Читать книгу Szczęście dla każdego. Rozmyślania z psychologią w tle - Iwona Majewska-Opiełka - Страница 6

4 Bez klosza

Оглавление

Każdy człowiek ma własną drogę życiową i uczy się tak, jak potrafi. Pomagajmy uczyć się dzieciom, wyciągać wnioski, ale nie zabraniajmy im dokonywać wyborów. Nie zmuszajmy, by wybierały tak, jak sobie tego życzymy. Bolesne doświadczenia stanowią czasem niezbędną lekcję życia i są ważniejsze niż sukcesy czy tak zwane spokojne życie. Dusza często wie lepiej, czego ma się uczyć.

Kochamy dzieci, a przynajmniej jesteśmy o tym przekonani. Najczęściej pojawiają się na świecie w wyniku świadomej decyzji rodziców, którzy chcą je mieć. Kochają się, mają mieszkanie, samochód, niezbędne sprzęty, brakuje im jeszcze dziecka albo uważają, że naturalną konsekwencją małżeństwa czy choćby wspólnego życia jest potomstwo, że dopełnia ono obrazu rodziny. To są najczęstsze odpowiedzi na pytanie, dlaczego decydujemy się na rodzicielstwo. Oczywiście wielu przyszłych rodziców waha się, czy podoła finansowo wychowywaniu dzieci w dobrobycie. Wierzę, że mogą być tacy, którzy zastanawiają się, czy mają odpowiednie predyspozycje, aby być rodzicami. Wątpię jednak, czy rozmowy krążą wokół pytań: Po co ma się dzieci? Jaką funkcję pełni rodzic w stosunku do dziecka? Mało kto rozumie, że od początku życia dziecko jest na swojej własnej duchowej ścieżce. To, jak się będzie rozwijało emocjonalnie, fizycznie i intelektualnie, zależy w sporym stopniu od rodziców. Oni także mają wpływ na jego wybory dotyczące zawodu i innych ważnych życiowych spraw. Jednakże tylko dusza dziecka wie, co ma przeżyć, i tylko ona zna swoje przeznaczenie w boskim planie. Każdy człowiek jest ważny, każdy potrzebny. Wszelkie doświadczenia, nawet te w naszych oczach najbardziej dramatyczne i niepotrzebne, mogą być drogą duchową danego człowieka wiodącą go do indywidualnego poznania i rozumienia.

Nie wszystko, co dzieje się z naszymi dziećmi, jest naszą odpowiedzialnością, nie na wszystko mamy nawet wpływ.

Nie chcę przez to powiedzieć, że mamy stać z założonymi rękami i patrzeć, jak – naszym zdaniem – dziecko tonie. Oczywiście trzeba je ratować, rzucać koło ratunkowe… A najlepiej wcześniej uczyć je pływać. Namawiam jednak do większego dystansu, do pewnego spokoju. Gdzieś w tle rodzicielstwa jest przecież chęć przedłużenia linii genetycznej, przekazania cząstki siebie, zostawienia czegoś po sobie. Sporo ludzi płodzenie i wychowywanie dzieci uważa za formę samorealizacji. Podchodzą do tego jak do projektu, do pisania książek czy malowania obrazów. Dążą do tego, by projekt był doskonały. Nakładają zatem na dzieci klosz własnej wiedzy, własnych potrzeb i doświadczeń. Porównują je z tym, co znajduje się pod kloszami innych rodziców. Prowadzi to z jednej strony do chronienia dzieci przed wyborami uznawanymi za niepożądane i nakłaniania ich do dobrych wyborów oraz do rywalizacji z innymi rodzinami. Mówi się, że chce się oszczędzić dzieciom bólu, rozczarowań czy naprawiania błędów. A to niby dlaczego? Czyż nie powinny przeżywać i takich uczuć? Czy rozwój jest możliwy bez przykrych doświadczeń i szansy na wyciąganie z nich wniosków? Nie sądzę, a rodzice znakomicie mogą się przydać przy wyciąganiu wniosków z tych doświadczeń.

Często wtłaczanie dzieci w jakiś szablon jest chronieniem siebie samych przed lękiem. Nie chcemy się bać, zatem nie pozwalamy na to czy tamto, trzymamy dzieci przy sobie najdłużej, jak się da. Jednak rodzicielstwo to także nasz rozwój osobisty i duchowy. Nie jest możliwy bez doświadczania obaw, cierpienia czy konieczności sprostania wyzwaniom, których nie jesteśmy w stanie nawet przewidzieć. Znacznie łatwiej jest przez to przejść, jeśli nie traktuje się dzieci jak własności, raczej jak powierzone naszej opiece równe nam stworzenie. Łatwiej wtedy zdjąć niepotrzebny klosz.

Jeśli masz dzieci, przypatrz się, czy przypadkiem nie trzymasz ich pod zbędnym kloszem. Spróbuj przynajmniej go uchylić.

Szczęście dla każdego. Rozmyślania z psychologią w tle

Подняться наверх