Читать книгу Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów - Joanna Jax - Страница 4
2. Poznań, 1956
ОглавлениеNela Domosławska była bardzo dumna, gdy zlecono jej zrobienie reportażu o Międzynarodowych Targach Poznańskich. Dostała nowiutkiego zenita c, delegację, talony na obiady i Romka Palińskiego do towarzystwa. Obecność starszego kolegi cieszyła ją najmniej, ponieważ nie miała o nim zbyt dobrego zdania. Romek był zagorzałym wielbicielem Józefa Stalina i powojennego ustroju, co w jej redakcji nie było niczym szczególnym, jednak on reagował nerwowo na każdą krytykę sytuacji w Polsce, nawet jeśli dotyczyła kolejek po masło. Mimo że podobne myślenie zaczęło odchodzić do lamusa i coraz częściej tępiono stalinowskie metody terroru i zastraszania, on wciąż tkwił w czasach, gdy władzę uważano za nieomylną, a jej decyzje za jedynie słuszne.
Nela chciała być dziennikarką. I nie cierpiała wszystkiego, co wiązało się z ustrojem, który kojarzył się jej jak najgorzej. Wierzyła jednak, że pewnego dnia Polakom otworzą się oczy i przepędzą z kraju komunistów i ich radzieckich zwierzchników. Nela Domosławska miała powód, by nienawidzić Stalina i jego reżimu. Dla niej druga wojna światowa nie kojarzyła się z Niemcami, obozami zagłady czy żydowskimi gettami. Nigdy nie było jej dane ujrzeć chociażby jednego żołnierza Wehrmachtu. Dla niej istniał tylko jeden wróg – Sowieci. Ci sami, którzy siedemnastego września trzydziestego dziewiątego wkroczyli do Oszmiany i aresztowali jej ojca. Nigdy więcej go nie zobaczyła. A potem skończyło się jej dzieciństwo. Ją i matkę wypędzono z domu i wywieziono na złowrogie stepy Kazachstanu. Chorowała, marzła, głodowała i straciła swoją rodzicielkę. A potem tułała się po świecie, uciekając od koszmaru, który zgotowali jej Rosjanie. Uciekała, by w końcu powrócić pod ich pieczę.
Kiedy dorosła, nie mogła darować swoim opiekunom, że wrócili do Polski. A właściwie do kraju, który według niej Polską już nie był. Jednak zbyt była przywiązana do Błażeja i Gabrieli, by zdecydować się na życie z dala od nich. Dla niej cenniejsze było mieć ich blisko siebie.
Po krótkim pobycie we Wrocławiu, znaleźli swoje miejsce w Olsztynie, który w porównaniu z poprzednim miastem wydawał się dość prowincjonalną mieściną, nieco większą od Oszmiany, gdzie się urodziła i spędziła pierwsze lata beztroskiego życia. Wszyscy jej bliscy osiedlili się w tym mieście. A nie miała ich zbyt wielu – Błażeja, Gabrysię, panią Ninę oraz dwóch rozkapryszonych maluchów, którzy przyszli na świat niedługo po tym, jak Błażej Piotrowski i Gabriela Kącka wzięli ślub. Nela nigdy nie traktowała ich jak swoich rodziców, ponieważ byli tylko kilka lat od niej starsi i nie wyobrażała sobie, by mogła kiedykolwiek do Błażeja powiedzieć „tato”. Za to mamą nazywała Ninę Korcz-Ossowiecką, która zajęła się nią w dalekim Iranie i od tamtego momentu nie opuszczała jej ani na chwilę. Tak, Nela Domosławska miała niezwykle skomplikowane losy. Jednakże fakt, iż nie łączyły ją z tymi ludźmi więzy krwi, nie miał znaczenia. Kochała ich wszystkich i mimo że dążyła do samodzielności, cieszyła się, iż ma z nimi kontakt i gdy tylko zatęskni, może się z nimi wszystkimi zobaczyć.
Nie wygłupiała się, nie walczyła już o wolną Polskę, poddała się. Kazali się zapisać do ZMP – zrobiła to. Musiała pisać peany na temat kolektywizacji – czyniła to bez szemrania. Jednak gdzieś na dnie duszy liczyła, że nowy ustrój niebawem runie, a Polacy przejrzą na oczy i zawalczą o prawdziwą wolność. Do partii jednak nie wstąpiła, mimo że podobny fakt zamykał jej drogę do ewentualnych awansów. Była gotowa w każdej chwili, by się do jakiejś rebelii przyłączyć, sama jednak była zbyt sponiewierana przez życie, by inicjować podobne historie.
***
– To wielkie wyróżnienie i przejaw ogromnego zaufania do was – wygłosił uroczyście Roman, wypuszczając jednocześnie prosto w jej twarz kłąb papierosowego dymu.
Siedzieli w kawiarni, gdzie palili niemal wszyscy, bo panowała moda na zapracowanych, przejętych swoją działalnością ludzi, którzy mogli zrelaksować się jedynie poprzez wdychanie do płuc gryzącego dymu. To budziło pozytywne skojarzenia, a trzymany w dłoni papieros był atrybutem unifikacji społeczeństwa.
Kaszlnęła i zapytała z ironią:
– Czy wiesz, że powiedziałeś mi to po raz dwudziesty? Zmień płytę, Roman, bo ta ci się zacięła.
– Po prostu chcę, żebyście dobrze wykorzystali tę szansę. Dostrzegliśmy, że macie wielki potencjał.
– A ja myślę, Roman, że dostrzegliście moją świetną znajomość angielskiego – mruknęła.
– Oczywiście, znajomość języka naszych wrogów także jest zaletą. Wśród gości targów na pewno pojawi się mnóstwo wichrzycieli i oszczerców, którzy będą chcieli wmawiać ludziom, że imperializm jest czymś wspaniałym. Musicie być czujni – z godnością odpowiedział Roman.
Nela miała wielką ochotę powiedzieć mu, żeby przestał pieprzyć głupoty, ale wolała z nim nie zadzierać, jeśli chciała robić reportaże o czymś więcej niż o PGR-ach.
– A mnie interesuje kolorowy telewizor. Podobno można siebie zobaczyć na ekranie i w dodatku w kolorze. Niesamowity cud techniki – gładko zmieniła temat, ale Paliński wciąż nie rezygnował z agitacji.
– W hotelu Wielkopolska mieszkają zagraniczni goście. Wystawcy, obserwatorzy, dziennikarze. Będą węszyć. Interesować się strajkami w „Ceglorzu”, kolejkami w sklepach, nastrojami społecznymi. Musicie mieć oczy i uszy otwarte.
Już chciała prychnąć, że mógłby sam nauczyć się mowy imperialistów i nasłuchiwać, o czym mówią zagraniczni goście, ale ugryzła się w język. W ogóle przestała się odzywać, by nie psuć atmosfery tego ciepłego letniego wieczoru. Robiła, co do niej należało. Śledziła w halach wystawowych nowinki techniczne, rozmawiała o najnowszej technologii i nie miała zamiaru bawić się w politykę. Zresztą Paliński był przewrażliwiony. Sądził, że na targi do Poznania przyjechali sami szpiedzy i nie robią nic innego, tylko węszą wśród Polaków.
Rozejrzała się po zatłoczonej kawiarni, po czym wypatrzyła kolegów po fachu ze Stalinogrodu i pomachała do nich. Podeszli do ich stolika i Roman został zakrzyczany. Na szczęście nowi towarzysze także nie mówili o niczym innym, tylko o telewizji.
– Pomyśl sobie, że kiedyś takie pudło będzie stało w każdym domu. Gadające głowy przez cały dzień. I do kina nie trzeba będzie chodzić – mówił jeden z nich podekscytowanym głosem.
– Daj spokój. – Drugi machnął ręką. – Kto ma u nas telewizor? Garstka osób. I wszystkie czarno-białe. Kolorowych telewizorów to może doczekają nasze wnuki.
– Związek Radziecki wcale nie jest w tyle, jeśli chodzi o technologię. Gdyby nie wojna, już dawno dogoniliby Amerykanów. I za kilka lat dogonią. Nie ma obawy. Teraz Amerykanie chcą nas omamić, pokazać, jacy są świetni, ale gdzie byli, jak trzeba było walczyć z Niemcami?
– Przecież walczyli – żachnęła się Nela. – Błażej i Gabrysia, moi opiekunowie, walczyli z Andersem we Włoszech. Z Niemcami.
Towarzysze przy stole zamilkli i zaczęli nerwowo wymieniać się spojrzeniami.
– Na gotowe przyszli – syknął Paliński.
– Błażej mówił, że Amerykanie przez Iran wysyłali broń i sprzęt Rosjanom, więc chyba mieli wspólny cel – odparowała Nela.
– To nieprawda! – ryknął nieco już pijany Roman. – Ktoś ci głupot nagadał, a ty bezmyślnie chodzisz i powtarzasz. Poruszę to na najbliższym zebraniu kolektywu.
– Poruszaj, poruszaj, w końcu wykonasz jakiś ruch – odcięła się, bo w istocie Roman był leniem i jedyne, co potrafił, to gadać w kółko to samo.
Miała jednak nadzieję, że Paliński następnego dnia już nie będzie pamiętał o ich rozmowie. W przeciwnym razie czekały ją problemy, podobne do tych, jakie miała, gdy wyśmiała opowieści o stonce ziemniaczanej, zrzucanej na pola przez złośliwych imperialistów. Miała nadzieję, że niedługo zagrzeje miejsce w „Sztandarze Młodych”. Chciała przejść do bardziej liberalnego „Po Prostu”, gdzie bez ogródek rozliczano się z okresem stalinizmu i kultu jednostki. Czuła podskórnie, że coś się w Polsce dzieje i nadchodzą nieuchronne zmiany. A ona była ich wierną orędowniczką.
Wypiła duszkiem kolejny kieliszek wódki, po czym pożegnała towarzystwo i ruszyła w stronę hotelu robotniczego, gdzie byli zakwaterowani. Najpierw jednak postanowiła wślizgnąć się do hotelu Wielkopolska, gdzie zatrzymywali się zagraniczni goście targów.
Weszła do środka i od razu poczuła, jakby znalazła się w innym świecie. Po swojej tułaczce, która trwała kilka lat, sądziła, że nie będzie miała ochoty ruszać się z miejsca przez następne pięćdziesiąt, a jednak poczuła żal, iż nie może zobaczyć, jak teraz wygląda Londyn, Tanganika czy Teheran. Może to ciągłe podróżowanie weszło jej w krew i dlatego uwielbiała się przemieszczać. Cóż jednak z tego, jeśli mogła to robić jedynie po terenie Polski, która z każdym rokiem wydawała się jej coraz bardziej ciasna. Gdzieś tam, na świecie, działo się tyle różnych rzeczy, wybuchały rewolucje, upadały rządy i planowano podbój kosmosu, a ona wciąż pisała o posiedzeniach plenarnych i wydajności polskich krów.
Pokręciła się po hotelowym foyer, pooglądała eleganckich mężczyzn, pachnących dobrymi wodami kolońskimi, a potem opuściła budynek i ruszyła w stronę swojej kwatery. Nela dzieliła pokój z dwiema innymi kobietami, ale gdy weszła do niego, już spały i słyszała jedynie ich chrapanie. Położyła się na łóżku i włożyła dłoń pod ciężką, dużą poduszkę. Aparat leżał na swoim miejscu. Tak bardzo bała się, że ktoś ukradnie jej to cudo, iż każdej nocy chowała go w swoim łóżku. Obok skórzanego futerału z aparatem spoczywała papierowa torebka. Tę kładła pod poduszkę nawet w domu. Minęło tyle lat, odkąd skończyła się wojna i głód, a ona wciąż musiała mieć przy sobie zawiniętą w papier ćwiartkę chleba. Codziennie świeżą. Na wszelki wypadek.