Читать книгу Czas dobiega końca - Przemysław Słowiński - Страница 10
Mniszka Nimfa Suchońska (ok. roku 1700)
ОглавлениеZ dawna postrzegano wojnę, głód i zarazę jako trzy największe nieszczęścia ludzkości. W całej historii naszego gatunku epidemie i pandemie wywierały ogromny wpływ na losy społeczeństw. Niektóre z nich przyczyniły się do głębokiego kryzysu imperiów, inne stanowiły okazję do nadrobienia dystansu cywilizacyjnego dzielącego społeczeństwa rozwinięte gorzej i te rozwinięte lepiej.
W czasach nowożytnych epidemie szły w parze z wojnami – pisze Michał Szukała. – Obu tym „jeźdźcom apokalipsy” sprzyjały chaos i przemieszczanie się rzesz ludności. Podczas wielu nowożytnych wojen liczba poległych w bitwach była nieporównywalnie niższa niż liczba zmarłych w wyniku epidemii, takich jak dyzenteria, czerwonka, czy dur plamisty. Dżuma wyniszczająca armię Szwecji i Rzeczypospolitej była w 1629 roku jednym z głównych powodów zawarcia zawieszenia broni.
Straszliwe żniwo zebrały epidemie w czasie wojen połowy XVII wieku. W czasie tzw. kampanii żwanieckiej w trakcie powstania Chmielnickiego w 1653 roku licząca 30 tysięcy żołnierzy armia koronna straciła ok. 20 tysięcy. „W Warszawie mrze od smrodów z trupów pobitych a niepochowanych i z koni; także i w Poznaniu i Szwedzi umierają, i między wojskiem naszym poczęło było” – pisano o zarazie z lat 1655–1656.
Epidemie mogły także sparaliżować odsiecz wiedeńską. „Połowa nam prawie wojska choruje na taką chorobę, która jest zarazą podobna” – pisał król Jan III Sobieski w liście do królowej Marysieńki. Zarazy uderzały na wyniszczoną Rzeczpospolitą także w XVIII wieku. Pod koniec lat sześćdziesiątych dżuma stała się pretekstem dla Austrii i Prus do ustanowienia kordonu sanitarnego na granicy z Rzecząpospolitą. Dokonane wówczas aneksje pogranicza stały się wstępem do pierwszego rozbioru w roku 1772.
Dramatyczne epidemie w XVII i XVIII wieku w Polsce i innych krajach Europy wywoływały wzrost niepokojów społecznych. Bardzo często wysuwano oskarżenia o świadome wywoływanie chorób. Ich ofiarami bywali grabarze, cyrulicy i znachorzy, których podejrzewano o chęć dorobienia się na fałszywych medykamentach lub organizacji pogrzebów. Oskarżano o to również społeczność żydowską, której przedstawiciele mieli rzekomo rzadziej zapadać na choroby epidemiczne. 7 marca 1711 roku stracono w Lublinie trzech grabarzy oskarżonych o rozprzestrzenianie zarazy. W czasie tortur przyznali się do winy z chęci zysku: „Żeśmy trupią głowę rozbili i mózg wybrali i smarowaliśmy drzwi u kamienic i domów”. Epidemie XVII wieku wpływały także na ówczesną, barokową fascynację śmiercią i przemijaniem.
Początek XVIII wieku zapisał się w dziejach Krakowa czarnymi zgłoskami, jako czas wojny i głodu. „Opłakane czasy”, jak nazwała ten okres autorka kroniki zwierzynieckiego klasztoru Norbertanek. Przypieczętowaniem tych kataklizmów był ostatni i bodaj najgroźniejszy z nich – zaraza. „Morowe powietrze”, które w pierwszej dekadzie tego stulecia zagroziło Europie, porównywano pod względem złośliwości i gwałtowności z tragiczną zarazą z XIV wieku, podkreślając jednak, że jej osiemnastowieczna następczyni objęła swoim zasięgiem terytoria znacznie mniejsze, to jest środkowo-wschodnią oraz północną część kontynentu.
Pierwsze ogniska epidemii pojawiły się na Kresach Rzeczypospolitej w 1702 roku. (Podobnie jak w średniowieczu, źródło zarazy zlokalizowane było w Azji). Następnie przez całą dekadę plaga moru rozprzestrzeniała się na kolejne obszary polskiego państwa, według różnych szacunków, w okresie od 1702 do 1711 roku zabierając od 12 do 25 procent ludności. Znaczenie plagi, która dotknęła Kraków na początku XVIII stulecia, było jednak dla miasta szczególne, zadała mu bowiem cios, po którym bardzo długo się nie podniosło. Na przełomie wieków XVII i XVIII Kraków daleki był już od swojej dawnej świetności. Miasto zubożało, podupadło i zostało zepchnięte do roli drugorzędnej w Królestwie. (Przyczyniły się do tego także zmiany szlaków handlowych, rujnujące wojny, wreszcie przenosiny dworu królewskiego do Warszawy).
Pijaństwo, rozpusta, samowola, zrywanie sejmów, pieniactwo, prywata, ucisk ludu i niesprawiedliwość – dopełniały niewesołego obrazu Rzeczypospolitej początku XVIII stulecia. Nawet życie duchowieństwa i zakonów ulegało coraz większemu rozluźnieniu. Tańczono i hulano na wulkanie. Ludzie głębszego ducha, których na palcach policzyć można było w tych czasach, czuli, że zbliża się katastrofa... Do takich zaliczała się między innymi pobożna siostra Nimfa Suchońska, mniszka ze Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego z Krakowa (zwanych krótko duchaczkami), którą Bóg obdarzył licznymi i nadzwyczajnymi łaskami.
Nimfa Kazimiera Suchońska urodziła się w Warszawie, w roku 1688. (niektóre ze źródeł wymieniają też Kraków). Już za życia otoczona była czcią. Opiekowała się biednymi i chorymi. Jak podają stare kroniki była „aniołów towarzyszką szczęśliwą i zaszczyconą łaską wypraszania cudów i duchem prorockim”. Zmarła w 1709 roku. Obecnie łaskami słynący krucyfiks, który przemówił do Nimfy, znajduje się w kościele św. Tomasza w Krakowie, tamże jest portret prorokini, której wizje się spełniły.
Siostra Suchońska, pracująca w szpitalu i oglądająca w całej pełni udręczenie narodu, zaczęła żarliwie prosić Pana Jezusa, żeby odjął od Polski to wielkie nieszczęście.
W uroczystość świętych kamedułów, 21 lipca 1708 roku, Andrzeja Świerada i Benedykta Stosława, leżąc krzyżem w kaplicy klasztornej, polecała ich opiece ukochaną Ojczyznę trawioną straszliwym nieszczęściem morowego powietrza. Nagle ujrzała ich przy sobie. Twarze ich – jak opisuje salwatorianin, ojciec Florian Niebiański – były przerażająco smutne, a słowa nieporównanie smutniejsze. Zapowiedzieli że „zagniewany na ubogaconą przez siebie tylu łaskami Polskę Bóg dopuści do jej upadku”.
Potem ukazał się jej sam Jezus, mówiąc o grzechach Polski, które Go obrażały, jak wiarę bez uczynków, niezgodę i waśnie, pychę i niesprawiedliwość możnych, rozrywanie węzłów małżeńskich oraz uciemiężenie ubogich i sierot.
„Zaraza wkrótce wygaśnie – rzekł Zbawiciel. – Ale na twoją Ojczyznę, za jej wielkie grzechy, przyjdzie większe nieszczęście. Kraj twój upadnie. Rozgrabią go sąsiedzi”.
Z osłupieniem i przerażeniem słuchała Nimfa tych słów. A gdy uświadomiła sobie całą ich grozę, poczęła krzyczeć na cały głos z jękiem szlochu:
„Panie, ratuj Polskę! Zmiłuj się nad zakonem!”.
Siostra Nimfa ofiarowała się Panu Bogu na okup za winy swojego narodu. Wtenczas zaś rzekł do niej Pan Jezus:
„Córko moja, stanie się tak, jak oto prosisz. Ostrzeż Polskę i przełożonych swoich oraz inne zakony i biskupa twego, aby sprawiedliwie rządzono Państwem i zachowywano śluby zakonne w twoim zakonie, bo chcę je oboje mieć własnością Matki mojej”.
Wtedy też zapowiedział jej Pan Jezus: „Ojczyzna twoja w XX wieku dopiero powstanie do bytu częściowo, zaś w całości i wielkiej ozdobie w czas niejaki potem, jeżeli przykazań moich pilnie strzec będzie, zostając posłuszną namiestnikowi memu. Jeśli zaś rozsławiać będzie Imię moje wśród niewiernych – to i ja Ojczyznę twą błogosławić będę”.
Wówczas zobaczyła Nimfa w ręku Zbawiciela prześliczną chorągiew, a na niej złotymi i czerwonymi literami wypisane imiona Świętych polskich... Chrystus zaś rzekł do niej: „Oto dla nich – dla ciebie, dla zasług świętych moich z twego narodu, niepomny na grzechy innych – wskrzeszę Polskę”.
Zbiegły się zaintrygowane zakonnice. Wypytywały o przyczynę. Doniosły prowincjałowi. Ten ją sfukał, mówiąc:
„To niemożliwe, aby ta sławna Rzeczpospolita zginęła albo i zakon nasz. Polska i w nierządzie się ostoi, a my czyż gorsi od innych zakonów? Zagłada? Za co? Przewidzenie to kobiece. Nic z tego. Nie myśl o tym. A za pokutę, żeś to głosić śmiała, będziesz pościć o chlebie i wodzie trzy dni”.
Przekazane potomnym proroctwo siostry Nimfy Suchońskiej brzmi następująco:
„Ojczyzna twoja dopiero w dwudziestym wieku powstanie do bytu częściowo, a w całości i wielkiej ozdobie w jakiś czas potem, jeżeli przykazań moich strzec będziecie pilnie, zostając w posłuszeństwie namiestnikowi memu, jeżeli rozsławiać będziecie wśród niewiernych moje imię. To i Ja ojczyznę Twoją błogosławić i rozszerzać będę”.
Słowa Jezusa podkreślają to, co jest obecne w większości wszystkich zapowiedzi i o czym mowa była już we wstępie. Warunkowość. Jasna przyszłość Polski, która znowu pojawi się na mapach – a rzeczywiście stanie się to w XX wieku – jest uzależniona od dróg, które wybierze naród. Jeśli pójdzie drogą wiary oraz posłuszeństwa Ewangelii i jeśli pozostanie wierny Kościołowi, a także jego pasterzom, na tym szlaku znajdzie pomoc Boga i łaskę, która zmieni jego losy. Suchońska zapowiada, że sam Stwórca będzie się opiekował naszym narodem i nim kierował. Możemy z jej słów wnioskować, podobnie jak ze słów Eustachiusza, że Bóg zostanie uznany przez Polaków za najważniejszego władcę – Króla…
Zwróćmy uwagę, że zapowiedzi siostry Nimfy w zaskakujący sposób korespondują z drogą, jaką „powstałej częściowo do bytu ojczyźnie” wyznaczył kardynał Stefan Wyszyński. Jakby podejmując proroctwo siostry Suchońskiej, w Ślubach Jasnogórskich wzywał Polaków do wierności Bogu, Krzyżowi, Ewangelii, Kościołowi i jego pasterzom. Prymas Tysiąclecia pchnął nas na drogę wypełniania się jasnych proroctw. Oznaczałoby to, że wskazana przez niego droga czeka na podjęcie przez kolejne pokolenie.
* * *
Jubileuszowy Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana został przyjęty w kwietniu 2016 roku. Oficjalne obchody odbyły się jednak dopiero 19 listopada. Na uroczystość w Łagiewnikach przybyły tłumy pielgrzymów. Wziął w nich udział prezydent Andrzej Duda i inni politycy. Wydarzenie transmitowała Telewizja Trwam, Radio Maryja oraz Polskie Radio. Dookoła sanktuarium od rana zgromadziło się około sześciu tysięcy pielgrzymów. Następnie odbyło się nabożeństwo i konferencja wyjaśniająca powody intronizacji. Andrzej Duda pojawił się tuż po zakończeniu tej części uroczystości witany gorącymi brawami. Wspomniano też, że prezydent z tej okazji podarował sanktuarium ewangeliarz. Podczas mszy kardynał Stanisław Dziwisz powiedział:
„Nie lękajmy się takiego aktu. Jezus Chrystus niczego nam nie zabiera, a wszystko daje. Jego panowanie nikomu nie zagraża, bo wyraża się przez miłość, która została ukrzyżowana”.
Biskup Andrzej Czaja przypomniał, że zgromadzeni na uroczystości to „przedstawiciele narodu polskiego”. Dodał, że są tam, aby „z radykalnością swoich postanowień przyjąć Jezusa Chrystusa na nowo za króla i pana”. Zacytował także Królestwo Norwida.
Po przyjęciu komunii i błogosławieństwie nastąpiło oficjalne ogłoszenie Jezusa Chrystusa Królem Polski.
„Króluj nam Chryste! Króluj w naszej Ojczyźnie, króluj w każdym narodzie – na większą chwałę Przenajświętszej Trójcy i dla zbawienia ludzi. Spraw, aby naszą Ojczyznę i świat cały objęło Twe Królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju. Oto Polska w 1050. rocznicę swego Chrztu uroczyście uznała królowanie Jezusa Chrystusa” – brzmiał akt.
Dalej zawierzono Chrystusowi państwo polskie, rządzących, „wszystko, co Polskę stanowi” oraz wszystkie narody świata, „a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża”.
W akcie znajdowało się także wyznanie:
„Przepraszamy Cię za narodowe grzechy społeczne, za wszelkie wady, nałogi i zniewolenia. Wyrzekamy się złego ducha i wszystkich jego spraw. Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa”.
Idea intronizacji Jezusa sięga pierwszej połowy XX wieku. Kojarzy się ją z wizjami, których miała doświadczyć polska pielęgniarka Rozalia Celakówna. Wewnętrzne głosy miały jej podpowiadać, że Jezus domaga się od polskich władz konkretnych, ściśle sprecyzowanych działań. Jednym z nich miało być uznanie Go za króla Polski. Był to konieczny warunek ocalenia kraju w obliczu zbliżającej się wojny. Nieudane próby stworzenia Aktu Intronizacji podejmowano zarówno przed wojną, jak i po wojnie. Prawdziwa intensyfikacja tych działań nastąpiła jednak w ostatnich kilkunastu latach. W 2006 roku w sejmie zawiązała się bezskuteczna inicjatywa poselska zmierzająca do nadania Chrystusowi tytułu Jezus Król Polski. Niedługo później środowiska katolickie podjęły próbę przeprowadzenia ogólnopolskiego referendum, które zakładało również powrót do godła Polski z 1919 roku.
„Myślenie, że wystarczy obwołać Chrystusa Królem Polski, a wszystko zmieni się na lepsze, trzeba uznać za iluzoryczne, czy wręcz szkodliwe dla rozumienia i urzeczywistniania Chrystusowego zbawienia w świecie” – przekonywali jednak polscy biskupi.
Tymczasem wydawać by się mogło, że warunek został spełniony. Ale czy przez wszystkich? Poniżej kilka próbek tego, co sądzą o intronizacji czytelnicy „Gazety Wyborczej” (https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21000510,tlumy-na-intronizacji-jezusa-na-krola-polski-uroczystosc-trwa.html)
– Nie przeginajcie! – ostrzega inicjatorów czytelnik posługujący się nickiem „31.februarius”.
– Skoro królem Niemiec, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Belgii, Holandii już za moment będzie Allah to dlaczego królem Polski nie może być Jezus? – kpi niejaki „dyfly”.
– To zakrawa na jakieś zbiorowe szaleństwo :) – wścieka się „america_n_beauty” – Jezus przyśnił się jakiejś dziewczynie, nagadał jej, że chce być królem Polski i dziś władze państwowe czynią zadość tym żądaniom... Nie wiem na pewno, ale wygląda to na wymuszenie rozbójnicze. Czy od dziś Polska zmienia system i staje się monarchią konstytucyjną? A co o niekaralności osób piastujących najwyższe stanowiska państwowe? Wg N. Testamentu Jezus został skazany prawomocnym wyrokiem...
– Dziwne, nie było referendum w sprawie konstytucji, a w niej jest zapisane, że Polska to republika parlamentarna, a nie monarchia. Poza tym nawet gdyby było inaczej, to o wyborze króla w drodze elekcji decydowałby naród, skoro decyduje zarówno o wyborze wójtów, burmistrzów, prezydenta RP. Tego typu wybór wykracza poza pełnomocnictwa, jakie naród udziela swoim przedstawicielom – co określa konstytucja. Generalnie samowolka – szkoda, że w ten wymiar bezprawia wpisują postać, która dla wielu jest istotna religijnie, a tu jest przedmiotem jakiejś politycznej nawalanki (antoniferdynand).
– Czy skoro jezus jest królem polski to duda i kaczyński to uzurpatorzy? (zz1026)
– Czy będą nowe podatki na nowego króla i jego świty? – zastanawia się „andmas”.
– Dlaczego właśnie królem Polski? – pyta „odowk” – a nie np. arcyksięciem Mediolanu? Cesarzem Austro-Węgier? Burgrabią na zamku w Ogrodzieńcu? Kasztelanem sandomierskim? Jest wiele możliwości... Przypominam nieświadomym, że Jezus powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Czyli ta cała „intronizacja” to głupi teatrzyk dla plebsu, a nie szczery akt religijny.
– To przykre – ubolewa „Jarekdonek” – gdy prezydent średniej wielkości państwa europejskiego bierze udział w takiej szopce, składając hołd okupantom watykańskim.
„Jeżeli przykazań moich pilnie strzec będzie”… Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Pan Bóg nie czytuje do śniadania „Gazety Wyborczej”…