Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 22
Ideologia czy racja stanu?
ОглавлениеNie uważam wszelkich form lustracji za bezzasadne: zdaję sobie sprawę, że ograniczone formy clearingu ludzi na konkretnych stanowiskach bywają konieczne ze względu na bezpieczeństwo państwa; że premier ma wręcz obowiązek „prześwietlenia” kandydatów na ministrów. Jednak różnica między tymi działaniami a naszą ustawą lustracyjną jest oczywista i zasadnicza. Tam – stanowisko państwowe może zostać przed kandydatem zamknięte, ale rezultat „prześwietlenia” jest tajny. Tu – jest się publicznie napiętnowanym.
Sens naszej lustracji jest więc jedynie moralny. I może nawet byłoby to słuszne, gdyby teczki zawierały 100% prawdy (o czym wyżej). Oraz: gdyby nie istniała możliwość woluntaryzmu. Jednak rzecznik interesu publicznego, sędzia Bogusław Nizieński (powołany przez prezesa Adama Strzembosza rzutem na taśmę, w ostatnim dniu jego urzędowania…) będzie sprawdzał oświadczenia lustracyjne według sobie tylko znanej kolejności, stanie się więc „panem życia i śmierci” dwudziestu tysięcy obywateli. (Nawet święty by się w tych warunkach zdemoralizował, choć oczywiście zakładam, że Nizieński się nie zdemoralizuje). Ale istnieje też druga wątpliwość: jest nią możliwość niezłożenia przez obywatela oświadczenia lustracyjnego, bowiem kary nie ma za to żadnej. Zakładam – wbrew powszechnie znanym faktom („tym gorzej dla faktów!”) – że oświadczenia złożyli wszyscy. Dopiero jednak trzecia okoliczność jest naprawdę „zabójcza” – i to zwłaszcza dla morale Unii Wolności.
„Gazeta Wyborcza” z 2 XII 1998 opublikowała wywiad z sędzią Wojciechem Borodziukiem. Zgłosił się on do pracy w kontrwywiadzie w pierwszej połowie 1990 r. (tj. w czasach rządu Tadeusza Mazowieckiego); teraz ujrzy swe nazwisko wydrukowane w „Monitorze” (wraz z datą urodzenia, adresem i numerem PESEL) – obok nazwisk agentów bezpieki. Powód? Do 10 maja 1990 istniała jeszcze Służba Bezpieczeństwa… A jak na przypadek Borodziuka reaguje Jan Lityński? „Myślę, że uniewinnienie go przez ten sąd [lustracyjny] powinno być dla niego satysfakcjonujące” („Gazeta Wyborcza” 2 XII 1998). Tylko tyle? Nieważna jednostka, ważna sprawiedliwość dziejowa?
„Coś w Unii pękło, coś się skończyło” – by strawestować artykuł Jacka Żakowskiego. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego moja partia, opowiadająca się zawsze za „demokratycznym państwem prawa”, broni teraz ustaw albo nieprecyzyjnych, albo niedemokratycznych, albo niemoralnych. Cóż można powiedzieć na obronę Unii? Nie chciała mieć stanowiska zbieżnego z opozycyjnym SLD? Ależ mogła stanąć murem przy Radzie Legislacyjnej przy Premierze, oświadczającej, że projekt ustawy „nie został dostatecznie zharmonizowany z obowiązującym porządkiem prawnym”. Nie chciała być przeciw AWS? Ależ mogła wstrzymać się od głosu. Musiała – w imię jakichś niejasnych „racji wyższych” – opowiedzieć się za koalicjantem? Ależ mogła – to już naprawdę wymaganie minimalne – nie wykazywać aż takiej gorliwości. Doprawdy, czy w tych kolejnych głosowaniach chodziło w ogóle o jakąś sprawę, czy o parlamentarne gry: „kto kogo”?
Tymczasem konsekwencje lustracji mogą być poważne. Wobec otwarcia furtki do wybiórczego traktowania teczek – to, co miało załatwić problem, może spowodować jego odżycie i to w formie, jaka nie śniła się Macierewiczowi. Czy naprawdę jest nieprawdopodobna wizja Polski, w której każdy donosi na każdego, a dobro i zło jest dokładnie wymieszane? W każdym jednak razie, jeżeli mamy raz jeszcze przeżyć „polskie piekło”, to pamiętajmy przynajmniej o kontekście międzynarodowym. Bo choć nasz akces do NATO jest raczej przesądzony, to nie jest już przesądzona atmosfera, w jakiej on się odbędzie. A już zupełnie nie jest przesądzony akces do Unii Europejskiej.
Ideologizacja polityki: za to oskarżaliśmy kiedyś PZPR. Dziś dokładnie to samo robi AWS: ideologię antykomunizmu jest gotowa stawiać ponad racją stanu. W imię czego przykłada do tego rękę Unia – partia polskiej niepodległości?