Читать книгу Blask - Eustachy Rylski - Страница 5

Оглавление

2

Choć jakby się uprzeć, od żartu daleko nie było. Don poprosił o dziewczynę. O nic nigdy nie prosił, bo nie musiał, samoograniczający się, bywało, do absurdu. A tu, zdziwiony własnym pomysłem, zapytał, czy byłoby to możliwe i czy by go to skompromitowało, gdyż nie miał złudzeń – kraj był nieszczelny. Niczego nie można było utrzymać w tajemnicy, choć wszystko się od niej zaczynało. Reżim lubował się w tajemnicach, a te w ostentacji, więc im coś w zamierzeniu miało być dyskretniejsze, tym gwałtowniej się odkrywało. Jakby sprawy same z siebie, ważne, mniej ważne i nieważne, a takich też nie brakowało, żądały spektaklu i widowni. Dyskrecja nie miała dla siebie sceny, podobnie powściągliwość. Obywatele rozsmakowani w ciemnych sprawkach lubili je i ujawniać, i sądzić, więc sprawki liczyć mogły na wszystko poza pobłażliwością. Lecz wywleczone przed gawiedź i osądzone nie miały się gorzej, niż pozostając w najtajniejszej tajemnicy, bo mimo prób pochwycenia tego czy tamtego w kleszcze porządku, to bezład przynosił ulgę, a sprawiedliwość, prawo, dyscyplina tylko kłopoty. Bo co gorszego spotkać może tajemnicę niż jej odkrycie, nim sama się sobą znudzi. Co zdradzić ją może boleśniej niż szczelina, przez którą się wysączy.

– Tylko zamiar jej ukrycia, gdy się już ujawniła – rzekł Gaponia na uwagę Dona, że ten mechanizm jest irytujący, infantylny, a po przejściu w zasadę – złowieszczy. – A co do kurwy, szefie, to proszę na mnie nie liczyć. Nie mam w tym względzie żadnych doświadczeń i nie znam miejsc, z jakich się je pobiera. Ale mogę rozejrzeć się za kimś, kto to potrafi.

– Ochota na ladacznicę – powiedział Don po kilku dniach, które, podobnie jak poprzednie, minęły im na niczym – to zapowiedź zmiany niewróżącej mi nic dobrego. Tak jak nie panuję nad swoją substancją, tak mogę nie zapanować nad żądzą dotychczas mi nieznaną. Co będzie, jeżeli stanę się zagadką dla samego siebie?

– Nie potrafię panu na to odpowiedzieć – rzekł Gaponi młody doktor, który, zmuszony szantażem, zastąpił tego ze świata.

Usiłujący trzymać go krótko Gaponia miał wrażenie, że bezradność w obliczu choroby Dona jest odwetem lekarza za przemoc, jaką wobec niego zastosowano.

– Jeżeli postawimy sobie pytanie – dodał doktor – odnoszące się do różnicy między kaprysem a pragnieniem, to powiem, że ta dziedzina medycyny, jaką reprezentuję, ich nie rozróżnia. Ale ten apetyt świadczy o zdrowiu, tak jak jego wieloletni brak potwierdzał ułomność. Niech mu pan znajdzie ladacznicę, która go nie zawiedzie, skoro się przy tym upiera – podsumował lakonicznie, bo był młodym dzielnym człowiekiem w opresji, więc jeśli tylko mógł, dawał do zrozumienia, że się nie rozgada tym bardziej, im bardziej tego od niego oczekiwano.

Ale czy są ladacznice, które nie zawodzą? Czy istotą tej skłonności nie jest wiarołomstwo, a gadanie o dobroci, która tej skłonności asystuje lub się w pewnym momencie do niej dołącza, należy włożyć między bajki? Można by się tu posłużyć jakimś zapomnianym konwenansem, pomyślał Gaponia, gdy doktor wyszedł, impertynencko strzelając drzwiami, co mu się dotychczas nie zdarzało – ale czy znalazłby się choć jeden potrafiący na serio postawić się swawoli tej coraz wredniejszej beztroski?

– „A Wańka z Kat’ką hulać poszedł...” – szepnął i urwał z kantu, jakby przestraszony biglem tej opowieści o rewolucyjnej beztrosce.

Ale czy przestraszony? Ale czy przestraszony, w istocie, i przejęty?

Blask

Подняться наверх