Читать книгу Hide Out - Andreas Eschbach - Страница 7

Оглавление

2 | – Poczekaj. – Kobieta siedząca za kierownicą uniosła dłonie. – Jeremiahu, czy ty w ogóle słyszysz, jak to wszystko brzmi?

– Przyznaję, że dosyć podejrzanie – stwierdził mężczyzna siedzący na fotelu pasażera. Sprawiał wrażenie wyczerpanego.

– Zupełnie jak majaczenie wariata.

– Dobrze, niech będzie majaczenie wariata – westchnął. – Ale Lilian, co na to poradzę? Taka jest prawda.

Siedzieli w niebieskim fordzie stojącym na parkingu przed jednym z supermarketów sieci GIANT-STORE, gdzieś między Live Oaks i Santa Cruz. Obok stała brudna terenówka, jedyny taki pojazd w okolicy.

Kobieta zmrużyła oczy. Miała gęste, czarne i kręcone włosy, które tylko dzięki wielkiemu wysiłkowi oraz mocnym gumkom dawało się jakoś utrzymać w ryzach.

– Po co w ogóle mi o tym wszystkim opowiadasz? Czekałam na naszą córkę, którą miałeś odesłać z powrotem do domu, a zamiast niej zjawiasz się ty i opowiadasz mi jakąś niestworzoną, straszną historię. O setkach tysięcy ludzi, którzy ciebie… którzy was tropią. Którzy opanowali wszystko – władze, policję, przemysł. Z których każdy ma w głowie chip i którzy są połączeni poprzez te chipy, tak że mogą sobie czytać w myślach. – Zamknęła oczy, przycisnęła pięści do czoła i westchnęła. – Czy nie za dużo na jeden raz?

Mężczyzna patrzył na nią z powagą. Miał prawie pięćdziesiątkę, ale wyglądał na bardzo sprawnego, jak gdyby dużo czasu spędzał na świeżym powietrzu. Ponieważ głowę miał ogoloną na łyso, przypominał aktora wcielającego się w kapitana Picarda w serialu Star Trek: Następne pokolenie.

– Przykro mi – powiedział wreszcie. – Niczego bardziej bym nie pragnął, niż żeby było inaczej. Jednak Koherencja jest nie tylko prawdziwa, ale jest też naszym wrogiem…

Kobieta gwałtownie uniosła głowę i spojrzała na niego.

– Koherencja! – Dosłownie wypluła to słowo. – Kto w ogóle wymyślił taką paskudną nazwę?

– Tego już nie wiem. Po prostu ktoś porównał równy rytm ich mózgów do równego rytmu fal świetlnych promienia lasera. O świetle lasera mówi się, że to światło koherentne. A w związku z tym, że poniekąd myślą jednym rytmem, nazwaliśmy ich…

– Tak, zrozumiałam – przerwała kobieta. – Ale jak to ma w ogóle funkcjonować? No dobra, niektórzy potrafią zajmować się pięcioma sprawami naraz, ale szczerze mówiąc, ja czuję, że mam za dużo na głowie już wtedy, kiedy ktoś coś do mnie mówi, gdy jestem zajęta pisaniem. A kiedy próbuję sobie wyobrazić, że miałabym słyszeć setki tysięcy głosów naraz… Chyba dostałabym wtedy jakiejś zapaści. Każdy by dostał. Tak się po prostu nie da.

Jeremiah Jones pokiwał głową.

– Owszem, ale to nie tak działa. Upgraderzy to nie są setki tysięcy ludzi, którzy równocześnie ze sobą rozmawiają.

– Ale przecież dopiero co tak powiedziałeś.

– To setki tysięcy mózgów, które są ze sobą połączone. To jest zupełnie coś innego.

Lilian Jones, matka jego dzieci i pomimo rozstania przed laty formalnie nadal jego żona, zmarszczyła czoło.

– Jakoś nie widzę tej różnicy.

– To ma coś wspólnego z tym, jak powstają nasze myśli. Naukowcy badający mózg twierdzą, że każdą z naszych myśli, tak jak każdą z naszych decyzji, poprzedza tworzenie się mniejszego lub większego wzorca z połączonych ze sobą, pracujących w jednym rytmie neuronów. Ten wzór powstaje, zanim staniemy się świadomi odpowiedniej myśli. Tak może dziać się zawsze ze świadomością – dodał, machając dłonią w bok. – Z Upgraderami jest tak, że te wzorce powstają od razu w wielu mózgach. Na płaszczyźnie duchowej stapiają się więc w jedną istotę, zdolną do takich myśli, jakich w ogóle nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. I właśnie o to mi chodzi, kiedy opowiadam o Koherencji. O to, że w gruncie rzeczy to nie są setki tysięcy ludzi takich jak ty albo ja, ale jedna gigantyczna dusza zamieszkująca setki tysięcy ludzkich ciał.

Lilian wpatrywała się w niego, mrugając z niedowierzaniem.

– To przecież jakiś absurd. Jak taka dusza w ogóle byłaby w stanie cokolwiek zrobić? Jak zdołałaby operować tylu oczami, dłońmi i tak dalej?

– A dlaczego miałaby nie zdołać? Kiedy jedziesz samochodem, poruszasz dłońmi na kierownicy, równocześnie zmieniasz biegi i naciskasz jedną stopą pedał gazu, a drugą sprzęgło… a przy okazji możesz rozmawiać albo nad czymś się zastanawiać. To wszystko dzieje się równocześnie. Sądzę, że podobnie działa Koherencja.

Chyba dopiero teraz to do niej dotarło. Milczał, dając jej czas, którego wyraźnie potrzebowała.

– No, dobrze – westchnęła wreszcie. – Rób, jak chcesz. Uwierzyłam ci już w tak wiele rzeczy, więc i w to muszę uwierzyć… – Bezwiednie chwyciła jeden z loków, który wysunął się spod gumki, i zamyślona próbowała wetknąć go z powrotem. – Czyli, że ta Koherencja cię ściga? Was ściga?

– Tak.

– Dlaczego? Co im zrobiłeś?

– Nic. Moim jedynym błędem, jeśli tak to można nazwać, było to, że kiedy pewnego dnia na naszej farmie pojawił się niejaki Bob Moore i zapytał, czy może z nami pracować, odpowiedziałem „tak”.

Jones dobrze pamiętał tamten dzień. Bob wywarł na nim miłe wrażenie, wydawał się kimś, z kim nie będzie problemów. Ale rozczarował się, jak rzadko kiedy.

– Bob Moore, co niedawno się okazało – kontynuował, a Lilian bacznie mu się przyglądała – w rzeczywistości nazywa się doktor Stephen Connery. To wybitny brytyjski neurolog, który przed kilkoma laty z powodzeniem połączył neurony z obwodem elektrycznym. W ten sposób stworzył techniczne podstawy rozwoju Koherencji. To właśnie jego szukają.

Lilian dała sobie spokój z ujarzmianiem niesfornego loka.

– A co to ma wspólnego z zamachami bombowymi na centra komputerowe, z powodu których was szukają?

– Prawdopodobnie w ten sposób chcieli zniszczyć jakieś dane, które mogłyby okazać się groźne dla Koherencji. A wrobiono nas w te zamachy dlatego, żeby policja miała powód nas ścigać… Takie dwie pieczenie na jednym ogniu.

– To niczego nie wyjaśnia – odparła Lilian. – Skoro ci ludzie, ta Koherencja, szukają tamtego neurologa, przecież mogli po prostu do was przyjść i go sobie zabrać. Przecież informacja o tym, gdzie mieszkasz, nie była żadną tajemnicą. Można ją było znaleźć w twoich książkach, w Internecie… nawet w książce telefonicznej!

Jeremiah Jones przytaknął. Sam się już nad tym zastanawiał i nie znalazł żadnej przekonującej odpowiedzi.

– Nie wiem. Najzwyczajniej w świecie, nie wiem, dlaczego Koherencja robi to, co robi. Wiem tylko, że nas ściga. Ściga nas wszystkich.

– To przecież jakieś takie dziwne, prawda? Nie widzisz tego? Dla mnie to wygląda tak, jakby ta Koherencja nie miała piątej klepki.

– Może to właśnie tak ma dla nas wyglądać. Ale bez wątpienia Koherencja jest nieskończenie bardziej inteligentna od nas i…

– Ktoś może być bardzo inteligentny, a mimo to być neurotykiem – przerwała mu Lilian. – Wiem, w końcu każdy dzień spędzam w bibliotece. Jeśli się dobrze zastanowić, to właściwie mogłoby stanowić normę. Im ktoś inteligentniejszy, tym bardziej pokręcony.

– Możliwe – przyznał Jeremiah. – Nie zmienia to jednak faktu, że jesteśmy ścigani. I tego, z jakiego powodu nas się ściga.

– Przez Koherencję.

– Już mówiłem. Tak.

– Nie, to mówi ten chłopak, o którym opowiadałeś. Ten Christopher.

– Tak.

– Który też jest niezwykle inteligentny.

– Bez wątpienia, przynajmniej uchodzi za…

– Najlepszego hakera na świecie. Już zrozumiałam. Innymi słowy, jest nieźle pokręcony. – Lilian przyjrzała mu się sceptycznie. – Nadal jednak nie wiem, po co mi to wszystko opowiadasz.

– Żebyś zrozumiała, co się dzieje – powiedział Jones. A potem powiedział jeszcze i to, co prędzej czy później i tak musiał powiedzieć:

– I chciałbym, żebyś się do mnie przyłączyła.

Szeroko otworzyła oczy.

– Przyłączyła do ciebie? Gdzie?

– W naszym obozowisku. Tam byłabyś bezpieczniejsza.

– Chyba nie mówisz poważnie.

– Nie zjawiłem się tu, żeby żartować. Mówię tak na wszelki wypadek. Nie przyszło ci to do głowy?

Lilian roześmiała się, ale był to wyraz całkowitej bezradności. Tak się śmiejemy, mając do czynienia z totalnie idiotycznym zarzutem.

– Jeremiahu! Szuka was policja! FBI wyznaczyło za ciebie nagrodę! Jak ty możesz komukolwiek zapewnić bezpieczeństwo?

Jeremiah Jones głęboko wciągnął powietrze. Musiał za wszelką cenę opanować gwałtowny przypływ paniki. Tak, właśnie paniki. I jemu przydarzała się ostatnimi czasy, a wiele wysiłku kosztowały go starania, aby nikt tego nie zauważył.

– Lilian, właśnie cały czas próbuję ci powiedzieć, że to nie policji powinnaś się obawiać.

Hide Out

Подняться наверх