Читать книгу Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów - Joanna Jax - Страница 8
6. Olsztyn, 1956
ОглавлениеLokal, w którym Kuba Staśko znalazł zatrudnienie, nazywano różnie. Jedni mówili o nim Willa Mord, inni Casablanca. Zapewne pierwsze określenie wywodziło się z historii lokalu, gdyż w tym miejscu zamordowano majora Augusta von Schönebecka. Pikanterii zdarzeniu dodawał fakt, że motywem zbrodni była miłość, a zabójcą okazał się kochanek małżonki majora. Być może ten tragicznie zakończony romans skojarzył się później niektórym ze słynnym melodramatem i dlatego zaczęto mówić o lokalu Casablanca, co budziło zdecydowanie lepsze skojarzenia niż Willa Mord.
Kuba cenił sobie pracę w tym miejscu, bo w pięćdziesiątym roku utworzono tu kasyno wojskowe. Bawili się w nim więc oficerowie i ich dystyngowane żony, a on należał do niewielkiej grupy cywilnego personelu. Chyba dlatego, że wciąż saksofon nie należał do najbardziej popularnych instrumentów, jednak dla tanecznych bandów był nieoceniony. Jazz nadal należał do wyklętych gatunków muzyki, ale podobnie jak to było w Moskwie, tak i tutaj lubiano od czasu do czasu wsłuchiwać się w rytmy zakazanych melodii. Zwłaszcza gdy towarzystwo miało już dobrze w czubie i zrzucało maski hipokryzji, wylewającej się zewsząd i w niemal każdej dziedzinie życia społecznego. Jedynie gdy pojawiali się na dancingach goście z radzieckiej bazy wojskowej, atmosfera nieco gęstniała, a rozbawieni zazwyczaj oficerowie sztywnieli.
Niekiedy Kuba grywał gościnnie w restauracji Pod Żaglami, gdzie nawiązał wiele interesujących znajomości. Mieszkał zaś w wynajętym pokoiku, na strychu przy ulicy Kolejowej, który był zimny, zatęchły i często odwiedzały go szczury. Tęsknił za Wilnem, za starymi znajomościami i dobrze znanymi kątami. Miał świadomość, że to miasto nie jest już takie jak przed wojną, ale niekiedy miewał sny, w których widział siebie na podeście w knajpie Zacisze. To tam rozpoczął swój wileński rozdział. I to tam zakochał się w Laurze Przebindowskiej, która później wyszła za mąż za jego najlepszego przyjaciela. Za każdym razem, gdy w owych snach pojawiała się jego miłość, budził się niemal natychmiast i najczęściej już potem nie mógł zmrużyć oka. Wciąż za nią tęsknił, a może jedynie za dziką namiętnością, jaka kiedyś ich połączyła. Namiętnością piękną i jednocześnie niszczącą, wypalającą duszę i odciskającą swoje piętno na zawsze. Miewał potem kobiety. Piękne i mniej urodziwe, młodziutkie i dojrzałe, dziesiątki kobiet… I żadna nie wzbudziła w nim nawet odrobiny takiego żaru, jaki czuł, gdy kochał się z Laurą.
Niekiedy, gdy wracał nad ranem z pracy i siadał na krześle w swoim zapyziałym pokoiku, zastanawiał się, czy Olsztyn jest jego miejscem na ziemi. Wydawał mu się ciasny i strasznie prowincjonalny. Tworzyły się tutaj małe koterie, plotki roznosiły się w błyskawicznym tempie, a na dansingach widywał wciąż te same twarze. Każdego wieczoru, gdy brał do ręki saksofon i wpatrywał się w siedzących przy stolikach gości, doskonale wiedział, jak zakończy się kolejny dansing – sędzia się upije i przyśnie na krześle, a jego małżonka obtańcuje wszystkich mężczyzn obecnych na sali, sekretarz będzie rugał kelnerów, aż w końcu rozpęta awanturę, a żona notariusza poderwie kolejnego kochanka. Jedynie bezpieka, jak zawsze, będzie czujnie rozglądać się po gościach i notować w głowach ich występki, by pewnego dnia je wykorzystać do sobie tylko znanych celów.
Kuba coraz częściej myślał o Warszawie. Zapewne po człowieku, Żydzie, któremu wisiał kasę, nie było już śladu, podobnie jak po jego pomagierach, a w radiu mówiono niemal codziennie, jak stolica robi się coraz większa i piękniejsza, więc Kuba zastanawiał się, czy nie poszukać tam pracy. Wciąż jednak czekał nie wiadomo na co i nie miał pojęcia, dlaczego jeszcze nie spróbował urządzić się w stolicy. A może doskonale wiedział dlaczego… Laura wspomniała mu kiedyś, że osiedli się na Ziemiach Odzyskanych, we Wrocławiu albo Olsztynie. Dlaczego nie miałby to być Olsztyn? Potem zaczynał śmiać się sam z siebie. Ziemie Odzyskane to był kawał nowej Polski, mogła zakotwiczyć gdziekolwiek, niekoniecznie tam, gdzie pierwotnie planowała. Mógł spróbować ją odnaleźć i rozwiać swoje wątpliwości. Kolejny jednak raz w swoim życiu stanął przed ogromnym dylematem: uciekać od Laury czy ją odnaleźć? Zaryzykować i sprawdzić, czy udałoby się odbudować ten związek, czy raczej zdusić do końca w sobie to uczucie?
Zbliżał się do czterdziestki, powinien już od dawna mieć żonę i trójkę dzieci, ale on wciąż żył jak motyl. A może raczej jak ćma, bowiem jego żywiołem była noc. I podobna ciemność panowała w jego sercu – nieszczęśliwa miłość do Laury. Nie wiedział, czy wciąż ją kocha, czy może nauczył się już żyć bez tego uczucia. Z jednej strony, człowiek nie umiał funkcjonować bez miłości, z drugiej – mógł się na niej bardzo przejechać. Tak jak on.
Kuba Staśko przeszedł różne koleje swojego losu. Starał się unikać w życiu wszystkiego, co niebezpieczne, pragnął przede wszystkim prowadzić spokojną, wygodną egzystencję. Cóż z tego, jeśli ciągle los wrzucał go w wiry historii i niekiedy Kuba zastanawiał się, w jaki sposób udało mu się w ogóle przez to przejść. Potem myślał, że jego wola życia była tak silna, iż ratowała go z najgorszych opresji. Ciało miał zdrowe, rana postrzałowa z kampanii wrześniowej stała się jedynie wspomnieniem i wciąż grał na swoim ukochanym saksofonie. Jedynie jego dusza nosiła ślady przeszłości. W jego wnętrzu nic już nie było takie samo. I nie tylko z powodu miłości do Laury… Pobyt w łagrze, a potem w radzieckim lazarecie sprawiły, że każdy widziany trup zostawiał w nim niezatarty ślad, a jednocześnie wywoływał coś w rodzaju ulgi, gdy mówił do siebie, wzdychając: „A ja wciąż żyję. A dopóki żyję, oddycham i mogę grać, wszystko jeszcze jest możliwe”. Tak, Kuba Staśko w pewnym momencie potrafił czuć radość tylko z jednego powodu… Z powodu samego istnienia.
***
Połowa czerwca była dość martwym okresem w jego pracy. Dlatego wziął kilka dni wolnego i postanowił odwiedzić w Sieradzu starego kumpla z Wilna, Wieśka Potopka. Matka i brat Kuby zginęli w czasie wojny, zaś jego kumpel z sowieckiego łagru, Paweł Zawiślański, z nową rodziną wciąż mieszkał w Wilnie, a na tamtą stronę Jakub wolał się nie zapuszczać. Pozostał mu więc jedynie Wiesiek.
Przeszedł przez drewniany wiadukt i podążył w kierunku dworca. Nie lubił tego miejsca, bo kręciło się tu mnóstwo pijaków i wynędzniałych kurewek, które bezczelnie zaczepiały przechodniów. Ich twarze mówiły, że zapłatę za igraszki wydadzą na alkohol, i to nie pierwszej jakości. Błyszczące oczy, ogorzałe twarze i nieświeży oddech sprawiały, że Kuba nawet nie chciał na nie spoglądać. Czuł obrzydzenie i litość dla tych istot, bo miał wrażenie, że te kobiety piją, by zapomnieć o swoim zajęciu, a potem oddają się w zaułkach, by mieć na alkohol. Błędne koło, z którego do końca swojego żywota się nie wydostaną. Na szczęście los oszczędzał je na tyle, by ów żywot kończyć im dość szybko.
– Kuba… – Usłyszał za plecami cichy, chrapliwy głos, który nie kojarzył mu się z żadną znajomą dziewczyną.
Odwrócił się i wykrzywił twarz w grymasie. To była jedna z tych kobiet. I w dodatku znała jego imię, chociaż nie miał pojęcia skąd, bo daleko mu było do podobnego towarzystwa.
– Nie poznajesz mnie… Wiem, trochę się zmieniłam.
Dopiero gdy popatrzył w oczy tej sponiewieranej osobie, dostrzegł w nich znajomy błysk. To była Laura… Szok, jakiego doznał, nie mógł równać się z niczym innym. Jego cudowna, apetyczna i zawsze elegancka Laura wyglądała jak wrak człowieka i ziała alkoholem.
– Laura? – wydukał, jakby upewniając się, że wzrok go nie myli.
– Tak, Kuba, to ja – odpowiedziała drżącym głosem, a potem zaczęła uciekać.
Poszedł za nią, ale gdy miał ją już na wyciągnięcie ręki, przebiegła na drugą stronę ulicy. Chciał uczynić to samo, ale przeszkodziła mu w tym nadjeżdżająca furgonetka. Kiedy ulica była już pusta, po Laurze nie pozostał ślad. Przeszedł na drugą stronę, gdzie stały domy z czerwonej cegły zamieszkiwane przez kolejarzy, ale nigdzie nie znalazł Laury. Może ukryła się w jednym z nich, a może pobiegła w stronę placu Armii Czerwonej. Tego nie wiedział, ale już nie wrócił na dworzec i nie pojechał do Sieradza.
Kręcił się nerwowo po okolicy przez kolejne dwie godziny, w nadziei, że znowu ją zobaczy. Musiał jej pomóc, bo na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że nie wiedzie się jej najlepiej. W końcu zrezygnowany powrócił do siebie i postanowił popytać w knajpie, gdzie jeszcze kręcą się kobiety podejrzanej konduity.
Usiadł na krześle, po czym wyciągnął z szafki butelkę Starki i wlewał w siebie, dopóki obraz wyniszczonej przez alkohol Laury nie zniknął mu sprzed oczu. Kim teraz była, z czego żyła? Jego Laura… Najpiękniejsza kobieta na świecie, która po dziesięciu latach wyglądała jak karykatura samej siebie. W pijackim widzie patrzył w lusterko przytwierdzone do ściany tuż przy drzwiach i pytał samego siebie, czy wciąż ją kochał, czy może jedynie wzbudziła w nim litość? A potem zasnął, zmożony alkoholem, i nie myślał już o niczym.