Читать книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz - Страница 13
ROZDZIAŁ III
3
Оглавление* * *
Kierownicze warstwy ludności w Polsce winny być w miarę możliwości unieszkodliwione. […] Ludzi należy rozstrzeliwać lub wieszać natychmiast, bez dochodzeń. Szlachta, duchowieństwo i Żydzi muszą być zlikwidowani.
Reinhard Heydrich, szef Policji Bezpieczeństwa Rzeszy,
7 września 1939 r.
* * *
Joachim wraz z grupką mężczyzn w mundurach niemieckiej policji w kolejnych dniach dokonywał rewizji w różnych budynkach państwowych. Przeszukiwali urzędy straży granicznej, komisariaty graniczne. Kolejnego dnia zjawili się w Związku Strzeleckim, by zarekwirować broń.
– Joachim, poszukaj, czy jest tutaj jakaś kartoteka członków związku – rozkazał dowódca. – Może nam się do czegoś przydać.
Joachim wiedział, że jednym z członków związku był Hipolit Kotliński, ojciec Adeli. Szybko pobiegł do odpowiedniego pomieszczenia i zaczął grzebać w papierach. Jest! Kartoteka z fotografiami członków związku. Strona czterdziesta – Hipolit Kotliński. Szybko wyrwał tę kartkę, a potem jeszcze kilka innych na chybił trafił, by brakująca strona nie wzbudziła podejrzeń. Czasem i w czasie wojny uśmiechnęło się do kogoś szczęście. Osoby, których fotografie zostały schowane za pazuchę, były bezpieczne. Przynajmniej w tym momencie. Joachim uśmiechnął się do siebie. Już wiedział, dlaczego musiał przywdziać ten mundur. Będzie walczył w czasie tej wojny. Nie będzie walczył z Hitlerem, nie będzie też walczył z Polakami. Będzie walczył o pokój. I o to, by jak najwięcej osób dotrwało do momentu, gdy ta cholerna wojna się zakończy.
* * *
Zaraz potem udał się na Gosslerstrasse. Z łatwością przyzwyczaił się do nowych nazw ulic. Rachela zawsze go poprawiała, że to nie żadna Gosslerstrasse, tylko Staszica. Mieszkała przy tej ulicy, w dużej kamienicy z czerwonej cegły. Joachim wszedł do środka i zapukał do drzwi.
– Dzień dobry – przywitał się, widząc Sarę, matkę Racheli.
– To chyba nie jest dobry dzień. – Kobieta pokręciła głową i westchnęła. – Chociaż może każdy dzień, który teraz uda nam się przeżyć, jest godny tego miana. – Zmierzyła wzrokiem jego niemiecki mundur. – Wejdź.
– Przyszedłem do Racheli. Zastałem ją?
– Tak, jest w domu. Gdzie miałaby wychodzić? Jeszcze chcesz się z nią spotykać? – Zmrużyła oczy. – Mimo tego, że jej matka jest Żydówką?
Joachim nic nie odpowiedział. Wszedł do pokoju, rozglądając się niepewnie. Pani Goldblum szła tuż za nim.
– Siadaj. Rachela zaraz przyjdzie.
Wpatrywała się w niego bardzo uważnie. Jakby chciała wyczytać z jego twarzy to, co jest skryte w jego myślach.
– Proszę pani, ja… ja ją kocham. – Joachim usiadł w fotelu i schował twarz w swoich dłoniach.
– To chyba nie jest dobra wiadomość – westchnęła matka Racheli.
– Od kiedy miłość nie jest dobrą wiadomością? – zdziwił się Joachim.
– Od kiedy? – Kobieta uśmiechnęła się smutno. – Od kilku dni. Szczególnie niedobre wieści to miłość Niemca do Żydówki. Albo Żydówki do Niemca. To jest jeszcze gorsze.
– A w czym Niemiec jest gorszy?
– Nie Niemiec, Joachimie, nie Niemiec. W tych czasach to my jesteśmy najgorsi… – powiedziała smutno. – Widziałeś te plakaty?
– Jakie?
– W całym mieście wiszą. – Pani Goldblum wskazała głową na okno. – Mamy się zgłosić do siedziby Einsatzgruppe V. Urządzili ją w szkole, przy Młyńskiej dziewiętnaście.
– Nigdzie nie idźcie! – krzyknął Joachim.
– Tak też myślałam… – wyszeptała Sara. – Ci, co tam poszli, już nie wrócili… I już nie wrócą, prawda?
Joachim złapał kobietę za ręce.
– Pani Saro… Proszę o tym nie myśleć – powiedział powoli, ale stanowczo. – Pomogę wam we wszystkim. Jeżeli tylko będziecie czegoś potrzebować, załatwię to. Ale myślę, że ze względu na profesora Goldbluma nie będzie to potrzebne. Przecież uczył mnie muzyki, to on pokazał mi Wagnera, Beethovena, Bacha. On nauczył mnie kochać Niemcy za to, jakimi były! Przecież nie mogą zrobić krzywdy takiemu człowiekowi i jego rodzinie!
– W czasie wojny nie są brane pod uwagę żadne względy. – Sara pokręciła głową, patrząc w jakiś nieokreślony punkt przed siebie. – Ludzie przestają być ludźmi, a stają się potworami. Ciężki czas dla nas nastał, Joachimie. Chyba nie powinieneś się tutaj pojawiać. Dla swojego dobra… My jesteśmy już przegrani, ale ty jeszcze możesz być zwycięzcą. Mało to ładnych Niemek w okolicy? Albo choćby Polek, które w łatwy sposób dałyby się zniemczyć? Będzie ci łatwiej w życiu…
– Mamo! – W drzwiach do salonu stanęła Rachela. – O czym ty mówisz?
Podeszła do Joachima. Ten wstał z fotela.
– O życiu, dziecko, o życiu… Nie mieszaj mu w głowie, zanim będzie za późno.
– Już jest za późno – stwierdził Joachim. – Rachela, zostaniesz moją żoną? – zapytał nagle.
Ukląkł przed dziewczyną i spoglądał na nią pytająco.
– Joachim! – krzyknęła pani Goldblum. – Ja się na to nie zgadzam! – Wzburzona wstała z krzesła. – To nie czas, by zakładać teraz rodzinę.
– Mamo, a po wojnie? – zapytała drżącym głosem. – A po wojnie, jak przeżyjemy?
– Dziecko drogie… – Matka spojrzała na córkę ze współczuciem. – Jak przetrwacie, macie moje błogosławieństwo… O ile przetrwacie… – Ukradkiem otarła łzy. Nie bardzo wierzyła w to, że ktokolwiek z nich tę wojnę przeżyje.
Joachim wstał i chciał coś powiedzieć, ale pani Goldblum uciszyła go gestem ręki.
– Nacieszcie się sobą. To dla was ważny dzień. Będę się modlić, byście długo po wojnie go pamiętali i byście opowiadali o nim dzieciom i wnukom. – Zamyśliła się. – Ja na chwilę wychodzę, może uda mi się kupić coś do zjedzenia. Coraz z tym trudniej, a będzie jeszcze gorzej… – Włożyła sweter i wyszła z domu.
Rachela odprowadziła ją wzrokiem.
– Czasem boję się, że wyjdzie z domu i już nie wróci… Zobacz, jak wszystko się zmieniło. Ojciec mówił, że będzie wojna, ale nikt z nas w to nie wierzył. – Westchnęła. – Albo nie chciał wierzyć. Chociaż mama kazała robić zapasy. Piekłyśmy chleb i mamy pochowane suchary. Ale co nam to da, skoro nie wiemy, czy za chwilę nam ich ktoś nie zabierze? Albo nas wywiozą gdzieś w świat i zostaną tu po nas tylko te suchary, nikomu nieprzydatne.
– Kochanie… – Odgarnął Racheli włosy z czoła. – Zrobię wszystko, by było dobrze. Ta wojna nie będzie trwała wiecznie.
– Na to nie masz wpływu. – Pokręciła głową. – Mamy wpływ tylko na to, co się dzieje teraz. W tej minucie. Nie wiemy, co będzie za chwilę. Nawet za kilka sekund.
– Ale możemy zadecydować o tym, co jest teraz – powiedział cicho Joachim. – Nie odpowiedziałaś mi na pytanie…
– Joachim!
– Kocham cię, Rachelo. Wyjdziesz za mnie? – Jeszcze raz ukląkł przed nią. – Muszę to wiedzieć teraz.
Rachela przytuliła jego głowę do siebie.
– Tak. Jeżeli tylko przetrwamy, to tak – powiedziała, całując go w czoło.
Joachim wyciągnął z kieszeni pudełeczko. W środku był złoty pierścionek z rubinem.
– Należał do mojej babci. Kiedyś mi go dała i powiedziała, że mam go ofiarować tej najważniejszej dla mnie kobiecie. Ty jesteś najważniejsza.
– Nie mogę go przyjąć…
– Zatrzymaj go. Może schowaj go gdzieś głęboko. Jak będziesz musiała, to go sprzedasz. Pieniądze w tych czasach mogą wiele. Biżuteria również.
Rachela założyła pierścionek na smukły palec.
– Pasuje. – Uśmiechnęła się, oglądając swoją dłoń. – Szkoda, że nie mogę się nim teraz odpowiednio nacieszyć.
Objęła Joachima i stali przytuleni przez dłuższą chwilę. Oboje chcieli tak trwać do końca świata.
– Kocham cię. Chyba od zawsze. – Joachim chciał powiedzieć jak najwięcej, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
Wydawało mu się, że każda chwila jest zbyt krótka, by wyznać, co czuje, opowiedzieć o tym, jak będzie dbał o ukochaną. Zbyt mało czasu, by podzielić się marzeniami, tak niepewnymi planami, które snuł codziennie z myślą o niej. O nich. Pocałował ją jeszcze raz. Oboje mieli wrażenie, że świat na chwilę się zatrzymał i żadne słowa już nie są potrzebne.
– Nie lubię tego twojego niemieckiego munduru – wyszeptała, rozpinając jego guziki.
– Kochanie? – Spojrzał pytająco.
– Mamy dwie godziny. Dwie godziny, które będziemy pamiętać całe życie – powiedziała dziewczyna, obejmując go. – Nie wiem, co przyniesie jutro, więc chcę cię zapamiętać, poczuć cię całego i choć przez chwilę tobą oddychać. Nawet jeżeli już nigdy więcej mielibyśmy się nie spotkać.
– Nie mów tak. – Joachim pokręcił głową. – Nie mogę myśleć teraz o niczym innym, jak o tym, że przez kolejne dwie godziny będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
* * *
Kochali się ten pierwszy raz na wąskim tapczanie stojącym w wielkiej kuchni. Uczyli się swoich ciał, zaskakiwali swoimi reakcjami. Oboje każdym gestem chcieli okazać sobie uczucia. Udowodnić, że świat jeszcze się nie skończył, i zapamiętać jak najwięcej. Jednak mieli nadzieję, że dobry los pozwoli im jeszcze na niejedną wędrówkę w świat przeznaczony tylko dla tych, którzy kochają i są kochani.
Wtedy nie myśleli o tym, że los może szykować dla nich wiele smutnych niespodzianek. Nie brali pod uwagę tego, że w życiu nie zawsze są szczęśliwe zakończenia. Żyli chwilą, którą każde z nich zapamiętało do końca swoich dni.
* * *
W tym czasie, kiedy Rachela i Joachim po raz pierwszy byli tak naprawdę razem, na grudziądzkim rynku Niemcy zniszczyli Pomnik Niepodległości oraz doszło do zatrzymania kilkunastu osób, głównie przedstawicieli miejscowej inteligencji.
Takie jest życie – pełne sprzeczności. Śmiech i płacz. Wielka radość i ogromna rozpacz.