Читать книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz - Страница 12

ROZDZIAŁ III
2

Оглавление

* * *

1 września 1939 r

Polskie Radio

Halo, halo. Tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia. O godzinie 5.40 oddziały niemieckie przekroczyły polską granicę, łamiąc pakt o nieagresji. Zbombardowano szereg miast. Za chwilę usłyszą Państwo komunikat specjalny.

A więc wojna. Z dniem dzisiejszym wszystkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory. Weszliśmy w okres wojny. Wysiłek całego narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym: walka aż do zwycięstwa.


Franciszka Schulza obudziło głośne stukanie do drzwi. Najwyraźniej jego rodzice też zerwali się z łóżka. To chyba matka, owinięta w podomkę, pierwsza otworzyła drzwi. U progu stał Joachim Schmidt, najlepszy przyjaciel Franka ze Szkoły Budowy Maszyn. Młody, zawsze tryskający humorem Niemiec. Tym razem nie miał jednak zadowolonej miny.

– O tej porze? – jęknął Franek, ziewając.

Ojciec spojrzał na syna karcąco. Panu Alojzemu wystarczyło jedno spojrzenie na Joachima, by połączyć ze sobą wszystkie fakty. Niepewność polityczną i bardzo wczesną wizytę młodego przyjaciela syna.

– Zaczęło się? – zapytał cicho ojciec Franciszka.

Joachim pokiwał głową.

– Niemcy napadli na Polskę – wyszeptał. – Złamali pakt o nieagresji. Niemieckie bombowce ruszyły.

– Boże, gdzie? – Mama Franciszka złapała się za serce.

– Wieluń, przy granicy niemieckiej, i Westerplatte. Nie wiem dokładnie, co się tam dzieje.

– Zaatakowaliście nas! – Franciszek rzucił się z pięściami na przyjaciela. – Jak mogliście?!

Walił na oślep i gdyby nie Alojzy, który stanął między nimi, nie wiadomo, jak by się to skończyło.

– Ja nikogo nie zaatakowałem. To nie jest moja wojna! – krzyknął Joachim, trzymając się za szczękę. – Nie chcę jej tak samo, jak wszyscy normalni ludzie. To wojna Hitlera i jego świty o jakieś tylko jemu znane idee. Opanuj się, Franek!

– Jesteś przecież Niemcem, jak Hitler1! – wykrzyknął Franciszek.

– Uspokój się – powiedziała matka, kładąc dłoń na jego ramieniu. – Uspokójcie się obaj, a ja idę zrobić wam śniadanie.

– Mamo… – Franek spojrzał na nią z wyrzutem. – Śniadanie?

Nie do pomyślenia wydawało mu się, że matka w tej chwili myśli o jedzeniu, że w ogóle może myśleć o czymkolwiek innym niż wojna, Hitler, bombardowanie i przyszłość.

Po chwili ponownie usłyszeli pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie. Jeszcze wczoraj wyznawali zasadę „Gość w dom, Bóg w dom”. Wszyscy przypuszczali, że wkrótce może się to zmienić i przez ich drzwi będą wchodzić nie tylko ci, którzy są tam mile widziani.

– Wojna – wysapał zdyszany Janek, wpadając do mieszkania. – Wiedziałem! Słyszeliście już?

Franek pokiwał głową. Janek zawiesił swój wzrok na Joachimie.

– Ty też będziesz się na mnie wyżywał? – spytał zaczepnie Niemiec. – Za moich rodaków? I za Hitlera? Też nie będziesz mi już chciał podać ręki? Od razu jestem wrogiem? Będziesz mnie bił?

– Przestań! – Janek machnął ręką. Odsunął krzesło od stołu i na nim usiadł, skrywając twarz w dłoniach.

Pani Stanisława przyniosła herbatę. Siedzieli w milczeniu i mieszali tę herbatę, chyba dla zabicia czasu albo dla zajęcia myśli czymkolwiek innym niż niepewna przyszłość.

– Szybko się skończy, prawda? – Milczenie przerwała w końcu mama Franciszka.

– To będzie długa wojna. – Joachim pokręcił głową. – Trzeba się modlić, by zostać przy życiu u jej kresu.

– Sama modlitwa nie wystarczy – stwierdził Franciszek. – Trzeba walczyć.

– Z kim będziesz walczyć, do cholery? Ze mną? – zdenerwował się Joachim.

– Z wrogiem!

– A wiesz chociaż, kto nim jest? Ja? Mój ojciec? Nasz profesor od muzyki czy niemieckiego? W tych czasach wrogiem może okazać się twój najlepszy przyjaciel!

Janek i Franek spojrzeli badawczo na Joachima.

– Nie mówiłem o sobie – westchnął.

W pokoju nastała niezręczna cisza.

– Jezu, co się z wami stało? Przecież mówiłem już, że to nie jest moja wojna!

– To ja może doleję herbatki – powiedziała pani Stanisława i wyszła do kuchni.

Po chwili wróciła z dzbankiem.

– To nie czas na kłótnie. Nie czas na walkę. – Ojciec Franka pokręcił głową. – Tym bardziej między przyjaciółmi.

– Według Hitlera i Mościckiego to właśnie ten czas. Wszyscy jesteśmy żołnierzami – upierał się Franciszek.

– To nie jest moja wojna… – powtarzał Joachim i z niedowierzaniem kręcił głową. – Ja chciałem normalnego życia. I, do cholery, nawet chciałem je spędzić z Rachelą! Normalnie! Rozumiecie?

Pani Schulz usiadła naprzeciwko młodego Niemca, popatrzyła na niego ze współczuciem i pogłaskała go po policzku. Wszyscy wiedzieli, jaki stosunek ma Hitler do Żydów. Rachela była pół-Żydówką.

– Ona nie jest Żydówką… – Joachim pokręcił głową, jakby czytał w myślach pani Schulz. – Jej mama jest, ale ojciec nie. Przecież znacie go. Profesor Goldblum uczył nas muzyki. On nie jest Żydem! Czy zawsze nazwisko przesądza wszystko?

W tamtym momencie właśnie do wszystkich dotarło, że nastaną ciężkie czasy. Ktoś, kto powinien być wrogiem, może okazać się przyjacielem, a najbliższa osoba, pozornie życzliwa, może wbić nóż w plecy, a przy tym uśmiechać się jak zawsze.

* * *

Joachim nie umiał się odnaleźć w tej sytuacji. On, Niemiec, jego ojciec, wysoko postawiony urzędnik państwowy, wyznawca i czciciel Hitlera. Jego najlepszymi przyjaciółmi byli Polacy, a ukochaną – pół-Żydówka.

Joachim od urodzenia mieszkał w Grudziądzu, przy ulicy Legionów, która od teraz miała nosić imię Adolfa Hitlera, sprawcy tego całego wojennego zamieszania. Jego rodzina miała piękne trzy pokoje w kamienicy z windą. Chyba jedyną taką w Grudziądzu. Widział oczyma wyobraźni, jak kiedyś do tych pokoi wprowadza Rachelę. Widział to! I widział, jak i ojciec, i matka aprobują jego związek. Niestety… Chyba będzie musiał zweryfikować marzenia. Ale nie podda się. Tacy jak on nigdy się nie poddają.

* * *

Grudziądz, 2 września 1939 r

Odezwa

Wzywa się wszystkich obywateli miasta Grudziądza i okolicy, by zgłaszali się do Ochotniczej Straży Obywatelskiej w celu utrzymania ładu i porządku w mieście w razie potrzeby.

Zgłoszenia przyjmuje się natychmiast w ratuszu, pokój 7.

Grudziądz, dnia 2 września 1939 r.

Prezydent Miasta Grudziądza, Komendant Ochotniczej Straży Obywatelskiej

* * *

– Idziemy – powiedział Franciszek. – Nie można tak siedzieć bezczynnie. To grzech.

Janek pokręcił głową.

– Co to były za piękne czasy, gdy bezczynnie i beztrosko mogliśmy leżeć na trawie – westchnął.

– One wrócą. Już niedługo. Ale teraz trzeba opanować ten bałagan, który się porobił. I to jak najszybciej.

Mężczyźni udali się do ratusza, by zgłosić swoją chęć do pomocy. Pełni ideałów i wiary w to, że mogą wszystko. Nawet szybko pokonać wroga.

* * *

Grudziądz, wrzesień 1939 r

Wrześniowe dni mijały. W Grudziądzu można było spotkać coraz więcej żołnierzy Wehrmachtu, ulicami jeździły potężne niemieckie czołgi. Powoli już chyba nawet wszyscy przyzwyczajali się do tego widoku.

Adela pracowała w księgarni Arnolda Kriedtego przy ulicy Mickiewicza, która zaraz po wejściu Niemców do Grudziądza została przemianowana na Pohlmann Strasse. Szła do pracy, jak co dzień, starając się odnaleźć w tych innych, zupełnie nowych dla niej czasach. Niekiedy wyjście z domu było jedyną możliwością uzyskania najświeższych informacji o bieżącej sytuacji. Szczególnie jeżeli pracowało się u Niemców.

Wracając do domu, starała się robić zakupy. Jej rodzice mieli niewielkie oszczędności – ojciec schował w domu kilka tysięcy złotych, które potem wymienił na marki niemieckie. Matka bała się, że jeżeli Niemcy wprowadzą kartki żywnościowe, to ich, Polaków, one nie obejmą, i uważała, że trzeba jak najszybciej powiększyć zapasy. Na początku Adela kupowała wszystko w polskich sklepach, głównie z poczucia patriotyzmu, jednak w krótkim czasie wszystkie interesy zostały przejęte przez Niemców. Nie miała zatem wyboru, kupowała tam, gdzie jeszcze mogła dostać cokolwiek. Gdy tak codziennie szła po mieście, była coraz bardziej przerażona. Na ulicach ludzie przystawali na widok niemieckich żołnierzy pozdrawiających się na chwałę Hitlerowi, gestem, który od tej pory miała tak często oglądać. Nie mogła na to patrzeć. Starała się iść przed siebie, nie widząc nic wokół. I robić swoje. Teraz przedwojenne marzenia, by być szczęśliwą, zamieniły się w pragnienie, by po prostu przeżyć.

Praca w księgarni? Kto w czasie wojny kupuje książki? I jakie książki? Wszystkie polskie pozycje zostały schowane albo zniszczone. Na wystawach właściciel pokazywał tylko niemiecką literaturę. Z dnia na dzień Grudziądz zmieniał się w zupełnie inne, obce jej miasto. Miasto, w którym strach było chodzić po ulicach, miasto, w którym odgłos jadących samochodów wzbudzał niepokój, a odgłos szybkich kroków za tobą oznaczał jedynie, że trzeba podjąć decyzję, czy się chować w bramie, czy uciekać.

* * *

Adela w pracy słuchała niemieckiego radia. Coraz bardziej nienawidziła tego świata i wojny. Prasa i radio przekazywały propagandowe informacje o „krwawej niedzieli” w Bydgoszczy. Według tych informacji Polacy mieli zamordować w Bydgoszczy sześćdziesiąt tysięcy Niemców. Gdy przyszła do pracy, właściciel księgarni wskazał jej artykuł na pierwszej stronie „Der Danziger Vorposten”.

– Widzisz? – powiedział. – Co nam zrobiliście?

– Chyba pan w to nie wierzy, panie Kriedte! – zaprotestowała Adela. – To niemiecka propaganda! Tylko po to, by uderzyć w nas, Polaków!

Mężczyzna nic nie odpowiedział.

Adela nie myliła się. Miasto aż huczało od doniesień o masowych egzekucjach Polaków dokonywanych przez niemieckich żołnierzy, członków Gestapo i cywilów należących do Selbstschutzu. Oczywiście według Niemców były to wyłącznie akcje odwetowe za Bromberger Blutsonntag.

* * *

Czwartego września tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku Grudziądz został zajęty przez żołnierzy Wehrmachtu. Za nimi do miasta wkroczyły specjalne oddziały niemieckiej policji bezpieczeństwa, zwanej Einsatzgruppen. Jej zadaniem było zwalczanie wszystkich wrogów Rzeszy, a zwłaszcza osób szczególnie zasłużonych dla Polski, jak nauczyciele czy duchowni. Jednym z najważniejszych funkcjonariuszy niemieckiej policji w Grudziądzu został Reiner Schmidt, ojciec Joachima. W obawie, że syn zostanie wysłany na front, ojciec załatwił mu posadę w policji.

– Czy ktoś mnie w ogóle pytał, czy ja chcę wkładać ten mundur? – denerwował się Joachim. – Nie jestem kolejnym służalczykiem Hitlera!

– Teraz nastały czasy, że nikt nas nie będzie o nic pytał. Musimy ufać Bogu i intuicji – mówił spokojnie pan Reiner.

– I Hitlerowi? – zapytał sarkastycznie Joachim.

– I Hitlerowi – potwierdził ojciec, podnosząc wysoko głowę.

– Tato, ty chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz! – Joachim pokręcił głową.

– Lepiej żyć w zgodzie ze zwycięzcami niż z przegranymi. Powiedz to swoim przyjaciołom, dopóki jeszcze nie jest za późno.

Joachim Schmidt nienawidził wojny i nienawidził swojego munduru. Najbardziej z tego względu, że mundur ten stwarzał dystans i oddalał go od jego przyjaciół. A szczególnie od Racheli.

– Ona nie jest dla ciebie! – powtarzał ojciec. – Musisz to wreszcie zrozumieć, bo w tych czasach nie można się zadawać z Żydami.

Joachim stał i wpatrywał się w czubki swoich wojskowych butów. Bał się, że za dużo powie i będzie tego żałował. Nie chciał, by wojna pomiędzy narodami rzutowała na wojny na gruncie domowym. Niestety było to nieuniknione. Spojrzał na ojca ze złością.

– Mówiąc o tym, że masz powiedzieć przyjaciołom, z kim mają trzymać, nie miałem na myśli tej Żydówki – dodał ojciec.

– Ona nie jest Żydówką! – Joachim zacisnął pięści.

– Wystarczy na nią popatrzeć. Ten nos, włosy, oczy… Niełatwe teraz czasy dla Żydów – powiedział cicho. – I dla tych, którzy się z nimi zadają.

Joachim spojrzał na niego z nienawiścią. Odwrócił się i zniknął za drzwiami.

– Joachimie! Wracaj! – Usłyszał wołanie ojca. – Mundur zobowiązuje!

Nie chciał tego robić, ale wrócił. W milczeniu słuchał ojca i jego wizji świata na najbliższe dni.

1

Hitler urodził się w Austrii, ale 7 kwietnia 1925 r. zrzekł się austriackiego obywatelstwa, a dopiero 26 lutego 1932 r. uzyskał niemieckie.

Jeszcze się kiedyś spotkamy

Подняться наверх