Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 39

Brońmy praworządności

Оглавление

Tymczasem w sprawie IPN-u nastąpił przełom. Naczelny Sąd Administracyjny wydał 23 II 2005 wyrok (ostateczny), w myśl którego wszyscy, którym IPN odmówił statusu osoby pokrzywdzonej, mogą żądać pisemnego uzasadnienia, a następnie – jeżeli z werdyktem się nie zgadzają – skarżyć Instytut do sądu. Tym samym nawet ów wspomniany przez prof. Zolla donosiciel będzie mógł teraz zażądać swej lustracji (inna rzecz, w jakim stopniu wykonalnej, zwłaszcza wobec istnienia 162-tysięcznej listy Wildsteina) i – jak rozumiem – dopiero po wydaniu wyroku sądowego podawanie jego nazwiska do wiadomości publicznej będzie usprawiedliwione. Nie znam reakcji rzecznika praw obywatelskich, choć przecież – co może paradoksalne – orzeczenie zapadło na jego wniosek. Znam natomiast reakcję prezesa Kieresa, który uznał, że decyzja NSA „całkowicie zmienia filozofię naszego działania” i że IPN „musiałby w przypadku każdego wniosku przeprowadzać pełne postępowanie administracyjne ze wszystkimi środkami dowodowymi, na przykład przesłuchiwaniem świadków i analizą grafologiczną materiałów służb PRL”. Tak oto z ust najwyższej władzy Instytutu dowiedzieliśmy się, że dotychczasowe werdykty były przyjmowane na niepełnej dokumentacji dowodowej…

Zdaje się nie ulegać już wątpliwości nie tylko potrzeba nowelizacji ustawy o IPN, ale i przeświadczenie, że musi ona iść znacznie głębiej niż wszystkie zgłoszone dotąd projekty (z projektem autorstwa kolegium Instytutu na czele). Podstawowym problemem jest bowiem to, że ustawa została oparta na zasadach niedemokratycznych, na obywatelskiej nierówności, na swego rodzaju prawodawstwie nadzwyczajnym. IPN nie może – jak maniakalnie powtarzają jego przedstawiciele – stać „po stronie pokrzywdzonych”, ale po prostu – po stronie obywatela. Oczywiście, najlepiej byłoby teczki z powrotem utajnić (nie mówię jak Jerzy Giedroyc, by je spalić), ale zdaję sobie sprawę, że to już dziś niemożliwe. Lecz w takim razie powinny one być udostępniane wyłącznie osobie zainteresowanej – w myśl jedynego chyba logicznego projektu, który zgłosiła w „Gazecie Wyborczej” (7 II 2005) Zofia Radzikowska. Przy tym nie powinno być nawet mowy o ujawnianiu teczek osób publicznych: one przecież już zostały zlustrowane, na mocy zupełnie innej ustawy. W przypadku zaś gdyby nastąpiła identyfikacja agenta, powinien on być o tym natychmiast powiadomiony i w dalszej procedurze uzyskać status strony – tak jak w „Gazecie Wyborczej” pisali profesorowie Hołda i Widacki. Nie wyobrażam też sobie, by w nowej ustawie mogły utrzymać się wszystkie kwestionowane przeze mnie artykuły – nigdy przecież nie usłyszałem ich merytorycznej obrony. Przede wszystkim jednak powinno się znieść unię pionu historycznego z prokuratorskim.

Bowiem – trzeba to wreszcie powiedzieć – IPN nie jest Polsce potrzebny. Ani do szerzenia prawdy historycznej – od czego są normalne instytuty naukowe. Ani do ścigania zbrodniarzy wojennych i komunistycznych – do czego wystarczy prokuratura powszechna. Nie jest też potrzebne IPN-owskie archiwum, które w swym obecnym kształcie ustawowo zagraża (sankcjami karnymi!) innym polskim zespołom archiwalnym. Powtarzam: przed powstaniem Instytutu również ścigano zbrodniarzy i również korzystano z akt PRL-owskich służb specjalnych. Zdumiewa mnie, jak łatwo zapomniano o działalności Centralnego Archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, chociaż między innymi jego nakładem ukazały się książki takie, jak Obozy koncentracyjne OGPU w ZSRR, Polska podziemna 1939–1941, Śladami zbrodni katyńskiej, Obchody milenijne 1966 roku, Spod Monte Cassino na Sybir i inne. Współredaktorami tych opracowań były często te same osoby, które dziś sprawują kierownicze funkcje w IPN, na przykład Bernadetta Gronek czy Antoni Dudek.

Sądzę, że w miejsce IPN powinny powstać dwie współpracujące ze sobą instytucje: instytut naukowy (pod nazwą np. Instytutu Badania Najnowszej Historii Polski) oraz archiwum (pod nazwą np. Archiwum Bezpieki – z jakąś formą karencji i z proponowaną dziś przez prof. Andrzeja Friszkego reglamentacją zbiorów). Ponadto powinna istnieć Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciw Narodowi Polskiemu, która – jak przed laty – wróciłaby do działalności samodzielnej. Konkrety powinni opracować prawnicy. Pewne jest jedno: IPN – w wersji takiej, jaką nadała mu ustawa, czyli instytucji usytuowanej ponad państwem i ponad prawem – jest nie do utrzymania.

marzec 2005

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх