Читать книгу Cynobrowe pola - Aleksandra Radlak - Страница 6

Michał Cetnarowski prezentuje: Fantastycznie nieobliczalni

Оглавление

„Głęboko pod skórą czułem, że jesteśmy kimś innym,

tylko zapomnieliśmy kim.

I teraz musimy robić te wszystkie rzeczy, bo zapomnieliśmy.

Musimy robić je za karę”.

*

Jaką ścieżką może podążyć debiutant? Jasne, zakładam, że niezależnie od wyboru, na końcu każdej z nich w marzeniach czekają splendory, uznanie, forsa i sława. Ale dzisiejsza fantastyka daje w uproszczeniu dwie możliwości: ścieżkę rzemieślnika i ścieżkę artysty, i wbrew pozorom nie jest to wybór wartościujący, to znaczy tu i tu można pisać teksty wybitne i warte czytania. Tyle tylko, że w oparciu o inne intuicje i zasady.

Naturalną entelechią każdego „rzemieślnika”, nie tylko literackiego, jest dążenie do Dzieła Idealnego: takiego, które w doskonały sposób wypełnia formułę, receptę, przepis, porządkujące dziedzinę obraną przez takiego majstra. Z kolei domeną „artystów” jest ekspresja: emocje, ulotny Zeitgeist chwili, umykające definicjom przeżycie, które sztuka dopiero próbuje utrwalić i nazwać. Dla pisarzy tworzących pod tą gwiazdą często najważniejsza okazuje się plastyczność języka, przesuwanie granic tego, co wyrażalne, poszukiwanie nowych sposobów na odwzorowanie wciąż zmieniającego się świata. Na takim podglebiu wzrastają wszelkie artystyczne przełomy – te wszystkie kubizmy, postmodernizmy i rock and rolle – tylko po to zresztą, żeby wkrótce okrzepnąć i samemu dorobić się „rzemieślników”, którzy w bliski ideałowi sposób postarają się wypełnić wykute niedawno manifesty i prawa. Podobne epoki następują po sobie dość regularnie, co nie znaczy, że w trakcie jednej dominacji nie ma miejsca na twórców kierujących się innymi założeniami. Ruch w kulturze jest wszystkim, a jedynym celem, który nigdy się nie zmienia, jest sama zmiana.

Fantastyce – która jak każda działalność popkulturowa ma wiele wspólnego ze sztuką użytkową – oczywiście bliżej jest do podejścia „rzemieślniczego”, podobnie jak całej literaturze gatunkowej, opartej na określonych schematach, najczęstszych rozwiązaniach fabularnych i sposobach obrazowania. Ale to nie znaczy, że i tu nie pojawiają się buntownicy, którzy starając się łączyć oba podejścia, zarazem przecierają nowe szlaki. A przy tym robią to, co fantastyka robi dziś najlepiej: bawią, intrygują, wciągają w skomplikowane fabuły i interesujące światy.

Na własnych zasadach.

*

Choć Cynobrowe pola, debiut powieściowy Aleksandry Radlak, najłatwiej przyporządkować do fantastyki spod eklektycznego znaku „science fantasy”, nie znaczy to, że ta etykieta wyczerpuje temat – niemniej jako przybliżenie może być przydatna. Nawet jeśli ten odległy wnuk fantastyki spod znaku new weird charakteryzuje się właśnie tym, że nie trzyma się żadnych etykiet. W powieści Radlak magia fantasy przeplata się z hi-techowym futuryzmem spod znaku SF, konwencje mieszają się jak wieloskładnikowy materiał wybuchowy, a akcyjna fantastyka militarna zmienia się niepostrzeżenie w liryczną alegorię, polityczny thriller o intrygach na szczytach władzy i klasyczną powieść drogi, nawet jeśli pierwszy krok na tej ścieżce wymuszono na bohaterach szantażem.

Kiedyś taki karnawałowy miks nazywano „dark fantasy”, dopóki nie zorientowano się, że podobnym ponurym światom najczęściej najbliżej do historii postapokaliptycznych, w których cywilizacje już upadły lub za moment upadną, a ocalone jednostki będą zmuszone do walki o przetrwanie w brutalnych, pełnych pogardy czasach. Artefakty dawnych społeczeństw przypominają już tylko minioną chwałę, zamierzchłe pojęcia pozmieniały desygnaty, i jedynie wojna, wojna nie zmieniła się przez wszystkie te lata.

*

Gdyby ktoś szukał najbliższych popkulturowych krewnych Cynobrowych pól, powinien zerknąć w stronę Umierającej Ziemi Jacka Vance’a, Księgi Nowego Słońca Gene’a Wolfe’a, RPG Shadowrun czy Córki żelaznego smoka Michaela Swanwicka. Z tym zastrzeżeniem, że u Radlak oczywiście wszystko wygląda inaczej. Tak mogłaby wyglądać sytuacja na jednej z zaginionych planet na rubieżach Galaktyki w Gwiezdnych wojnach – gdyby dodać tam jeszcze kropelkę magii, która zresztą na końcu też okazuje się czymś innym niż w klasycznej fantasy. Albo rzeczywistość z Trudno być bogiem Strugackich, tylko dużo bardziej bezwzględna i pisana na adrenalinowym haju.

Fabularnym punktem wyjścia jest historia Elátrii, albenki porwanej jako dziecko i dorastającej wśród ludzi. Po ponad półwieczu upokorzeń i gwałtów w domach publicznych w końcu udaje się jej uciec, po to tylko, żeby po powrocie do swoich napotkać wszechobecną rezygnację i marazm. Pokonani przez ludzi albeni hibernują pogrążeni we śnie o zemście za cierpienia, lata strachu i rany, których nie leczy mijający czas.

W ślad za uciekinierką rusza Grimgard, człowiek o tajemniczej przeszłości, który postanowił usunąć się na obrzeża wielkiego świata. Ale wielka polityka nie puszcza tak łatwo, kiedy już wciągnie cię między swoje żarna. W zamian za pomoc mężczyzna uzyska zwolnienie z więzienia kogoś, na kim mu zależy. Jak daleko można się posunąć, kiedy każdy wybór oznacza czyjeś cierpienie? Powiadają, że w krainach dark fantasy nikt nie jest niewinny, ale jednak ta wiedza nie pomaga, kiedy musisz spojrzeć w oczy tym, których jedyną zbrodnią była chęć życia z podniesioną głową.

Gdy dodasz do tego rezerwaty przypominające obozy dla uchodźców, zakazane eksperymenty na więźniach, rozprowadzany przez firmę farmaceutyczną narkotyk, który uzależnia całe populacje, niewyjaśnione zbrodnie wojenne albo kurczące się zasoby surowców naturalnych, już wiesz, że nie będzie to kolejna historia o królewiczu i księżniczce, wybrańcu, który ma uratować królestwo, i szpiczastouchej elfce, która będzie grzecznie oczekiwać na swojego wybrańca. To znaczy, owszem, to właśnie taka opowieść. Tylko podlana gęstym sosem cynizmu, bardzo dosłownej przemocy, zdrady i moralnie wątpliwych wyborów, które średnio sprawdzają się w bajkach, ale czasem, w tak zwanym „realnym życiu”, miewają moc ratowania świata.

*

Zaczynająca swoją wspinaczkę na literacki parnas autorka dorastała wśród poindustrialnych pejzaży Górnego śląska, studiowała w Edynburgu, a ostatecznie na miejsce zamieszkania wybrała polską wieś. Trudno nie zauważyć, że czerpała inspiracje z wszystkich tych doświadczeń; ekologiczna dystopia i twórczo wykorzystany folklor wyraźnie przesączają się do jej debiutu. Pytana o literackie inspiracje Radlak wymienia takich pisarzy jak Philip K. Dick, Kurt Vonnegut jr, Fryderyk Nietzsche czy Mircea Eliade. Patrząc na Cynobrowe pola, Dick wydaje się oczywisty, z jego umiłowaniem do wszystkiego, co wariackie, dionizyjskie, wymykające się łatwemu szufladkowaniu. Podobnie bezczelny Vonnegut, u którego to, co dowcipne, przenika się z tym, co tragiczne, a wulgarne i liryczne czasem po prostu jest tym samym. Ale i Eliade szybko trafia na właściwe miejsce, kiedy weźmie się pod uwagę to, o czym tak naprawdę pisze autorka.

„Co to cynobrowe pola?”, pyta w pewnym monecie jedna z bohaterek. „Coś położonego daleko stąd, za Wyspami Żółtych Stepów, w górach, o jakich ci się nie śniło”.

Debiut Radlak pozwala dośnić te sny na jawie.

*

Tematów poruszanych w powieści jest wiele, ale to nie przypadek, że na plan pierwszy wysuwa się wojna. Nie tylko ta rzeczywista, między armiami i księstwami, ale też symboliczna, która zatruwa dusze i ustawia wszystko w czarno-białej opozycji oprawcy i ofiary. Takie postawienie bohaterów w sytuacji granicznej, między ścierającymi się siłami, to zawsze był dobry fabularny sposób, żeby wydobyć z protagonistów to, co w nich najlepsze i najgorsze, a więc najczęściej także najciekawsze. Ale wydaje się, że jest jeszcze jeden powód: choć ponoć od lat żyjemy w najspokojniejszej z epok, wojna – ta pozapowieściowa, bardzo realna – i tak wżera się w podświadomość, zatruwa sny.

Nie chodzi o to, że teksty takie jak Cynobrowe pola zapowiadają nadchodzące starcie, a my, zamiast je czytać, powinniśmy zacząć kopać schrony, peklować wieprzowinę w słoikach po studenckiej wałówce albo wyginać domowej roboty kusze ze starych resorów. Wojna to jednak stan umysłu, w którym znajduje się spora część obywateli Zachodu. Imigracja i, wydawało się, zabliźnione rany napięć politycznych, które znowu pękają na mapie świata; kryzysy religijne, światopoglądowe i ekonomiczne, wybuchające w późnym kapitalizmie jak kolejne lampki na przepalającym się sznurze z choinkowymi światełkami; wreszcie marazm i odrętwienie jednostek, zagubionych w rzeczywistości pozornie nieograniczonego wyboru, kiedy sam wybierasz formujące cię przekonania… To wszystko jest także w Cynobrowych polach, podobnie jak Palestyna i Izrael, Donbas i Syria, obie wojny w Iraku i broń masowego rażenia, której nie było; konflikt sumienia między biernym oporem a czynną walką; Afganistan, atak na WTC i wojna o strefy wpływów, która od lat toczy się w kuluarach, poza oficjalnymi uśmiechami i zapewnieniami o współpracy.

„Próbowaliśmy obudzić matki i ojców, siostry i braci. A wieczorami, przy ogniu rozpalonym na truchłach drzew, zaklinaliśmy wszystkie szepty Alltivenr. Przez pierwsze wschody i zachody słońca wypowiadaliśmy ich imiona często. Później coraz rzadziej, a w końcu prawie wcale”.

Bohaterowie nieprzypadkowo jak mantrę przywołują słowa o snach, z których trzeba się obudzić, i pamięci, którą należy odzyskać, jeśli chcesz żyć naprawdę. Cynobrowe pola to właśnie takie przypomnienie: jak łatwo stracić to, co ważne.

Gdy tylko przestaniesz się starać.

Michał Cetnarowski

Cynobrowe pola

Подняться наверх