Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 32

Trzeba głośno mówić

Оглавление

Przed laty, w reakcji na weto Prezydenta w sprawie Instytutu Pamięci Narodowej, Janusz Pałubicki, ówczesny minister koordynator służb specjalnych, stwierdził: „Kwaśniewski został prezydentem wszystkich ubeków”. I to może właśnie ta obelga, z lubością przez jakiś czas powtarzana, stworzyła klimat, w którym wszelka rozmowa o IPN stała się szybko niemożliwa. W kwestii tej zapanował typowo polski „terroryzm nierozumu”: daliśmy sobie coś wmówić, pozwoliliśmy – w imię szlachetnej idei rozrachunku z komunizmem – na przyjęcie filozofii pogardy wobec prawa i praworządności, aprobaty dla obywatelskiej nierówności, przyzwolenia dla rujnowania zasobów archiwalnych i dla historiografii tendencyjnej. Jakże wielu ludzi, obdarzonych niewątpliwym autorytetem moralnym, wobec problemu IPN zachowało milczenie. Historycy odreagowują czasy PRL-owskie i często nie zauważają ani nieuchronnej jednostronności, w którą pod presją Instytutu popadają, ani instrumentalnego traktowania ich pracy przez Instytutowy pion śledczy. Archiwiści nawet nie mają złudzeń, że ich głos będzie słuchany. Prawnicy mają na głowie ważniejsze sprawy: prof. Zoll w swych rozważaniach na temat „czy Polska jest państwem prawa” („Tygodnik Powszechny” 25 I 2004) o problemie IPN-u nawet się nie zająknął (dopiero w sierpniu zechciał zauważyć, że ustawa o IPN wprowadza nierówność obywateli wobec prawa). Dziennikarze ograniczają się do podania faktów: gdzieżby chcieli psuć swój obiektywizm natrętnym komentarzem. A politycy robią swoje. Czy krytykami IPN-u mają być tylko ekskomuniści? Ale i oni – zdaje się – machnęli już ręką.

Jak dalece opinia publiczna dała się w sprawie Instytutu zahipnotyzować – o tym świadczy przykład „Tygodnika Powszechnego”. Czytaliśmy w nim niedawno:

Kolejna już skandaliczna afera z Instytutem Pamięci Narodowej skłania do tego, by zastanowić się, kto w Polsce naprawdę chce pamiętać, kto chce, żeby przypomniano zbrodnie i występki, kto rozumie sens państwa prawa i komu bliskie jest poczucie narodowego honoru. […] Kto ich nie rozumie, jak autorzy projektów ograniczenia zadań Instytutu Pamięci Narodowej, ten po prostu wybiera niepamięć, czyli odrzuca ideę narodu. Czy stać nas na niebycie narodem? (Marcin Król: Kto chce pamiętać?, „Tygodnik Powszechny” 2 II 2003).

Darujmy sobie inne cytaty z dzisiejszej „Tygodnikowej” publicystyki.

Tymczasem IPN wymaga uczciwej, ogólnonarodowej debaty. Trzeba mówić o nim jak najgłośniej – bez przemilczania faktów niewygodnych, bez lojalności politycznych czy towarzyskich. Co jest oczywiste? To, że musi istnieć placówka naukowa, będąca czymś w rodzaju przedwojennego (dalekiego od ideału, lecz przynajmniej niewyposażonego w pion śledczy) Instytutu Badania Najnowszej Historii Polski. Że powinna działać Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Że archiwa powinny możliwie szybko udostępniać akta zarówno historykom, jak osobom zainteresowanym. Czy jednak wolno godzić się na instytucję, która łącząc rozmaite porządki, tworzy prawnego i naukowego potworka?

Tylko decyzje radykalne mogą zabiec drogę dalszemu bezprawiu. A także – odbudować pamięć zbiorową, na której brak tak stale narzekamy. „Wojna – mawiał Georges Clemenceau – jest sprawą zbyt poważ­ną, by powierzać ją wojskowym”. Wydaje się, że i pamięć narodowa jest sprawą zbyt poważną, by powierzać ją Instytutowi Pamięci Narodowej.

wrzesień 2004

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх