Читать книгу Niszcz powiedziała - Piotr Rogoża - Страница 7
I
CZARNY ANIOŁEK
4
ОглавлениеPada przez kilka kolejnych dni. Takie właśnie te dni są – ściekają jak krople deszczu po szybie, nic po nich nie zostaje. Staram się wstawać rano i narzucać sobie rygor pracy, ale naprawdę nie mam dużo do zrobienia. Nudne, powtarzalne taski, którymi właściwie nie powinienem się zajmować, ale gdy firma zaczęła zaciskać pasa, musieliśmy pożegnać juniorów. Wymyślam więc czerstwe żarty na facebookowy fanpage płatków śniadaniowych i piszę skrypty reklam pre-roll na YouTube’a dla producenta gotowych mieszanek przypraw. To ostatni klienci, którzy z nami zostali. Podczas pracy angażuję połowę mózgu, tak naprawdę mógłbym zająć się w tym czasie czymś zupełnie innym – gdybym tylko miał pomysł czym.
Pod koniec dnia wysyłam zwyczajowy raport Dawidowi, pewien, że nawet do niego nie zajrzy. Zastanawiam się, czy nasze ostatnie projekty w ogóle zostaną zrealizowane. Nie żeby mi to robiło jakąkolwiek różnicę.
Zwykle koło południa mam już wolne, najpóźniej o czternastej. Gdybym tylko trochę się zmusił, napisałbym wszystko w dwa dni i miał wolne już dokumentnie. Ale wcale nie chcę. Taśmowa produkcja bzdur mimo wszystko nadaje jakiś kształt tym dziwnym dniom.
Otwieram plik z moim CV. Rzeczywiście wygląda nie najgorzej. Trzy agencje reklamowe, może nie największe, ale o całkiem przyzwoitej renomie. W pierwszej zaczynałem jeszcze na studiach i zaliczyłem mocne wejście: nominacje do kilku nagród, dwa wyróżnienia. Jeden z branżowych portali napisał o mnie wtedy całkiem na poważnie jako o „złotym dziecku warszawskiego copywritingu”. Potem gdzieś ta kariera wyhamowała, ale i tak nie wyglądała źle. Miałem wiele pozytywnych referencji i bardzo sensownych klientów w portfolio. Nie powinienem mieć problemu ze znalezieniem nowej pracy. A przecież w ostatnich latach robiłem też na boku kilka mniejszych projektów, może właśnie nastał czas, żeby podzwonić, przypomnieć się, podziergać jeszcze coś na freelansie, byle nie ruszać oszczędności. Albo może przeciwnie, uderzyć właśnie do największych sieciówek, sprzedać duszę diabłu w korpo, ale już za konkretniejsze pieniądze.
Tymczasem dłubię teksty do postów o płatkach.
JAKI STAN UMYSŁU WYWOŁA MISKA PEŁNA NASZEGO PRZYSMAKU?
NAJWYŻSZĄ ŚNIADOMOŚĆ!
Z każdym kolejnym śniadaniowym sucharem wygładza mi się jedna fałda w mózgu. Czasem wciąż łapię się na niedowierzaniu, jakim cudem jako cywilizacja doszliśmy do momentu, w którym poważne firmy decydują się przelewać agencjom reklamowym pieniądze za prowadzenie kampanii w mediach społecznościowych. Stoimy nad krawędzią otchłani. Copywriting, wytłumacz pokoleniu dziadków, na czym polega ta praca. Tego typu zawodami musieli parać się mieszkańcy Atlantydy.
Mózg natychmiast łapie trop, taka inspiracja nie może się zmarnować: wymarła cywilizacja – antyk – dzieła sztuki.
CO ZDOBI ŚCIANY ŚNIADANIOWEGO PAŁACU?
PŁATKORZEŹBY!
Dopijam kawę, otwieram okno. Wychylam się, zimny deszcz kapie na głowę. Tlenu.
Oczywiście, kiedyś wyobrażałem sobie inaczej próg czwartej dekady życia. Miało być ładne mieszkanie, urocza żona i wierny pies. Jest wynajęta dziupla na dwunastym piętrze i włosy Eweliny w pralce. Miała być błyskotliwa kariera. Są płatki i mieszanki przypraw. Sorry, młody. Nie twoja wina, co mogłeś wiedzieć o życiu?
Kończę na dziś robotę i zastanawiam się, co zrobić z resztą dnia. Zaczynam od przejrzenia branżowych grup na fejsie i wysłaniu kilku CV w odpowiedzi na ogłoszenia o pracę.
Przez większość tego roku mieliśmy w agencji spore obłożenie i marzyłem wówczas o paru dniach wolnego, o czasie tylko dla siebie, żeby ponadrabiać zaległości w lekturach i serialach. Okazuje się, że nie bardzo wiem, co się robi z tyloma wolnymi godzinami. Zwykle po pracy byłem na tyle zmęczony, że po prostu zajmowałem się jakimiś bzdurami, gadałem z Eweliną, o ile nie miała akurat popołudniowej zmiany. Załatwiłem jej przez kumpla pracę w dużym call center, nic specjalnego, śmiech nie zarobek, ale mogła zacząć od ręki, zaraz po przeprowadzce do Warszawy, a bardzo jej na tym zależało.
Może w ogóle nie chodziła tam na popołudnia. Może to też było kłamstwem.
Właśnie tak, kłamstwa i wymysły. Słowa, które odkleiły się od sensu i lecą sobie z wiatrem. Słowa, które padają tylko dlatego, że odbiorca chce je usłyszeć. Uśmiecham się. Właśnie takie słowa słyszałem z ust dziewczyny, gdy mówiła, że mnie kocha. Właśnie takimi słowami zarabiam na życie.