Читать книгу Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża - Страница 15
I
CZARNY ANIOŁEK
12
ОглавлениеWracam do samotni na Granicznej jeszcze przed piętnastą. Otwieram komputer i widzę, że na Skypie dobijała się do mnie Gośka. Pisała też na Messengerze, wcześniej nie zauważyłem. Nie próbowała dzwonić na komórkę – czyli albo nic bardzo pilnego, albo młodej tradycyjnie skończyły się środki na karcie.
Piszę w oknie czata, że już jestem. Nie mija dziesięć sekund, gdy charakterystyczna melodyjka oznajmia nadejście połączenia.
– No hej – odbieram.
W okienku pojawia się niewyraźna twarz Gośki. Zabawnie sterczy jej grzywka. Dziewczyna robi przestraszoną minę i znika, wyłącza kamerkę. Teraz widzę tylko jej awatara, uśmiechniętą Elsę z filmu Frozen.
– Jezu, przepraszam – mówi głos Gośki. – Jak ja wyglądam…
– Dobrze wyglądasz. Co tam, młoda?
– No nic nowego, Szymek. Wciąż zero kontaktu z Eweliną…
– Przykro mi to słyszeć.
– Słuchaj… – Waha się chwilę. – Pisałeś, że ten kumpel, który załatwiał Ewel pracę, jest teraz za granicą, tak?
– Tak jest. Kamil siedzi z żoną do końca tygodnia w cholernym Wietnamie. W necie są z doskoku, tylko żeby wrzucać nowe fotki na insta.
– Zazdro. Słuchaj, skoro on teraz nie pomoże… Tak sobie pomyślałam…
– Aha?
– Szymek, bo widzisz, ja wiem, co ona zrobiła, i że pewnie masz to w ogóle w dupie. – Głos zaczyna jej drżeć. – I oczywiście rozumiem, masz pełne prawo, wstyd mi za nią. Ale to moja siostra jest…
– Gosia, spokojnie – staram się zabrzmieć najłagodniej, jak potrafię. – Jak mogę pomóc?
– Moglibyśmy przejrzeć profile osób, które dodawała w ostatnim czasie do znajomych? Może rozpoznasz tego chłopaka.
– Zablokowała mnie, wiesz o tym, nie mogę nawet wejść na jej profil.
– Wiem, ale przecież ja mam ją w znajomych. Będę ci podsyłać linki, może akurat gościa po zdjęciu rozpoznasz, to zawsze coś.
Wzdycham. Miałem nadzieję rozsiąść się przed konsolą, ale nie potrafię odmówić Gośce. Rodzice zachowali dla niej chyba w komplecie geny, których poskąpili starszej o sześć lat siostrze – zwłaszcza te odpowiadające za empatię i uczciwość. Gdy zacząłem spotykać się z Eweliną, siostry mieszkały razem w Mińsku Mazowieckim. Polubiliśmy się od razu. Po rozstaniu młoda zadzwoniła do mnie z płaczem i przepraszała, jakby to była jej wina.
– Pewnie. Dawaj.
Słyszę, że Gośka intensywnie klika.
– To laska, to też laska… – mruczy. – O, mam.
Odpalam link, który wyświetla się na czacie. To facebookowy profil Konrada Kruczkowskiego. Profil jest zamknięty dla nieznajomych, widzę tylko zdjęcie profilowe – legitymacyjną fotkę, z której patrzy smętnie chudy okularnik z włosami jasnymi i kręconymi jak owieczka.
– Nie on – mówię. – Koleś, z którym wtedy przyszła, był rudy.
– Może ten?
Wchodzę na profil jakiegoś kibola Legii, podpisanego jako Łuki z Ł3. Zamiast zdjęcia profilowego ma ustawiony herb klubu, jako zdjęcie w tle – dymiące racowisko na Żylecie. Poza tym żadnych opublikowanych treści, jeśli nie liczyć niszowych piłkarskich memów.
– Wiesz co, nie podejrzewałbym jej…
– No ja też nie. A ten?
Dzień dobry, Karolu Lisiewski. Jak na ironię chłopak jest rzeczywiście rudy, ale na tym podobieństwa się kończą. Ma otwarty profil, przeglądam dodawane dopiero co zdjęcia. Groźnie łypie z nich długowłosy wiking w koszuli w kratę. Zapewne jest postrachem wszystkiego, co żywe, podczas sesji RPG z kumplami, czyta sagi fantasy i słucha power metalu. Nawet nie próbuję zagłębić się w jego profil.
– Znowu pudło. To kuc jakiś, tamten był taki raczej szczurkowaty.
Gosia wzdycha.
Kolejny link, kolejny profil. Artur Kamiński. Na zdjęciu profilowym – chichoczący pies Muttley z Szalonych wyścigów. Wzdycham również ja. Przeglądam, co Kamiński ostatnio publikował. Widzę kilka zdjęć, na których został oznaczony. Najświeższe sprzed dwóch tygodni: wysoki brunet obejmuje uroczą szatynkę, Ulę Kamińską. Podpis „z Dziubaskiem :*” sugeruje, że raczej nie chodzi o siostrzaną miłość.
– Widzę – uprzedza mnie Gośka. – Nie no, to chyba jednak bez sensu jest.
– Dużo ich jeszcze zostało?
– Niedawno dodanych? Cztery osoby, ale dwie to dziewczyny.
– To pokaż tych dwóch kolesi.
Pod pierwszym linkiem czeka profil Tomasza Byczewskiego. Tomasz Byczewski jest łysy jak kolano, na oko ma jakieś pięćdziesiąt lat, pracuje w Szpitalu Praskim. Nawet nie komentujemy. Za to pod drugim linkiem widzę znajomą twarz
– Tego typa znam – mówię. – Był wtedy u mnie.
Patrzę na profil Jana Pietruszyńskiego, sympatycznego idioty, który pomagał Ewelinie przy wyprowadzce. Janek, tak miał na imię. Widocznie Ewelina nie wymieniała go nigdy z nazwiska, bo raczej bym zapamiętał.
– To on…?
– Nie on, ale pomagał im wtedy, razem wynosili jej rzeczy. Przyszedł też do mnie miesiąc wcześniej, gdy Ewelina zrobiła imprezę dla znajomych z pracy. Wydawał się całkiem w porządku. Musi znać się z rudym.
– O widzisz… – Gośka ożywia się. – Jan Pietruszyński. Super, odezwę się do niego.
– Odezwij się. Może coś będzie wiedział.
– Rany, Szymek, dziękuję ci bardzo. Nawet nie wiesz, jak…
– Spokojnie. Cieszę się, jeśli mogłem pomóc.
– A co w ogóle u ciebie?
– W porządku, dzięki. Zacząłem nową pracę, nie jest źle.
– Super! Wiesz, w ogóle to ja ci bardzo dziękuję, że po tym wszystkim chcesz jeszcze rozmawiać z kimś, kto się Kuliczka nazywa…
– Daj spokój, Gośka. Trzymam kciuki, żeby się wszystko z tą twoją rodzoną szybko wyjaśniło.
– Dzięki, dzięki wielkie. Będę lecieć, ogarnę tego Pietruszyńskiego.
– Leć. Trzymaj się mocno, młoda.
Gośka się rozłącza. Skype prosi, żebym ocenił jakość połączenia. Wybieram „bardzo dobra”, nie będę żałował.
Idę do kuchni, otwieram butelkę wody. Piję kilka dużych łyków. Nagle dopada mnie zwątpienie, czy Ewelina rzeczywiście zamieszkała właśnie z rudym, czy to z nim mnie zdradzała. Nie mam przecież żadnych dowodów, nawet poszlak, tylko przypuszczenia. Instynkt. Rudy by się już odezwał, szukałby kontaktu z jej rodziną. Może to jednak tylko kolejny znajomy?
Swoją drogą, jak łatwo jej przyszło znalezienie tabuna nowych znajomych, wystarczyło kilka tygodni w mieście, żebym zaczął gubić się w imionach. Ludzie lgnęli do niej jak ćmy do ognia. Nie próbowałem tego w żaden sposób kontrolować, wychodziłem z założenia, że im szybciej poczuje się w Warszawie swobodnie, tym lepiej. Nie chciałem, żeby zamykała się w mieszkaniu, skazana wyłącznie na moje towarzystwo. Kiwam głową. Wiarygodność mojego instynktu jest żadna.
Odstawiam wodę. Zmywam naczynia, których trochę zebrało się już w zlewie, staram się nie myśleć o niczym. Bezskutecznie. A jeśli rudy milczy, bo ma coś wspólnego ze zniknięciem Eweliny? Ledwie się wprowadziła, zaczęła kręcić z kimś innym, dowiedział się i w szale chwycił za pierwsze, co miał pod ręką, a teraz sam ukrywa się gdzieś na drugim krańcu Europy?
Odkładam gąbkę. Chlapię się po twarzy zimną wodą. Otrzeźwiej, człowieku, to już naprawdę nie twoja sprawa.
Wycieram ręce i wracam do pokoju. Siadam przed komputerem. Na Facebooku czeka wiadomość; otwieram.
Pisze do mnie nie kto inny jak Jan Pietruszyński.
Cześć Szymon jesteś?
Mam ochotę go zignorować, ale i tak widzi już, że przeczytałem.
jesteś??? – ponagla mnie.
Jestem.
Napisała do mnie Gosia, siostra Eweliny. Słuchaj, masz chwilę?
Nie mam, nie mam ani sekundy. Sam pomogłeś tej kobiecie zniknąć z mojego życia, człowieku. Palce aż świerzbią. Ale przecież jestem dobrym chłopakiem.
No, mam. Co jest?
Wyskakuje powiadomienie, że Janek zaprosił mnie do znajomych. W okienku czata animowany wielokropek zapowiada kolejną wiadomość. Matołek coś tam pisze, wpatruję się w ten wielokropek i jestem pewien, że za sekundę wykiełkuje z niego nowy wątek historii, której nie mam ani trochę ochoty rozwijać.