Читать книгу Jeszcze się kiedyś spotkamy - Magdalena Witkiewicz - Страница 15
ROZDZIAŁ III
5
Оглавление* * *
Przyszłość była tak niepewna… Franciszek to wiedział. Nie miał brylantów, nie miał rodowych rubinów, jak Joachim. A może i miał, ale jego rodzice nie byli przychylni temu, że on chce się żenić.
– To nie czas, by kobiety były ci w głowie, synu! – krzyczał ojciec. – Nie dość, że wojna, to jeszcze za młody jesteś do żeniaczki!
– Cicho, Alojzy! – zganiła go matka.
– Co cicho? Uczyć się ma chłopak, maturę robić, na studia iść.
– Gdzie on teraz maturę zrobi, a tym bardziej na studia pójdzie? – Pani Stanisława skrzywiła się. – Wojna wszędzie.
– Może się zaraz skończy. – Pan Alojzy rozłożył ręce. – A on będzie z żoneczką wtedy baraszkował. Mało to dziewczyn? Baraszkuj sobie z wieloma, ale to nie czas na żeniaczkę!
– Alojzy! – Matka wydawała się oburzona.
– Nie mam racji? Chłopak dwadzieścia lat ma i już chce się żenić. Nie daj Boże dzieci będą jakieś z tego zaraz. I jak ty w tę wojnę kolejne gęby wyżywisz? Jak ledwo nam wystarcza? To nieodpowiedzialne!
Ojca nie dało się przekonać. Franciszek wiedział, że nie może liczyć na wsparcie rodziny. A bliscy Adeli? Miał nadzieję, że pokochają go jak syna. To było takie smutne, że w tych trudnych wojennych czasach człowiek nie otrzymywał wsparcia od najbliższych w najważniejszych dla niego sprawach.
Franek postanowił natychmiast iść do Adeli. Powinna jeszcze być w księgarni. Wysiadł z tramwaju i udał się w stronę Pohlmann Strasse. Ale przecież jak się oświadczać z pustymi rękami? Nie miał biżuterii, a nawet kwiatów. Ze spuszczoną głową szedł ulicą, zastanawiając się, czy może warto jednak poczekać, aż ta wojna się skończy. Tylko co wtedy… jak nie dotrwają do jej końca?
Minął sklep z napisem na drzwiach: „Lombard H. Kirsch”. Zatrzymał się na chwilę. Może tam znajdzie coś, na co go stać? Ale czy to jest sens przeznaczać wszystkie swoje pieniądze na coś, co będzie jedynie wyrzutem sumienia, że tyle pieniędzy się wydało?
– Czegoś konkretnego pan szuka? – Usłyszał głos zza lady.
– Nie wiem. Czegoś, by o mnie pamiętała.
– Biżuteria? – Mężczyzna wskazał na witrynę pełną naszyjników.
– To chyba nie czas, by kupować biżuterię. – Franciszek pokręcił głową.
– Są tacy, co kupują, ale są też tacy, co sprzedają.
Franek rozglądał się przez chwilę i dojrzał na jednej z półek dwie porcelanowe filiżanki, ozdobione delikatnym motywem niezapominajek. Cena była przystępna. Na pewno niższa niż pierścionka z niebieskim oczkiem, który leżał tuż obok.
– Poproszę te filiżanki – powiedział.
– Z niezapominajkami. – Sprzedawca uśmiechnął się promiennie. – Przyniosła je tutaj taka starsza pani. Powiedziała, że przynoszą szczęście. Jej podobno przyniosły. Sprzedała je, a potem poszła karmić gołębie. Beztrosko, wie pan? Jak gdyby nigdy nic… Jak gdyby wojny nie było. Chociaż w czasie wojny gołębie, tak jak ludzie, walczą o każdy okruch. – Zamyślił się. – Ta staruszka mówiła, że nie ma się czego obawiać, że nie potrzebuje już dwóch filiżanek, bo jest całkiem sama. Ale wierzyła, że kogoś jeszcze uszczęśliwią. Policzę panu mniej za nie – oznajmił, pakując porcelanę w gazetę.
– Dziękuję. Dam je mojej przyszłej żonie. I wierzę, że co rano będziemy pili z nich herbatę. Przez całe nasze długie życie. Naprawdę w to wierzę…
* * *
Franciszek z małym pakunkiem obwiązanym sznurkiem ruszył w stronę księgarni. Adela już wychodziła do domu.
– Nie spodziewałam się, że przyjdziesz. – Uśmiechnęła się. – Co tam masz?
– Prezent. – Rozpromienił się Franek.
– Prezent? – zdziwiła się dziewczyna. – Dla mnie?
– Tak. I chciałbym cię jeszcze o coś zapytać.
– Tak?
Franciszek drżącymi rękami rozwijał gazetę i po chwili wyciągnął dwie jednakowe filiżanki.
– Ja bym chciał z tobą co rano pić z nich herbatę. A potem kawę. Chciałbym z tobą spędzić resztę życia. I mam nadzieję, że to nasze życie będzie jak najdłuższe i wiele będzie tych kaw i herbat.
– Franek… – Adela przytuliła się do chłopaka.
– Kochanie, zostaniesz moją żoną? Nawet w ten trudny czas? Przetrwamy tę wojnę razem?
– Tak – zgodziła się z uśmiechem.
* * *
– Zwariowałaś do cna! – denerwowała się matka. – Ja nie wiem, co powie ojciec, jak z piwnicy wróci!
Ojciec jak zawsze próbował się czegoś dowiedzieć, wsłuchując się w trzeszczące radio. Z różnym skutkiem mu to wychodziło, ale czasem się udawało złapać jakieś strzępki rozmów czy niewyraźny dźwięk nadawanych wiadomości. Nasłuchiwał audycji BBC oraz stacji francuskojęzycznych i wszystko starał się zapamiętywać. Potem chował to radio głęboko pod ziemniakami, których to dość szybko ubywało. Za słuchanie radia w tych wojennych czasach groziła nawet kara śmierci, więc musiał się z tym kryć.
– Mamo, a ile ty lat miałaś, gdy za mąż wychodziłaś? – zagadnęła Adela.
– To były zupełnie inne czasy… – westchnęła.
– Też była wojna.
– Jeszcze nie.
– To znaczy, że gdybyśmy się zdecydowali rok wcześniej, pochwalałabyś naszą decyzję?
– Wtedy bylibyście stanowczo za młodzi. – Matka przecząco pokręciła głową. – Adelko, to naprawdę nie czas na zakładanie rodziny.
– A jeżeli jej nigdy nie założę? Bo nie dożyję jutra?
– Nawet tak nie mów! – obruszyła się pani Kotlińska. – Wojna się niedługo skończy. Nie wierzę w tę euforię Niemców.
– Ja już chyba przestałam w to wierzyć – westchnęła Adela.