Читать книгу Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża - Страница 16

I
CZARNY ANIOŁEK
13

Оглавление

Śpię źle. W nocy budzę się kilka razy, w efekcie poranek przychodzi zbyt wcześnie, zastaje mnie zmęczonego i rozdrażnionego. Muszę zagadać do Wiki, ona zawsze ma tabletki na sen, porządne, z benzodiazepiną, jedyne, którym można wierzyć. Wika twierdzi, że bez nich nie byłaby w stanie zmrużyć oka.

W Regnum Lucidum melduję się po dziewiątej. Grafików jeszcze nie ma, Piotr siedzi w pokoju sam. Witamy się, włączam komputer, idę do kuchni po kawę.

– Chodź, zobacz – mówi, gdy rozsiadam się za biurkiem. – Mamy już pierwsze projekty.

Podchodzę zaciekawiony. Na ekranie laptopa wyświetla się baner z mapą Warszawy naniesioną na schematycznie narysowane ludzkie serce. Tło jest czarne, linie jasne, jak rysunek kredą na tablicy. Kluczowe punkty na mapie miasta zaznaczone są czerwonymi kropkami, również hasło NIECH ARTERIAMI POPŁYNIE KREW jarzy się czerwienią.

– Zrealizujemy to w tej formie?

– No tak, Anna nie wspominała? Klient ponoć zgodził się od razu, bez żadnych zastrzeżeń.

– No proszę.

– Są jeszcze dwie wersje.

W drugiej wersji serce wygląda bardziej realistycznie. Siatka ulic Warszawy mocniej się od niego odcina, wszystko utrzymane jest w odcieniach czerwieni i bordo, tylko hasło świeci na biało. Trzecia wersja to już czysto komiksowa kreska, pozorny chaos w kompozycji, pstrokate kolory.

– Moim zdaniem pierwsza najlepsza – zastanawia się Piotr. – Kupuje mnie ten minimalizm.

– Mnie też najbardziej się podoba, tak to sobie mniej więcej wyobrażałem – przyznaję. – Kto to rysował?

– Dwa pierwsze Zuza, trzeci to robota Cypriana. Też fajnie zrobił, ale moim zdaniem za mocno się zasugerował briefem od klienta. On tak ma, że gdy tylko padnie magiczne hasło „popkultura”, to najchętniej od razu by narysował album o Spider-Manie. Pierwszy projekt Zuzy najbardzej wprost nawiązuje do estetyki plakatu, tak jak to opisałeś.

– Zbriefowaliście ich na moje zadanie testowe? – dziwię się.

Piotr z uśmiechem kiwa głową.

– Dokładnie tak. Uznaliśmy z Anną, że nie ma sensu tracić czasu. Przygotowałeś to na tip-top, gotowy brief roboczy.

Mimo wszystko jestem zaskoczony. Ale nawet nie staram się ukrywać zadowolenia.

– A powiedz mi – zastanawiam się. – Podczas tej rekrutacji wielu kandydatów braliście jeszcze pod uwagę? Ktoś jeszcze oprócz mnie dostał to zadanie do zrobienia?

– Nie. Uznaliśmy, że wyślemy zadanie innym tylko wtedy, jeśli ty zrezygnujesz. Anna miała na oku kilka profili na LinkedIn i jakąś dziewczynę z polecenia, ale jak znalazła ciebie, postanowiła, że będzie walczyć do upadłego.

Kręcę głową.

– Słodzisz mi do tej kawy.

– Jeśli zobaczymy, że ci za bardzo ego tyje, weźmiemy cię w obroty, nic się nie martw.

– Trzymam za słowo. – Wracam do swojego biurka. – Masz już dzisiaj coś dla mnie?

– No, coś już niestety będzie. Nic spektakularnego, Anna dogadała wczoraj z klientem detale drugiej części kampanii, już na Facebooku. To właściwie nie powinno być zadanie dla ciebie, potraktuj je jako rozgrzewkę. Będziemy potrzebowali treści postów, które dokładnie wyjaśnią ludziom, o co chodzi, gdzie tę krew mogą oddawać i tak dalej. Prześlę ci zaraz mejla.

Po chwili dostaję wiadomość. Otwieram załącznik, wordowski plik z ramowym planem kampanii. Przeglądam na szybko – trzeba przygotować dosłownie dziesięć prostych postów. Uderza mnie jedna rzecz.

– Piotr? – pytam. – Właściwie dla kogo to robimy? Nigdzie nie pada nazwa zleceniodawcy.

Piotr uśmiecha się szeroko.

– Dla dużej firmy, która planuje wejść na rynek sprzętu medycznego w Polsce. Ale to nie ma wielkiego znaczenia. Akcja nie będzie w żaden sposób obrandowana, klientowi na tym nie zależy.

– Ciekawe. Nigdy się z takim podejściem nie spotkałem.

– Prawdę mówiąc, dla nas to żadna różnica. Podejrzewam, że mogą być nie najlepiej kojarzeni z działań na innych rynkach, więc wolą zacząć od dobrego uczynku, zanim się ogłoszą.

– Pewnie tak – zgadzam się. – Na dzisiaj te posty potrzebne?

– Na jutro rano, odeślemy je razem z ostatecznym projektem banera. Ale super, gdyby dzisiaj można było coś już pokazać grafikom, bo jeśli klient zaakceptuje koncepty, od razu ruszymy z produkcją.

Siadam więc do pracy. Wytyczne są bardzo jasne, przekaz ma być prosty i jednoznaczny, tym razem żadnych błyskotliwych gier słownych, żadnego efekciarstwa. Szybko przygotowuję pierwszą wersję i zaczynam przeglądać newsy w sieci. Informacje o zaginionych Joli i Ewelinie pojawiają się już w ogólnopolskich mediach, ale nigdzie nie są numerem jeden. Nie nastąpił żaden przełom, nie wytypowano podejrzanych, najpewniej sprawy nie łączą się ze sobą.

Po jedenastej przychodzą Zuza z Cyprianem. Śmieją się głośno, słychać ich z daleka. Zuza ma na sobie prostą tunikę i legginsy, Cyprian spraną bluzę zespołu metalowego z szalenie skomplikowanym, krzakowatym logo; wyglądają jak postacie ze współczesnego retellingu Pięknej i Bestii.

– Siema – rzucają od wejścia. – Widziałeś te projekty, Piter?

– Oglądaliśmy już z Szymonem, dobra robota. Pierwszy chyba weźmiemy, co sądzicie?

– Mówiłam! – cieszy się Zuza.

– Tak myślałem. – Kiwa głową wyraźnie rozczarowany Cyprian.

– Zuza, w nagrodę zrobisz grafiki do postów na fejsa, co? Kojarzysz, będzie rozwinięcie tej kampanii, dziesięć prostych obrazków. Szymon przygotuje teksty, usiądźcie sobie potem w konferencyjnej czy gdzieś i pomyślcie, jak to sprawnie ograć.

– Luz. – Graficzka się uśmiecha. – Szymon, o której?

– Za godzinę? Mam to już właściwie gotowe, przejrzę tylko i poprawię.

– Szybki jesteś. – Puszcza oko. – Niech będzie za godzinę.

Bierze z biurka kubek i idzie do kuchni. Staram się nie przypatrywać, jak tunika opina się na małych zgrabnych pośladkach. Tylko prześlizguję się wzrokiem po szczupłych udach w zielonych legginsach.

Mam wrażenie, że czuję na sobie rozbawione spojrzenie Cypriana. Udaję, że bardzo pochłania mnie ekran laptopa. Ziewam. Kawa się skończyła, potrzebuję drugiej. Czekam, aż Zuza wróci, i dopiero wtedy wstaję.

W kuchni przy ekspresie spotykam Adama Sommera, szefa Królestwa.

– Cześć, Szymon. – Podaje mi rękę. Ma na sobie prostą sportową marynarkę, pachnie dobrymi perfumami. Zabiera filiżankę z espresso. – Widziałem projekt tego banera, fajne to będzie, bardzo fajne. Dobra robota.

– Dzięki!

Mija mnie, uśmiecha się i pokazuje uniesiony kciuk. Kiwam głową. Zastanawiam się, czy szybko przywyknę do tych pochwał.

Łatwo mnie podejść. Najprostsze socjotechniki wystarczyły, żebym usiadł do komputera zmotywowany, z zamiarem szybkiego doszlifowania na wysoki połysk tekstów do postów o oddawaniu krwi. Wystarczyło parę miłych, a do tego nader autentycznie brzmiących słów, bym poczuł się w obowiązku wzbić na copywriterskie wyżyny. Przecież nie chodzi o to, że chcę zrobić wrażenie na Zuzie; widziałem na Facebooku, że ma chłopaka.

Niszcz powiedziała

Подняться наверх