Читать книгу Antykomunizm, czyli upadek Polski - Andrzej Romanowski - Страница 27

Ziarna nihilizmu

Оглавление

Sprawa Karkoszy każe przyjrzeć się na nowo Instytutowi Pamięci Narodowej. Zarówno ustawie, która go powołała, jak i codziennej praktyce działania jego urzędników. Zarówno realizowanym tu normom prawnym, jak i szerzonej wiedzy historycznej. Jakie jest miejsce Instytutu w przestrzeni życia publicznego?

Pisałem już wyżej o niezgodności ustawy o IPN z ustawami o ochronie danych osobowych i o ochronie informacji niejawnych. Sprawa wydaje się fundamentalna: co to bowiem znaczy, że – jak głosi cytowany wyżej artykuł 54 – dane osobowe obywatela mogą być ujawniane „bez jego zgody”? Ba! bez czyjejkolwiek zgody? Jakim prawem ktoś w ogóle coś „ujawnia”? Kto rości sobie do tego prawo i na jakiej podstawie? I czy można działać w ten sposób bez wyroku sądowego? Więc tak ma to wyglądać: przychodzi pokrzywdzony do IPN-u – i już?

Drugi przypadek IPN-owskiego bezprawia – to pojęcie „zbrodni komunistycznej”. Są nią – wyjaśnia artykuł 2 ustawy – „czyny popełnione przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego w okresie od dnia 17 września 1939 r. do dnia 31 grudnia 1989 r., polegające na stosowaniu represji lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności”. Zwróćmy uwagę: data końcowa owego „państwa komunistycznego” oznacza już czas rządu Tadeusza Mazowieckiego. Dlaczego ustawodawcy postanowili napluć w twarz wszystkim, którzy w roku 1989 budowali fundamenty niepodległego państwa – pozostanie ich tajemnicą. Dla nas najważniejszy jest jednak taki prawny potworek: wykroczenie bądź występek może być zbrodnią – o ile tylko popełnia go komunista. Rzecz dla prawnika niewiarygodna, lecz przecież rzeczywista: po niedawnym skazaniu gen. Kiszczaka na dwa lata więzienia w zawieszeniu Ewa Koj, katowicki prokurator IPN, oświadczyła: „Mam niedosyt z jednego powodu: sąd nie uznał tej sprawy za «zbrodnię komunistyczną». […] Jako prokuratorowi IPN ciężko mi się z tym zgodzić” (cyt. za: „Gość Niedzielny” 28 III 2004). Jeśli więc dobrze rozumiem Panią Prokurator, wyrok na Kiszczaka jest sprawiedliwy. Ponieważ jednak Kiszczak jest komunistą, wyrok sprawiedliwy nie jest.

Jak widać, na wielu płaszczyznach i na każdym kroku, istnienie IPN wprowadza ustawową nierówność obywateli wobec prawa. Tegośmy nie mieli nawet w ustawodawstwie PRL. Ale orędownicy IPN odpowiadają: taką cenę trzeba było zapłacić, by szybciej sądzić PRL-owskie przestępstwa. Sprecyzujmy więc: chcąc zwiększyć tempo osądzeń, trzeba dokonywać gwałtu na zasadach demokracji i prawa. Czyli: trzeba uruchomić logikę quasi-rewolucyjną – bardzo proszę, by to powiedzieć uczciwie. Ale spójrzmy prawdzie w oczy: czy rzeczywiście coś przyspieszyliśmy? Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, działająca jako jeden z trzech pionów Instytutu, obwieszczała w minionych latach kolejne zamiary uzyskania ekstradycji (najwcześniej wobec sędziego podporucznika Stefana Michnika), wytaczała oskarżenia wobec członków ukraińskiej SS Galizien, zajmowała się sprawą uwięzienia prymasa Wyszyńskiego… Nic tu się nie powiodło – i to zwykle nie z powodu „niemocy wymiaru sprawiedliwości”, co tak często lubi się podkreślać, lecz ze splotu najróżniejszych okoliczności, z których najczęstsza jest ta, że sprawcy już nie żyją. I nie odbiega od tej reguły także śledztwo w sprawie Jedwabnego, bo – przy całej uczciwości dokonywanego rozrachunku – niewiele ono wyjaśniło ponad to, co już i tak wiedziano: jak nie z powojennych procesów, to z książki Jana Tomasza Grossa (co innego rozpoczęte przez IPN badania historyczne w tej sprawie).

Chaos: to słowo dobrze charakteryzuje postępowanie IPN na każdym polu. Może najbardziej – na styku prawa karnego i historii. Oto na przykład przez minione lata raz po raz słyszeliśmy o planach wszczęcia przez Instytut „odrębnego polskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej”. Byłoby to działanie czysto symboliczne, bo do czegóż jesteśmy w stanie dojść bez współpracy z prokuraturą rosyjską, bez dostępu do rosyjskich archiwów? Jednak sierpniowa wizyta prezesa IPN, prof. Leona Kieresa w Moskwie przyniosła nową jakość: ustalono termin zakończenia rosyjskiego śledztwa na koniec bieżącego roku, polscy prokuratorzy uzyskali wgląd w zebrane przez Rosjan akta, zwrócono się o dodatkowe informacje do prokuratury ukraińskiej. Dziś jednak znowu okazuje się, że wszystko jest raz jeszcze inaczej: na żądanie rodzin katyńskich „odrębne śledztwo polskie” zapewne IPN podejmie. Ale nowością stały się niechętne komentarze prezesa Kieresa oraz szefa pionu śledczego IPN, prof. Witolda Kuleszy. Ciekawe: czy dopiero teraz zauważyli, że w takim przypadku zostanie uniemożliwiony udział w śledztwie rosyjskim polskiego prokuratora, że spowolnią się wszelkie działania, że droga ta w żaden sposób nie doprowadzi do korzystnego finału? Tyle razy deklamowali o „polskim śledztwie”, aż wreszcie ktoś im uwierzył.

Przypadek inny znajdujemy w cytowanym wyżej numerze „Biuletynu IPN” (2002 nr 4). Dziennikarze (skądinąd niezmiernie Instytutowi przychylni) pytają, co będzie, gdy „ktoś najpierw był pracownikiem czy współpracownikiem organów bezpieczeństwa, a potem stał się opozycjonistą. Czy ci ludzie są objęci mianem pokrzywdzonych w myśl ustawy? I co państwo zrobią, jeśli ktoś taki się zgłosi?”. „Wyślemy sprawę do biura prawnego z prośbą o opinię – brzmi odpowiedź Bernadetty Gronek. – Do tej pory nikt taki nie zgłosił się do nas”. Co było tu niejasnego dla Pani Dyrektor – dalibóg nie wiem. Przecież gdyby ów „ubek­-Wallenrod” nie został wykryty, to i nie byłby śledzony – dlaczegóż więc miałaby go uważać za „pokrzywdzonego w rozumieniu ustawy”? Gdyby zaś SB człowieka takiego zdemaskowała, to przecież drogą „zbierania materiałów, w tym w sposób tajny” – więc po co „biuro prawne” do stwierdzenia faktu tak oczywistego? Skoro jednak sprawa oczywista była tak nieoczywista – to rodzą się pytania dalsze: o całą już filozofię IPN-u, nie tylko nawet w zakresie obywatelskiej nierówności, ale i poznawczego schematyzmu, wiodącego prosto do absurdu. Bo w jakiej właściwie kategorii zmieściłby się w IPN kapitan SB Adam Hodysz – solidarnościowa „wtyczka” w bezpiece? I co IPN zrobi z członkami najwyższych władz PZPR, o których bezpieka też zbierała informacje – „w tym w sposób tajny”? Jak zareagowałby IPN, gdyby sporządzenia „teczki” zażądał były członek Biura Politycznego?

Les extrêmes se touchent – skrajności się stykają: IPN-owska tęsknota za sprawiedliwością przerodziła się w niesprawiedliwość. Czyż nie jest to jedno ze źródeł nihilizmu, toczącego nasze życie społeczne? Profesor Jan Widacki, opiniując przed laty projekt ustawy, napisał: „Ustawa, która z Hilarego Minca czyni pokrzywdzonego przez komunizm, a z Tadeusza Mazowieckiego funkcjonariusza komunistycznego państwa, nie jest chyba dobrą ustawą”.

Antykomunizm, czyli upadek Polski

Подняться наверх