Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 34

Pożar teczkowy

Оглавление

Nie jest to sytuacja teoretyczna: według „Rzeczpospolitej” (8–9 I 2005) już rok temu rozpoczęły się procesy o „testowanie IPN”, czyli „sprawy byłych agentów, którzy złożyli wnioski o sprawdzenie, czy są pokrzywdzonymi w rozumieniu ustawy o IPN. […] Dyrektor oddziału Instytutu w Katowicach w lipcu 2003 skierował do prokuratury osiem zawiadomień o popełnieniu przestępstwa”. Problem polega jednak na tym, że „o tym, kto był agentem, decyduję ja” (czyli Instytut), a w dodatku ustawa o IPN „zrównuje długoletniego, gorliwego, sowicie wynagradzanego donosiciela z osobą złamaną groźbą, szantażem, a nawet torturami, która podpisała zobowiązanie, lecz potem się z niego nie wywiązywała lub wywikłała” (Janusz A. Majcherek, „Gazeta Wyborcza” 11 I 2005). Bowiem – już wtedy podkreślał ten fakt publicysta – „udostępnienie dokumentów osobom uznanym za pokrzywdzone zrównuje sytuację skrzywdzonych i krzywdzących”.

Głównym celem lustracji – także tej mimowolnie (?) prowadzonej przez IPN – miało być zapobieżenie ewentualnym szantażom. Jednakże – pisał dalej Majcherek – „do dziś przez kilkanaście lat nie ujawniono przypadku szantażowania jakiejkolwiek osoby publicznej. […] Pojawiają się natomiast przypadki szantażowania zacnych osobistości przy użyciu teczek”. Powiedzmy od razu, że takiego właśnie przykładu dostarczył prof. Bender szantażujący arcybiskupa Józefa Życińskiego ujawnieniem agentów SB w jego otoczeniu. Ale problem jest głębszy, bowiem „żadne procedury nie zostaną naruszone, jeśli nawet ostatnia szuja, byle tylko niegdyś twardo antykomunistyczna i harda wobec bezpieki albo nie dość mocno przez nią naciskana, publicznie ogłosi konfidentami i kapusiami osoby choćby najbardziej zasłużone […] Nie można takiego postępowania prawnie zabronić” (Majcherek proponuje „osąd moralny”). I tak oto IPN, mający zapobiegać szantażowi, sam go szerzy: wyprowadzona ze wspomnianego artykułu 54 niezgoda na „testowanie Instytutu” zdaje się mówić obywatelowi „zgaduj zgadula” i nie pozwala mu być pewnym dnia ani godziny.

Równocześnie ze sprawą Niezabitowskiej nabierała też rozgłosu Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, kierowana w Krakowie przez prof. Tomasza Gąsowskiego. W zespole planującym ujawnienie donosicieli na UJ został zatrudniony Zbigniew Fijak – człowiek bez wykształcenia historycznego (za to posiadający, według Gąsowskiego, „wykształcenie uniwersyteckie, w czasie którego odbył kurs historii zakończony egzaminem”; „Dziennik Polski” 5 XI 2004). Co jednak najważniejsze, Fijak jest czynnym politykiem, przewodniczącym krakowskiej Platformy Obywatelskiej, prawą ręką wysuwanego na stanowisko premiera Jana Rokity. Jednak ani Gąsowskiemu, ani krakowskiemu IPN-owi okoliczności te nie przeszkadzały; dopiero gdy sprawa zyskała rozgłos, interweniował prezes Kieres (jego akcję uznał Gąsowski za „ruch polityczny”). „Polityka” (15 I 2005) pisała wtedy o Kieresie: „Chociaż zgadza się, że takie ujawnianie donosicieli to konsekwencja ustawy o IPN, wciąż walczy o dobre imię kierowanej przez siebie instytucji […] Krąży po kraju. […] Gasi emocje wywołane wybuchającymi tu i ówdzie aferami teczkowymi”.

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх