż nie poległ w pojedynku, to został poważnie ranny. Nie wydobrzał już i sam odebrał sobie życie. Pozostawił żonę – wdowę i córeczkę maleńką.
– To straszne, co spotkało tego pana – powiedziałam ze zniecierpliwieniem. – Czy to ma znaczenie dla sądu? W końcu mój mąż wygrał pojedynek.
– Dla sądu nie ma nijak żadnego znaczenia. Pojedynki zresztą są zakazane… – Mlasnął z upodobaniem. – Ja myślał, że dla pani ma… Krzywda kobiety. Honor splamiony… Nie pierwsza kobieta, która pozbawiona została honoru…
Mamusia i tatko znów popatrzyli na siebie. Ja nie chciałam rozumieć tych insynuacji. Mój Piotr to człowiek czysty, prawy. Kiedy zapewniał mnie o swojej miłości, kręciło mi się w głowie ze szczęścia.
– Niech pan wniesie apelację – poprosił cicho tatko.
– Mogu wnieść apelację – zgodził się Mączka.
Ten prostak ze swoim „mogu”, który przestał się kryć z ruskim pochodzeniem, był naszą ostatnią deską ratunku. Jak mogliśmy do tego dopuścić?
– Muszę znać kontekst – dodał nagle.
– Jeśli trzeba… Proszę nie szczędzić kosztów. – Tatko przełknął ślinę. Ile zamierzał wydać na mojego Piotra? Czy mnie stać na łapówki? Wniosłam do małżeństwa potężne wiano. Gdzie są moje pieniądze? W kredensie w pudełku trzymaliśmy jedynie drobne dla dostawców i na zakupy dla służby. Czemu Piotr mi nie powiedział? Kiedy go aresztowano, błagał jedynie, abym nigdy nie przyszła do więzienia. „Niech Marynia nie widzi mnie takiego!”, krzyczał do ojca, jakby mnie tam nie było, ale potem zwrócił się do mnie: „Nigdy! Słyszysz?! Przysięgnij na wszystko, co ci drogie”. Nie zdążyłam przysiąc, ale nie powiedziano mi o procesie. Rodzicom także nie. Otrzymaliśmy jedynie informację o tym, że Piotra skazano za zdradę. Rzekomo przygotowywał powstanie. Kolejne powstanie? Mało doświadczyliśmy nieszczęść po poprzednim? Po co miałby to robić? Jego patriotyzm sprowadzał się do czytania Mickiewicza.
– Muszę wiedzieć ile… Czy koszty są państwo w stanie ponieść…
– A o jakiej sumie mowa? – spytał ojciec bezradnie.
– Och. – Mączka uśmiechnął się krzywo. – Pieniądze to jedno, łaskawa pani. Ale są jeszcze koszty inne. Być może trzeba będzie zaprosić tego i owego na obiad, podwieczorek, pokazać się gdzieś wspólnie.
Zrobiło mi się zimno. Mielibyśmy przyjmować Rosjan, aby wypuścili Piotra z więzienia?
– Czy to pomoże?
– Na pewno nie zaszkodzi. – Znów ten obleśny uśmiech. – Użyję wszelkich swoich wpływów, aby doprowadzić do apelacji. Może będzie trzeba udowodnić, że pan Piotr chciał sfinansować legion… carski?
Boże drogi.
– A jeśli to nie pomoże i ześlą pana szanownego na Sybir, to użyję wszelkich wpływów, aby rozwiązać to małżeństwo… – powiedział.
Trzymałam w ręku filiżankę i upuściłam ją. Herbata rozbryzgała się na podłodze. Porcelana miśnieńska rozbiła się na tysiąc kawałków.
– O czym pan mówi? – zagrzmiała mamunia.
Potem wzięła wachlarz i zaczęła się gwałtownie wachlować. Ja oddychałam coraz głębiej, aż zrobiło mi się słabo. Zanim zemdlałam, usłyszałam jeszcze słowa Mączki:
– Chyba nie wybiera się pani za mężem na Sybir? Tak tam zimno… Roku pani tam nie przetrwa.