Читать книгу Prawda zapisana w popiołach. Tom 1: Milczenie aniołów - Joanna Jax - Страница 7
5. Warszawa, 1956
Оглавление– Muszę już iść – powiedziała Nadia Niechowska i przeciągnęła się.
– Dlaczego? Nie podoba ci się tutaj?
– Jutro jedziemy z naszym kołem ZMP na wycieczkę do Poznania. Na targi. Muszę się jeszcze spakować, a wyruszamy o świcie.
Nadia zaczęła nerwowo rozglądać się po pokoju. Jej letnia sukienka leżała na podłodze, tuż przy drzwiach, biustonosz wisiał na oparciu łóżka, a figi dumnie powiewały na uchwycie szuflady nocnego stolika.
Kawalerka jej dużo starszego, żonatego kochanka urządzona była ze smakiem i elegancją, chociaż dużo jej brakowało do willi, w której mieszkała z matką, ojczymem i dwoma przyrodnimi braćmi.
– Przestałaś do niego pisać? – zapytał nagle Michał Zdański, mając zapewne na myśli ojca Nadii, mieszkającego od początku wojny w Londynie.
– Tak, ale on i tak pisze. Tatulek od siedmiu boleści – mruknęła.
– Po prostu nie przyjmuj listów. Odeślą je do niego i w końcu zrezygnuje, widząc, że nie chcesz mieć z nim nic wspólnego – powiedział stanowczo Zdański.
– Przysyła mi pieniądze. W końcu jest ojcem i powinien łożyć na moje utrzymanie. I tak w większości przypadków dostaję porozklejane koperty, bez szeleszczących funtów, ale niekiedy zdarzają się uczciwi pocztowcy i nie wyciągają pieniędzy. Powinieneś stanowczo coś z tym zrobić.
– Chyba przeceniasz moje możliwości. – Uśmiechnął się.
– Jesteś w Komitecie Centralnym. Wy możecie wszystko.
– Dobrze, porozmawiam z kim trzeba, ale lepiej, żeby te listy w ogóle przestały przychodzić. W tym roku zdałaś maturę, zaraz pójdziesz na studia, a to na pewno ci nie pomoże.
– A ty rozwiedź się w końcu z żoną – odcięła się Nadia i podniosła się z łóżka.
– To nie jest dobry moment, a my spotykamy się zaledwie od kilku miesięcy. I jeszcze nie skończyłaś osiemnastu lat.
– Nigdy nie będzie dobry, a pełnoletniość osiągnę już w przyszłym roku – mruknęła.
Michał przyciągnął ją do siebie.
– Masz dopiero siedemnaście lat, a ja zbliżam się do trzydziestki. Pomyśl, jak zareagowałby twój ojczym, gdyby się dowiedział, że ze sobą sypiamy. Zniszczyłby mnie. Ma znajomości w najwyższych kręgach władzy, jest szanowanym radzieckim weteranem wielkiej wojny ojczyźnianej… On… On by mnie zabił.
– Sam mówiłeś, że teraz wszystko się zmienia. Następuje odejście od represji i bezwolnego słuchania Związku Radzieckiego. Myślisz, że wasza „natolińska” grupa wygra z „puławską”?
Kolejny raz się uśmiechnął. Nadia bardzo chciała być na bieżąco z polityką, ale nie miała o niej pojęcia. Dla niej wyglądała ona tak, jak przedstawiano ją na zewnątrz, kompletnie nie znała się na roszadach i kuluarowych rozgrywkach. Nawet jeśli zwyciężyłaby frakcja liberałów i tak nie było szans, by kraj zupełnie odciął się od Związku Radzieckiego.
– Zobaczymy jak będzie – powiedział na odczepnego, głośno przy tym wzdychając, żeby Nadia nie pomyślała, iż uważa ją za głupią gąskę.
– Masz rację. Ale jest inny problem… Twoja żona – bąknęła, patrząc na niego wzrokiem sierotki Marysi.
– Moja żona mieszka w Łodzi, a ja głównie przebywam w Warszawie. Wychowuje moje dzieci, więc nie mogę tak nagle jej zostawić i odejść. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi… – Nie dokończył zdania, bo Nadia odepchnęła go, wstała z łóżka i zaczęła się szybko ubierać.
– Mówiłeś, że to miłość, że oszalałeś na moim punkcie, że nigdy nikt nie zrobił na tobie takiego wrażenia. Tak, mój ojczym cię zniszczy. Ale nie dlatego, że masz trzydzieści lat i żonę, ale dlatego, że złamałeś mi serce.
– Szantażujesz mnie? – zapytał ze złością, ale Nadia widziała po jego minie, że przestraszył się Igora Łyszkina, jej ojczyma i zasłużonego dla Związku Radzieckiego pułkownika NKWD w stanie spoczynku.
– Nie – odparła słodko. – Mówię ci tylko, co będzie. A ty przecież tak bardzo liczysz się z pułkownikiem Łyszkinem. I podziwiasz go. Ciekawe, czy będzie to obopólna sympatia? To wszystko.
Chwyciła torebkę, po czym wyszła z kawalerki Zdańskiego, znajdującej się na MDM-ie, głośno trzaskając drzwiami. Cała trzęsła się w środku i nawet nie potrafiła powiedzieć, dlaczego zachowała się w taki sposób. Nie chciała wymuszonego uczucia Michała, pragnęła, by ją kochał i był z nią.
Pierwszy raz w życiu poczuła coś takiego. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Tak silna, że bez zastanowienia podarowała Zdańskiemu swoje dziewictwo. Nie miała pojęcia, czym ją tak ujął. Wyglądem ekscentrycznego naukowca, któremu wiecznie zsuwały się na nos okulary, czy żarliwą przemową, jaką wygłosił w Pałacu Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina, gdzie znalazła się ze swoją klasą, by zwiedzić ten imponujący gmach i wysłuchać jednego z członków Wydziału Młodzieży, Stowarzyszeń i Organizacji Społecznych KC PZPR. Po jego wystąpieniu, okraszonym gromkimi brawami, podeszła do Zdańskiego, przedstawiła się i powiedziała, jak wielkie wrażenie zrobiły na niej jego słowa. Uśmiechnął się do niej i popatrzył jej w oczy. I wtedy wpadła po uszy.
Dowiedziała się, gdzie urzęduje i następnego dnia, po zajęciach w szkole, zjawiła się w jego gabinecie. Zołzowata sekretarka nie chciała jej wpuścić, kazała umówić się Nadii z miesięcznym wyprzedzeniem, ale dziewczyna była zbyt niecierpliwa i postanowiła okłamać wredną asystentkę.
– Ale towarzysz Zdański kazał mi dzisiaj przyjść. Na czternastą. A jest za pięć. Doprawdy nie wiem, co teraz. Pomyśli, że go zignorowałam.
– Nie mam was zapisanej na spotkanie.
– Hm… To nie wiem, co teraz. Towarzysz Zdański może się zdenerwować…
– A w jakiej sprawie towarzysz Zdański was wezwał? – zapytała sekretarka, wnikliwie wpatrując się w dziewczynę z długim warkoczem, ubraną w szkolny mundurek.
– W sprawie społecznej inicjatywy naszego liceum – Nadia brnęła dalej.
Sekretarka przewróciła oczami i kazała jej zaczekać. Zapukała do drzwi gabinetu Zdańskiego, a potem nacisnęła klamkę. Kiedy tylko drzwi lekko się otworzyły, Nadia bezczelnie weszła za sekretarką do środka. Gdyby tego nie zrobiła, zapewne Zdański kazałby ją odprawić z kwitkiem, bo nie było żadnej społecznej inicjatywy i wcale nie była z nim umówiona.
– Dzień dobry, towarzyszu – wypaliła za plecami nieco zdegustowanej sekretarki. – Pamiętacie mnie?
Michał Zdański zmieszał się widokiem Nadii, ale pokiwał jedynie głową, dając do zrozumienia swojej asystentce, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Gdy ta wyszła, Nadia wypaliła:
– Wiesz, że nie możemy się minąć.
Popatrzył na nią wzrokiem będącym mieszaniną zdziwienia i fascynacji.
– Ile ty masz właściwie lat? – wydukał.
– Siedemnaście, ale…
Przerwał jej:
– Jesteś młodziutka. Ja mam prawie trzydzieści, żonę i dwójkę dzieci. I pamiętam jedynie, że masz na imię Nadia.
– Wiem, to głupie. Nie znamy się, ale ja musiałam tutaj przyjść…
Do Nadii nagle dotarło, jak dziecinne było to, co zrobiła. Zapragnęła poznać lepiej Michała Zdańskiego i po prostu wparowała do jego biura ani przez chwilę nie zastanawiając się, co on może sobie o niej pomyśleć.
– Siadaj, napijemy się herbaty i porozmawiamy. – Roześmiał się w ten swój cudowny, absolutnie niepowtarzalny sposób i podniósł masywną słuchawkę telefonu, by poprosić sekretarkę o przyniesienie dwóch herbat.
Rozmawiali przez godzinę. Minęła, jak gdyby była zaledwie chwilą. Nadia zdawała sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie, nawet po cichu liczyła, iż spotkanie z uroczym partyjnym idealistą nieco ostudzi jej mrzonki o miłości od pierwszego wejrzenia, ale ta godzina spędzona z nim w jego gabinecie jedynie pogorszyła sytuację. Wpadła jak przysłowiowa śliwka w kompot. Zdańskiego chyba również zauroczyła piękna licealistka, bo sam zaproponował kolejne spotkanie. Tym razem w kinie.
Różnica wieku między nimi nie rzucała się zbyt mocno w oczy. On wyglądał młodo jak na swój wiek, Nadia nieco poważniej, niż można byłoby się spodziewać po jej metryce. Oboje wpadli w sieć Amora tak skutecznie, że zapomnieli o żonie Michała, która czekała na niego w Łodzi, i dwójce słodkich brzdąców, tęskniących za swoim tatą. Nadia nie potrafiłaby sobie przypomnieć ani tytułu filmu, na który się wtedy wybrali, ani jego fabuły. Siedziała niemal jak sparaliżowana obok człowieka, który zrobił na niej tak ogromne wrażenie. Czuła jego ciepło, zapach i z każdą minutą była coraz bardziej odurzona swoim wyidealizowanym uczuciem.
Zanim skończyła się Polska Kronika Filmowa, już pieścił jej dłoń. Każde dotknięcie Michała sprawiało, że czuła mrowienie na ciele i przez cały film marzyła, żeby ją pocałował. Jej doświadczenia z chłopcami były dość mizerne, miała za sobą kilka soczystych całusów i nic więcej. Nie miała pojęcia o seksie, o przyjemności, jaką czerpie się z cielesnych kontaktów. A jednak, gdy Michał bawił się jej palcami, muskał wewnętrzną stronę dłoni czy pieścił jej nadgarstek, była gotowa bez mrugnięcia okiem posunąć się o wiele dalej.
I w końcu ją pocałował. W ciemnej bramie kamienicy, obok której przechodzili, wracając z kina. Była zima, ciemność zapadała dość szybko, więc nie musieli obawiać się, że każdy przechodzień zobaczy ich w namiętnym uścisku. Nie chciała, by odwiózł ją do domu. Bała się natknąć na kogoś z rodziny albo jakiegoś sąsiada, który zapewne doniósłby matce i ojczymowi, że widział ją idącą za rękę z jakimś mężczyzną. Michał był jej tajemnicą. Grzeszną i słodką.
***
W domu unikała spojrzeń matki i Igora. Na szczęście jej przyrodni bracia skutecznie odwracali uwagę od jej osoby. Obaj wchodzili w wiek buntu, obaj byli uparci i rodzice mieli z nimi miliony problemów. Najgorsze było to, że niezbyt się lubili i dochodziło między nimi do ciągłych konfliktów. Tak jakby byli zazdrośni o uwagę matki i ojca. Grześ był prawowitym synem Łyszkinów, Karolek zaś stracił rodziców i został przysposobiony przez swoją ciotkę i jej męża. Może przez ten fakt wciąż wydawało mu się, iż jest gorzej traktowany niż Grzesiek. Nadia uważała, że nie jest to prawdą. Wręcz przeciwnie, Karolowi więcej uchodziło na sucho, bo jak twierdziła jej matka, miał trudne dzieciństwo i stracił oboje rodziców. Chłopak źle się uczył, wagarował, był pyskaty i krnąbrny, jednak matka nie pozwalała Igorowi Łyszkinowi, by zbyt surowo karał swojego podopiecznego. Grzesiek, którego ojciec nie oszczędzał, czuł się wówczas niesprawiedliwie traktowany i wyżywał się za to na swoim przyrodnim bracie. Tamten nie był mu dłużny i w domu wciąż wybuchały awantury.
Nadią nikt się nie przejmował. Uczyła się dobrze, nie sprawiała kłopotów, a okres dzikich wygłupów miała już za sobą. Niekiedy miała ochotę krzyczeć, że to ona miała najgorzej, bo pamiętała głód, tułaczkę i umierającą Irenę „Wariatkę”. Jej bracia mało co potrafili odtworzyć z tamtego okresu, ale ona miała już wspomnienia z czasów wojny. Kiedy jednak zakochała się bez pamięci w Michale, nikłe zainteresowanie jej osobą było jej bardzo na rękę. Niekiedy myślała, że jej sercem zawładnął dużo starszy mężczyzna dlatego, iż w dzieciństwie brakowało jej ojca. Ten prawdziwy siedział w Londynie i zobaczyła go pierwszy raz w życiu, gdy miała pięć lat. Potem pojawił się Piotr, kolejny mężczyzna, którego uważała za ojca, a później nastała era Igora Łyszkina. Kiedy skończyła się wojna i wszystko, co najgorsze, odeszło, nagle zaczęli pojawiać się w jej życiu jak grzyby po deszczu. Jednak, gdy marzła, uciekała przed bombami i skręcała się z głodu, żadnego z nich przy niej nie było. Teraz miała już siedemnaście lat, mogła sobie to wytłumaczyć wojenną zawieruchą, ale gdy była mała, niewiele ją to obchodziło. Chciała mieć obok ojca, silnego i sprytnego, który potrafiłby zdobyć jedzenie i opał, i uchroniłby ich przed strasznym losem. Tymczasem musiały z matką radzić sobie same i zapewne gdyby nie pomoc silnej jak tur Ireny, nie przetrwałyby.
Patrzyła wtedy na tych mężczyzn oczami małej dziewczynki i budziła się w niej złość, że wcześniej nie zabrali jej i mamy do tych pięknych angielskich domów, gdzie codziennie jadło się maślane ciasteczka i piło kakao z pianką. I tak to sobie poukładała w głowie, że przez kilka lat patrzyła podejrzliwie nawet na Igora Łyszkina i myślała, iż on także zniknie, gdy tylko pojawią się problemy. Poza tym ojczym był człowiekiem pełnym tajemnic. Była niemal pewna, że poznała go w Los Angeles, ale i on, i matka twierdzili, że Igor nigdy nie był w USA, a człowiek, który spędził z nimi wtedy weekend, należał do dalekiej rodziny Lewinów. Łyszkin nie miał żadnych krewnych, podobno jego rodzice, ubodzy rolnicy spod Omska, już nie żyli, a rodzeństwa nie posiadał. W to była skłonna uwierzyć, ale nie w to, iż nie uchował się żaden wuj, kuzyn czy jakikolwiek inny członek rodziny. Zachowywał się jak człowiek, który nosi w sobie tajemnice i jest z nimi tylko na chwilę, a gdyby nagle zniknął, matka nie byłaby w stanie go odnaleźć. A Nadia pragnęła mieć przy boku mężczyznę, który będzie przy niej na dobre i na złe, i nie opuści jej, gdy zły los znowu postawi przeszkody na jej drodze.
W istocie ani matka, ani ojczym nie zauważyli, że Nadia chodziła rozpromieniona, a jednocześnie jakaś zamyślona. Bez szemrania przyjmowali każde, nawet najbardziej absurdalne wytłumaczenie, gdy znikała niekiedy na całe popołudnia, a kilka razy nawet na noce. Kiedyś miałaby o to do nich żal, teraz jednak z ulgą przyjmowała podobne traktowanie. Czuła się trochę jak ptaszyna, która niebawem wyfrunie z gniazda i zacznie żyć własnym życiem. Obawiała się jednak, że gniazdko, które zamierzała sobie uwić, niezbyt spodoba się jej rodzinie.
***
Pewnego lutowego wieczoru oddała się Michałowi. I kiedy wracała potem do domu, myślała, że to był najpiękniejszy dzień w jej życiu. Nie tylko dlatego, iż po raz pierwszy poczuła w sobie mężczyznę, ale Michał powiedział jej wtedy, że ją kocha: „Na zawsze, nad życie, jak ostatni wariat”.
W domu spojrzała w lustro. Miała błyszczące, śmiejące się spojrzenie, nabrzmiałe od pocałunków usta i zmierzwione włosy. Rodzice nie spostrzegli, że Nadia pierwszy raz w życiu zakochała się i nie chodzi, a unosi się kilka metrów nad ziemią, z rozmarzonym spojrzeniem otumanionej miłością kobiety. Stała się nią, gdy straciła dziewictwo z Michałem, a oni o niczym nie mieli pojęcia.
Gdyby nie fakt, że wybranek jej serca mógłby nie zyskać ich aprobaty, zapewne któregoś dnia stanęłaby w progu i krzyknęła: „Kocham! Kocham i jestem kochana. Obudźcie się, wasza Nadia stała się prawdziwą kobietą i czuje to samo, co wy, kiedy dopadła was miłość”. Nie zrobiła tego jednak, bo wiedziała, że zostałaby zasypana pytaniami, na które nie mogłaby odpowiedzieć zgodnie z prawdą.