Читать книгу Złota klatka - Camilla Lackberg - Страница 10
CZĘŚĆ 1
ОглавлениеNiedzielny poranek. Faye sprzątała pospiesznie po śniadaniu Julienne, żeby Jack nie oglądał pobojowiska, które córka zawsze zostawiała po sobie. Nie było to może Pearl Harbor, jednak Faye rozumiała, co Jack ma na myśli, że nie jest przyjemnie schodzić rano do kuchni, w której jest bałagan.
Postanowiła, że nie będzie zawracała mu głowy ewentualnym wyjazdem na weekend z Chris, bo skończy się tylko gniewem i awanturą.
Nie chciała mówić tego przyjaciółce, ale właśnie przechodzili trudny okres. Wszystkie pary czasem tak mają. Praca Jacka była okropnie wymagająca, a Faye nie była pierwszą kobietą, która przekonywała się, że właśnie w pracy mąż sprawdza się najlepiej. Oczywiście wolałaby, żeby zostawało mu więcej czasu i energii dla niej i Julienne. Jednak szybko odsuwała od siebie takie myśli. Należała do garstki najbogatszych mieszkańców Szwecji, być może najlepszego kraju na świecie. Nie musiała pracować, zastanawiać się, jak opłacić rachunki, nawet odbierać dziecka z przedszkola. Cała armia niań i sprzątaczek czekała w gotowości, żeby pomóc jej we wszystkim. Czasem, by nie taszczyć zakupów, korzystała nawet z kurierów Ryska Posten.
Natomiast Jack dźwigał na swoich barkach olbrzymią odpowiedzialność, przez co bywał lakoniczny i chłodny. W każdym razie wobec niej. Wiedziała jednak, że to chwilowe. Za parę lat będą mogli więcej być ze sobą. Razem podróżować, marzyć i mieć czas dla siebie.
– Chyba rozumiesz, że nie bawi mnie taka ciężka praca? – mówił. – Oczywiście wolałbym cieszyć się życiem, siedząc w domu z tobą i Julienne, nie martwiąc się, z czego zapłacę rachunki. Ale już niedługo, kochanie.
Trochę czasu minęło, odkąd tak mówił. Obiecał jednak, a ona mu ufała.
Julienne zaszyła się na kanapie z iPadem. Faye włączyła jej bezprzewodowe słuchawki, żeby nie przeszkadzała tacie. Miał lekki sen, więc nauczyła córeczkę, że rano ma zachowywać się jak najciszej.
Usiadła obok niej i odsunęła jej kosmyk włosów, nie zaskoczyło jej, że Julienne chyba po raz tysięczny ogląda Krainę lodu. Sobie włączyła poranne wiadomości, ściszając maksymalnie telewizor. Przyjemnie jej było czuć obok siebie ciałko córki. Bliskość.
Drzwi sypialni otworzyły się, usłyszała, jak Jack zmierza do kuchni. Nasłuchiwała jego kroków, by zgadnąć, w jakim jest humorze. Aż wstrzymała oddech.
Chrząknął.
– Możesz tu przyjść? – odezwał się chrapliwym głosem.
Pospieszyła do kuchni. Uśmiechnęła się.
– Co to jest? – spytał, machając ręką.
– Co takiego?
Nie cierpiała sytuacji, gdy nie wiedziała, o co mu chodzi, tego poczucia, że nie ma między nimi porozumienia. Przecież kiedyś stanowili tandem „Jack i Faye”. Byli równorzędnymi partnerami. Znali się na wylot.
– Na takim blacie raczej nie ma się ochoty robić sobie kanapki – powiedział, przesuwając dłonią po marmurowej płycie. – A na pewno ja nie mam!
Podniósł dłoń, do której przykleiło się kilka okruszków.
Zrobiło jej się przykro, że jest taka niedbała. Jakby nic nie rozumiała.
Złapała ściereczkę. Serce jej waliło, poczuła dudnienie w uszach. Resztę okruszków starła na drugą, wolną rękę i wrzuciła do zlewu. Szybkie spojrzenie na Jacka i odkręciła kran, po czym szczotką do naczyń umyła zlew.
Powiesiła na miejsce ściereczkę, szczotkę wstawiła do lśniącego stylowego pojemnika.
Jack wciąż stał.
– Chcesz kawy, kochanie? – spytała.
Otworzyła szafkę, gdzie trzymała kapsułki nespresso, i automatycznie sięgnęła po dwie fioletowe, jego ulubione. Jedną lungo i espresso w filiżance z odrobiną spienionego mleka. Jack lubił mocną kawę.
Odwrócił głowę w stronę salonu.
– Ile razy ją widzę, zawsze siedzi pochylona nad iPadem. Musisz się bardziej starać. Czytaj jej, baw się z nią.
Kilka kropel kawy ściekło po białym kubku. Faye starła je palcem i włożyła Jackowi kubek do ręki. Ledwo to zauważył.
– Wiesz, co mi mówił Henrik? Saga i Carl mogą korzystać z tabletu nie więcej jak godzinę dziennie. Za to chodzą do muzeum, na lekcje fortepianu i tenisa, czytają książki. Saga chodzi również na balet, trzy razy w tygodniu, do szkoły tańca Alhanko.
– Julienne chce grać w piłkę nożną – odparła Faye.
– Mowy nie ma. Widziałaś, jakie te dziewczyny mają potem nogi? Jak słupy. I co, ma grać z jakimiś dziewczynkami z przedmieścia, kiedy ich tatusiowie przeklinają i wymyślają na sędziego, tak?
– Okej.
– Co „okej”?
– Julienne nie będzie grała w piłkę nożną.
Faye położyła dłoń na jego piersi i przytuliła się. Drugą rękę przesunęła w dół do krocza.
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Przestań.
W lśniącej szybie piekarnika zobaczyła kontur swojego kluchowatego ramienia. Nic dziwnego, że Jack jej nie dotyka. Zapuściła się.
Poszła do łazienki i zamknęła się na klucz. Rozebrała się i zaczęła oglądać swoje ciało pod różnym kątem. Piersi jakieś zgnębione, jak zwiędłe w wazonie tulipany. Może porozmawiać z Jackiem o powiększeniu biustu? Wiedziała, że Alice zrobiła sobie operację. Chodzi tylko o to, żeby zrobić to gustownie. Żadnej tandety. Żadnych balonów.
Brzuch już od dawna nie był płaski, a nogi zrobiły się jakieś białe, nalane. Kiedy napięła mięśnie pośladkowe, na skórze pojawiły się dołki jak na powierzchni Księżyca.
Spojrzała wyżej. Żółtawa twarz, zapadnięte oczy, cera i włosy bez blasku, fryzura żadna. Nachyliwszy się do lustra, dojrzała kilka grubych siwych włosów. Wyrwała je i spłukała w umywalce.
Żeby się tylko nie okazało, że zaczął się jej wstydzić. Może wyżalał się przed kolegami? Mówili mu jakieś złośliwości na jej temat? Od dziś zacznie się zdrowo odżywiać i ćwiczyć raz, nie, nawet dwa razy dziennie. Żadnego wina, żadnych pysznych kolacyjek czy wieczornych przekąsek w oczekiwaniu na jego powrót z pracy.
Jack zapukał do drzwi.
– Może wyjdziesz?
Drgnęła.
– Zaraz, kochanie – wychrypiała.
Jack nie ruszył się spod drzwi, a Faye zaczęła się denerwować.
– Wiem, że ostatnio byłem bardzo zajęty – powiedział. – Może byśmy poszli razem na jakąś kolację? Tylko we dwoje?
Łzy napłynęły jej do oczu, gdy tak stała nago w łazience. Ubrała się pospiesznie. Jej Jack. Jej kochany, najukochańszy Jack.
Otworzyła drzwi.
– Bardzo chętnie, kochanie.
Dwie godziny później Faye stała przed stoiskiem mięsnym w ICA Karlaplan12, żeby kupić coś dobrego na obiad. Wszystko było jak zwykle. Wygórowane ceny. Krzyki dzieci i nieustanny szum agregatów chłodniczych. Zapach mokrych kurtek po dziesięć tysięcy koron i prawdziwych futer, żadnych politycznie poprawnych syntetyków. Chyba że od Stelli McCartney. Ale też pod warunkiem, że odpowiednio drogich.
Faye wzięła paczkowane piersi z kaczki i poszła do kas. Wybrała tę, w której siedział Max. Często pracował w niedziele.
Spojrzała na umięśnione ramię Maxa, który skanował towary klientów stojących przed nią. Chyba wyczuł jej spojrzenie, bo nagle się obejrzał i uśmiechnął.
Kiedy przyszła jej kolej, uśmiech stał się jeszcze szerszy. Oczy mu się zaświeciły.
– Co słychać u najpiękniejszej kobiety w Sztokholmie?
Faye zaczerwieniła się. Domyślała się, że Max mówi tak do większości klientek, ale jednak. W i d z i ał ją.
Lekkim krokiem wróciła ze sklepu.
Po przyjściu do domu szybko wypakowała zakupy. Nie powinny znajdować się poza lodówką zbyt długo.
– Tak wyszłaś?
Odwróciła się. Jack stał w drzwiach. Zmarszczył czoło.
– Co masz na myśli?
Jack wskazał na jej ubranie.
– Chyba nie powinnaś robić zakupów w takim domowym stroju. A gdybyś wpadła na jakiegoś znajomego?
Faye zamknęła lodówkę.
– Maxowi w kasie widocznie się podobało. Nazwał mnie najpiękniejszą kobietą w Sztokholmie.
Jack zacisnął szczęki. Faye zdała sobie sprawę, że popełniła błąd. Powinna pamiętać, by nie żartować z nim w ten sposób.
– Flirtujesz z kasjerem?
– Nie, nie flirtuję. Kocham cię i ty o tym wiesz, ale nie moja wina, że ktoś prawi mi komplementy.
Prychnął.
Patrzyła na jego spiętą sylwetkę, gdy szedł do gabinetu. Poczuła, jakby miała kamień na żołądku, ale jednocześnie była dziwnie radosna. Zależy mu, pomyślała. Naprawdę mu zależy.
Julienne spała. Jack i Faye leżeli już w łóżku. On z laptopem na brzuchu, ona oglądała powtórkę na Kanale 5.
– Chcesz, żebym ściszyła?
Jack zsunął okulary na czubek nosa i przymknął laptopa, by spojrzeć na telewizor.
– Nie, nie, w porządku – odparł nieobecnym głosem.
Prezenterka programu ze ściągami w ręku przedstawiła jednego z uczestników.
– To Lisa Jakobsson? – spytał Jack.
– Tak.
– Kiedyś była ładna. Ale się zestarzała. A jaka gruba.
Znów otworzył laptopa.
Kiedy zasnął, Faye, osłaniając ekran iPhone’a, weszła na stronę Wikipedii. Lisa Jakobsson była dwa lata młodsza od niej.
12
Karlaplan − plac w dzielnicy Östermalm.