Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 25

Powtórka z Macierewicza

Оглавление

Źródłem zła jest ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej. Uchwalona przez Sejm 18 XII 1998, znowelizowana 9 IV 1999, powiada w artykule 32:

Jeżeli w istniejących i dostępnych dokumentach, w które pokrzywdzony miał wgląd lub otrzymał ich kopie, znajdują się nazwiska funkcjonariuszy, pracowników lub kryptonimy współpracowników organów bezpieczeństwa państwa, którzy zbierali lub oceniali dane o nim, lub tych, którzy prowadzili tych współpracowników, to – na żądanie pokrzywdzonego – należy mu podać nazwiska oraz dalsze dane osobowe tych funkcjonariuszy, pracowników i współpracowników.

Brzmi to tak niewinnie, że budzi wręcz odruch aprobaty – jako realizacja zasady sprawiedliwości. Faktycznie jednak znaczy tyle, że NIC NIE JEST TAJNE. Że każdy, kto niegdyś został skrzywdzony przez UB bądź SB, może dziś sobie czytać akta w IPN, wyciągać wnioski, poznawać wszelkie nazwiska. I bynajmniej nie ma zakazu przekazywania dalej tych nazwisk – artykuł 54 ustawy (jak jeszcze dalej zobaczymy) mówi wprost, że dane osobowe obywatela mogą być ujawniane bez jego zgody. A jeżeli tak – to jesteśmy w konflikcie z aż dwoma naraz aktami prawnymi: z ustawą z dn. 29 VIII 1997 o ochronie danych osobowych oraz z ustawą z dn. 22 I 1999 o ochronie informacji niejawnych. Co więcej: wnioski, jakie osoba z zewnątrz wyciągnie z esbeckich kartotek, wcale nie muszą być prawdziwe. Bo gdyby orientacja w tych materiałach była tak prosta – to skąd tyle błędów znalazło się niegdyś na „liście Macierewicza”? I dlaczego musiano się potem zabezpieczać urzędem Rzecznika Interesu Publicznego, który – mimo fachowego przygotowania – sam nie ma prawa do wydawania wyroków i jedyne, co może, to skierować sprawę do Sądu?

Od kilku tygodni czytam, że współpracownikiem SB był Henryk Karkosza. Nie dziwię się: skoro kiedyś za agenta „Bolka” uznano Lecha Wałęsę – to dlaczego Karkoszy, jednego z najbardziej zasłużonych wydawców „drugiego obiegu”, nie można by identyfikować z agentem „Moniką”? A przecież tym razem sytuacja jest inna: źródłem informacji są dokumenty zgromadzone w IPN. Jakie to dokumenty? Esbeckie. Co w nich się znajduje? Wiadomość, że Karkosza był agentem. Kto oskarża? Ci, co widzieli swe „teczki”. Czy Karkosza się przyznał? Nie, wszystkiemu zaprzecza. Czy dziennikarskie śledztwo (Wojciecha Czuchnowskiego w „Gazecie Wyborczej”) przyniosło jakieś rozstrzygnięcia? Tylko takie, że na nic nie ma dowodu.

Nie ma faktów, nie ma konkretów, nie ma dowodów. Jest natomiast SPRAWA. Oraz brak wątpliwości. Nie liczą się zasługi Karkoszy: jego antykomunistyczna, nie wydumana przecież, działalność. Nie liczą się żadne (o ile są, bo tego też nie wiemy) okoliczności łagodzące. Jest oskarżyciel, sędzia i kat – zadający śmierć cywilną. Ośrodek „Karta” natychmiast chce usunąć Karkoszę ze swego słownika opozycji. Bronisław Wild­stein wyrokuje: „agent SB Karkosza” („Rzeczpospolita” 28–29 VIII 2004). Zabawne: ten sam publicysta uważa, że tekst Czuchnowskiego jest „jak na GW nieomal obiektywny” – czy zrozumiał to, co przeczytał? Ale co tam: Wildstein WIE. Ja natomiast nie wiem, bo nie mam dowodów. Wiem tylko, że w życiu społecznym, tak jak w postępowaniu sądowym, obowiązuje domniemanie niewinności. No i jak odpierać dowody, których się nie zna?

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх