Читать книгу Matki i córki - Ałbena Grabowska - Страница 8

SABINA

Оглавление

To był guadagnini, Lilu. Nazywany niesłusznie „stradivariusem dla ubogich”. Mama przywiozła te skrzypce ze zsyłki, ale to już inna historia. W tej nic się nie zgadza. Tylko skrzypce. Że istniały. I nie zabrali mnie do Oświęcimia, tylko do Ravensbrück. To ogromna różnica. Mieliśmy więźniarki z Auschwitz, zatem wiem, o czym mówię. Nie wzięli mnie z żadnej łapanki, tylko aresztowali na uczelni, gdzie ćwiczyłam I Koncert D-dur Paganiniego. Przyszedł taki jeden i spytał grzecznie, czy nie zechciałabym zagrać dla niemieckich oficerów. Byłby to dla pani zaszczyt, uśmiechnął się. Bałwan, powiedziałam w myślach. To byłby dla was zaszczyt, ale ja się na to nie zgodzę. Nie będę grała dla ludzi, którzy zrzucili bomby na pałac królewski. Cóż za pomysł. Co więcej, nie zamierzam nawet grać Beethovena, dopóki pan i panu podobni przebywają w Warszawie. A teraz proszę opuścić to miejsce, ponieważ muszę ćwiczyć, powiedziałam głośno. Po raz pierwszy mnie ktoś uderzył. Całe szczęście, że nie trzymałam wtedy skrzypiec, ponieważ upadłam na ziemię. Mogłyby się zniszczyć. Z rozciętej wargi spływała krew. Podniosłam się powoli. Nic nie rozumiałam. Jak on śmiał? Wzięłam skrzypce ze sobą.

W obozie była taka jedna komendantka. Christa. Od początku wpadłam jej w oko. Trzymaj się mnie, a nic ci się nie stanie. Tak powiedziała. Ja, struchlała ze strachu, odarta z ubrań, godności. Trzymałam się jej. Co innego mogłam zrobić? Pozostałe patrzyły na mnie spode łba. Już nie byłyśmy równe, od razu podzieliłyśmy piekło na stopnie. Ja chyba zamierzałam zasiąść na wyższym piętrze. Z widokiem na czyściec. One miały gorzej. Były tylko brudnymi więźniarkami. Ja umiałam grać na skrzypcach, zostałam zatem maskotką wśród połamanych lalek. Żałosne, ale pomagało przetrwać. Christa lubiła, kiedy jej grałam. Prymitywna kobieta, tępa i całkiem głucha. A jednak ocaliła mnie. W jakiś dziwny, perwersyjny sposób zawdzięczam jej życie. Razem ze skrzypcami. Kazali zostawić w depozycie. Przesłuchiwali mnie krótko. Szast-prast, ileś tam uderzeń, dobrze, że nie w ręce, i od razu powiedzieli, że do obozu. Element aspołeczny. Nie chciała grać niemieckim oficerom, chociaż to dla niej zaszczyt. Taką dostałam też naszywkę w Ravensbrück – dla aspołecznych. Ale przy wyprowadzaniu mnie z więzienia oddali skrzypce. Uznali, że to moja własność. Niemcy to bardzo dziwny naród. Mogli zabić, wywieźć do obozu, ale nie chcieli przywłaszczyć sobie moich skrzypiec. Przynajmniej nie wtedy. Trzymałam je kurczowo w transporcie. Kiedy wyszłam z wagonu, kazali zostawić wraz z innymi bagażami. Oddali na prośbę Christy. Musiała widzieć, jak rozstawałam się z nimi tuż po przyjeździe. Musiała wiedzieć, że gram. Może ktoś jej powiedział, że w pociągu grałam oficerom? Bo grałam. Najpierw wezwali Maxa Webbera. Znałam go. Wielki dyrygent. Lubiliśmy razem pracować. Znany, utalentowany, chociaż młody. Poszedł i nie wrócił. Potem powiedzieli mi, że wręczyli mu moje skrzypce. Graj, zarządzili. Jestem dyrygentem, nie skrzypkiem, oznajmił, unosząc głowę. Strzelili mu w to dumne czoło, zanim zdążył dodać, że jest pianistą. Gdyby znalazło się pianino, na pewno by zagrał. Jego matka i ojciec czekali w wagonie. Także młoda żona i maleńka Sara, która sikała pod siebie, a potem płakała. Nie wiedziałam, czy ze strachu, czy z powodu odparzonej pupy. Przyszli jeszcze raz. Kto zagra na skrzypcach panom oficerom, spytali. Podniosłam rękę, nie patrząc na Webberów. Jakbym nie wiedziała, co mogło się z nim stać. Chociaż w tamtych dniach może naiwnie przypuszczałam, że ulokowali go w mniej zatłoczonym miejscu.

Wyraz twarzy członków tamtej rodziny, kiedy zgłaszałam się za Maxa, utkwił mi w pamięci. Do dziś dzień, chociaż martwa, czuję na sobie ich wzrok. Potem dowiedziałam się, że od razu poszli do gazu. Starzy Webberowie, śliczna młoda żona i mała Sara, która ciągle płakała. A ja zostałam przy Niemcach, grając na własnych skrzypcach do upadłego, po kilkanaście godzin. Aż mówili „dość, przestań piłować”. Wtedy przestawałam i chowałam instrument. Kucałam w kącie, modląc się, żeby znów chcieli mnie słuchać. Nieszczęsna Szeherezada skrzypaczka. Przetrwałam transport, potem wepchnęli mnie do baraku. Christa lubiła drobne brunetki. Kochała muzykę, chociaż była głucha jak pień.

Matki i córki

Подняться наверх