Читать книгу Złota klatka - Camilla Lackberg - Страница 7

CZĘŚĆ 1
Sztokholm, lato 2001

Оглавление

Viktor Blom miał jasnobrązowe znamię na karku i szerokie opalone plecy. Spał głębokim snem, miałam czas popatrzeć zarówno na niego, jak i na pokój, w którym spaliśmy. Okno bez zasłon, poza podwójnym łóżkiem było jeszcze krzesło zarzucone brudnymi ciuchami. Słońce wpadające przez szyby tworzyło pryzmaty tańczące na białych ścianach.

Wilgotne i brudne prześcieradło zaplątało mi się wokół nóg. Zrzuciłam je, owinęłam się nim jak ręcznikiem i ostrożnie otworzyłam drzwi sypialni. Skromnie umeblowane dwupoziomowe mieszkanie, wynajęte przez Viktora i Axela na lato, zajmowało parter i pierwsze piętro domu przy Brantingsgatan w dzielnicy Gärdet. Na zewnątrz był ogródek ze stolikiem, drewnianymi krzesłami i czarnym kulistym grillem. Na stoliku stała puszka po fancie pełna niedopałków.

Z pokoju Axela dochodziło głośne chrapanie. Salon i kuchnia znajdowały się na parterze. Zeszłam tam, zrobiłam sobie kawy i wygrzebałam papierosy z mojej torebki porzuconej na podłodze w przedpokoju. Następnie z kawą i paczką papierosów usiadłam w ogródku.

Przede mną rozpościerał się Tessinparken. Słońce stało jeszcze dość nisko, musiałam mrużyć oczy przed światłem.

Nie zamierzałam się narzucać ani utrudniać sytuacji Viktorowi. Jego propozycja, żebym przyszła do nich na dzisiejszą imprezkę, to na pewno tylko słowa. Po prostu chciał iść ze mną do łóżka. Słyszałam już niejedną uroczystą obietnicę składaną po pijaku. Viktorowi chyba było ze mną przyjemnie. A mnie z nim. I niech tak zostanie. Zgasiłam papierosa w puszce po fancie i wstałam, żeby poszukać swojego ubrania. W tym momencie otworzyły się za mną drzwi.

– A, tutaj jesteś – odezwał się zaspany. – Masz papierosa?

Podałam mu. Opadł na krzesło, na którym przedtem siedziałam, i zamrugał od słońca. Usiadłam obok.

– Właśnie się zbierałam, żeby iść – powiedziałam.

Spodziewałam się, że na jego twarzy zobaczę ulgę. Wdzięczność, że nie jestem namolną panienką, do której nie dociera, że pora się wynosić.

A jednak mnie zaskoczył.

– Iść? – wykrzyknął. – Dlaczego?

– Bo tu nie mieszkam.

– I co z tego?

– Na pewno nie chcecie, żebym wam się tu plątała, prawda? Rozumiem, że to jednorazowa historia, masz swoje sprawy. Nie chcę ci zawadzać ani się narzucać.

Odwrócił głowę i spojrzał na park. Powstrzymałam odruch, żeby go pogłaskać po szczecince na głowie. W sypialni było zdjęcie, na którym miał gęste, wijące się blond włosy. Nadal milczał i już myślałam, że go przejrzałam, że jest równie łatwy do rozszyfrowania jak inni faceci.

Wreszcie powiedział:

– Nie wiem, jak cię traktują ani jakie panują zwyczaje tam, skąd pochodzisz, ale według mnie jesteś fajna. Inna, prawdziwa. Oczywiście możesz iść, jeśli masz ochotę, ale byłoby mi miło, gdybyś została. Zamierzałem zejść do Seven Eleven, kupić nam sok i croissanty, potem byśmy się poopalali i później zamówili sobie pizzę.

– Okej – odpowiedziałam bez namysłu.

Koło twarzy latała mi osa. Odpędziłam ją, nigdy nie bałam się os. Są gorsze rzeczy.

– Okej? A tak poważnie, co to za pętaki, z którymi się zwykle zadajesz?

– U nas faceci… Czy ja wiem. Chcą iść do łóżka, a potem, żeby sobie pójść. Coś w tym rodzaju. Następnego dnia mają co innego do roboty.

Nie wspomniałam o spojrzeniach. O słowach. O tym, że nie wiedziałam, gdzie podziać oczy ze wstydu, chociaż to nie ja powinnam się wstydzić. Że pójście do łóżka z tym, kto mnie zechce, to było nic w porównaniu z tamtym.

Viktor zasłonił ręką oczy przed słońcem.

– Od jak dawna mieszkasz w Sztokholmie?

– Od miesiąca.

– To witaj.

– Dziękuję.


Wieczorem około siódmej do mieszkania zaczął wlewać się strumień ludzi. W większości starszych ode mnie o kilka lat, więc z początku czułam się trochę niewyraźnie. Viktor przepadł w tłumie, wylądowałam przy stoliku w ogrodzie razem z Axelem. Popijałam drinka, paliłam i pękałam ze śmiechu, kiedy opowiadał, jak zeszłego lata razem z Viktorem jeździli pociągiem po Europie. Przyszły przywitać się dwie dziewczyny, Julia i Sara. Julia miała długie brązowe włosy, zielone oczy i śliczną ciemnoniebieską sukienkę. Sara była w dżinsowej spódnicy i białej koszulce, jasne włosy związała w niedbały węzeł.

– Cholernie się denerwuję na myśl o semestrze jesiennym – odezwała się Julia, nachylając się. – Chciałabym zrezygnować, a w najgorszym razie wziąć urlop dziekański, ale ojciec się nie zgadza. Wścieka się, kiedy tylko próbuję z nim rozmawiać. Kurde, jak ja nienawidzę Lund.

– No to biedna jesteś – zauważyła Sara, wydmuchując kółka z dymu.

– Świadectwo nie pozwala mi niestety dostać się na Handelshögskolan. A zresztą… dziś się bawimy.

Usiadła prosto i spojrzała na mnie, jakby dopiero mnie zauważyła.

– A ty czym się zajmujesz?

Chrząknęłam. Wypuściłam smużkę dymu z ust. Nie miałam ochoty opowiadać o swoich planach dopiero co poznanej osobie.

– Teraz właściwie niczym.

– Fajnie. Ale będziesz studiować?

Złożyłam papiery w kilku miejscach w Sztokholmie, więc przytaknęłam. Pomyślałam o moim koncie w banku, które topniało w alarmującym tempie.

– Mam taki zamiar. Ale trochę potrwa, zanim dostanę odpowiedź – odparłam.

– Skąd znasz Axela? – spytała ta druga, Sara, i kiwnęła głową w jego stronę.

– Przez Viktora, może go znacie, poznałam go wczoraj w Buddha Bar.

– Spałaś tutaj?

Przytaknęłam.

W milczeniu wypaliły papierosy i poszły.

– Julia i Viktor byli kiedyś parą – wyjaśnił Axel.

– Co znaczy „kiedyś”?

– Jakieś trzy miesiące temu. Dziś widzą się po raz pierwszy, odkąd wróciła z Lund.

Julia i Sara poszły z nami do Buddha Bar. Trzymały się blisko Viktora i cały czas patrzyły na mnie z niechęcią. Im więcej piłam, tym bardziej mnie to złościło.

Viktor zrobił sobie małą przerwę w puszczaniu płyt i podszedł do mnie i Axela. Objęłam go, patrząc w zwężone oczy Julii. Pocałował mnie, ugryzłam go lekko w dolną wargę. Kiedy przyszła pora wrócić do kabiny didżeja, spytał, czy mogłabym mu potowarzyszyć. Obejmował mnie ramieniem w pasie, kiedy przedzieraliśmy się przez tłum. Powoli nam szło, bo ciągle ktoś go zatrzymywał. W końcu dotarliśmy. Viktor nałożył słuchawki, poruszył kilkoma suwakami i zaczął się kiwać w takt muzyki.

Ja też. Potem chwyciłam jego rękę i włożyłam sobie pod sukienkę, między nogi. Byłam bez majtek.

– Pójdziesz ze mną do domu? – spytał.

– Owszem, a chcesz?

Jego spojrzenie wystarczyło za odpowiedź.

– I co będziemy robić? – spytałam, drażniąc się z nim.

Zaśmiał się i zmienił melodię.

Ogarnęło mnie wspaniałe uczucie. Jestem wolna. Mogę robić, co chcę, i być, kim chcę. Bez przeszłości, która paskudziła wszystko wokół mnie i we mnie. Bez tych wszystkich ludzi, którzy mnie ściągali w dół. Powoli, kawałek po kawałku, zamieniałam się w kogoś innego.

Spojrzałam z góry na tańczących, zamknęłam oczy i przypomniałam sobie Fjällbackę. Wścibskie spojrzenia, które podążały za mną, gdziekolwiek szłam, fascynacja pomieszana ze współczuciem, lepka, ciężka i mdląca. Tutaj nikt nie wiedział. Nie widział. Moje miejsce było tu. W Sztokholmie.

– Idę do łazienki! – krzyknęłam.

– Okej. Za dziesięć minut kończę grać. Zobaczymy się przy wyjściu?

Kiwnęłam głową i skierowałam się do łazienki. Ustawiłam się w kolejce i uśmiechnęłam się na myśl, że Viktor jest mój i tylko mój. Z dala dochodziła muzyka z sali tanecznej, lustro na ścianie wibrowało do taktu.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Włosy mi jeszcze zjaśniały, byłam opalona i czułam się świeżo. Miałam wrażenie, że wyglądam poważniej niż zaledwie tydzień temu. Dziewczyna stojąca przy umywalce skierowała różowy pojemnik ze sprejem na swoją fryzurę i nacisnęła. Zakłuło mnie w nosie, bo zapach był słodki, ale stanowił przyjemny kontrast z wonią potu, wódki i ubrań przesiąkniętych dymem.

Drzwi za mną otworzyły się, na sekundę zrobiło się głośniej.

Poczułam puknięcie w ramię i odwróciłam się. Mignęła mi Julia, a potem poleciał na mnie drink. Kawałek lodu trafił mnie w czoło, spadł na podłogę i poleciał dalej. Zaszczypały mnie oczy, zamrugałam ze zdumienia i z bólu.

– Co ty robisz, do cholery? – krzyknęłam, cofając się.

– Prowincjonalna kurewka – powiedziała Julia, odwróciła się na pięcie i wyszła.

Kilka innych dziewczyn zaśmiało się. Wytarłam się papierowym ręcznikiem. Odbierałam upokorzenie całym ciałem, jakby opadł mnie rój insektów. Poczułam się jak dawna ja. Ta, która się kuliła, chowała w cieniu, uginając się pod ciężarem nazbyt wielu tajemnic.

A potem się wyprostowałam i spojrzałam w lustro. Nigdy więcej.


Tydzień później dostałam pocztą zawiadomienie, że zostałam przyjęta do Handelshögskolan. Skserowałam je, odszukałam adres Julii, kupiłam kopertę i włożyłam odbitkę razem ze zdjęciem, które Viktor i ja zrobiliśmy sobie przy użyciu samowyzwalacza; ja na czworakach, Viktor za mną, na twarzy miał grymas rozkoszy. Wrzucając kopertę do skrzynki na listy w domu Julii, miałam w głowie tylko jedną myśl. Nigdy więcej nie dam się nikomu upokorzyć.

Miesiąc później, przy rejestrowaniu się na uczelni, podałam, że mam na imię Faye, było to moje drugie imię, po autorce ulubionej książki mojej mamy. Matylda przestała istnieć.

Złota klatka

Подняться наверх