Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 30

Biedni historycy

Оглавление

Jeżeli Instytut przejmuje jakieś dokumenty, to znaczy, że je porządkuje. Czy jednak wystarcza czasu na to porządkowanie, skoro nieustannie dla kolejnych „pokrzywdzonych w rozumieniu ustawy” trzeba przygotowywać ich „teczki”? „Dotychczas zrealizowano ponad 2,5 tys. wniosków – donosiła w „Polityce” 10 V 2003 Agnieszka Zagner. – Do swoich akt zajrzało ponad 1,2 tys. osób, a kolejne 9 tys. czeka na taką możliwość. Prezes IPN prof. Leon Kieres szacuje, że chętnych mogą być jeszcze setki tysięcy”. Z kolei Bernadetta Gronek informuje, że choć udostępnianie dokumentów historykom rozpoczął IPN już w listopadzie 2000, to „wiele przejętych materiałów jest zapakowanych i nie możemy ich od razu otworzyć. […] Szukanie odbywało się «na piechotę». Tak jest właściwie ze wszystkimi dokumentami”. W rezultacie historyk spoza IPN-u często nie wie, gdzie czego szukać, i czy to coś mu w ogóle udostępnią. IPN jest bowiem dla historyka z jednej strony wielką szansą (znika znana z archiwów całego świata karencja), z drugiej zaś strony jest nieszczęściem (priorytetem stał się nie interes naukowca, lecz pokrzywdzonego). W dodatku kadra archiwistów była w IPN dobierana raczej na zasadach politycznych lub towarzyskich i nie wydaje się, by dysponowała wystarczającym doświadczeniem. „Większość z nich to są ludzie młodzi – wyznaje dyrektorka Gronek – absolwenci historii i archiwistyki i podyplomowego Studium Informacji Archiwizacji i Księgarstwa, czyli technicy archiwiści. Bardzo popieram ich starania, by dalej się dokształcać na studiach zaocznych i wieczorowych”. Gdyby tych młodych ludzi zatrudniono wśród elity archiwistów w AAN, czegoś by się pewnie nauczyli. Czego nauczą się w IPN? A czy nie można tu było przyjmować magistrów – choćby nawet po studiach zaocznych i wieczorowych?

Dyrektor Gronek informuje:

Zgodnie z zapisami ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej osoba zainteresowana musi osobiście złożyć u nas wniosek. Ten wniosek jest rejestrowany, analizowany, sporządza się notatkę. Jednocześnie przygotowuje się zapytanie do wydziału lub referatu ewidencji o przeprowadzenie kwerendy w kartotece i we wszelkich innych pomocach ewidencyjnych. Informacje z ewidencji trafiają do Wydziału Udostępniania. Jeśli znajdą się jakieś materiały dotyczące danej osoby, to cała jednostka archiwalna jest przekazywana z magazynu do Wydziału Udostępniania. […] Sporządzane są kserokopie, na których anonimizuje się […] dane innych pokrzywdzonych i osób trzecich. Tworzymy teczkę, osoba jest informowana, że materiały są dla niej przygotowane. […] Uzgadniamy termin spotkania, bo nasza czytelnia ma tylko osiem miejsc.

Uff, dużo roboty – czy w Archiwum Akt Nowych byłoby gorzej? I gdzież tu troska o pamięć narodową – przy tej czytelni, która ma osiem miejsc?

I tak oto historyk jest w IPN zawsze najbiedniejszy: polityzacja zbiorów archiwalnych jest dla jego pracy zabójcza. Co bowiem ma zrobić badacz, gdy interesujące go akta przejmie prokurator i opatrzy je (na jak długo?) klauzulą tajności? Gdyby pion śledczy i pion historyczny działały jako instytucje odrębne – wszystko byłoby jasne: najpierw odbywają się procesy karne, potem (po upływie karencji) badania historyczne. A co ma zrobić historyk, gdy któryś z pokrzywdzonych powoła się na artykuł 34 ustawy? „Pokrzywdzony – głosi ów zapis – ma prawo żądać, po upływie 7 lat od wejścia w życie ustawy, anonimizacji dotyczących go danych”. Rozumiem, że nie chodzi tu o anonimizację dla pokrzywdzonego – ta dokonuje się przecież rutynowo – ale że na żądanie pokrzywdzonego dane mają zniknąć raz na zawsze! To prawda, że przepisu tego nie stosuje się, jeżeli „dane te są niezbędne do badań naukowych”, lecz przecież archiwum nie powinno stosować takiej selekcji a priori. Czy Archiwum Akt Nowych godziłoby się na taką ustawową możliwość fałszowania swych zasobów? A co ma zrobić historyk wobec żądania wynikającego z artykułu 37? „Pokrzywdzony może zastrzec, że dotyczące go dane osobowe nie podlegające anonimizacji […] nie będą udostępniane w celach badawczych przez określony czas, jednakże nie dłużej niż przez 90 lat od daty ich wytworzenia”. Czy więc naprawdę (zbyt pochopnie napisałem to wyżej) zniknęła w IPN karencja? Ależ ona może się nawet wydłużyć! Względna dostępność zasobów ubeckich nie może zrównoważyć zbrodni, jaka rękami IPN dokonuje się dziś na polskiej historiografii i archiwistyce.

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх