Читать книгу Hide Out - Andreas Eschbach - Страница 12

Оглавление

7 | Ależ była wściekła na Jeremiaha!

Lilian Jones nie potrafiła się uspokoić przez całą podróż do domu. Wcale nie wychodziło jej to na dobre, bo co i rusz przegapiała czerwone światła i gwałtownie hamowała przed znakami stopu.

To wszystko wina Jeremiaha. Jego i tych niesamowicie przesadzonych opowieści. Przypuszczalnie wierzył we wszystko, o czym jej mówił. Na pewno wierzył. Nie był kimś, kto mógłby świadomie okłamywać. Jednak ci Upgraderzy… Ludzie, którzy innym ludziom wsadzają chipy do mózgu… to przecież czyste sciencefiction!

Ale tego, że z powodu swoich zwariowanych przekonań zatrzymał ich córkę, o nie, tego już mu tak szybko nie wybaczy. Przecież na pewno doskonale wiedział, że dziewczynę czekają końcowe egzaminy.

Lilian Jones miała wielkie wyrzuty sumienia, że pozwoliła Serenity pojechać do ojca. Czuła się tak, jak gdyby właśnie od tego zależały teraz jej oceny.

Humoru nie poprawił też fakt, że dom był tak pusty. Brak Serenity najmocniej odczuwała podczas kolacji.

Jak często w ciągu ostatnich tygodni po prostu włączyła piecyk i poszukała w zamrażarce czegoś, co mogłaby do niego wrzucić. Pizza. Wspaniale. Po dzisiejszej rozmowie z Jeremiahem, tym apostołem nieskażonej Przyrody, taka kolacja będzie jak znalazł: gotowa pizza, a do tego gotowa sałata. Miała w lodówce jeszcze jedną torebkę, takiej już umytej. Wystarczyło tylko wysypać do miski i zalać sosem z butelki. Tak właśnie zrobi!

Szybko przebrała się w coś wygodnego, potem wsunęła do nagrzanego piekarnika pizzę i nastawiła minutnik.

Czego ten Jeremiah ciągle od niej wymagał? Już kiedyś to przerabiali. A przecież swego czasu wiedli takie cudowne życie: dom wśród dzikiej przyrody, mnóstwo przyjaciół. Biwakowali z dziećmi pod namiotami, wędrowali po lasach i wtedy po prostu żyli…

Na wspomnienie tamtych czasów musiała otrzeć łzy płynące z kącików oczu. To przecież mógł być ich prywatny raj – gdyby tylko Jeremiah nie wpadł na przeklęty pomysł, że musi ratować świat, wszystkich ludzi kierować na właściwą ścieżkę życia. Do jasnej cholery, skoro ludzie chcieli mieszkać w miastach i drapaczach chmur, to ich sprawa! Skoro sami chcieli mieć komórki, komputery oraz tysiące kanałów telewizyjnych, dlaczego uzurpował sobie prawo, aby ich od tego odwodzić?

Właśnie nakrywała stół w jadalni, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi.

Kto to mógł być? Przecież chyba nie Jeremiah? Wyjrzała przez wąskie okno w salonie. Nie, jakieś dwie kobiety i jeden mężczyzna, wszyscy elegancko ubrani. Nigdy wcześniej ich nie widziała. Świadkowie Jehowy? Ale ci od dawna już nie przychodzili.

Podeszła do drzwi, lekko je uchyliła i wystawiła tylko głowę.

– Tak, słucham?

– Pani Jones? – zapytała jedna z kobiet surowym głosem. – Jesteśmy z rady liceum Santa Cruz Highschool. Chodzi o pani córkę, Serenity.

O, nie. Czyli już wiedzą, że dwa tygodnie wprowadzała szkołę w błąd. Poczuła, iż topnieje w niej odwaga.

– Nie rozumiem? – powiedziała, starając się, aby jej głos brzmiał tak, jak gdyby nie miała najmniejszego pojęcia, z jakiego powodu muszą interweniować urzędnicy. – O co chodzi z Serenity?

Kobieta ubrana w szary kostium, której twarz przywodziła na myśl konia, a w dodatku konia całkowicie pozbawionego poczucia humoru, powiedziała:

– Mogę tylko powiedzieć, że wolałaby pani nie rozmawiać o tym na ulicy.

Towarzyszący jej kobieta i mężczyzna przytaknęli w jednakowym rymie. Ruch zdawał się wystudiowany, jak gdyby często już odbywali podobne wizyty. Lilian westchnęła i otworzyła drzwi.

– No dobrze. Proszę do środka.

Miała jakieś inne wyjście? Jeszcze nigdy nie słyszała o tej instytucji. Czy na pewno posiadali odpowiednie uprawnienia?

Kobiety weszły do domu już bez żadnych dalszych ceregieli, a za nimi wkroczył mężczyzna niosący w ręku niewielką walizeczkę. Starannie zamknął za sobą drzwi.

– Tędy, proszę – powiedziała Lilian, grzecznie prowadząc przybyszy do salonu. – Proszę usiąść. Napijecie się państwo czegoś?

– Dziękuję, nie – odparła kobieta o końskiej twarzy, najwyraźniej w imieniu wszystkich.

W kuchni rozdzwonił się minutnik. Pizza! Jeszcze to…

– Przepraszam państwa – nerwowo powiedziała Lilian. – Muszę na chwilę wyjść do kuchni wyłączyć piekarnik. Proszę usiąść, dobrze?

– Żaden problem – odparła kobieta. – Mamy czas.

Mieli czas. I jeszcze to, myślała Lilian, wyjmując pizzę z piekarnika. Jakże pachniała! Musi się postarać, żeby ci ludzie odeszli możliwie najszybciej.

Co mówiła tym ze szkoły? Przede wszystkim to, że Serenity choruje. To nie wydawało się podejrzane. Potem dodała jeszcze, że co prawda córce się polepszyło, ale lekarz mówił, że musi zostać w domu, bo może jeszcze zarażać. Na szczęście nikt nie pytał, o jaką chorobę dokładnie chodzi. Lilian codziennie obiecywała sobie znaleźć w książkach medycznych jakieś odpowiednie schorzenie, ale wciąż tego nie robiła. Może właśnie dlatego, że nie rozumiała, dlaczego w ogóle musiałaby się wysilać, by usprawiedliwiać pomysły córki i jej ojca. Naprawdę tych dwoje nieźle już zalazło jej za skórę…

Jednak wszystko po kolei. Postawiła blachę z pizzą na otwartej klapie piekarnika, żeby zbytnio nie wystygła, potem głęboko raz jeszcze odetchnęła i wyszła z kuchni. Do boju.

– Jestem już do państwa dyspo…

Zastygła bez ruchu, jak gdyby na progu salonu nagle wyrósł nieprzebyty mur.

Na stole dostrzegła otwartą walizeczkę, a stojący obok mężczyzna trzymał już w dłoni połyskujące chromem urządzenie, które wyglądało niczym pistolet o długiej, cieńszej od palca lufie. Jeremiah opowiadał o czymś takim. Wymyślono to, aby wprowadzać do dziurki w nosie, przewiercać cienką ścianę kości jamy nosowej i umieszczać chip dokładnie przy nerwie węchowym, który go potem obrastał, pozwalając na łączenie impulsów nerwowych przez sieć telefonii komórkowej z setkami tysięcy innych ludzi.

A więc Jeremiah mówił prawdę.

Lilian usłyszała kroki za plecami. Za nią stanęła kobieta o końskiej twarzy. Nie było wątpliwości, że chciała odciąć drogę ucieczki.

– Czyli że to prawda – wyszeptała Lilian ze zdziwieniem. – Tym właśnie państwo umieszczacie ludziom chipy w mózgu.

Jeśli nie będzie się pani bronić, to nie będzie bolało - oznajmiła chórem cała trójka, tak jakby ze wszystkich ust wydobywał się jeden głos. – I przekona się pani, że to dla pani dobra.

Hide Out

Подняться наверх