Читать книгу Puklerz Mohorta - Krzysztof Masłoń - Страница 11

Z publiczności nie przyszli wszyscy

Оглавление

STANISŁAW BRANDOWSKI

Wutrwaleniu wizerunku Lwowa jako miasta uśmiechniętego, zawsze skłonnego do żartu, facecji, wesołej piosenki, niemałą rolę odegrały pisma humorystyczne. Ich prawdziwy wysyp nastąpił, o dziwo, po powstaniu styczniowym, a trzy spośród pięćdziesięciu, które w sumie ukazywały się w Galicji przed I wojną światową, przetrwały dłużej niż 25 lat. Były to: kalendarz „Haliczanin", „Szczutek" i „Śmigus".

Ten ostatni, wychodzący od 1885 roku dwutygodnik, reprezentował — jak pisał w Księdze humoru lwowskiego Tadeusz Krzyżewski (IWAR, Warszawa 1995) — „świat śmieszności starej szkoły", obowiązkowo musiał więc w nim pojawić się szmonces. W pamięci czytelników „Śmigusa" utrwaliła się szczególnie szmoncesowa produkcja Adolfa Kitschmana, pod pseudonimem Przyjaciel publikującego cykl „Pan Balsambaum i jego przygody".

Ale naprawdę nową jakość przywiózł ze sobą z Krakowa Stanisław Brandowski (1864–1935) i w dziesięcioleciu poprzedzają cym wybuch I wojny światowej zdominował lwowską humorystykę, świetnie czując się w każdym, ale to każdym, gatunku literackim, od kroniki tygodniowej, przez komedię, powieść, po choćby i szmonces. Oto, dla przykładu, pomieszczona w „Śmigusie" (nr 10/1913) jego recenzja z Zuzi, jak czytamy w podtytule: „operetki z udziałem ulubieńców Lwowa H. Miłowskiej, F. Kuligowskiego, A. Kasprowiczowej i Solnickiego":

„Nareszcie już z naszego teatru przestało lecieć Liście z drzewa i wygłaszać kazania Skargi przez »złote usta i złote zęby«... Nareszcie znowu jedna porządna sztuka ze śpiwamy, tańcem i hecem!

Treść jest krótka. Huzarski pułkownik pan Zaremba (co prawda bez kutasa, bo tylko rękawiczki powiesił sobie koło szabli!) oddaje swego syna, pana Kuligowskiego, do terminu panny Miłowskiej, żeby jemu nauczyła kochać! Nie wiem dlaczego nie do panny Brzeski, która jest przecież tak samo majster w tego fachu! No, ale jemu, to jest panu Kuligowskiemu, tak się spodobało w tym warsztacie, że przystępuje do spółki w interesie panny Miłowskiej. I nic dziwnego! Do panny Miłowskiej włożyłby każdy chętnie swój kapitał...

Wykonywanie sztuki było doskonałe. Pan Solnicki całował panu Zarembie gdzie tylko mógł z giemby dosięgnąć, panna Brzeska śpiwała jak Sembrycz-Kochanowska, a panna Miłowska o dziewiąte godziny szła za mąż, a już w trzy-na dziesiąte miała dziecko! Trafiają się takie kawałki na świecie nieraz w trzy, cztery miesiące... ale w godzinę po weselu — to majstersztyk!

Wszystkim jednak zakasywała pani Kasprowiczowa, która fyrtała się po scenie jak sikorka. Jest to śpiwaczka najlepiej wyrównana, bo ma jednakowe górę, dół i średnicę — czyli wszystko grube! Natomiast pan Kuligowski, chłop jak granatyr, udawał chłopczyka naiwnionego, co to nie ma pojęcia o kochaniu... A my przecie wimy, że pan Kuligowski jest dawno żonaty, i to z ładne żone! No to co? To on ji nie kocha? Fe! Po co tu udawać!

Jeżeli jeszcze powimy, że pan Lehrer machał z pałką doskonale w jedne strony, a orkiestra grała sobie z drugie strony — i że ze wszystkich artystów najlepi umiało rolę małe dziecko w powiciu — to na tem wyczerpiemy wszystko z te najnowsze dzieło naszej polskiej Muzy.

Sala teatru była przepełniona — krzesłami. Z publiczności nie przyszli wszyscy.

Chamajdes

Radca carski i zaprzysiężony krytyk".

Puklerz Mohorta

Подняться наверх