Читать книгу Wojownik słońca - Beata Pawlikowska - Страница 15
9.
ОглавлениеTo było ostatnie miejsce, do którego chciałabym się wybrać. Więcej niż „ostatnie”. To był dla mnie kierunek na nigdy. I zresztą, kto mnie zmusi?…
Rozejrzałam się ostrożnie. Zrobiłam krok naprzód. I jeszcze jeden. Skręciłam w prawo. I ruszyłam przed siebie.
Odetchnęłam z ulgą.
Nikt nie łapał mnie za ubranie, nie oblewał łzami i nie próbował zatrzymać. Nagle nabrałam pewności, że zmierzam we właściwą stronę. Najprawdopodobniej na wschód. To się okaże dopiero wtedy kiedy pojawi się nowe słońce. Jeśli się pojawi. Na pewno się pojawi. Dlaczego nie miałoby wstać jak co dzień?
Szłam i szłam i szłam, tak długo, aż wreszcie poczułam się zmęczona. Położyłam się na miękkiej trawie, zamknęłam oczy i usłyszałam samolot. Leciał gdzieś w oddali, unosząc na swoim pokładzie przypiętych do foteli pasażerów. Każdy miał za sobą inną historię, a przed sobą inny cel, ale przez chwilę dzielili przestrzeń w żelaznej maszynie cudem unoszącej się w powietrzu. Zawsze mnie to fascynowało.
Samolot wydawał się zbliżać, a potem znów oddalać, tak jakby krążył w powietrzu. Być może był to pierwszy samolot w historii świata, który leciał poszukując swoich przyszłych pasażerów. Tak jakby nie wystarczali mu ci, których zabrał z wcześniejszego lotniska.
– Ale tu przecież nie ma żadnego pasa startowego – pomyślałam sennie. – Więc to pewnie tylko złudzenie.
Złudzenie rosło. Warkotało coraz głośniej, było coraz bliżej, ale nie zbliżało się w linii prostej, tylko szalonym zygzakiem. Zapadałam już w przyjazną otchłań snu, gdy samolot przeleciał tuż nad moją głową, a potem nagle zgasł.
Otworzyłam oczy.
Prosto w okrągłe, zmrużone ślepia. Pochylały się nade mną z naprężonym wysiłkiem, za którym – jak się domyśliłam – stało intensywne myślenie. Widziałam przed sobą wielką głowę obrośniętą sterczącymi włosami, spomiędzy których wychylił się elastyczny, ciekawski czułek i pomacał mnie w biodro.
Żuk? – przekręciłam głowę, żeby lepiej go widzieć. – Chrabąszcz? Ale dlaczego taki wielki?
Owad oddychał przez chwilę w niezdecydowanym milczeniu. Zdaje się, że on też – podobnie jak ja – nie widział wcześniej czegoś takiego. Patrzyliśmy na siebie z wzajemnym powątpiewaniem i zastanowieniem.
W końcu owad zapytał:
– Ty nie jesteś robakiem?
– O nie! – odrzekłam natychmiast. – Z całą pewnością ja nie jestem robakiem!
– No właśnie – przytaknął swoim własnym myślom. – Ty nie jesteś robakiem.
Pokiwałam głową.
– Widziałaś jakiegoś robaka? – zainteresował się. – Tu niedaleko?
– Niestety – pokręciłam głową. – Niestety, nie widziałam żadnych robaków.
– Hm – mruknął owad, rozłożył skrzydła i odleciał.
Ha! – pomyślałam zarówno do siebie, jak i do niego. – A ty nie jesteś samolotem!