Читать книгу Fjällbacka - Camilla Lackberg - Страница 8

Оглавление

– Nie! Nie sce! – krzyczała Maja, wykorzystując niemal w całości swój skromny zasób słów, gdy w piątkowy poranek Patrik chciał ją zostawić u opiekunki, Ewy. Wrzeszcząc, kurczowo trzymała się jego nogawek. W końcu musiał odczepiać jej paluszki po kolei, po jednym. Serce mu się ściskało na widok jej wyciągniętych rączek, gdy opiekunka ją zabierała. Idąc do samochodu, wciąż miał w uszach głosik wołający z płaczem: Tata! Przez dłuższą chwilę siedział w samochodzie z kluczykami w ręku, patrząc tępo przed siebie. Tak było już od dwóch miesięcy, zapewne była to jeszcze jedna reakcja na ciążę Eriki.

Do niego należało codzienne toczenie porannej bitwy. Sam się zgłosił. Erice byłoby za ciężko ubierać i rozbierać Maję, a schylanie się i zawiązywanie jej bucików w ogóle nie wchodziło w grę. Zatem nie było innego wyjścia. Niemniej było to bardzo męczące i zaczynało się jeszcze w domu. Przy ubieraniu Maja wiła się jak piskorz. Patrik wstydził się przyznać, ale czasem ze zdenerwowania przytrzymywał ją tak szorstko, że wrzeszczała na całe gardło. Czuł się potem podle.

Zmęczony przesunął ręką po oczach, odetchnął głęboko i uruchomił silnik. Ale zamiast jechać do Tanumshede, pod wpływem impulsu skręcił w stronę willowego osiedla za Kullen. Zaparkował przed domem Kjellnerów i niepewnie podszedł do drzwi. Powinien właściwie uprzedzić, że przyjedzie, ale skoro już tu jest… Mocno uderzył pięścią w białe, drewniane drzwi, na których nadal wisiał świąteczny wianuszek. Nikt nie pomyślał, żeby go zdjąć albo zamienić na coś innego.

Z domu nie dochodziły żadne odgłosy, zapukał jeszcze raz. Może nikogo nie ma? Ale po chwili usłyszał kroki. Cia otworzyła i na jego widok wyraźnie się spięła. Pośpiesznie potrząsnął głową.

– Nie, nie, ja nie w tej sprawie – powiedział. Oboje dobrze wiedzieli, co miał na myśli. Opuściła ramiona i odsunęła się od drzwi, wpuszczając go do środka.

Patrik zdjął buty i powiesił kurtkę na jednym z nielicznych haczyków niezajętych przez młodzieżowe kurtki.

– Pomyślałem, że zajrzę, żeby porozmawiać – odezwał się niepewnie, zastanawiając się, jak przedstawić swoje niepoparte niczym rozważania.

Cia skinęła głową i poszła do kuchni, w prawo. Patrik ruszył za nią. Już tu był, i to kilka razy. W pierwszych dniach po zniknięciu Magnusa siedzieli przy sosnowym stole kuchennym, powtarzając raz po raz wszystko po kolei. Pytał o prywatne sprawy, które powinny takie pozostać, ale przestały nimi być z chwilą, gdy Magnus Kjellner wyszedł z domu, by już nie wrócić.

Dom wyglądał tak jak przedtem. Przyjemnie, zwyczajnie, lekki nieład z mnóstwem śladów nieuważnych nastolatków. Ale ostatnim razem mieli jeszcze nadzieję. Teraz Patrik wyczuwał nastrój rezygnacji. Również kiedy patrzył na Cię.

– Zostało mi trochę tortu. Ludvig miał wczoraj urodziny – powiedziała niechętnie. Wstała i wyjęła z lodówki ćwierć tortu śmietanowego. Patrik chciał protestować, ale już zaczęła stawiać na stole talerzyki i łyżeczki, więc pogodził się z tym, że na śniadanie będzie jadł tort.

– Ile lat skończył? – Postarał się ukroić jak najmniejszy kawałek.

– Trzynaście – odparła. Na jej twarzy błysnął uśmiech i sobie również nałożyła kawałek. Patrik pomyślał, że powinna zjeść więcej. W ostatnich miesiącach bardzo schudła.

– Cudowny wiek. Albo i nie – stwierdził Patrik, zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to dość sztucznie. Tort rósł mu w ustach.

– Jest taki podobny do taty – powiedziała Cia. Jej łyżeczka zadzwoniła o talerzyk. Odłożyła ją i spojrzała na Patrika. – O co chodzi?

Chrząknął.

– Może błądzę jak dziecko we mgle, ale wiem, że zależy ci, żeby zrobić wszystko, co się da, więc wybacz, jeśli…

– Powiedz, o co chodzi – przerwała.

– Widzisz, zastanawiam się nad jedną rzeczą. Magnus przyjaźnił się z Christianem Thydellem. Skąd się znali?

Cia spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nie spytała o nic. Zaczęła się zastanawiać.

– A wiesz, że nie wiem. Wydaje mi się, że poznali się wkrótce po tym, jak Christian i Sanna się tu wprowadzili. Ona jest stąd. To musiało być jakieś siedem lat temu. Tak, zgadza się, bo wkrótce potem Sanna zaszła w ciążę, a Melker ma teraz pięć lat. Pamiętam, że pomyśleliśmy, że szybko się uwinęli.

– Czyli poznali się przez ciebie i Sannę?

– Nie. Sanna jest ode mnie młodsza o dziesięć lat, więc wcześniej się ze sobą nie zadawałyśmy. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, jak to było. Poza tym, że Magnus zaproponował, żeby ich zaprosić na kolację. Od tamtego czasu często się spotykaliśmy. Nie mamy z Sanną zbyt wiele wspólnego, ale to miła dziewczyna, a Elin i Ludvig lubią podokazywać z ich chłopcami. Zresztą zdecydowanie wolę Christiana od innych kolegów Magnusa.

– Kogo masz na myśli?

– Jego kolegów z dzieciństwa, Erika Linda i Kennetha Bengtssona. Z nimi i z ich żonami spotykałam się wyłącznie ze względu na Magnusa. Wydają mi się kompletnie różni od nas.

– A Magnus i Christian? Blisko się przyjaźnili?

Cia uśmiechnęła się.

– Christian chyba nie ma bliskich przyjaciół. Wydaje się dość nietowarzyski i zamknięty w sobie. Ale przy Magnusie zachowywał się zupełnie inaczej. Mój mąż tak działał na ludzi. Wszyscy go lubili. Przy nim się rozluźniali. – Przełknęła ślinę. Patrik zdał sobie sprawę, że mówiła o mężu tak, jakby już nie żył. – A dlaczego pytasz o Christiana? Chyba nic złego się nie stało? – dodała z niepokojem.

– Nie, skąd, nic z tych rzeczy.

– Słyszałam, co się stało podczas imprezy. Miałam zaproszenie, ale nie poszłam. Czułabym się dziwnie bez Magnusa. Mam nadzieję, że Christian nie ma mi tego za złe.

– Nie sądzę – odparł Patrik. – Okazuje się natomiast, że od roku dostaje listy z pogróżkami. Może to zupełnie bez sensu, ale spytam cię. Czy Magnus też coś takiego dostawał? Znali się przecież, może jest jakiś związek.

– Listy z pogróżkami? I ty myślisz, że bym ci nie powiedziała? Dlaczego miałabym to ukrywać, jeśli mogłoby pomóc ustalić, co się z nim stało? – mówiła podniesionym głosem.

– Jestem przekonany, że powiedziałabyś, gdybyś wiedziała – wtrącił Patrik. – Ale mogłoby się zdarzyć, że Magnus nie wspomniałby o tym, żeby cię nie niepokoić.

– To skąd miałabym wiedzieć?

– Z mojego doświadczenia wynika, że żony wyczuwają takie rzeczy, więc niekoniecznie trzeba mówić. Przynajmniej w przypadku mojej żony tak jest.

Cia uśmiechnęła się.

– Masz rację. To prawda. Wiedziałabym, gdyby Magnusowi coś ciążyło. Ale on był pogodny, jak zawsze. Był człowiekiem niezwykle solidnym, niezawodnym, życzliwym i wesołym. Czasem doprowadzał mnie tym do pasji. Próbowałam go nawet prowokować, kiedy sama byłam nie w humorze albo byłam rozdrażniona. Nigdy mi się nie udało. Magnus po prostu taki był. Gdyby coś go zaniepokoiło, od razu by mi o tym powiedział. Gdyby zaś tego nie zrobił, co mało prawdopodobne, na pewno bym to zauważyła. Wiedział o mnie wszystko, a ja wiedziałam wszystko o nim. Znaliśmy się na wylot. – Mówiła bardzo zdecydowanie i na pewno tak myślała. A jednak Patrik miał wątpliwości. Człowiek nigdy nie wie wszystkiego o drugim człowieku. Nawet o tym ukochanym, z którym żyje na co dzień.

– Wybacz mi, może uznasz, że posuwam się za daleko, ale mógłbym się u was rozejrzeć? Żeby stworzyć sobie wyraźniejszy obraz Magnusa, dowiedzieć się, kim był. – Zrobiło mu się nieprzyjemnie z powodu tego sformułowania, chociaż już wcześniej rozmawiali o Magnusie jak o zmarłym.

Cia się nie odezwała i, wskazując na drzwi, powiedziała:

– Rozglądaj się, ile chcesz. Naprawdę. Możecie robić, co wam się podoba, i pytać, o co chcecie, bylebyście go tylko znaleźli. – Gwałtownym ruchem starła łzę wierzchem dłoni.

Patrik domyślił się, że chciałaby zostać sama, i korzystając z okazji, wstał od stołu. Zaczął od salonu. Wyglądał jak salony w tysiącach szwedzkich mieszkań. Duża granatowa kanapa z Ikei, regał na książki Billy z wbudowanym oświetleniem. Płaski telewizor na ławie z jasnego drewna, takiego samego jak ława przed kanapą. Niewielkie ozdoby i pamiątki z podróży, zdjęcia dzieci na ścianach. Patrik podszedł do dużej, oprawionej fotografii ślubnej wiszącej nad kanapą. Nie był to bynajmniej tradycyjny, sztywny portret państwa młodych. Magnus, we fraku, leżał na boku na trawie, głowę podparł ręką. Za nim, w strojnej sukni ślubnej, stała Cia, opierając stopę na leżącym mężu.

– Nasi rodzice o mało nie padli ze zgorszenia na widok tej fotografii – odezwała się zza jego pleców Cia. Odwrócił się.

– No cóż… nietypowa. – Spojrzał jeszcze raz. Wprawdzie od kiedy sprowadził się do Fjällbacki, kilka razy spotkał Magnusa, ale poprzestali na zwykłej wymianie uprzejmości. Patrząc teraz na otwartą, pogodną twarz Magnusa, czuł, że polubiłby go.

– Mogę pójść na górę? – spytał. Cia stała w drzwiach. Tylko skinęła głową.

Przy schodach również wisiało sporo zdjęć. Patrik przystanął, żeby się im przyjrzeć. Pokazywały wydarzenia rodzinne i codzienne radości. Widać było wyraźnie, że Magnus Kjellner był bardzo dumny ze swoich dzieci. Patrika poruszyło zwłaszcza jedno zdjęcie, z wakacji: w środku uśmiechnięty Magnus, obejmujący Elin i Ludviga. Promieniał takim szczęściem, że Patrik nie mógł patrzeć spokojnie. Odwrócił się i poszedł na piętro.

Dwa pierwsze pokoje należały do dzieci. Pokój Ludviga był zaskakująco schludny. Żadnych ubrań na podłodze, łóżko posłane, na biurku pojemniki na długopisy i inne przybory ustawione w równe rzędy. Widać było, że interesuje się sportem. Na honorowym miejscu nad łóżkiem wisiała koszulka narodowej drużyny piłkarskiej z autografem Zlatana6. Poza tym głównie zdjęcia piłkarzy IFK Göteborg.

– Ludvig i Magnus starali się jak najczęściej jeździć na ich mecze.

Patrik drgnął. Znów go zaskoczyła. Widocznie posiadła umiejętność lekkiego, bezgłośnego poruszania się, bo nie słyszał, jak wchodziła po schodach.

– Jaki porządnicki.

– Jak jego tata. U nas w domu to raczej Magnus sprzątał i robił porządki. Ja nie bardzo o to dbam. Zajrzyj do pokoju obok. Przekonasz się, które dziecko ma to po mnie.

Patrik otworzył sąsiednie drzwi, mimo ostrzegawczej tabliczki, na której napisano wielkimi literami: ZANIM WEJDZIESZ, ZAPUKAJ!

– Ojej. – Aż się cofnął.

– Niestety, trafna uwaga. – Cia westchnęła, krzyżując ramiona na piersi, jakby w ten sposób próbowała się powstrzymać przed posprzątaniem tego bałaganu.

W pokoju Elin panował bałagan nie do opisania. W dodatku wszystko było różowe.

– Myślałam, że prędzej czy później wyrośnie z tego różu, ale doszło do eskalacji. Od bladego do ostrego.

Patrik zamrugał oczami. Czy za kilka lat tak samo będzie wyglądał pokój Mai? A co, jeśli urodzą się dziewczynki? Utonie w różowościach.

– Już się poddałam. Każę jej zamykać drzwi, żebym nie musiała patrzeć na ten koszmar. Czasem tylko sprawdzam, czy nie zaczęło śmierdzieć trupem. – Drgnęła, gdy to powiedziała, a potem mówiła dalej: – Magnus źle znosił samą myśl o tym bałaganie, ale przekonałam go, żeby dał spokój. Sama taka byłam i wiedziałam, że skończy się na awanturach. Ja nauczyłam się porządku, gdy dostałam własne mieszkanie. Więc myślę, że tak samo będzie z Elin. – Zamknęła drzwi pokoju córki i wskazała najdalszy pokój. – To nasza sypialnia. Nie ruszałam rzeczy Magnusa.

Pierwsze, co uderzyło Patrika, to pościel. Taka sama jak u nich, w białoniebieską kratkę, z Ikei. Poczuł się nieswojo.

– Magnus spał bliżej okna.

Patrik podszedł. Wolałby być sam. Czuł się, jakby grzebał w cudzych rzeczach, a obecność Cii jeszcze to wzmacniała. Nie miał pojęcia, czego właściwie szuka. Pomyślał, że musi bliżej poznać Magnusa Kjellnera, by stał się dla niego człowiekiem z krwi i kości, a nie fotografią wiszącą na ścianie w komisariacie. Czuł na plecach wzrok Cii. W końcu zwrócił się do niej: – Nie gniewaj się, ale czy mógłbym sam się rozejrzeć? – Miał nadzieję, że Cia zrozumie.

– Oczywiście. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Rozumiem, że czujesz się skrępowany, gdy ci sterczę za plecami. Zejdę na dół. Mam coś do zrobienia, a ty się poczujesz swobodniej.

– Dziękuję.

Patrik usiadł na brzegu łóżka i zaczął od nocnego stolika. Okulary, sterta papierów, jak się okazało, rękopis Syrenki, pusta szklanka, listek paracetamolu – i nic więcej. Patrik wysunął szufladę. Nic ciekawego. Kieszonkowe wydanie kryminału Burza z krańców ziemi Åsy Larsson, pudełko ze stoperami i torebka odświeżających tabletek do ssania.

Patrik podszedł do szafy zajmującej całą krótszą ścianę pokoju. Odsunął drzwi i roześmiał się. To, co zobaczył, znakomicie ilustrowało różnicę w podejściu do porządku, o której mówiła Cia. Połówka bliżej okna była przykładem wzorowego porządku. Wszystko starannie posortowane i poskładane w wysuwanych drucianych koszach: skarpetki, kalesony, krawaty i paski. Nad nimi wisiały uprasowane koszule i marynarki, koszulki polo i T-shirty. Patrik patrzył na rozwieszone na wieszakach T-shirty i nie mógł uwierzyć własnym oczom. On w najlepszym razie wciskał je do jakiejś szuflady, a później, gdy chciał któryś włożyć, klął, że jest pognieciony.

Należąca do Cii druga połowa szafy przypominała jego własną. Wszystko w nieładzie, jakby ktoś ją otworzył i wrzucił rzeczy, a potem szybko zamknął.

Zasunął drzwi i spojrzał na łóżko. Tylko jedna połowa była posłana. Serce mu się ścisnęło na ten widok. Czy można się przyzwyczaić do spania w podwójnym, a jednak w połowie pustym łóżku? Myśl, że miałby spać sam, bez Eriki, wydała mu się nie do zniesienia.

Cia była w kuchni. Właśnie zbierała talerze ze stołu. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem, a on powiedział ciepło:

– Dziękuję, że pozwoliłaś mi się rozejrzeć. Nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie, ale mam wrażenie, jakbym lepiej poznał Magnusa i dowiedział się, jakim był… jest człowiekiem.

– Dla mnie to ma znaczenie.

Pożegnał się i wyszedł. Na schodkach przed domem przystanął, obejrzał się za siebie i po chwili wahania zerwał z drzwi zwiędły wianek. Nie powinien tu już wisieć. Magnus, z tym swoim zamiłowaniem do porządku, na pewno by tego nie chciał.


Chłopcy wydzierali się na całe gardło. Miał wrażenie, że głowa zaraz mu pęknie od wrzasków odbijających się od ściany kuchni. Źle sypiał. Nieustannie krążyły mu po głowie myśli, a każda domagała się uwagi.

Ostatniej nocy już chciał wstać, pójść do szopy i pisać, ale panująca wokół cisza i ciemności sprzyjałyby upiorom. Nie odpędzi ich pisaniem. Został w łóżku i w poczuciu dojmującej beznadziei wpatrywał się w sufit.

– Spokój! – Sanna rozdzieliła synów. Wyrywali sobie pudełko rozpuszczalnego kakao, które nieopatrznie postawiła w ich zasięgu. Odwróciła się do Christiana, który zapatrzył się przed siebie. Siedział nad nietkniętą kanapką i wystygłą kawą. – Mógłbyś mi trochę pomóc!

– Źle spałem – odparł. Wypił łyk zimnej kawy, resztę wylał do zlewu, nalał świeżej i dodał odrobinę mleka.

– Ja rozumiem, że to wszystko trochę cię przerosło, i wiesz, że wspierałam cię, gdy pracowałeś nad książką, ale są granice, nawet dla mnie. – Wyrwała łyżkę Nilsowi, gdy już miał walnąć brata w czoło, i z hukiem wrzuciła do zlewu. Odetchnęła głębiej, jakby chciała nabrać sił, by wreszcie wyrzucić z siebie wzbierającą złość. Christian pomyślał, że chciałby wcisnąć przycisk „pauza”, żeby ją powstrzymać. Nie da rady jej słuchać.

– Nic nie mówiłam, gdy po pracy szedłeś prosto do szopy i siedziałeś tam całymi wieczorami, żeby pisać. Odbierałam dzieci z przedszkola, gotowałam obiad, karmiłam, robiłam porządki, myłam im zęby, czytałam bajki i kładłam spać. I nie narzekałam, robiąc to wszystko, żebyś ty mógł się poświęcić tej swojej cholernej twórczości! – powiedziała z sarkazmem, jakiego jeszcze u niej nie słyszał.

Przymknął oczy, starał się nie słyszeć, co mówi. A ona nieubłaganie ciągnęła dalej:

– Bardzo się cieszę, że się udało, że wydali ci książkę i że zapowiadasz się na nową gwiazdę literatury. Wspaniale, że odniosłeś sukces. Ale co ze mną? Jaki jest w tym mój udział? Mnie nikt nie pochwali, nie spojrzy na mnie z podziwem, nie powie: Aleś ty dzielna, Sanno. Christian ma szczęście, że dostał taką żonę. Nawet ty tego nie mówisz. Dla ciebie to oczywiste, że ja muszę harować, zajmować się domem i dziećmi, a ty w tym czasie będziesz się spełniał. – W powietrzu narysowała palcami cudzysłów. – Zrobię to, jakżeby inaczej. Pociągnę ten wóz. Wiesz, że kocham zajmować się dziećmi, co nie zmienia faktu, że to wielki wysiłek. Więc chciałabym, żebyś mi przynajmniej podziękował! Naprawdę tak wiele wymagam?

– Sanna, nie przy dzieciach… – powiedział Christian i w tym momencie zdał sobie sprawę, że palnął gafę.

– No pewnie, zawsze znajdziesz pretekst, żeby ze mną nie rozmawiać, nie traktować mnie poważnie! Albo jesteś zmęczony, albo nie masz czasu, bo musisz pisać, albo nie chcesz się kłócić przy dzieciach, albo, albo, albo…

Chłopcy milczeli przestraszeni, patrzyli na rodziców. A Christian poczuł, jak jego zmęczenie przechodzi w złość. Tyle razy o tym rozmawiali. Nie znosił, gdy wciągała w kłótnie dzieci. Widział, że w toczącej się między nimi coraz bardziej otwartej walce stara się przeciągnąć synów na swoją stronę. Ale co mógł na to poradzić? Zdawał sobie sprawę, że przyczyną wszystkich kłótni jest to, że nie kochał i nie kocha Sanny. I że ona też o tym wie, ale nie chce się do tego przyznać. Zresztą właśnie dlatego ją wybrał, dlatego, że nie mógłby jej pokochać. Nie tak jak…

Walnął pięścią o kant stołu tak nagle, że Sanna i chłopcy aż podskoczyli. Zabolała go ręka, i o to mu chodziło. Ból przyćmił to, o czym nie pozwolił sobie myśleć, i poczuł, że odzyskuje panowanie nad sytuacją.

– Nie będziemy o tym teraz rozmawiać – powiedział krótko, nie patrząc Sannie w oczy. Idąc do przedpokoju, czuł na sobie jej wzrok. Włożył kurtkę i buty i wyszedł. W ostatniej chwili, zanim zatrzasnął drzwi, usłyszał jeszcze, jak Sanna mówi do chłopców, że ich tata jest idiotą.


Najgorsza była nuda. Trzeba było znaleźć sobie jakieś zajęcie, najlepiej sensowne, by wypełnić czas, gdy dziewczynki były w szkole. I wcale nie o to chodziło, że nie miała co robić, bo przecież miała. Zapewnienie Erikowi wygodnego życia wymagało sporo zachodu. Oczekiwał równiutko powieszonych, upranych i uprasowanych koszul, kolacji dla partnerów biznesowych, a także by dom zawsze był wysprzątany na błysk. Wprawdzie raz w tygodniu przychodziła zatrudniona na czarno sprzątaczka, ale i tak zawsze było coś do zrobienia. Tysiące drobiazgów, które powinny działać i być na swoim miejscu, żeby Erik nawet się nie domyślił, że dbanie o nie wymaga jakiegoś wysiłku. Problem w tym, że było to nudne jak diabli. Gdy dziewczynki były małe, Louise lubiła być w domu. Kochała wszystko, co trzeba robić przy małych dzieciach, także zmienianie pieluszek, których Erik nigdy nawet nie dotknął. Nie przeszkadzało jej to, czuła się wtedy potrzebna. Pożyteczna. Była dla nich centralnym punktem świata, tą, która wstaje najwcześniej i sprawia, że słońce świeci.

Było, minęło, i to dawno. Córki poszły do szkoły, miały koleżanki i zajęcia pozaszkolne. Mamę traktowały raczej jako punkt usługowy. Podobnie jak Erik. Z żalem dostrzegła również, że obie stają się nieznośne. Erik wynagradzał córkom brak zainteresowania, kupując im wszystko, czego sobie zażyczyły. W dodatku one też zaczęły ją lekceważyć.

Louise przesunęła dłonią po blacie. Włoski marmur, importowany na specjalne zamówienie, wybrany przez Erika osobiście podczas podróży służbowej. Nie podobał jej się. Zimny i twardy. Gdyby sama miała wybierać, byłby drewniany, może z czarnego dębu. Otworzyła błyszczące, gładkie drzwiczki. Znów chłód, więcej smaku niż uczucia. Ona do swego ciemnego dębowego blatu wybrałaby białe drzwiczki w stylu rustykalnym, ręcznie malowane, ze śladami pędzla, by im dodać życia.

Wzięła w dłoń wysoki kieliszek do wina. Prezent ślubny od rodziców Erika. Rzecz jasna ręcznie dmuchany. Matka Erika już podczas weselnego przyjęcia wygłosiła długi wykład na temat niewielkiej, ale bardzo ekskluzywnej huty szkła, w której te drogie kieliszki wykonano na specjalne zamówienie.

Wzdrygnęła się, jej dłoń sama się otworzyła. Kieliszek uderzył o podłogę z czarnego kamienia i rozbił się na tysiąc kawałków. Oczywiście podłogę również sprowadzono z Włoch. Erik był bardzo podobny do rodziców. Również w tym, że nie podobało mu się nic, co szwedzkie. Wszystko musiało być sprowadzone z daleka. Im dalej, tym lepiej. Oczywiście nie z Tajwanu. Louise uśmiechnęła się pod nosem, sięgnęła po nowy kieliszek i zrobiła wielki krok, żeby przejść nad kawałkami szkła do stojącego na blacie kartonu z winem. Erik prychał pogardliwie, kiedy słyszał o takim winie. Za nadające się do picia uważał tylko wino kosztujące kilkaset koron za butelkę. Nie przyszłoby mu do głowy narażać swoje kubki smakowe na kontakt z winem z kartonu za dwieście koron. Czasem na złość nalewała mu swojego wina zamiast snobistycznego francuskiego czy południowoafrykańskiego, a on chętnie i długo rozwodził się na temat jego szczególnego charakteru. Nigdy nie dostrzegł różnicy. Widocznie jej tanie wino też miało szczególny charakter.

Takie drobne akty zemsty sprawiały, że znosiła jakoś swoje życie, nie zważając na to, że nastawiał córki przeciwko niej, traktował ją jak psa i pieprzył się z jakąś cholerną fryzjerką.

Podstawiła kieliszek pod kranik kartonu i napełniła po brzegi. Potem, patrząc na swoje odbicie w stalowych drzwiach lodówki, uniosła go do góry, jakby wznosiła toast.


Erika nie mogła przestać myśleć o listach. Chodziła po domu w tę i z powrotem. W końcu musiała przysiąść, bo zaczęło ją ćmić w lędźwiach. Sięgnęła po leżące na stole notatnik i długopis i zaczęła szybko notować, co z nich zapamiętała. Była przekonana, że dzięki dobrej pamięci wzrokowej uda jej się odtworzyć większość treści.

Potem kilkakrotnie przeczytała notatki. Wrażenie, że to brzmi jak pogróżki, było coraz silniejsze. Kto mógł tak bardzo nienawidzić Christiana? Erika potrząsnęła głową. Właściwie trudno było powiedzieć, kto pisał te listy: kobieta czy mężczyzna. Ale na podstawie tonu i sposobu budowania i formułowania zdań nabrała przekonania, że wyrażają nienawiść kobiety, nie mężczyzny.

Z wahaniem sięgnęła po telefon, ale szybko cofnęła rękę. Może to głupie. Jeszcze raz przeczytała swoje zapiski, a potem chwyciła słuchawkę i z pamięci wybrała numer.

– Gaby, słucham. – Szefowa wydawnictwa odebrała już po pierwszym dzwonku.

– Cześć, mówi Erika.

– Erika! – Donośny głos Gaby zabrzmiał o oktawę wyżej niż zwykle. Erika musiała odsunąć słuchawkę od ucha. – Co u ciebie, kochana? Nie rodzisz przypadkiem? Wiesz, że bliźniaki zazwyczaj rodzą się przed terminem! – Gaby chyba gdzieś się śpieszyła.

– Nie, przypadkiem nie rodzę – odparła Erika, powstrzymując złość. Nie mogła zrozumieć, skąd u ludzi ten przymus mówienia, że bliźnięta najczęściej rodzą się przed terminem. Jeszcze zdąży się przekonać. – Dzwonię w sprawie Christiana.

– Właśnie, a co u niego? – spytała Gaby. – Dzwoniłam do niego kilka razy, ale jego żona zawsze odpowiada, że go nie ma, w co ani trochę nie wierzę. Okropne było to jego załamanie na promocji. Jutro ma po raz pierwszy podpisywać swoje książki w księgarni i wolelibyśmy wiedzieć, czy nie trzeba tego odwołać. Byłoby bardzo źle.

– Spotkałam się z nim, raczej przyjdzie. Nie ma powodu do niepokoju – powiedziała Erika, szykując się do zmiany tematu. Odetchnęła głęboko, na tyle, na ile jej pozwalał naciskający na przeponę brzuch. – Chciałabym cię o coś spytać.

– Proszę, pytaj.

– Czy do wydawnictwa przyszło coś, co miałoby związek z Christianem?

– O co ci chodzi?

– O to, czy dostaliście jakieś listy albo maile dotyczące Christiana. Coś, co by zapowiadało coś złego.

– Na przykład listy z pogróżkami?

Erika poczuła się, jakby naskarżyła na kolegę z klasy, ale już nie mogła się wycofać.

– Chodzi o to, że Christian od półtora roku otrzymuje listy z pogróżkami. Mniej więcej od czasu, jak zaczął pisać książkę. Widzę, że się niepokoi, chociaż się nie przyznaje. Pomyślałam, że może do wydawnictwa też coś przyszło.

– Nie, no co ty. Nic takiego nie przyszło. Wiadomo, od kogo dostaje te listy? Czy Christian wie, kto to? – Gaby mówiła szybko, potykając się o słowa. Chyba się zatrzymała, bo już nie było słychać stukotu jej obcasów.

– To anonimy. Nie wydaje mi się, żeby Christian się domyślał od kogo. Ale znasz go, nawet gdyby wiedział, i tak by nie powiedział. Ja też bym się nie dowiedziała, gdyby nie Sanna. Podczas środowego przyjęcia rozstroił go bilecik przyczepiony do wiązanki. Wydaje się, że napisała go ta sama osoba, która wysyła listy.

– To jakieś szaleństwo! Czy to wszystko ma jakiś związek z książką?

– O to samo spytałam Christiana, ale on twierdzi, że nie ma powodu, żeby ktokolwiek się poczuł dotknięty jego książką.

– Rzeczywiście, okropna historia. Odezwij się, gdybyś się dowiedziała czegoś więcej.

– Spróbuję – odparła Erika. – I nie mów, proszę, Christianowi, że ci powiedziałam, dobrze?

– Oczywiście. To zostanie między nami. Będę śledzić korespondencję przychodzącą do Christiana na nasz adres. Spodziewam się, że gdy książka trafi do księgarń, będzie tego trochę.

– Fajnie, że dostała takie dobre recenzje – zauważyła Erika, żeby zmienić temat.

– Cudownie! – odparła Gaby z takim entuzjazmem, że Erika znów musiała odsunąć słuchawkę. – Słyszałam, jak wymieniono jego nazwisko w kontekście Nagrody Augusta7. Nie mówię już o tym, że książka trafi do księgarń w dziesięciotysięcznym nakładzie.

– Niesamowite – powiedziała Erika. Serce zabiło jej z dumy. Ona wiedziała najlepiej, jak bardzo Christian się napracował, i cieszyła się, że te wysiłki przynoszą owoce.

– Oj tak – zaszczebiotała Gaby. – Kochana, nie mogę dłużej rozmawiać. Muszę trochę podzwonić.

W ostatnich słowach Gaby było coś takiego, że Erika poczuła się nieswojo. Powinna była się lepiej zastanowić, zanim do niej zadzwoniła. Musi się uspokoić. Jakby na potwierdzenie jedno z bliźniąt wymierzyło jej kopniaka w żebra.


Szczęście. Zdumiewające uczucie. Anna zdążyła się już przyzwyczaić do tego stanu. Nie pamiętała, kiedy, jeśli kiedykolwiek, tak się czuła.

– Dawaj! – Belinda rzuciła się za Lisen, najmłodszą córką Dana, a ona z krzykiem schowała się za Anną. Kurczowo ściskała szczotkę do włosów Belindy. – Nie pozwalam ci jej pożyczać! Oddawaj.

– Anno… – powiedziała prosząco Lisen, ale Anna wyciągnęła ją zza swoich pleców i postawiła przed sobą.

– Jeśli bez pozwolenia wzięłaś szczotkę Belindy, musisz ją oddać.

– A widzisz! – triumfowała Belinda.

Anna rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie.

– Belindo, nie musisz gonić młodszej siostry po całym domu.

Belinda wzruszyła ramionami.

– Niech ma pretensje do siebie, skoro bierze moje rzeczy.

– Poczekaj tylko, jak się urodzi braciszek – powiedziała Lisen. – Będzie ci psuł wszystkie rzeczy!

– Prędzej twoje, bo ja się niedługo wyprowadzam. – Belinda pokazała jej język.

– Słuchaj no, ile ty masz lat? Osiemnaście czy pięć? – wtrąciła Anna, ale nie mogła się powstrzymać od śmiechu. – Dlaczego jesteście takie pewne, że to będzie chłopiec?

– Bo mama mówi, że jak się ma taki szeroki tyłek jak ty teraz, to na pewno będzie chłopak.

– Cicho. – Belinda spojrzała gniewnie na siostrę. Lisen nie rozumiała, o co chodzi. – Przepraszam – dodała.

– W porządku. – Anna uśmiechnęła się, chociaż poczuła się trochę dotknięta. A więc była żona Dana uważa, że ma szeroki tyłek. Ale nawet ta uwaga, jak sama musiała przyznać, słuszna, nie zepsuła jej humoru. Kiedyś ona i dzieci byli na dnie. Mimo wszystkich ciężkich przejść Emma i Adrian stali się dwójką szczęśliwych, zrównoważonych dzieci. Chwilami nie mogła w to uwierzyć.

6

Zlatan Ibrahimović, szwedzki piłkarz pochodzenia bośniacko-chorwackiego, uznawany za jednego z najlepszych piłkarzy na świecie.

7

Augustpriset, Nagroda Augusta (na cześć Augusta Strindberga), wręczana co roku przez Szwedzkie Stowarzyszenie Księgarzy w trzech kategoriach: literatura piękna, literatura fachowa oraz literatura dla dzieci i młodzieży.

Fjällbacka

Подняться наверх