Читать книгу Blask - Eustachy Rylski - Страница 11
Оглавление8
Podobnie jak dziewczyna, bo mimo całej doskonałości, nic przez nią nie przemawiało. Ani spryt, ani naiwność, rzewność, mądrość, głupota, wątpliwości lub ich całkowity brak. Celofan powiedziałby więcej.
– Udzielam się – rzekła. Uśmiech, jaki temu towarzyszył, nie poruszył jej bezbłędnej twarzy.
Wszystko na swoim miejscu poza duszą, pomyślał Gaponia. Z drugiej strony, skąd miałaby ją mieć. Rozmawiali w foyer jednego z opustoszałych hoteli, którego nie dało się już prowadzić na wymaganym poziomie, więc właściciele postanowili go zamknąć. W prześwietlonym słońcem wnętrzu z powodu niedziałającej od miesięcy klimatyzacji było gorąco i Gaponia czuł krople potu na gigantycznym nosie, który w każdej fazie jego życia, może poza pierwszą młodością, upodabniał go do brodzącego ptaka. Na dziewczynie nie robiło to wrażenia i jej blada twarz była nieporuszona, tak jak nie poruszyłby jej najprawdopodobniej przejmujący chłód.
– Więc tak to, mniej więcej, się przedstawia – powiedział Gaponia.
– To znaczy? – Dziewczyna pochyliła się ku niemu i poczuł miły zapach zdrowia i świeżości, nieskażony żadną perfumą lub dezodorantem.
Zapytała, czy może zapalić, i nie czekając odpowiedzi, sięgnęła po slima. Dym skłębił się w stojącym powietrzu i pożeglował ku Gaponi. Ten ostentacyjnie zakaszlał.
– Przepraszam – powiedziała, nie gasząc papierosa.
– Nic nie szkodzi. – Gaponia cofnął się z fotelem. – Chodzi o to, że człowiek... mężczyzna, którego pani niebawem odwiedzi, nie jest w stanie określić, jak podejrzewam, swoich oczekiwań wobec pani profesji.
– Co to jest profesja? – zapytała dziewczyna.
– W pani przypadku zajęcie – odpowiedział Gaponia.
– Udzielam się – powtórzyła dziewczyna bez śladu zniecierpliwienia.
– To już ustaliliśmy.
Gaponia poczuł, że koszula przemokła na nim ze szczętem. Dawno nie był tak zdeprymowany. Miał potrzebę odwiedzenia toalety, ale nie sądził, by była otwarta.
Kilku robotników w drelichach wlokło przeciwną stroną hotelowego foyer niekończący się chodnik, wspierając się przekleństwami. Dziewczyna obserwowała ich przez chwilę, a papieros między jej wiotkimi palcami ani drgnął.
– Naturalnie pełna dyskrecja – ostrzegł ją Gaponia.
– Na tym polega moja... profesja – uspokoiła go dziewczyna.
– Gdyby jednak...
– Tak?
– To skręcą pani kark. Po prostu.
– To zrozumiałe. – Skinęła głową.
Starała się zapanować nad sobą, ale niepokój przeważył. Na chwilę zamknęła oczy, jakby umykała w głąb siebie. Rozchyliła bezwiednie uda i Gaponia zauważył, że jest bez majtek. Przez chwilę zależała od własnej niepewności, a Gaponia na odwrót, czuł umiarkowaną przewagę i przestał się pocić, choć w hotelowym foyer nie zrobiło się ani trochę chłodniej. I tak, zamienieni odczuciami, ruszyli do pensjonatu Wrzos w zakolu rzeki.