Читать книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz - Страница 4
ROZDZIAŁ I
1
Оглавление* * *
Dzisiaj (2017 r.)
Mówi się, że aby kogoś poznać, należałoby z nim zjeść beczkę soli. Jestem ciekawa, ile herbat czy kaw trzeba by z kimś wypić z porcelanowych filiżanek lub tekturowych kubków, aby wiedzieć, że to właśnie jest ktoś, na kogo czekałaś całe życie.
Historia mojej miłości zaczęła się od kartonowego kubka z kawą latte, przyniesioną z Warsu na trasie Szczecin–Gdańsk, natomiast historia mojej babci to delikatne porcelanowe filiżanki z pozłacanym brzegiem i motywem niezapominajek. Stoją u mnie w gablotce za szkłem. Już nieco wyszczerbione, zarysowane przez czas i wojenną zawieruchę. Babcia nie pozwalała nikomu z nich pić. Ja staram się czasem je wyciągnąć z szafki, nalać do nich świeżo zaparzonej herbaty czy naszej ulubionej kawy z lekką mleczną pianką. Nie chcę o nich zapomnieć, nie chcę zapomnieć tego, czego się dzięki tej całej historii nauczyłam. Są symbolem tego, że w życiu nie zawsze warto czekać. Tego, że należy się cieszyć chwilą i każdego dnia być wdzięcznym za to nasze życie.
Są po to, bym pamiętała o tym, co było kiedyś i co z pewnością miało wpływ na to, kim byłam i kim jestem teraz. Niebieskie niezapominajki, zdobiące delikatne porcelanowe brzegi, zdają się przypominać słowa dziadka Franciszka wypowiadane do babci Adeli…
Gdy wyruszał na wojnę, obiecał jej: „Jeszcze się kiedyś spotkamy”.
* * *
Nigdy nie interesowałam się historiami rodzinnymi. Jako dziecko nie rysowałam drzewa genealogicznego. Wśród rodowych pamiątek było kilka podniszczonych już zdjęć. Szczególnie pamiętam jedno. Zrobione pod nieistniejącym już starym kinem Gryf w Grudziądzu. Wiem, że babcia bardzo lubiła tam chodzić.
Uśmiechnięta babcia Adela w towarzystwie trzech młodych mężczyzn i ciemnowłosej dziewczyny. Po prawej stronie babci stał dziadek Franciszek, władczo ją obejmując, jakby całemu światu chciał pokazać, że ta kobieta należy do niego. Po lewej stronie był wujek Janek. Przyjaciel od zawsze. Na śmierć i na życie. Zawsze jakby trochę z boku, ale na tyle blisko, by w razie potrzeby podać pomocną dłoń. I jak się później miało okazać, często ta dłoń była potrzebna.
Obok wujka Janka stoi jasnowłosy mężczyzna spoglądający z wyraźnym zachwytem na wpatrującą się w niego szczupłą, czarnowłosą dziewczynę.
Babcia Adela… Pewna siebie kobieta w sukience w kwiatki. Zerkająca prosto w obiektyw i patrząca z optymizmem w przyszłość. Kobieta być może marząca o spokojnym życiu u boku któregoś z tych mężczyzn stojących obok niej.
Na odwrocie zdjęcia widnieje data napisana zamaszystym pismem dziadka. Dzisiaj wiem, że to jego pismo. Wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłam tę fotografię, było to dla mnie zupełnie nieistotne. Grudziądz, 15 sierpnia 1939 roku.
* * *
Teraz żałuję, że zaczęłam zagłębiać się w historie rodzinne tak późno. Zbyt późno… Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy wszyscy, których mogłam zapytać, jak było naprawdę, już dawno spoglądali na mnie z nieba, obstawiając, jakie decyzje życiowe tym razem podejmę i czy będą one trafne, czy nie. Pewnie babcia Adela też obserwowała to wszystko. Spoglądała na całe moje życie, nic nie komentując.
Nigdy nie podważała moich wyborów, tak jak i nie chciała mówić o swoich. Nawet moja mama i wujek Staszek, brat mamy, niewiele wiedzieli o rodzinnej przeszłości. W ich domu zupełnie się o tym nie mówiło. Babcia Adela chyba chciała zapomnieć o tych trudnych wojennych latach, kiedy to przyszłość, nawet ta najbliższa, była tak niepewna.
Cieszę się, że wreszcie, po tylu latach, znalazła swoje szczęście. Może nie tyle znalazła, ale je w końcu dostrzegła. Może trochę później, niż by chciała, ale wiem, że z pewnością była bardzo szczęśliwa. „Na własne życzenie, Justynko – mówiła. – Gdyby to człowiek taki głupi nie był i wcześniej podejmował trafne decyzje. Albo gdyby chociaż wiedział, które z nich są trafne. A tak? Człowiek niezdecydowany, nie wie, którą z dróg ma pójść. Czasem jest podejrzliwy i zamiast tej jasnej drogi wybiera tę najciemniejszą, bo ma wrażenie, że jasna jest pułapką. A niekoniecznie. Czasem życie trzeba brać po prostu takie, jakim jest. Nie można dopowiadać sobie czegoś, co nie istnieje”.
Tuż przed śmiercią wyznała mi wszystko. Historia, którą wtedy usłyszałam, wydawała mi się nieprawdopodobna. Po raz pierwszy opowiedziała mi o całym swoim życiu. Rozmawiałyśmy bardzo długo. A w zasadzie to ona mówiła prawie cały czas. Opowiadała o swojej życiowej ścieżce, która była niemalże taka jak moja, i o wyborach, jakich dokonała przez te wszystkie lata. Tak bardzo byłyśmy do siebie podobne!
* * *
Porządkując jej mieszkanie, znalazłam kilka pożółkłych zdjęć, dokumentów i listów. Siedząc w tym starym mieszkaniu, byłam tak blisko niej, jak nigdy dotąd. Wręcz czułam jej obecność. Dlaczego tak późno mi to wszystko opowiedziała?
O tyle rzeczy jeszcze chciałam zapytać, ale już nie zdążyłam…
* * *
Gdy wracałam z Grudziądza pociągiem, przez zupełny przypadek w moje ręce wpadł pewien artykuł. Może kiedyś zignorowałabym taki tekst, jednak po rozmowie z babcią spojrzałam na to wszystko zupełnie inaczej…
Całe szczęście, że zwróciłam na niego uwagę! Artykuł w kolorowym czasopiśmie dla pań uświadomił mi, że to, kim jesteśmy, nie zależy wyłącznie od naszych genów czy wychowania, ale również od przeżyć naszych przodków. Od wszystkich tajemnic, które krążą w naszych rodzinach, do kilku pokoleń wstecz. Każda śmierć, każde narodziny, niechciane ciąże i zdrady, które miały miejsce w naszej rodzinie w przeszłości, mogą mieć wpływ na to, jakimi ludźmi jesteśmy.
Epigenetyka, psychologia transgeneracyjna. Wtedy nic mi to jeszcze nie mówiło, ale wkrótce miało stać się dla mnie naprawdę istotne, a przede wszystkim miało pomóc mi odpowiedzieć na kilka ważnych życiowych pytań.
Tamtego dnia, gdy babcia zaprosiła mnie na herbatę, a tak naprawdę zaprosiła, bym się z nią pożegnała przed ostatnią z najdłuższych życiowych podróży, poznałam wiele historii, a nawet kilka rozwiązanych tajemnic. Jednak dopiero po śmierci babci uzmysłowiłam sobie, jak duży wpływ miały one na moje życie, które dzięki temu zupełnie się zmieniło. Na lepsze. Chyba wreszcie dorosłam. Przestałam na wszystko CZEKAĆ. Czekać, jak prawie przez całe swoje życie czekała moja babcia Adela.
* * *
Ja już nie czekam. Chwytam każdy dzień i się do niego uśmiecham. Wierzę, że będą w nim cudowne chwile. Myśląc o tym, że doświadczę ich jeszcze w moim życiu, nie zapeszam. Ja je wizualizuję.
Nie martwię się jutrem. Po co się przejmować? Jutro i tak nadejdzie i to, jakie będzie, zależy w dużej mierze od tego, jakie jest nasze dziś i jakie było nasze wczoraj. A staram się, by każda chwila mojego życia była jak najlepsza. I nawet mi to wychodzi.