Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 43
Słówko o metodzie
ОглавлениеAle w poczynaniach IPN-u zbyt często chodzi nie o prawdę, tylko o sensację. Co właściwie chciano osiągnąć przez ekshumację gen. Władysława Sikorskiego? Czego będzie się chciało dowieść przez wizyty IPN-owskich prokuratorów w zagranicznych archiwach? A czy ta materia archiwalna – to w ogóle robota dla prokuratorów? Bo może jednak dla historyków – doświadczonych w obcowaniu ze źródłami? Jak na razie, IPN nie zadbał nawet o zgromadzenie materiału dowodowego i nie dał ekspertom medycyny sądowej wystarczającego czasu. Natomiast po ekshumacji zdążyła się wypowiedzieć (z triumfem) jedna tylko osoba: IPN-owski prokurator Ewa Koj. Jakie jednak były jej kompetencje?
IPN-owscy historycy pracują przede wszystkim na materiale ubecko-esbeckim (nb. w ich enuncjacjach oba te terminy zwykle się zlewają, co urąga historycznej rzetelności). Nikt nie przeczy, że wobec braku innych źródeł dokumenty tajnej policji mają dla historyka dziejów PRL znaczenie podstawowe. Wbrew jednak temu, co prezes Kurtyka mówi o „abecadle historycznego warsztatu”, jakim jest sięganie do wielu źródeł – IPN-owscy historycy biorą nader często to tylko, co w IPN-owskim archiwum samo leży im na nosie. Problem ten widzą dziś nawet dziennikarze „Tygodnika Powszechnego”, ale – słabo do rozmowy przygotowani – nie potrafią nań podać żadnego przykładu. Tymczasem przykład taki poszedł przed paru laty w świat akurat przy aktywnym udziale „Tygodnika”. Była to sprawa dominikanina, ojca Konrada Hejmo.
Z wpadki tej IPN wyciągnął wnioski. Cenckiewicz i Gontarczyk przeprowadzili już wszechstronną kwerendę źródłową, a dokumenty esbeckie skonfrontowali z innymi przekazami. Cóż jednak się okazało? Ano to, że – wbrew informacji autorów – kluczowy dla sprawy Wałęsy esbek żyje. Dlaczego autorzy nim się nie zainteresowali? Czyżby dlatego, że jego zeznania kłócą się z ich tezą? Podejrzenie, że IPN manipuluje źródłami, staje się tym bardziej zasadne, że na konferencjach naukowych o Kurasiu – „Ogniu” dwukrotnie (10 III 2007 i 25 XI 2008) uniemożliwiono wystąpienie Ludomirowi Molitorisowi. Człowiek ten, sekretarz generalny Towarzystwa Słowaków w Polsce, utrzymuje, że IPN – szerzący oficjalnie kult „Ognia” – dysponuje dokumentacją jego zbrodni. Tyle że jej nie ujawnia.
Tymczasem w książce Cenckiewicza i Gontarczyka widoczne też są skazy inne. Pierwsza – to zgromadzenie relacji, które dokumentują przyjęte założenie w sposób taki, by nie pozostały żadne już wątpliwości. Jest to wyraźne pisanie „pod tezę”, układające się wręcz w rodzaj wyroku. Druga – to wnioski natury publicystycznej. W Epilogu książki czytamy: „Poznanie dziejów sprawy Wałęsy pozwala lepiej zrozumieć jego stosunek do postkomunizmu [co to jest postkomunizm? co przezeń rozumieją autorzy? – A.R.], rozliczeń przeszłości, dekomunizacji i lustracji, a także prezentowane dziś przezeń poglądy i ostre sądy” (s. 285). Dalej zaś dowiadujemy się, że sprawa Wałęsy „ukazuje cały kompleks problemów symbolizowanych przez sprawę opisaną w tej książce, problemów związanych z ciągłością prawną i personalną z Polską Ludową, a także braku rozliczeń z komunistycznym dziedzictwem” (s. 288). Czy więc autorzy służą prawdzie, czy partyjnej rozgrywce politycznej?