Читать книгу Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża - Страница 14
I
CZARNY ANIOŁEK
11
ОглавлениеKrólestwo Światła zajmuje dwa duże, połączone ze sobą mieszkania na poddaszu kamienicy. Kiedyś znajdował się tu strych, jakieś komórki i suszarnie, przez co geometria pomieszczeń wydaje się mocno nieoczywista. Piotr twierdzi, że kamienica jako jedna z nielicznych w okolicy przetrwała powstanie warszawskie bez większych uszkodzeń.
W pokoju siedzę z nim i dwójką grafików, Zuzą i Cyprianem. Gdy już się wdrożę, utworzymy jeden team kreatywny. Zuza farbuje włosy na soczystą zieleń, a na jej ramionach, szyi i dekolcie wiją się gęste linie tatuaży. Staram się nie przyglądać zbyt nachalnie, ale zdaje mi się, że rozpoznaję wzory z peruwiańskiego płaskowyżu Nazca. Dziewczyna siedzi wpatrzona w ogromny monitor, nieruchoma, tylko uzbrojona w rysik dłoń śmiga po tablecie. Z kolei Cyprian to zwalisty niedźwiedź z ogoloną głową i długą, trochę zaniedbaną brodą. Kiwa głową w rytm metalowych riffów, którymi ogłusza się z wielkich słuchawek.
Gdy tylko ich zobaczyłem, poczułem, że będzie nam się dobrze pracować.
Łącznie firma zatrudnia obecnie około piętnastu osób. Twarze i imiona będą mi się mylić jeszcze przez dłuższy czas. Szef i założyciel Regnum Lucidum, Adam Sommer, siedzi z Anną w pokoju na drugim końcu biura. Wygląda jak przeciwieństwo Dawida z Cremè, choć muszą być w podobnym wieku. Szczupły, zadbany, z wymodelowanym zarostem i w hipsterskich okularach, przypomina raczej modela z katalogu ekskluzywnej męskiej marki odzieżowej niż CEO agencji zajmującej się marketingiem. Zamieniłem z nim kilka zdań, podpisując umowę. Mówił z leciutkim, ale wyczuwalnym akcentem, jak bardzo dobrze zasymilowany obcokrajowiec.
– Adam jest Polakiem? – pytam z ciekawości Piotra.
– Tak, posiada obywatelstwo.
Nie drążę tematu.
Biuro urządzono bardzo prosto, ale funkcjonalnie. Mamy wygodne krzesła i duże biurka, kuchnia jest dobrze wyposażona. Królestwo Światła najwyraźniej nie podąża za start-upowymi trendami, firma nie zainwestowała w pokój do gier wideo, hamaki ani zestawy do minigolfa. Jak to ujęła Anna:
– No, raczej „Forbes” nie zrobi fotorelacji z naszej kanciapy, ale za to pracuje się wygodnie. Mnie to pasuje.
W firmie panują bardzo luźne zasady. Nie ma konkretnych wymagań dotyczących godzin, w razie potrzeby można pracować z domu, byle dotrzymywać terminów. Nikt nikogo nie kontroluje, jesteśmy dorosłymi ludźmi. To z kolei pasuje mnie. Postanawiam, że spróbuję wysondować, czy nie dałoby się ściągnąć tu Doroty.
Piję kawę i kończę instalować Office’a na laptopie. Piotr zdążył już trzy razy zapytać, czy nie potrzebuję jakiegoś konkretnego oprogramowania do wygodnej pracy, czy chcę mieć zewnętrzny monitor i klawiaturę, czy na pewno odpowiada mi krzesło i czy miejsce w pokoju jest w porządku, bo jeśli wolę siedzieć na wprost drzwi, może się ze mną zamienić.
Zuza przeciąga się. Dobrze mi się zdawało – pod ostro zarysowanymi obojczykami ma wytatuowane figury z Nazca. Ależ jest zgrabna. Nie ma mowy, żebym zamienił się z Piotrem miejscami: zza jego biurka zielonowłosą graficzkę zasłaniałby monitor.
Również Cyprian odrywa się od Photoshopa. Zdejmuje słuchawki, kręci głową, głośno strzela mu coś w karku.
– Jakieś żarcie bym zamówił – mówi. – Co wy na to? Opędzlujemy coś?
– Ja dzięki. – Piotr kręci głową.
– Młoda?
– Chińczykiem nie pogardzę – przyznaje Zuza.
– Szymon?
– Jasne, czemu nie.
– Przez neta zamówię, chodźcie wybrać.
Stajemy mu nad głową.
– Sajgonki chcę – mówi Zuza. – Te z warzywami.
Przeglądam menu.
– Kurczaka mają niezłego i wołowinę – podpowiada Cyprian. – Za to krewetki chyba najgorsze w mieście. Zobacz, jakie tanie. To pułapka.
Wybieram kurczaka w pięciu smakach, odliczam należność i wręczam gotówkę wielkoludowi. Zuza nie ma przy sobie pieniędzy, rozliczą się jutro.
– Musimy jakieś apki ogarnąć do zamawiania razem – mówi. – W poprzedniej robocie ludzie z czegoś takiego korzystali, sprawdzało się.
Pół godziny później siedzimy już w kuchni we troje. Kurczak rzeczywiście daje się zjeść.
– Jak wrażenia? – pyta Zuza znad sajgonek. – Podoba się w Królestwie?
Cyprian śmieje się tubalnie. Nieco sosu kapie mu na brodę.
– Jakie wrażenia można mieć po trzech godzinach? Lalka, litości.
– Spoko – mówię. – Podoba mi się.
– Tak między nami… – Zuza puszcza do mnie oko. – To Anka zapowiadała cię tu jak jakiegoś mesjasza.
– Serio?
– Serio. Pokazała nam twój pomysł na tę kampanię o oddawaniu krwi, faktycznie zajebisty. Skąd do nas przychodzisz?
– Cremè de la Creation.
Nazwa obiła im się o uszy, ale to tyle. Cyprian trafił tu z dużego domu mediowego, jest na pokładzie właściwie od samego początku. Zuza pracowała wcześniej w raczej niszowym wydawnictwie, Regnum Lucidum zwerbowało ją dwa miesiące później. Obojgu póki co bardzo się podoba. Nikt nie wpieprza im się w kompetencje, klienci nie są szczególnie uciążliwi, mają duże zaufanie do agencji i praktycznie nie zdarzają się prośby o bezsensowne poprawki. Przelewy przychodzą zawsze na czas, byle pamiętać o terminowym wystawieniu rachunku. I naprawdę nikt nie rozlicza z wysiedzianych przy biurku godzin – nie ma problemu, żeby wyjść coś załatwić albo urwać się wcześniej. Pracować z domu można, gdy tylko ma się ochotę, ale właściwie po co, skoro tu taka dobra kawa.
Rozmawiamy sobie tak jeszcze kwadrans, potem wracamy do biurek. W międzyczasie informatyk Adrian skonfigurował mi sieć i zainstalował drukarkę, wszystko działa już, jak powinno. Dziś nie mam jeszcze żadnego konkretnego zadania, więc tylko patrzę na dotychczasowe realizacje Królestwa, do których linki podrzucił mi Piotr, przyjmuję nowych kolegów do znajomych na Facebooku i przeglądam ich profile.
Po jakiejś godzinie idę do domu, przekonany, że jednak szczęście nie opuściło mnie do końca. Wszystko wskazuje, że przynajmniej z pracą nie mogłem trafić lepiej.