Читать книгу Jezioro Ciszy. Inni - Anne Bishop - Страница 8

ROZDZIAŁ 3

Оглавление

VICKI

PONIEDZIAŁEK, 12 CZERWCA

– Ale ja nie mogę! – zapłakała Aggie, wypuszczając jeszcze więcej piór, gdy powiedziałam jej, że będzie musiała porozmawiać z policją.

Dodatkowe czarne pióra we włosach były mniej niepokojące niż te, które nagle pojawiły się na jej twarzy i przedramionach.

– Musisz – odparłam, starając się zachować spokój. Miskę z gałką oczną przykryłam spodkiem. – Tylko ty wiesz, gdzie jest ciało. Gdy przyjadą funkcjonariusze, musisz im pokazać to miejsce.

– Ale będę miała kłopoty!

Zaparło mi dech w piersiach, a serce zaczęło szybciej walić. Aggie była mała i drobna, moja torebka prawdopodobnie ważyła więcej niż ona. Ale ponieważ była jedną z tych Wron, mogła być o wiele silniejsza, niż mogłoby się wydawać.

– Aggie, ty chyba nie… – Co bym zrobiła, gdyby przyznała, że zabiła tego mężczyznę, żeby zjeść jego gałkę oczną? Wyobraziłam sobie, że jestem silna i odważna – i że wykonuję kilka chwytów samoobrony, chociaż tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak się je wykonuje. A potem wyobraziłam sobie, że uśmiecham się słabo i zwiewam.

Podobał mi się ten drugi pomysł. Był o wiele rozsądniejszy.

– Nie zabiłam go – odparła obrażona Aggie. – Gdy go znalazłam, już nie żył i miał tylko jedno oko.

– A co się stało z drugim?

– Nie wiem. Pewnie zostało zjedzone.

Lubiłam Aggie i naprawdę nie chciałam zadawać jej kolejnych pytań. Chwyciłam miskę z gałką oczną i wyszłam na zewnątrz, aby poczekać na policję. Aggie ruszyła za mną, ale na podwórku zaczęła się wycofywać w stronę drzew.

– Aggie… – zaczęłam, ale w tej samej chwili usłyszałam odgłos opon jadących po żwirze.

Odwróciłam się i zobaczyłam radiowóz. Zatrzymał się, blokując drogę dojazdową. Kiedy się odwróciłam, pod drzewem leżał już tylko stos ubrań. Aggie zniknęła. A więc zostałam sama z miską. Czekałam, aż policjant wysiądzie z samochodu.

Znacie bohaterów kreskówek z mocno zarysowanymi dolnymi szczękami, błyszczącymi zębami, szerokimi ramionami i wąskimi taliami? Człowiek, który wysiadł z wozu, mógł być modelem dla ich karykatury. Miał jednak proporcjonalną budowę ciała i wyglądał bardzo poważnie z tymi wszystkimi dinksami przy pasie. Nosił okulary przeciwsłoneczne, więc nie mogłam zobaczyć jego oczu – nie mogłam stwierdzić, czy patrzy na mnie ciepło, pragnąc mnie wesprzeć, czy chłodno, tak jakbym była problemem, którego chce się jak najszybciej pozbyć.

Gdyby się zatrzymał, żeby mi pomóc na ciemnej, opuszczonej drodze, ucieszyłabym się na jego widok. Teraz jednak czułam się niepewnie, bo nie wiedziałam, czy nagle nie stanę się czarnym charakterem.

– Czy to pani zgłaszała podejrzany przypadek śmierci? – spytał, podchodząc do mnie ostrożnie. Był wielkim mężczyzną i miał wielki głos. Nie żeby na mnie krzyczał, ale takim głosem można uderzyć człowieka – w połączeniu z groźnym tonem mógł wywołać atak paniki.

Zatrzymał się i przyjrzał śladom pazurów na drzewie. Były tak wysoko, że ich nie zauważyłam.

Powinnam pomyśleć o tym w gorącą, letnią noc, kiedy będę próbowała się przekonać, czy zostawienie otwartych okien, żeby do domu wpadało trochę powietrza, jest bezpieczne. Być może nie grożą mi złodzieje, bo nie mam nic, co można by ukraść. Ale czy nie grozi mi tajemniczy Szpon?

Czytałam gdzieś, że przeciętny niedźwiedź może wczepić pazury w drzwi samochodu i wyrwać je z zawiasów, aby dostać się do przekąsek, które ktoś bezmyślny pozostawił w środku.

Istniały spore szanse, że to, co grasowało w lasach wokół Kłębowiska, nie należało do grona przeciętnych istot, chociaż szczerze mówiąc, Aggie była jedyną terra indigena, jaką widziałam – przy czym „widziałam” to słowo klucz. Jeśli jedna z Wron kręcących się wokół Kłębowiska należała do Wroniej Straży, to ile jeszcze ich było?

– Moja lokatorka znalazła ciało w pobliżu drogi na farmę, stanowiącej granicę między moją własnością a sadami Milfordów – odparłam, próbując mówić rzeczowo. Wyciągnęłam przed siebie miskę. – Proszę, oto dowód.

Policjant wziął miskę, podniósł spodek i zaczął się wpatrywać w gałkę oczną. Tak przynajmniej założyłam. Ponieważ nosił lustrzane okulary przeciwsłoneczne, równie dobrze mógł patrzeć na mnie. I nagle przyszło mi do głowy, że jeśli będzie chciał zerknąć do mojej lodówki, sama nie wiem, co w niej znajdzie.

– Proszę zaczekać – powiedział.

Wrócił do samochodu i otworzył bagażnik. W ciągu minuty wrócił już bez gałki ocznej. Nie wyglądało na to, żeby miał zamiar zwrócić mi chociaż miskę i spodek.

– Muszę porozmawiać z pani lokatorką.

– Jest trochę nieśmiała, jeśli chodzi o rozmowy z policją.

Zdjął okulary. Spojrzenie jego szaroniebieskich oczu mówiło mi, że lepiej, żeby moja lokatorka błyskawicznie nabrała odwagi. A może wyobraziłam to sobie, pomna swoich wcześniejszych doświadczeń z mężczyznami? Z mężczyzną. Tym, który sprawiał, że czułam, iż coś jest moją winą, nawet jeśli nie mogłam kontrolować cudzych czynów, myśli czy opinii.

– Czy podała pani lokalizację? Może mi pani pokazać domniemane ciało?

Przecież dopiero co dałam mu oko. Jak może myśleć, że „domniemane ciało” nie istnieje?

– Ja…

– Kra.

Spojrzałam na wronę – lub Wronę – siedzącą na drzewie przy drodze, kilka metrów dalej.

– Tak, mogę. – Ruszyłam przed siebie z nadzieją, że idę za Aggie.

Gdy potknęłam się po raz drugi i upadłabym twarzą w ziemię, gdyby policjant nie złapał mnie za rękę i nie przytrzymał, mruknął:

– Mogłaby pani patrzeć pod nogi, a nie na drzewa.

Mądra rada. Chciałabym jej posłuchać, jednak nie miałam zamiaru wyjaśniać mu, że nasza przewodniczka znajduje się w drzewach, bo to wymagałoby wyjaśnienia jej natury.

– Proszę się zatrzymać – powiedział w pewnym momencie. Miałam wrażenie, że idziemy całą wieczność, a ponieważ przed wyjściem nie wróciłam do domu po mój zegarek, straciłam rachubę czasu. – Czy pani wie, dokąd idzie?

– Oczywiście, że wiem, oficerze… – Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie podał mi swojego nazwiska. Może to nie było wymagane?

– Grimshaw.

– Doprawdy? – Nie była to prawidłowa reakcja, zwłaszcza ze strony kogoś, kto nazywa się Vicki DeVine. – Milfordowie mieszkają między Kłębowiskiem a drogą prowadzącą do Sprężynowa. Ciało zostało znalezione obok drogi, między posiadłością Milfordów i moją.

– Czyli powinniśmy zmierzać na wschód?

Już miałam się zgodzić, ale słowa utknęły mi w gardle. Czy mieliśmy iść na wschód? Czy to było podchwytliwe pytanie? Nie mogliśmy iść na zachód. Na zachodzie od budynku głównego znajdowało się jezioro – które było widać już z tyłu domu. Ale to pozostawiało dwa inne kierunki bez odpowiedzi.

– Pani DeVine? – Oficer Grimshaw chyba nie lubił wędrówek.

– Eee…

– Kra.

Odetchnęłam z ulgą.

– Tędy.

Nagle na tej samej gałęzi pojawiły się trzy wrony, co przypomniało mi o grze polegającej na odgadnięciu, w której muszli schowano groszek.

Trzy czarne ptaki siedziały na drzewie. Który z nich to A–G–G–I–E?

– Kra.

Do lotu wzbił się tylko jeden, poszłam więc za nim w nadziei, że to Wrona. Oficer Grimshaw podążył za mną. I to był wielki błąd. Prawdopodobnie powinnam była się przyznać do swoich problemów z orientacją w terenie, zanim zaprowadziłam go do lasu.

– Kra!

Otwarta przestrzeń. Światło dzienne. Piaszczysta droga, czyli droga na farmę. I ciało.

– Eee. – Nie była to profesjonalna odpowiedź, ale ja nie byłam profesjonalistką i miałam szczerą nadzieję, że już nigdy nie spotkam tego mężczyzny. Żadnego mężczyzny.

– Proszę tu zostać – powiedział Grimshaw i podszedł do ciała.

Tak jakbym miała zamiar się do niego zbliżać. Przecież moje kolana już były jak z waty, a żołądek zaczął fikać koziołki.

– To ciało zostało poruszone.

– Ja też byłabym poruszona, gdybym nagle zginęła – odparłam.

Odwrócił się, by na mnie zerknąć, i chyba doszedł do wniosku, że nie próbuję się wymądrzać, po prostu nie do końca kontroluję to, co wychodzi z moich ust. Ponieważ przez dłuższy czas miałam do czynienia z gałką oczną, prawdopodobnie mój mózg zdecydował, że skoro już ktoś zdjął ze mnie ten problem, może przestać funkcjonować na wysokich obrotach i zacząć się cieszyć miniatakiem paniki.

– Niewiele drapieżnictwa – powiedział Grimshaw, przyglądając się ciału. – Chyba nie leży tu zbyt długo.

– Aggie powiedziała, że gałka oczna zaczęła się robić miękka. To dlatego chciała ją podgrzać. Oko robi się miękkie dopiero po jakimś czasie, prawda?

Patrzyłam, jak zakłada okulary. Po chwili ponownie odwrócił się w moją stronę.

– Aggie to pani lokatorka? – Lodowaty Głos.

Kiwnęłam głową, zadowolona z tego, że nie widzę jego oczu. Wszystko we mnie się trzęsło, gdy nastawiałam się na to, że Lodowaty Głos zamieni się w Walący Głos.

– Naprawdę muszę z nią porozmawiać – dodał.

Moje drżące wnętrzności przetłumaczyły jego Oficjalnie Grzeczny Głos jako bardziej zachęcający niż przerażający, wskazałam więc znajdującą się nade mną gałąź.

– Bardzo proszę.

Poruszył głową, dlatego założyłam, że patrzy w górę. A potem się odwrócił i usłyszałam, jak mówi:

– Cholera. – Słowo to było tak ciche, że przypominało tchnienie.

Aggie rozpostarła skrzydła w geście, który mógł być przepraszający, i zakrakała nieśmiało.

Grimshaw wyciągnął komórkę i wybrał jakiś numer. Kolejne minuty przypominały scenę z serialu telewizyjnego, w której policjant potrzebuje wsparcia i prosi o przysłanie karetki oraz transport zwłok.

Nie zdążył do końca wyjaśnić sytuacji, gdy w stronę ciała pofrunęło siedem ptaków. Wylądowały blisko niego, mimo że Grimshaw machał ręką, by je odpędzić.

– To twoi przyjaciele? – spytałam, patrząc w górę na Aggie.

– Kra.

– Panie policjancie…

– Słyszałem.

Jasne. Już zwykłe wrony byłyby dostatecznie dużym problemem, gdyby chciało się uniknąć utraty kolejnych fragmentów ciała. Ale Wronia Straż? Oznaczała potencjalne fiasko PR-owe dla wydziału policji – i każdej innej ludzkiej służby, na pracę której wpływ mogliby mieć terra indigena, których nie da się odpędzić od bufetu.

A może to nie ciało było tak intrygujące? Zobaczyłam jakiś złoty połysk. Zegarek na nadgarstku martwego człowieka. Wyglądał tak, jakby ktoś zamierzał go zdjąć, lecz nie zdążył. Czyżbyśmy komuś przeszkodzili?

– Muszę zostać z ciałem do czasu, aż przyjedzie tu jednostka z wydziału kryminalnego – powiedział Grimshaw. – Trafi pani do domu?

– Pewnie.

– Znajdzie pani drogę powrotną?

Czyżby nie ufał mojej orientacji w terenie?

– Kra.

Przynajmniej Aggie była pewna, że zaprowadzi nas z powrotem do budynku głównego.

Bardzo proszę, Oficerze Mądralo.

Cofnęłam się ścieżką, dość pewna, że uda mi się zniknąć z jego pola widzenia, zanim się zgubię.

– Pani DeVine?

Pod wpływem jego głosu zatrzymałam się, ale się nie odwróciłam.

– Tak?

– I tak będę musiał porozmawiać z panią i pani lokatorką. Proszę nigdzie nie wyjeżdżać.

Tak jakbym była w stanie gdzieś wyjechać – przecież zablokował mi tym swoim samochodem jedyną drogę z domu. A jakoś nie widziałam siebie uciekającej przed wymiarem sprawiedliwości na rowerze. Poza tym jedyne, co zrobiłam, to zgłosiłam znalezienie ciała. W jakie kłopoty mogłabym przez to wpaść?

Jezioro Ciszy. Inni

Подняться наверх