Читать книгу Karma - Malwina Chojnacka - Страница 15

Оглавление

OLA

Wiktoria w ogóle się nie zorientowała. Przed rozmową z nią wypiłam prawie całą butelkę czerwonego wina. Spędziłam cały dzień w domu. Nakłamałam w pracy, że jestem chora. Puste mieszkanie działa na mnie przygnębiająco. Patryk nie lubi zagraconych wnętrz, więc po naszym mieszkaniu można by jeździć na rowerze. Dwa razy w tygodniu przychodzi pani do sprzątania. Patryk ją opłaca. Koledzy polecili mu doskonałą agencję. Tylko że przed przyjściem tej pani ja sprzątam jak szalona i ona niewiele ma do roboty. Wstydzę się brudnej wanny, brudnych skarpetek, więc wszystko lśni. Tylko w mojej sypialni jest dziś bałagan. Wyciągnęłam maszynę do szycia. Nalewam sobie wina. Spoglądam na telefon. Jasne, że on pisze. Od rana. Pisze fajnie, dowcipnie, inteligentnie. Cieszę się, że mój angielski na coś się przydaje. Komplementuje mnie w uroczy sposób. Rozmawialiśmy kilka razy na Skypie. Hussain wciąż nie wie, że mam męża. Nie jest jednak wścibski. Nie pyta. Delikatnie zahaczam o islam. Zapala się. Peroruje ponad godzinę. O tym, jak bardzo błędnie postrzegana jest ta religia w Europie. Tłumaczy mi, że to religia jednego Boga, opowiada, jak bardzo uczy miłości bliźniego, wspomagania biednych. Oczywiście, że nie neguje Jezusa jako proroka. Słucham. Trochę boję się, że zacznie mnie namawiać, nawracać, ale nie. Odpowiada na moje pytania. Po prostu. Tak. Przestrzega ramadanu. To bardzo ważne, aby pościć od świtu do zmierzchu. Nie wolno pić nawet wody.

Czuję, że stajemy się przyjaciółmi. Przesyła mi linki do arabskich piosenek. Niektóre naprawdę piękne. Słucham ich całymi dniami. Gdy się budzę, od razu sprawdzam telefon. Jest. Zawsze. Krótka wiadomość od niego. I zawsze komplement. Podobały mu się moje ostatnie zdjęcia. Zachwyca się figurą. Długimi nogami. Wiem, że jestem teraz szczupła.

Biorę dłuższe zwolnienie. Kłamię zaprzyjaźnionej lekarce, że mamy zrobić z mężem mnóstwo badań przed przystąpieniem do procedury in vitro. Prawie nie rozmawiam z Patrykiem. Nie piszemy do siebie SMS-ów w ciągu dnia. W soboty też pracuje. Nie mam nic przeciwko temu.

Mój mąż jest coraz chudszy, pije ogromne ilości jakichś napojów energetycznych. Chyba nie wrócił do palenia, bo jego koszule nie śmierdzą fajkami. Widujemy się w przelocie. On ciągle przy telefonie. Wciąż zajęty sprawami kancelarii.

– Powinniście pójść na terapię – zaproponowała kiedyś Wiktoria.

– Powinniśmy pójść na terapię – rzucam do Patryka, gdy wieczorem nalewa sobie whiskey.

– My? – Przeszywa mnie wzrokiem. – Ty powinnaś pójść na terapię! Popatrz na siebie! Ja ciężko pracuję! Zarabiam pieniądze! Spłacam kredyt! Płacę nawet kobiecie od sprzątania, bo nie chce ci się sprzątać! Zarabiasz marne grosze! I codziennie pijesz wino!

– A co masz w tej szklance? Wodę?!

– Nie piję codziennie. – Uspokaja się trochę. – Ale ty! Znam lekarza... zapłacę za terapię.

– Specjalista od czego?

– Od uzależnień – oświadcza spokojnie.

Wychodzę z kuchni. Zamykam się w swojej sypialni. Ryczę. Odpalam komputer. Cleo jest online. Widzę zieloną kulkę przy jego nicku. Zastanawiam się, czy jest tym, za kogo się podaje. Wyjechał z Iranu, gdy miał niecałe dwadzieścia lat. Stypendia. Studia. Doktorat. „Znasz go dobrze? – w głowie huczą mi wątpliwości Justyny. – Może to oszust. Będzie chciał pieniędzy albo...”

Ale Cleo chce tylko mojej uwagi, chce pogadać, mieć słuchacza, a właściwie słuchaczkę. Jakaś kobieta złamała mu serce. Próbuje się pozbierać.

– Wszystko w porządku? – Patryk znienacka otwiera drzwi. – Co robisz?

– Nic! – Zamykam komputer. – Czytam o in vitro.

Rzuca mi elegancką wizytówkę.

– Zadzwoń do tego faceta. Zapłacę za wszystkie wizyty. Jest drogi, ale jeden z najlepszych w Warszawie.

Rozgląda się po sypialni. Wiem, że zastanawia się, gdzie trzymam butelki. Nie dostrzega chianti na podłodze, za firanką.

– Idę spać. Jutro o czwartej pobudka. – Wychodzi z pokoju. Cieszę się, że wyjeżdża na kilka dni. Słyszę, jak w przedpokoju wyjmuje walizkę. Nie wyprasuję mu koszul, nie pomogę się spakować. To mój cichy bunt. Piszę do Cleo i przepraszam za ciszę. Jest lekko obrażony. Wciąż pyta, kiedy się spotkamy. Zaprasza mnie do Szwecji. Wpadam w lekką panikę. To dzieje się za szybko. Zaczynam go bardzo lubić.

Dzwoni Justyna. Opowiada, że odkryła fantastyczny lokal do wynajęcia.

– Słuchaj dalej! Byłam w urzędzie skarbowym, w ZUS-ie. Startujemy więc od grudnia, tak?

– Jasne! – Staram się, aby mój głos tryskał entuzjazmem. Wciąż spoglądam w stronę laptopa. Widzę, że Cleo zalogował się na stronie randkowej. Na tej, na której się poznaliśmy, a więc pisze do mnie, a jednocześnie wyrywa dalej.

– Powiedziałaś już Patrykowi? – pyta nagle Justyna.

– O czym?

– O naszym biznesie! O naszej spółce! – denerwuje się.

– Nie – odpowiadam trochę chrapliwie.

– Czemu masz taki dziwny głos? – Justyna nie daje za wygraną.

– Boli mnie gardło. Jakiś wirus – tłumaczę nieporadnie.

– Z tym internetowym randkowaniem skończyłaś, mam nadzieję? – upewnia się.

– Oczywiście – kłamię szybko. – To idiotyczna znajomość. Bez przyszłości.

– Bardzo dobra decyzja! – Justyna opowiada mi jeszcze o formalnościach, o których musimy pamiętać, zakładając firmę. Staram się słuchać. Robię notatki w kalendarzu. Zaznaczam dni. Przedłużę sobie zwolnienie lekarskie. I tak chcę zwolnić się z tej pracy. Jeżeli mnie wcześniej nie zwolnią. Cleo pisze do mnie. Nie odpowiadam. Po skończeniu rozmowy z Justyną robię research w necie. Mam pomysły na kolejne ubranka dla yorków.

„Czemu mi nie odpowiadasz? Zrobiłem coś nie tak?” – Cleo bombarduje mnie na czacie.

„Jestem zajęta”.

„O pierwszej w nocy?”

„Muszę ci coś powiedzieć”.

Nalewam sobie piąty kieliszek wina.

„Co się stało?” – pisze. Kilka wykrzykników. Emotikony.

„MAM MĘŻA”.

Cisza. Po chwili zielona kulka przy jego nicku znika. Jest offline.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki


Karma

Подняться наверх