Читать книгу Jezioro Ciszy. Inni - Anne Bishop - Страница 11
ROZDZIAŁ 6
ОглавлениеVICKI
WTOREK, 13 CZERWCA
Ineke Xavier prowadziła pensjonat w Sprężynowie. Była wysoką kobietą – przynajmniej w porównaniu ze mną – i nosiła okulary w czarnej oprawie. Wyróżniały ją włosy. Były ciemnobrązowe, prawie czarne, z pasemkami w kolorach jasnego burgundu i turkusu.
W zeszłym roku w Dyspozytorni pojawiło się wiele pogłosek o terra indigena i o niektórych ich najbardziej śmiercionośnych formach. Jedna z plotek głosiła, że istnieje taka postać terra indigena, która może zabić samym spojrzeniem; można ją rozpoznać po kolorowych włosach. Było więc zrozumiałe, że goście, widząc Ineke po raz pierwszy, mogą się zastanawiać, w co się pakują. Rzeczywiście byli tacy, którzy po zobaczeniu Ineke się wycofywali, woleli mieszkać w przyczepie bez toalety na skraju miasta, zamiast zatrzymać się w czystym pokoju w pensjonacie (jeśli chciało się zapłacić za któryś z apartamentów, można było nawet wynająć pokój z łazienką).
Ineke była dobrą kucharką, ale nie lubiła piec. Zostawiała to Dominique, jednej z dwóch młodych kobiet, które dla niej pracowały. Kiedy więc pojawiła się w Kłębowisku, po tym, jak skończyła wydawać śniadanie w pensjonacie, postawiła na moim kuchennym stole duży worek i zaczęła wyciągać z niego puszki czekoladowych ciasteczek, cynamonowych muffinów, brązowych brownies oraz bułeczek z orzechami pecan i karmelem. Nie musiałam być wieszczką krwi, żeby się domyślać, że czegoś ode mnie chce.
– Czy to łapówka? – spytałam.
– Oczywiście, że tak. – Wyglądała na urażoną moim pytaniem. – Myślisz, że w innej sytuacji przyniosłabym ci tyle pyszności?
Nie, zwłaszcza że mąka i cukier nadal były limitowane i nie zawsze udawało się je zdobyć.
Wzięłam czekoladowe ciasteczko i ugryzłam kęs. Pyszności. Cudowne. Od razu przypomniał mi się Yorick, uśmiechający się do mnie w ten sposób i grożący mi palcem za każdym razem, gdy miałam ochotę na coś słodkiego. „Nie napychaj się, możesz zjeść coś słodkiego tylko po posiłku”, mówił, nawiązując do rodzinnej tradycji. Twierdził, że żaden z członków jego rodziny nigdy nie przytył po zjedzeniu odrobiny słodkości po kolacji. Nadal widziałam ten uśmiech i palec pod koniec każdego posiłku – albo łagodny grymas, gdy zachowywałam się niewdzięcznie i nie chciałam przyjąć czegoś słodkiego.
Wyparłam wspomnienia, które nadal uniemożliwiały mi czerpanie radości z jedzenia, wzbudzając jednocześnie potrzebę napychania się. Poczułam, jak ogarnia mnie bunt, i wzięłam kolejny kęs.
– A po co ta łapówka?
– Ludzie potrzebują czasu, żeby uciec przed rutyną i się zrelaksować. Teraz dużo bardziej niż kiedyś. A region Jezior Palczastych zawsze był popularnym celem podróży. Ale firmy w Sprężynowie potrzebują czegoś więcej niż Sprężyniaków, aby nakłonić ludzi do zostania na długi weekend tutaj, a nie nad jednym z innych jezior. Myślałam o tym, w jaki sposób ściągnąć do nas turystów, i chcę ci coś zaproponować. – Ineke wzięła do ręki brownie. – Mam umowę ze stajnią, która sąsiaduje z pensjonatem. Konie do wynajęcia i zakwaterowanie dla prywatnych zwierząt. Gdy byłam młodsza, uwielbiałam jeździć konno, ale mogłam jedynie wynająć konia na godzinę lub dwie. Wszystko ponad to kosztowałoby zbyt wiele czasu i wysiłku.
– Dobrze. – Powiedziałam to tylko po to, by pokazać jej, że słucham.
Ineke nie była kimś, kogo chciało się denerwować. Mieszkałam u niej podczas remontu głównego budynku Kłębowiska. Rano dawała swoim gościom po kilka suszonych śliwek, żeby „utrzymać hydraulikę w czystości”; jeśli się ich nie zjadło, nie dostawało się śniadania. Niedopuszczalne było jednak podawanie ich psu Ineke, Maxwellowi, border collie z nerwicą natręctw. Maxwell kochał śliwki, ale nie musiał oczyszczać swojej instalacji wodno-kanalizacyjnej, a rezultatem nakarmienia go tym smakołykiem zawsze była przykra eksmisja. Przez większość czasu Ineke była cudowną kobietą, ale w razie konieczności nie wahała się otworzyć okna i wywalić czyjejś walizki wraz z zawartością na trawnik przed pensjonatem. A celowała tak dobrze, że większość rzeczy trafiała w rzadką psią kupę.
Gdy u niej mieszkałam, grzecznie jadłam śliwki i nigdy, przenigdy nie karmiłam Maxwella resztkami ze stołu.
– Myślałam, że stajnia jest zamknięta – powiedziałam.
– Cóż, poprzedni właściciel został zjedzony, a jego pracownicy uciekli tam, gdzie reszta ludzi. Jednak szybko przejęli ją Horace i Hector Adamsowie. Są z Prostego Życia. To chyba kuzyni. – Wzruszyła ramionami, sugerując, że relacje między nimi to nie jej sprawa. – Nie są tak restrykcyjni w przestrzeganiu zwyczajów Prostego Życia jak niektórzy z ich grupy, byli więc gotowi przejąć interes w wiosce, w której mieszkają ludzie i inne istoty.
– Co chcesz przez to powiedzieć? Że używają prądu i światła, ale nie mają telewizora?
– Mniej więcej. Mają radio, ale słuchają tylko porannych wiadomości i godzinę muzyki w nocy. Mają telefon stacjonarny, ponieważ prowadzą interesy, ale nie mają komórek. I noszą tradycyjne ubrania Prostego Życia.
Ineke wiedziała więcej o tym, kto co i gdzie robi, niż ktokolwiek inny w wiosce, nie wyłączając Jane Argyle, kierowniczki poczty. Już to o czymś świadczyło. Ale podczas gdy Jane bezkrytycznie przekazywała plotki i pogłoski, Ineke mówiła o czymś tylko wtedy, jeśli uważała, że dana informacja może się komuś przydać.
– Jesienią ubiegłego roku zaproponowaliśmy przejażdżki z przewodnikiem po Sprężynowie. Chodziło o zwiedzenie kilku niewielkich winnic w okolicy i kontakt z dziką przyrodą, która nie poluje na lunch.
Nawet po Wielkim Drapieżnictwie istnieli ludzie, którzy pragnęli wyjechać z domu na dzień lub dwa, ale nie chcieli zapuszczać się zbyt daleko.
– Czyli ludzie zwiedzali te winnice, kosztowali wino, a potem jeździli konno? – upewniłam się. – Na wysokich koniach?
– Dominique i Paige miały się opiekować jeźdźcami. W rzeczywistości jednak jeźdźcami opiekowały się konie – doskonale wiedziały, że mają ignorować ludzi na swoich grzbietach i podążać za dziewczynami. W każdym razie myślałam, że teraz, kiedy mamy lato i nadchodzą upały, być może warto zorganizować przejażdżkę przez Kłębowisko. Jest tu mnóstwo konnych ścieżek. Moglibyśmy zacząć u mnie, jechać około godziny, a skończyć w miejscu, gdzie goście popływaliby w jeziorze lub po prostu cieszyli się spokojem prywatnej plaży. Masz ten duży taras na tyłach głównego budynku. Podalibyśmy tam lunch, a potem moi goście wróciliby do pensjonatu, mijając po drodze stragan z owocami Milforda. Ja dostarczyłabym lunch dla ciebie i twoich lokatorów – i zapłaciłabym ci dwadzieścia procent tego, co otrzymam od moich gości.
– Bierzesz od nich za to pieniądze?
– Oczywiście. Wynajęcie koni i przygotowanie posiłku kosztuje. Dostęp do twojej plaży jest częścią pakietu, a nie czymś, co można sobie osobno wykupić. Chyba że zdecydujesz się na otwarcie plaży na własną rękę. W przeciwnym razie lepiej byłoby, gdybyś pobierała stosowną opłatę za ten przywilej i miała pod ręką kogoś, kto dopilnuje porządku w tej kwestii. Inaczej nie opanujesz sytuacji.
– Nie zamierzam udostępniać plaży nikomu poza moimi lokatorami… – Miałam dość przekonywania ludzi, że Kłębowisko i jego plaża są własnością prywatną. Z drugiej jednak strony takie działania przyniosłyby mi trochę pieniędzy. Może nawet zyskałabym klienta lub dwóch, gdyby ktoś zapragnął spędzić czas nad jeziorem i wynająć w tym celu jeden z moich domków. – Dobrze, mogę spróbować.
– Dopilnuję, żeby na karcie zgłoszeniowej znalazło się zastrzeżenie, że nie ponosimy odpowiedzialności za żadne obrażenia ani wypadki, do których dojdzie wskutek zdenerwowania Pani Jeziora. – Ineke przełknęła ostatni kęs brownie i zlizała polewę z palców.
– Pani Jeziora?
Na chwilę zapadła cisza.
A potem:
– Nikt ci o niej nie powiedział?
Pokręciłam głową.
– Czy to terra indigena?
Ineke potwierdziła.
– Jezioro Ciszy jest jednym z najmniejszych Jezior Palczastych, ma zaledwie osiem kilometrów długości i mniej niż półtora kilometra szerokości, jest za to najgłębsze. Nikt nie wie, kim jest Pani Jeziora – ludzie, którzy być może ją widzieli, już nie żyją, więc nie mogą nam o tym opowiedzieć.
– Jesteś pewna, że to nie jest tylko taka historia? Przecież tam pływałam – no dobrze, szybko się wykąpałam, bo woda nie była jeszcze wystarczająco ciepła – i nic nie widziałam. Nawet jednej zmarszczki na powierzchni.
– Ona tam jest.
– O kurczę…
– Wybierzmy kilka dat. Potem porozmawiam z Horace’em i Hektorem o wypożyczeniu koni – zarządziła Ineke.
Wyjęłam mój kalendarz i określiłyśmy dni.
– Ograniczę się do sześciu osób – powiedziała Ineke. – Za pierwszym razem możemy tylu nie uzbierać, bo moi obecni lokatorzy to głównie policjanci, ale niedługo powinni stąd wyjechać. Jeśli nie zapełnię wszystkich miejsc, zwrócę się do mieszkańców Sprężynowa, na przykład do nowych właścicieli sklepów. Julian Farrow jest seksowny, nie sądzisz? – Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się znacząco.
Tak, z pewnością był seksowny. I bardzo mi się podobał. Lubiłam rozmawiać z nim o książkach. Poza Ineke był moim jedynym przyjacielem w Sprężynowie, nie chciałam jednak nic więcej oprócz przyjaźni od kogoś, kto miał żywotne kończyny, niezależnie od tego, jak bardzo był seksowny.
Na krótko po przyjeździe do Sprężynowa przeczytałam w starym czasopiśmie artykuł „Czego oczekują mężczyźni, kiedy idą na randkę”. Napisano w nim, że mężczyźni spodziewają się uprawiać seks na trzeciej randce, co uważałam za wyjątkowo upokarzające. Jak można w tak krótkim czasie poznać kogoś na tyle dobrze, żeby dopuścić do takiej intymności?
Mieszkałam u Ineke, gdy inny gość, który przyjechał do niej tylko na jedną noc, zaproponował, żebyśmy wyszli na zewnątrz i popatrzyli na księżyc. Julian pożyczył mi książkę o astronomii i tego wieczoru planowałam wyjść na tył pensjonatu, żeby sprawdzić, czy uda mi się zidentyfikować kilka konstelacji, więc ta propozycja nie wydała mi się podejrzana. A gdy mężczyzna zasugerował, że całus lub dwa byłyby idealnym zwieńczeniem tego wieczoru… No cóż, wydawało mi się to trochę bezczelne, ale był uprzejmy podczas kolacji i zachowywał się tak, jakby interesowało go moje zdanie o książce, którą oboje czytaliśmy. Jeśli nie zgodziłabym się na pocałunek, wszyscy z pewnością uznaliby mnie za okrutną egoistkę. Nie chciałam, żeby Ineke czy ktokolwiek inny miał o mnie takie złe zdanie, pomyślałam więc, że on jest tu tylko na jedną noc i prosi mnie tylko o pocałunek, nigdy nie dojdziemy do trzeciej randki. No i dlaczego nie sprawdzić, jak to jest całować mężczyznę innego niż Yorick? Jednakże zbyt późno się zorientowałam, że moją zgodę na pocałunek zinterpretował jako zgodę na o wiele więcej. Kiedy go odepchnęłam, powiedział, że powinnam być wdzięczna, iż ktoś w ogóle chce mnie przelecieć. Nagle brzmiał zupełnie jak Yorick.
Niewiele pamiętam z tego, co stało się potem, poza szczekaniem Maxwella, który rzucił się na tego mężczyznę, i krzykiem Ineke. Potem znalazłam się w moim pokoju, przytulałam Maxwella, doktor Wallace rozmawiał z Ineke, a mężczyzna zniknął.
Przed tamtą nocą marzyłam – tak troszkę – że może Julian mógłby kiedyś stać się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem. Ale po niej… Nie miałam zamiaru ryzykować przyjaźni tylko po to, żeby się przekonać, iż popęd seksualny zamienia każdego mężczyznę w Yoricka.
Gdy nie odpowiedziałam, Ineke poklepała mnie po ręce i wstała od stołu.
Odprowadziłam ją do samochodu. Rozejrzała się, popatrzyła na drzewa.
Po Aggie czy jakiejkolwiek innej Wronie nie było śladu.
– Policjanci w moim pensjonacie są tu nie tylko w charakterze gości – powiedziała Ineke. – Mężczyzna, którego zabito, mieszkał w jednym z moich pokoi. Wczoraj pokój ten został przeszukany, dziś rano powtórzono czynności. Wygląda na to, że nie znaleźli tego, czego się spodziewali.
– Czyli wiedzą, kim był. – Odetchnęłam z ulgą. – To dobrze.
– Nie byłabym tego taka pewna. – Nagle jej głos stał się ponury. – Vicki, posłuchaj… Usłyszałam coś, co skłoniło mnie do myślenia, że ich zdaniem ten człowiek cię znał. Że przyjechał tutaj, żeby się z tobą spotkać.
– Ale ja go nie znałam. – No dobrze, niezbyt dokładnie mu się przyjrzałam, ponieważ nie miał oczu i na jego widok zrobiło mi się trochę niedobrze. – Nie miałam żadnego umówionego spotkania, nikogo się nie spodziewałam.
Spojrzała na mnie z uwagą.
– Jeśli śledczy będą chcieli z tobą porozmawiać, na twoim miejscu uważałabym, co mówię. I przemyślałabym wynajęcie prawnika, zanim w ogóle cokolwiek im powiesz.
Ineke odjechała, a ja zaczęłam się zastanawiać, gdzie znajdę prawnika.
Gdy wróciłam do domu, zauważyłam Wronę siedzącą na ziemi pod drzewem.
– Aggie?
– Kra.
Było to „kra” łagodne. Zatroskane.
Ile z naszej rozmowy usłyszała?
***
Około południa pod dom podjechały dwa nieoznakowane samochody, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam przywiązać większej wagi do ostrzeżenia Ineke i czy nie warto od razu poszukać prawnika.
– Pani DeVine?
Z pierwszego auta wysiadło dwóch mężczyzn. Starszy z nich miał nieszczery, oślizgły uśmiech, który za bardzo przypominał mi Yoricka, gdy ten wgryzał się w jakąś transakcję. Młodszy, który przedstawił się jako oficer Osgood, zdawał się zakłopotany zachowaniem partnera, przełożonego czy kogokolwiek, kim był Pan Oślizgły w hierarchii JWK.
A może to był Detektyw Oślizgły? Ponieważ nie raczył się przedstawić, nadałam mu takie imię.
– Chcielibyśmy, żeby przyjechała pani na komisariat i odpowiedziała na kilka pytań.
– Dlaczego? – Nie ruszyłam się z miejsca, stałam niedaleko drzwi. Moje serce waliło, a w rękach i nogach znów pojawiło się to uczucie, jakbym nagle znalazła się w innej skórze, za małej na mnie o dwa rozmiary. Był to znak, że znajduję się w ogromnym stresie. – Przecież powiedziałam już oficerowi Grimshawowi o wszystkim, co wiem. Moja lokatorka znalazła ciało wczoraj, a ja zadzwoniłam na policję.
– Najwyraźniej ofiara przyjechała tutaj, żeby omówić zajęcie przez panią terenu należącego do rodziny pani byłego męża.
– Słucham? – Skóra stała się jeszcze ciaśniejsza. – Niczego nie zajęłam. Kłębowisko było częścią mojej ugody rozwodowej. Niezależnie od tego, czy należało do rodziny mojego byłego męża, czy nie, Yorick z radością przerzucił odpowiedzialność na mnie. – I wtedy wszystko zrozumiałam. – Och… Czyżby przysłał kogoś, żeby sprawdzić, czy włożyłam w to miejsce dostatecznie dużo pieniędzy, czy zyskało ono na wartości wystarczająco, by mi je odebrać?
Typowy Yorick. I typowa ja – dopiero po dziesięciu latach przekonałam się o jego prawdziwej naturze. Oczywiście był świetny w przekonywaniu mnie, że to, co uważałam za prawdziwe, jest tylko wytworem mojej wyobraźni.
Z drugiego samochodu wysiadło czterech kolejnych mężczyzn.
– Nie będzie pani miała nic przeciwko temu, żeby moi ludzie trochę się tu rozejrzeli, prawda? – spytał Oślizgły.
Wiedziałam, że za minutę wybuchnę niekontrolowanym płaczem i Oślizgły będzie w stanie namówić mnie do wszystkiego. Ale do tego czasu…
– Czy naprawdę sądzi pan, że możecie przyjść do mojego domu i ot tak zacząć się rozglądać? A może macie ochotę przejrzeć zawartość szaf i szuflad, żeby znaleźć coś, to potwierdzi wasze bezpodstawne zarzuty?
– Pani DeVine, za bardzo się pani tym ekscytuje – ostrzegł Oślizgły. – Symulowanie ataków histerii nic nie zmieni. Pojedzie pani z nami na komisariat, żeby odpowiedzieć na kilka pytań.
– A gdzie jest ten komisariat? – Dobrze, lubię czytać thrillery, nagle więc wyobraziłam sobie, że zostaję wywieziona w jakimś niewiadomym kierunku i przesłuchiwana tak długo, aż przyznam się do wszystkiego, co wymyślą.
– W Sprężynowie. – Oślizgły spojrzał ponad moją głową. – A w tym czasie…
Ktoś złapał mnie za nadgarstek. Aggie przycisnęła się do moich pleców i szepnęła:
– Powiedz im, czego nie wolno im robić w twoim domu. Powiedz to naprawdę głośno.
Nie miałam pojęcia, dlaczego głośne mówienie miałoby być skuteczniejsze niż mówienie normalne, ale zrobiłam to, co zasugerowała – chociażby dlatego, że dzięki temu mogłam nieco zredukować stres.
– Nikt nie może wejść do mojego domu aż do mojego powrotu – niemal krzyknęłam. – Nikt nie może otworzyć mojego samochodu i szukać rzekomych dowodów. Nikt nie może wchodzić do domków i się rozglądać. Nikt nie może zostawiać niczego na moim terenie. Możecie stać sobie na zewnątrz i przyglądać się drzewom, ale to wszystko, co wolno wam zrobić.
Oślizgły zrezygnował z resztek uprzejmości.
– Możemy otrzymać nakaz przeszukania pani domu – powiedział. – Jednak wówczas będzie to wyglądało tak, jakby miała pani coś do ukrycia.
– Dopóki nie będziecie mieli tego nakazu, nie wejdziecie do żadnego z moich budynków. – Czułam się bardzo odważna. Albo bardzo oszołomiona. Nie umiałam jednoznacznie stwierdzić. – A teraz pójdę po torebkę i zamknę dom. Następnie pojadę za wami na komisariat.
– Pojedzie pani z nami i nie wejdzie pani do domu, żeby nie zniszczyć dowodów podczas szukania torebki.
– Stanę przy drzwiach – powiedział oficer Osgood. – Jeśli pani DeVine zostawi otwarte drzwi…
Potem wszystko stało się dziwne.
– Kra!
– Kra! Kra! Kra!
– Przylecieli moi przyjaciele – szepnęła Aggie.
Jedna Wrona. Potem trzy następne. I nagle cały tuzin – wokół domu i na drzewach. Kolejny tuzin zajął pozycje na dachu. Największy jastrząb, albo Jastrząb, jakiego kiedykolwiek widziałam, wylądował na dachu radiowozu Oślizgłego – jestem pewna, że celowo zaczął drapać szponami lakier. Taka ptasia wersja rysowania samochodu kluczem. Gdy na niego spojrzałam, zorientowałam się, że – o ile samochód nie zostanie ponownie polakierowany – ślady będzie łatwo dostrzec z perspektywy ptaka.
Przez drzewa przetoczył się podmuch wiatru, szelest liści zabrzmiał jak gra na złowrogich tamburynach.
Ryknęło coś, co było niewidoczne, ale znalazło się w pobliżu.
– Pani Vicki przedstawiła wam zasady – powiedziała Aggie. Jej głos nie przypominał już głosu zbuntowanej nastolatki. – Wszyscy dopilnują, żebyście wy, ludzie, przestrzegali zasad.
Wy, ludzie. Wyznaczono linię bojową.
– Proszę iść po torebkę – powiedział Oślizgły.
Spodziewałam się, że Aggie będzie cały czas trzymać mnie za nadgarstek, ale ona odwróciła się i pobiegła na tyły budynku. Dostrzegłam jej ubranie i postanowiłam, że później porozmawiam z nią o tym, że gdy mamy gości, powinna zakładać coś więcej niż tylko bawełnianą koszulę nocną. Zwłaszcza jeśli tymi gośćmi są mężczyźni.
Złapałam torebkę, a potem upewniłam się, że drzwi na taras i do kuchni są zamknięte. Gdy znalazłam się w głębi domu, tak że na zewnątrz nie było mnie słychać, wyjęłam telefon komórkowy i zadzwoniłam do Ineke. Zostawiłam na jej poczcie głosowej wiadomość, że śledczy JWK zabierają mnie na komisariat w Sprężynowie; tak przynajmniej twierdzą. Nagrałam wiadomość tuż przed wyjściem, żeby Ineke miała dokładną orientację w czasie. Jeśli Oślizgły zabierze mnie gdzie indziej, czas mojego wyjazdu może być bardzo przydatny. Przy założeniu, że ktoś będzie mnie szukał.
Dopilnowałam, by oficer Osgood widział, jak zamykam drzwi wejściowe zarówno na zamek, jak i na zasuwę. Upewniłam się, że Oślizgły zobaczył, jak wkładam klucze do dużej torebki, którą zabrałam ze sobą.
– W skrytce w banku mam kopie dokumentów rozwodowych, ugody i aktu prawnego, zgodnie z którym przyznano mi Kłębowisko. I nie, nie dam wam klucza do mojej skrytki, żebyście mogli zabrać mi wszystkie te dokumenty. – Wreszcie zaczęło do mnie docierać, że coś jest bardzo nie w porządku, łącznie z obecnością martwego człowieka na mojej ziemi.
– W takim razie podjedziemy tam po drodze – powiedział Oślizgły z taką miną, jakby wymagało to nadrobienia wielu kilometrów, choć bank znajdował się tuż obok komisariatu. Jeśli zaparkujemy na ulicy Głównej, aby przejść z miejsca do miejsca, nie będzie musiał nawet przestawiać samochodu.
– Kra!
– Kra! Kra! Kra!
Nie miało znaczenia, czy Wrony uznawały cel mojej podróży, czy próbowały mnie przed czymś ostrzec. Miałam blisko dwa tuziny opierzonych świadków, którzy wiedzieli, gdzie powinnam się znaleźć za kilka minut.
Gdy Oślizgły i jeden z bezimiennych detektywów z drugiego samochodu eskortowali mnie do pierwszego nieoznakowanego radiowozu, rozejrzałam się wokół. Nie potrafiłam jednak powiedzieć, czy Aggie znajdowała się wśród Wron, które nas obserwowały. Gdyby nie wynajęła u mnie jednego z domków, nie miałabym nawet takiego wsparcia. Wtedy nikt nie wiedziałby, co się ze mną dzieje.