Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 49

Ustawa

Оглавление

Napisana w roku 1998 przez dwóch profesorów prawa – Andrzeja Rzeplińskiego i Witolda Kuleszę – oraz jednego profesora historii – Andrzeja Paczkowskiego, uchwalona przez Sejm 18 grudnia 1998 i odtąd kilkakrotnie nowelizowana, ustawa ta, w swym zasadniczym kształcie, pozo­staje do dziś niezmieniona. Jej istotą jest złączenie historii z prawem ­karnym, a więc unia dwóch nauk, mających całkowicie odmienne instrumentaria badawcze i zupełnie odmienne cele. Friszke uważa, że „intencją ustawodawcy było doprowadzenie do harmonijnej współpracy”, w której na przykład „prokuratorzy powinni korzystać z wiedzy historyków”. Lecz przecież historyk ma poznać źródła, dokonać ich krytyki oraz właściwie je zinterpretować, prawnik natomiast, postawiony wobec zgromadzonego materiału, musi wobec niego zająć stanowisko jednoznaczne, a sędzia w dodatku – wydać jeszcze wyrok. Czy to nie z powodu tej unii historycy IPN-owscy mają taką skłonność do łatwych wartościowań i ocen? A gdy nakłada się na to jednorodność ideowo-polityczna, mamy rzeczywiście katastrofę. Historia sprowadzona do służki procesu karnego musi budzić najgłębszy sprzeciw.

Drugim grzechem pierworodnym ustawy było wprowadzenie nierówności obywateli wobec prawa. Pisze Friszke: „Ustawa o IPN miała przynieść zadośćuczynienie ofiarom systemu PRL […] miała też służyć napiętnowaniu Urzędu Bezpieczeństwa i SB”. Ale znów: „zadośćuczynienie i napiętnowanie” – to nie są cele, pod którymi powinien się podpisywać historyk (IPN to podobno historyczna placówka badawcza?). Argument, że zadania te realizuje w IPN nie historyk, lecz prokurator, byłby niepoważny, bo czemu w takim razie nie można było ich powierzyć prokuraturze powszechnej? Tak czy inaczej, szerzone przez orędowników IPN przekonanie, że obywatele mają prawo do wiedzy zgromadzonej przez SB na ich temat, zderza się nieustannie ze „skrzeczącą rzeczywistością” ustawy. A ustawa ta głosi, że dostęp taki mają w rzeczywistości jedynie wybrani: ci, którzy – według dokumentacji zgromadzonej przez SB – są „czyści”.

Dziś wprawdzie skasowano kategorię pokrzywdzonych, która takie prawo zawierała expressis verbis, ale zakaz udostępniania wszystkim obywatelom materiałów na ich temat obowiązuje nadal. Kiedyś przekonała się o tym Małgorzata Niezabitowska, przez lata walcząca z IPN-em o swe dobre imię (oczyścił ją Sąd Lustracyjny – IPN od wyroku się odwołał). Obecnie przekonuje się o tym prof. Jan Stanek z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zabiegający o oczyszczenie z win, według niego nigdy niepopełnionych. Jest rzeczą niesłychaną, że w obu tych przypadkach dojście do niedostępnych dla zainteresowanych esbeckich materiałów otrzymali natychmiast dziennikarze: to oni stali się panami życia i śmierci (moralnej) ludzi, którzy nawet nie mogli się bronić.

Kolejnym przejawem nierówności jest w ustawie o IPN kategoria „zbrodni komunistycznej”. Uznaje ona, że wykroczenie lub występek może być zbrodnią – o ile tylko popełnił go komunista (czytaj: funkcjonariusz PRL). Profesor Rzepliński wprost szczycił się niegdyś, że w ustawie „pokrzywdzeni dostali pewne specjalne prawa”. Wyznanie to osobliwe w demokratycznym państwie prawa, a szczególnie smakowite w ustach obrońcy praw człowieka (no i obecnego prezesa Trybunału Konstytucyjnego…). Ale jeżeli tak – to znaczy jedno: Polska od 10 lat żyje w stanie wyjątkowym.

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх