Читать книгу Czas dobiega końca - Przemysław Słowiński - Страница 8

Rozdział I . Polacy o Polsce Przeor Eustachiusz (wiek XV)

Оглавление

Przepowiednia ojca Eustachiusza, przeora jednego z klasztorów Benedyktynów pod Warszawą, to zapewne najstarsze proroctwo dotyczące Polski, chociaż znamy jeszcze jedno starsze. Królowa Jadwiga Andegaweńska miała rzekomo oświadczyć, że po jej śmierci spadną na Krzyżaków straszne klęski. Tę groźbę-proroctwo wyrzekła na wiosnę 1398 roku. Nie mamy jednak pewności, że nie jest ono wymysłem Jana Długosza.

Przepowiednia ojca Eustachiusza natomiast pochodzi z połowy XV wieku, z roku około 1449, a więc z czasów rosnącej w siłę potęgi polskiego królestwa. Mówi o przyszłości naszej Ojczyzny, zarówno tej, którą dziś można uznać za już wypełnioną (bardzo ponurej), jak i tej będącej wciąż przed nami. Przeor Eustachiusz miał wizję, którą zesłał nań – jak twierdził – sam Bóg.

Początkowo nikt nie przejmował się „majaczeniami” podrzędnego mnicha, więc zakonnik pozostał osobą nieznaną – nie wiadomo ani kiedy się urodził, ani kiedy umarł, ani też, w jakim klasztorze pełnił funkcję przeora. Nie zachował się też oryginalny zapis przepowiedni. Jej treść znamy z odnalezionej w Bremie niemieckiej kopii z roku 1758, a tłumaczonej z łaciny. Losy oryginału są nieznane. Na język polski przetłumaczył ją dopiero w połowie XIX wieku Józef Chociszewski.

Wreszcie, po wielu latach ktoś odkrył, że przepowiednia ojca Eustachiusza sprawdza się w całej pełni. Niedocenianego dotąd mnicha wielu zaczęło traktować poważnie, jak chociażby król Szwecji Karol X Gustaw, który kazał przetłumaczyć sobie jego proroctwo na język rodzimy z łaciny.

Karol X Gustaw Wittelsbach – król Szwecji w latach 1654–1660, książę Zweibrücken-Kleeburg w latach 1652–1660. Część polskiej szlachty uważała, że Karol Gustaw będzie lepszym królem niż jego mało popularny kuzyn Jan Kazimierz, w związku z tym zaproponowała mu koronę. Stało się to pretekstem do rozpoczęcia tzw. drugiej wojny północnej, której polski epizod nazywany jest popularnie „potopem szwedzkim”. Był on jedną z odsłon wojen prowadzonych przez Szwecję, dążącą w tym czasie do całkowitej dominacji nad Morzem Bałtyckim. Rezultatem tego były wcześniejsze wojny z Polską o ujście Wisły i Inflanty. Konflikt miał również swoje korzenie w sporze o tron Szwecji w obrębie dynastii Wazów, do którego zgłaszali pretensje królowie polscy z tej dynastii. Kiedy Karol Gustaw w 1655 roku najechał Polskę, układ sił uległ zachwianiu i państwa ościenne, obawiające się wzrostu potęgi Szwecji, utworzyły przeciw niej silną koalicję. Szwedzki król planował najpierw podbój i rozbiór Polski, a później chciał to samo zrobić z Danią. Tych zamierzeń nie udało się mu jednak zrealizować, zdołał nas „tylko” doszczętnie ograbić. Gdy przebywał w 1660 roku w Göteborgu, dostał nocą udaru i zmarł, czyli mówiąc dawnym językiem: szlag go trafił1.

„Ja, Eustachiusz, przeor klasztoru Benedyktynów, przepowiadam ci Polsko, że zażyjesz wiele nędzy w przyszłych stuleciach – pisał zakonnik. – Zacna Polsko, jesteś szlachetna, wielka i wspaniała, lecz gardzisz ty swoimi mądrymi królami, a ponieważ nimi gardzisz, przeto pójdziesz w rozsypkę. Lew północy połączy się z czarnym orłem w ciemnej dolinie i zada ci dotkliwe uderzenie w pierś, aż twoje białe pióra krwią się zarumienią. Młodzieniec zza gór zstąpi na twe wyżyny i zada ci wielkie klęski. Potem nadchodzi potężny lew dwugłowy, który sprawi twój upadek, o wielka Polsko! Słońce skryje się przed tobą, a ty będziesz długi czas siedzieć w ciemności. Będą wielkie powstania i wiele krwi niewinnej się przeleje, to wołać będzie o pomstę do nieba, zagniewany Bóg ześle na was taką karę, że nie będzie końca biadaniom. Nieszczęśliwa i pożałowania godna Polsko! Będziesz wzdychała za pokojem, ale ten nie prędzej się zjawi aż w siódmej liczbie, a spełni się w czasie siedem razy siedem. Wtedy przyjdzie książę pokoju w całym blasku i pokój panować będzie w twych murach i pałacach”.

Co można odczytać z tej przepowiedni? Mnich zdaje się przepowiadać nastanie dla Rzeczypospolitej wielkich klęsk w kolejnych stuleciach: potopu szwedzkiego, rozbiorów, narodowych powstań, wreszcie powrotu Polski na mapę Europy.

Ojciec Eustachiusz przewiduje upadek narodu, który „gardzi swymi mądrymi królami”. Znamy to dobrze z naszej historii pod nazwą „złotej wolności” szlacheckiej, która w XVIII wieku przybrała karykaturalną wręcz postać, stając się przeciwieństwem tego, z czego powstała – idei demokratycznej wspólnoty wolnych narodów, „wolność swą samodzielnie ubezpieczających”.

Początek praw gwarantujących w Polsce niespotykaną w ówczesnej Europie wolność szlachecką stanowiły tzw. artykuły henrykowskie spisane na sejmie elekcyjnym 20 maja 1573 roku, a następnie przedstawione do podpisania Henrykowi Walezemu jako warunek objęcia tronu Rzeczypospolitej.

Po śmierci Zygmunta Augusta szlachta stanęła wobec konieczności wyboru króla. Ustaliła wówczas szereg zasad, które stworzyły podstawę ustrojową nowożytnej monarchii elekcyjnej. Uchwalone w okresie pierwszego bezkrólewia artykuły henrykowskie (1573), których nazwa pochodzi od imienia pierwszego polskiego króla elekcyjnego Henryka Walezego, jako prawa fundamentalne były niezmienne i musiał je przed koronacją zaprzysiąc każdy król Polski. Głównymi zasadami tego aktu prawnego było zagwarantowanie wolnej elekcji (elekcji viritim), zakazu dziedziczenia tronu, prowadzenia polityki zagranicznej w porozumieniu z senatem, niezwoływanie pospolitego ruszenia bez zgody sejmu, który powinien być zwoływany raz na dwa lata. W skład artykułów weszły także postanowienia konfederacji warszawskiej, gwarantującej wolność religijną. W wypadku pogwałcenia postanowień przez króla szlachta miała prawo do wypowiedzenia mu posłuszeństwa.

W Rzeczypospolitej istniało silne przekonanie o wyższości rodzimego ustroju nad systemami politycznymi innych państw. Szlachta uważała, że jedynie Polska korzysta z prawdziwej wolności, która chroni ją przed tyranią jedynowładztwa. Jednocześnie „panowie bracia” nie wątpili, że owa wolność przysługuje jedynie im – ze względu na przyrodzoną zacność oraz sprawowaną przez nich funkcję obrońców kraju. Poczucie wyższości stało się z czasem bezkrytyczne, a umacniał je fakt, że ugruntowanie swobód i praw szlacheckich zbiegło się w czasie z rozkwitem potęgi Rzeczypospolitej. To jednak, co było siłą jeszcze dwieście, czy nawet sto lat wcześniej, w XVIII stuleciu stało się zarzewiem katastrofy. Jednak samouwielbienie trwało dalej, nawet w czasach klęsk i wojen.

„Magnateria do gruntu zdeprawowana, skorumpowana i wyzbyta patriotyzmu, jej wychowanie i obyczaje tłumią w niej wszelką iskrę cnót obywatelskich” – pisał o Rzeczypospolitej w XVIII stuleciu brytyjski dyplomata Nathaniel William Wraxall.

„Lew północy połączy się z czarnym orłem w ciemnej dolinie i zada ci dotkliwe uderzenie w pierś, aż twoje białe pióra krwią się zarumienią” – napisał ojciec Eustachiusz. Niewątpliwie miał tu na myśli wspomnianego wyżej króla szwedzkiego Karola X Gustawa Wittelsbacha i dokonany przez jego wojska szwedzki „potop”. Karol Gustaw połączył swoje siły z siłami elektora Brandenburgii Fryderyka Wilhelma I (pradziada Fryderyka II Wielkiego), króla Prus, panującego równocześnie jako książę pruski – czyli lennik Korony polskiej. Ten ostatni dopuścił się zdrady, gdyż jako wierny lennik służyć miał wiernie Rzeczypospolitej. Jak można dowiedzieć się z opracowań historycznych, najeźdźcy spiskowali przeciwko królowi polskiemu potajemnie, czyli w „ciemnej dolinie”.

Wojna ze Szwecją była długa i wyczerpująca. Formalnie zakończył ją pokój zawarty w Oliwie w roku 1660. Najazd wojsk szwedzkich miał miejsce, gdy Rzeczpospolita prowadziła wyniszczającą wojnę obronną z Rosją, która wiosną i latem 1654 roku najechała ponad połowę jej terytorium (potop rosyjski) i wsparła trwające od 1648 roku powstanie Chmielnickiego2. Zajęcie przez Rosjan Ukrainy i większości terytorium Wielkiego Księstwa Litewskiego stanowiło zagrożenie dla szwedzkich wpływów nad Bałtykiem i było bezpośrednią przyczyną wkroczenia Szwedów do Polski i na Litwę w 1655 roku. Zaangażowana w wojnę z najazdem rosyjskim i osłabiona kozackimi powstaniami Rzeczpospolita nie zdołała odeprzeć militarnie najazdu Szwedów w 1655 roku, czego wyrazem było poddanie się wojsk pospolitego ruszenia, a nawet wypadki współpracy i podporządkowania się królowi szwedzkiemu.

Od wiosny 1656 roku zaczął jednak wzrastać opór armii koronnej, pojawiły się pierwsze sukcesy militarne, to z kolei zaczęło powoli doprowadzać do równowagi pomiędzy przeciwnikami. Jesienią tego roku wskutek poprawienia się sytuacji międzynarodowej, większość wojsk szwedzkich wycofała się z Polski (do czerwca 1657 r.). Szwedzi od tego czasu byli już w defensywie i utrzymywali pod swoją kontrolą jedynie niektóre twierdze, z Toruniem na czele.

Chociaż ostatecznie Szwedzi zostali wyparci, to jednak poniesione przez Rzeczpospolitą straty w wyniku walki z kilkoma przeciwnikami oraz koszty ustępstw pokojowych były ogromne. Kraj został maksymalnie wyniszczony i wykrwawiony: „aż twoje białe pióra krwią się zarumienią”. Szacuje się, że w wyniku działań wojennych ludność Warszawy zmniejszyła się aż o 90 proc. Do tej pory w większości nie zostały odzyskane zagrabione przez Szwedów dobra kultury polskiej, m.in. zrabowane z Zamku Królewskiego w Warszawie dwa brązowe lwy zdobiące do dzisiaj siedzibę królewską w Sztokholmie.

W tym samym czasie trwała nie tylko wojna z Rosją, Szwecją i Kozakami, ale jednocześnie z południa, zza gór, najechał Rzeczpospolitą (1657 r.) władca Siedmiogrodu Jerzy II Rakoczy – „Młodzieniec zza gór zstąpi na twe wyżyny i zada ci wielkie klęski”. Rakoczy, który dokonał wielkich spustoszeń (szczególnie na Podkarpaciu), ostatecznie został rozbity w dwóch bitwach stoczonych w lipcu 1657 roku: pod Magierowem i pod Czarnym Ostrowem.

* * *

Kraj praktycznie bez armii, ze słabą władzą centralną, za to z bardzo silnymi, prywatnymi wewnętrznymi księstwami, realnie będącymi zupełnie niezależną siłą lokalną, bez żadnych reform ustrojowych – nie mógł przetrwać w Europie, w której wciąż wzmacniały się tendencje absolutystyczne. Rzeczywiście, kraj, w którym szlachta cieszyła się, że jest słaby, bo: „słabego nikt się nie boi i nikt go nie będzie atakował” – został podzielony pomiędzy trzy europejskie mocarstwa. Prawie bez walki. To także epizod dobrze znany wszystkim pobieżnie choćby znającym własną historię. Do I rozbioru Polski doszło w roku 1772. Rosja, Prusy i Austria 5 sierpnia tego roku podpisały w Petersburgu traktat dotyczący podziału ziem Rzeczypospolitej. „Rzeczpospolita została unicestwiona nie z powodu anarchii wewnętrznej, została unicestwiona dlatego, że wielokrotnie próbowała się reformować” – napisał Norman Davies.

„Potem nadchodzi potężny lew dwugłowy, który sprawi twój upadek, o wielka Polsko! – wieszczył ojciec Eustachiusz. – Słońce skryje się przed tobą, a ty będziesz długi czas siedzieć w ciemności”. Tym „dwugłowym lwem” była oczywiście Moskwa, co ostatecznie za panowania carycy Katarzyny II doprowadziło do całkowitego upadku państwa polskiego (Rosja podzieliła się nim z Prusami i Austrią). Katarzyna kazała sobie przewieźć do Petersburga tron polskich władców i zamieniła go w... wychodek. I skonała na nim…

Kamerdyner znalazł carycę na korytarzu prowadzącym do toalety w Carskim Siole. Leżała nieprzytomna, z pianą na ustach. Jej stan był beznadziejny. Żyła jeszcze dwie doby. Umarła 17 listopada 1796 roku, nie odzyskawszy przytomności. Miała 67 lat. Wokół okoliczności śmierci carycy Katarzyny narosło wiele legend. Jedna z nich, wspomniana przez Wacława Gąsiorowskiego i Waldemara Łysiaka, głosi, że zginęła w toalecie, siadając na sedesie, w którym był zamontowany sprężynowy bagnet. Inna, że jej zgon miał być bezpośrednim następstwem sprzecznych z naturą prób spółkowania z ogierem w pałacowej stajni. Tak naprawdę umarła jednak na wylew krwi do mózgu. Jak relacjonował naoczny świadek: „(...) Nie zdradzała żadnych oznak cierpienia i wydaje się, że umierała szczęśliwie, tak jak szczęśliwe były jej rządy”.

Pierwszy rozbiór przyniósł narodowi otrzeźwienie. Czołowi pisarze doby stanisławowskiej poddali „złotą wolność” miażdżącej krytyce. Celem zaplanowanych reform było przywrócenie równowagi między władzą a społeczeństwem. Kilkadziesiąt lat później, szczególnie w okresie romantyzmu, pojawiły się głosy rehabilitujące dawne swobody. Upadek państwa tłumaczono odstąpieniem od pierwotnych zasad powszechnej wolności. Ten pogląd spotkał się z kolei z krytyką pozytywistów. Tradycja romantyczna powróciła w latach pierwszej wojny światowej. Jednak nawet najbardziej zagorzali obrońcy wartości Rzeczypospolitej szlacheckiej przyznawali, że w XVII i XVIII wieku pojęcie wolności uległo wypaczeniu, a przebudowy państwa dokonał dopiero Sejm Wielki.

„Będą wielkie powstania i wiele krwi niewinnej się przeleje, to wołać będzie o pomstę do nieba, zagniewany Bóg ześle na was taką karę, że nie będzie końca biadaniom”. Potrzeba było morza krwi i poświęcenia kolejnych pokoleń, aby Polskę wyciągnąć z ciemności zaborów i wyrwać ją z kajdan niewoli, sprowadzonej tam przez gnuśność i głupotę przodków. Synowie herbowych zdrajców własną krwią zmywali hańbę antenatów walcząc u boku Napoleona, bijąc z nim Prusaków, Austriaków i goniąc Moskali aż do bram Kremla, po którego bruku dwieście lat wcześniej brzęczały podkowy husarskich koni ich przodków – zdobywców Moskwy.

Gdy jednak zgasła ta Gwiazda Zaranna, zasypana siłą bagnetów zwolenników skostniałego ancien regime’u z całej Europy, szlachcice polscy dalej walczyli i przelewali krew w powstaniach oraz zrywach narodowowyzwoleńczych: konfederacji barskiej, powstaniu listopadowym, insurekcji kościuszkowskiej czy powstaniu styczniowym. Opuszczeni, samotni, pozbawieni nadziei na przyszłość, szli do walki z Moskalem i Prusakiem z głęboką wiarą w słuszność swojej ofiary. Dopiero te młode życia i ta straceńcza krew, przelana w nierównej walce, musiała zmyć głupotę i hańbę ich przodków.

* * *

Końcowe słowa proroctwa ojca Eustachiusza mówią o odrodzeniu nie tylko polskiej państwowości, lecz również o odrodzeniu duchowym. Brzmią dość tajemniczo i są otwarte na wiele interpretacji. Nic też w tym dziwnego, że szczególnie ta ostatnia część przepowiedni od lat skłania wielu badaczy do prób rozszyfrowania „kodu proroctwa”.

„Nieszczęśliwa i pożałowania godna Polsko! Będziesz wzdychała za pokojem, ale ten nie prędzej się zjawi aż w 7-mej liczbie, a spełni się w czasie siedem razy siedem. Wtedy przyjdzie książę pokoju w całym blasku i pokój panować będzie w twych murach i pałacach”. To najdziwniejsze słowa z całego proroctwa i właściwie nie wiadomo, jak należy je odczytać. O cóż więc może chodzić? Siódma liczba, która spełni się w czasie siedem razy siedem i wówczas ma nastać pokój?

Profesor Bartłomiej Groch3, który interpretował przepowiednię w roku 1938 stwierdził, że powinno się ją liczyć w następującym systemie, w którym każda siódemka jest zespolona z poprzednią: 1 x 7 + 2 x 7 + 3 x 7 + 4 x 7 + 5 x 7 + 6 x 7 + 7 x 7 = 7 + 14 + 21 + 28 + 35 + 42 + 49 = 196, przy czym odrodzenie Polski ma nastąpić przy końcu szóstego i na początku siódmego okresu, czyli z sumy 196 lat należy odjąć 49 i powstaje wynik 147 lat. Tyle lat upłynęło (mniej więcej – należy bowiem pamiętać, że przepowiednie bardzo rzadko są dokładne w stu procentach w kwestii liczb, dat czy poszczególnych wydarzeń), od roku 1772 – czyli od pierwszego rozbioru Polski, do roku 1918/1919 – czyli uzyskania przez Polskę niepodległości. Natomiast liczba 196 lat, liczona od trzeciego i ostatniego rozbioru Polski (1795 r.), wskazuje na rok 1991, czyli upadek (transformację) systemu komunistycznego i powstanie (quasi) wolnych państw w Europie Środkowej i Wschodniej. W marcu 1991 roku rozwiązano w Moskwie struktury wojskowe Układu Warszawskiego, w czerwcu – Radę Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Suwerenność 16 listopada 1988 roku ogłosiła Estonia (dotychczasowa Estońska SRR), zapoczątkowując tym samym rozpad Związku Sowieckiego, zakończony deklaracją o samorozwiązaniu ZSRS, uchwaloną przez Radę Najwyższą 26 grudnia 1991 roku.

Mimo sukcesów w polityce zagranicznej, za które Michaił Gorbaczow otrzymał 5 czerwca 1991 roku Pokojową Nagrodę Nobla, w kraju narastała krytyka. Prezydent nie potrafił sprostać narastającym konfliktom narodowościowym i niepodległościowym dążeniom sowieckich republik. Lawirował pomiędzy zwolennikami zmian a ich przeciwnikami dążącymi do siłowego stłumienia tendencji demokratyzacyjnych. Wywoływało to niezadowolenie obu stron i skłaniało je do radykalizacji działań. W Związku Sowieckim partia komunistyczna utraciła konstytucyjną gwarancję monopolu na władzę, a Gorbaczow poszukiwał alternatywnego dla KPZS oparcia władzy. W czerwcu 1991 roku lider obozu demokratycznego Borys Jelcyn zwyciężył w wyborach prezydenckich w Federacji Rosyjskiej, zdobywając ogromny wpływ na większość obszaru państwa.

W cichy niedzielny wieczór 18 sierpnia 1991 roku doszło do puczu „starej gwardii”. Do Foros, letniej rezydencji prezydenta nad Morzem Czarnym, na Krymie, przybyła delegacja Komitetu na rzecz Stanu Wyjątkowego w ZSRS, dowodzona przez wiceprezydenta ZSRS Giennadija Janajewa i zażądała przekazania jej całości władzy. Gorbaczow odmówił, w związku z czym został zatrzymany w areszcie domowym. Odebrano mu aparaturę kierującą głowicami jądrowymi. W państwowej telewizji i radiu 19 sierpnia o 6 rano ogłoszono, że ze względu na rzekomy zły stan zdrowia Gorbaczowa, został on zawieszony w wykonywaniu funkcji prezydenta, a jego obowiązki na mocy konstytucji przejął tym samym wiceprezydent Janajew. Komitet ogłosił na niemal całym terytorium kraju stan wyjątkowy, który miał obowiązywać przez pół roku, wydał Odezwę do narodu radzieckiego, jednocześnie wprowadzając kontrolę prasy (duża część dzienników i czasopism została zawieszona) oraz zakaz demonstracji i strajków. Wprowadzono również godzinę milicyjną po 23.00. Do Moskwy wkroczyły oddziały wojskowe uzbrojone w czołgi, okrążając wszystkie ważniejsze gmachy w mieście. Łącznie Komitet skierował do stolicy kilka dywizji i około 500 pojazdów pancernych. Przez trzy najbliższe dni, odcięci od reszty świata Michaił Gorbaczow i jego żona Raisa Maksimowna zostali zakładnikami rebeliantów. „Baliśmy się, że skończymy jak Romanowowie” – wyznała później pierwsza dama. Raisa Maksimowna traktowała spiskowców z zimną krwią, ale w końcu nie wytrzymała napięcia: dostała udaru mózgu, w którego wyniku została częściowo sparaliżowana. Nigdy już nie doszła po tym do pełni sił, nigdy nie była taka, jak przedtem. Wiele osób uważa, że od tego dnia zaczęła powoli umierać.

Tymczasem wydarzenia w Moskwie nie przebiegały zgodnie z wolą spiskowców. Zamach wywołał zdecydowaną reakcję sił demokratycznych. Na ulicach stolicy pojawiły się czołgi, Borys Jelcyn zaczął organizować opozycję. Głównym ogniskiem oporu stał się budynek parlamentu Rosji (tzw. Biały Dom), otoczony barykadami bronionymi przez kilka tysięcy ludzi. Jelcyn wspiął się na jeden z pancernych kolosów i wezwał do strajku generalnego. Oddziały wojskowe, skierowane do szturmu na Biały Dom, odmówiły wykonania rozkazu. Przywódcy Ukrainy i Kazachstanu potępili pucz. Estonia ogłosiła całkowitą niepodległość. „Stara gwardia” zaczęła się wycofywać. 21 sierpnia czołgi zniknęły z ulic. Przywódcy spisku – z wyjątkiem Borysa Pugo, który popełnił samobójstwo – zostali aresztowani.

Gorbaczow wrócił do Moskwy 22 sierpnia, obejmując z powrotem swój urząd. Jednak najważniejszą osobą w dogorywającym ZSRS był już prezydent Federacji Rosyjskiej Borys Jelcyn. Jelcyn wraz z przywódcami Ukrainy (Leonid Krawczuk) oraz Białorusi (Stanisław Szuszkiewicz) 8 grudnia 1991 roku podpisali na spotkaniu w Puszczy Białowieskiej porozumienie o rozwiązaniu ZSRS i utworzeniu w jego miejsce Wspólnoty Niepodległych Państw. Gorbaczow 21 grudnia podał się do dymisji, przekazując jednocześnie Jelcynowi główny atrybut najwyższej władzy w ZSRS – teczkę z kodami umożliwiającymi uruchomienie broni nuklearnej. Związek Sowiecki przestał formalnie istnieć 25 grudnia. Powiewającą na Kremlu czerwoną flagę z sierpem i młotem zastąpiła biało-niebiesko-czerwona flaga Rosji. Gorbaczowa zastąpił Borys Jelcyn, a Raisę żona Jelcyna, Naina, pierwsza dama w tradycyjnym stylu matrioszki.

Jak twierdzi Jan Nepomucen Olizarowski, autor książeczki Przepowiednie dla Polski i świata wydanej w 1988 roku: „wstęp do proroctwa i opis upadku ojczyzny spełniły się i nie wymagają komentarza w zasadzie”. (Przepowiednie ukazały się w 1988 roku i autor broszurki nie mógł wiedzieć niczego o tym, co wydarzy się rzeczywiście po tej dacie).

„Okresów, w których Polska będzie pod zaborami, Eustachiusz przewiduje sześć, a zatem wyznacza zmartwychwstanie na koniec szóstego i początek siódmego okresu – pisze Olizarowski. – Dlatego też, aby otrzymać sumę lat niewoli Polski, należy od ogólnej sumy 196 odjąć lata ostatniego okresu, siódmego – to jest 49. Otrzymamy wynik: 147 lat. To jest od pierwszego rozbioru Polski (1772) do daty odzyskania przez nią niepodległości (1918). Ale też licząc od abdykacji Stanisława Augusta [Poniatowskiego] i trzeciego rozbioru Polski (1795) – po 196 latach otrzymamy rok 1991 jako ten, który zakończy okres rozterek i da następnie okres pokoju”.

Niektórzy, jak na przykład Wincenty Łaszewski, autor pracy Duchowa misja Polski, twierdzą, że biorąc pod uwagę fakt, iż benedyktyński przeor był przede wszystkim teologiem, jego słowa należałoby odczytywać raczej nie dosłownie, ale w całym kluczu chrześcijańskich symboli.

„Tym samym pojawiająca się liczba siedem to nie wskazanie konkretnej daty historycznej, lecz liczba mistyczna. Mówi o tzw. czasie łaski, więcej – obfitości łaski, o jakimś wylaniu Ducha na Polskę. Siedem to liczba duchowej dojrzałości i doskonałości, wskazanie na pełnię dobra. Dodatkowo może też znamionować jakieś wydarzenia apokaliptyczne, czyli czasy wielkiego przełomu naznaczonego wojną czy kataklizmami. Może również oznaczać nie tyle mroczne wydarzenia, ile czasy wielkiego wyboru, gdy Polacy będą musieli się opowiedzieć za jedną z wielu (siedem razy siedem, czyli 49 możliwości) dróg w przyszłość. Wybór ma paść na drogę łaski i dojrzałości duchowej, co nie będzie łatwe w świecie podejmującym inne decyzje. Mamy do takiego wyboru być kiedyś gotowi (…)”.

Cyfra siedem to liczba uważana za mistyczną, wyróżniającą się bogatą symboliką. W wielu mitologiach i religiach świata jest symbolem całości, dopełnienia, symbolizuje związek czasu i przestrzeni. Starożytni filozofowie przypisywali jej własności opieki i władzy nad światem, kojarząc z siedmioma planetami. Pitagorejczycy uważali ją za najwyższą podstawową liczbę całkowitą. W wielu mitologiach stanowiła atrybut bogów, jej wartość była przedstawiana w architekturze, świętych pismach, przykazaniach i kosmologii.

W Starym Testamencie symbolika siódemki do pewnego stopnia wynikała z etymologicznych powiązań liczby siedem z pojęciami: pełnia i przysięga. Siedem i pełnia pochodzą z tego samego źródłosłowu, czasem zresztą – ze względu na brak osamogłoskowania w oryginalnym tekście ST – trudno rozstrzygnąć, czy chodzi o siedem, czy też o pełnię. Od słowa „siedem” pochodzi słowo „przysięga”, a przysięgać w języku hebrajskim brzmi: „siódemkować”. W innych językach semickich słowo „przysięga” pochodzi od innych pojęć. „Tydzień” to po prostu siódemka, czyli siedmioodcinkowy przedział czasu, bo okres siedmiu lat również jest określany tym samym terminem. Czasem trudno rozstrzygnąć, czy chodzi o siedem dni, czy siedem lat. Pozwalało to na osobliwe gry językowe. Hag szabuot mogło znaczyć Święto Siódemek, Święto Tygodni, Święto Przysiąg. Imię Batszeba mogło znaczyć „córka siódemki”, „córka pełni”, „córka przysięgi”. Podobnych przykładów można podać więcej. W Starym Testamencie siedem jest liczbą świętą. Oznacza ona jakiś pełny, doprowadzony do końca, sobie tylko właściwy etap (epokę). Po jego zakończeniu następuje nowy etap (epoka), która jest konsekwentnym następstwem poprzedniego. Liczba siedem zawiera też w sobie pewną tęsknotę za nadejściem siódmej epoki, w której osiągnięty zostanie upragniony odpoczynek po ciężkich trudach obecnego wieku (szabat), życie w obfitości, szczęściu i dostatku. Siódemka oznacza również konkretne, uwieńczone sukcesem działanie, którego efekt jest zazwyczaj nieodwracalny. Oznacza przewidzianą przez Boga i uporządkowaną przezeń całość. Czasem, dla zintensyfikowania symbolicznej wymowy siódemki, stosowano wielokrotność siódemki „siedemdziesiąt” lub „siedemdziesiąt siedem” (Rdz 4, 24).

W okresie międzytestamentowym siódemka staje się ważnym symbolem apokalips żydowskich. Najlepszym tego przykładem jest 4 Ezdrasza i Apokalipsa Barucha (nazywana też 2 Barucha), które składają się z siedmiu wizji. Wizje tych dwu apokalips następują po 7-dniowych przerwach. 4 Ezdrasza wylicza, raz po raz, a to siedem dróg, a to siedem porządków czy siedem atrybutów i siódmy element zawsze przewyższa znaczeniem i doniosłością poprzednie sześć. Siódma wizja tej apokalipsy, mówiąca o spisaniu ksiąg świętych, nie zawiera już żadnych apokaliptycznych treści. Ponadto według 4 Ezdr 7, 30-31 Mesjasz przez siedem dni będzie zabity, ale po siódmym dniu zmartwychwstanie (7/8). Według Apokalipsy Abrahama, dla siódmej generacji po Abrahamie Bóg przyobiecał exodus (2 Bar 32, 1). 2 Barucha dzieli historię świata na czternaście epok (2 Bar 28, 2).

Siódemka wycisnęła silne piętno na ostatniej księdze Nowego Testamentu, tj. na Apokalipsie św. Jana. Jest ona nie tylko najczęściej stosowanym w niej symbolem, ale również najważniejszym symbolem, któremu podporządkowano cały szereg innych symboli. Wiele symboli występuje w liczbie siedmiu. Siedem świeczników, siedmiu aniołów, siedem gwiazd, siedem kościołów Azji Prokonsularnej, księga zapieczętowana siedmioma pieczęciami, siedem oczu i siedem rogów Baranka, siedem głów Smoka, siedem głów Bestii, siedmiu królów, siedem pagórków. Niektóre symbole zostały nawet uszeregowane w siódemkowe serie i decydują o strukturze Apokalipsy – listy, pieczęcie, trąby i czasze. Również tekst całej księgi można podzielić na siedem części. Siedem ma wiele zastosowań w Apokalipsie. Siódemka bywa też w Apokalipsie ukryta, nieuchwytna przy bezpośrednim wglądzie. W Ap 5, 12 wyliczonych zostało siedem atrybutów Baranka (moc, bogactwo, mądrość, siła, cześć, chwała i błogosławieństwo), w Ap 7, 12 – siedem atrybutów Boga (błogosławieństwo, chwała, mądrość, dziękczynienie, cześć, moc i siła), a w Ap 6, 7 – siedem klas społecznych (królowie ziemi, możnowładcy, wodzowie, bogacze, mocarze, niewolnicy i wolni). Siedem razy użyte zostały ważne w tej księdze terminy i zwroty: sierp, błogosławiony, wytrwałość, proroctwo, wieniec, księga życia, mieszkańcy ziemi, czteroczłonowa formuła „każde plemię, język, lud i naród”, formuła „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha, co Duch mówi do kościołów” i inne. Chrystus siedem razy zapowiada swoją Paruzję. Imię Chrystus występuje siedem razy, Jezus – czternaście, a Baranek odniesiony jest do Chrystusa 28 razy, z tego siedem razy w powiązaniu z Bogiem. 21 razy użyty został termin moc. W Ap 18, 12-13 wymienionych jest 28 towarów, jakie kupcy sprzedają Babilonowi. Nietrudno zauważyć, że wymienione tu terminy i zwroty wiążą się z Paruzją, zbawieniem i życiem wiecznym. Są to terminy związane z wiecznością, z zapoczątkowaniem wieczności, bądź obietnicą wejścia do wieczności. Siedem razy występuje jednak również: otchłań i Szatan, a 14 razy śmierć.

Przy interpretacji Biblii, Zesłanie Ducha Świętego, gdy apostołowie zaczęli przemawiać różnymi językami, często zestawiane jest z pomieszaniem języków przy budowie wieży Babel. W chwili Zesłania ludzkość zdołała symbolicznie przełamać wszelkie bariery i na nowo zjednoczyć się w Duchu Świętym. Podobną myśl wyraża Święty Paweł, pisząc: „nie ma już Greka ani Żyda”. Wkrótce wokół apostołów zgromadzą się wszystkie narody i wszystkie języki.

Dzień zesłania Ducha Świętego, zwany też Pięćdziesiątnicą (Pentecoste), potocznie Zielonymi Świątkami, jest w chrześcijaństwie świętem ruchomym i przypada 49 dni (7 tygodni) od Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego, a więc przypada również w niedzielę. Jest to jedno z najważniejszych świąt, obchodzone szczególnie w krajach protestanckich, np. w niektórych krajach związkowych Niemiec, Szwajcarii oraz w Danii święto Pięćdziesiątnicy obchodzi się przez dwa dni. W Polsce pierwszy dzień Zielonych Świątek jest dniem wolnym od pracy. Drugi dzień Zielonych Świątek, jako święto państwowe, zniesiono w roku 1957.

* * *

Tak wygląda pesymistyczna (choć niepozbawiona wątków optymistycznych) przepowiednia dla Polski nieznanego przeora zakonu benedyktynów – ojca Eustachiusza, żyjącego w XV wieku – w czasie rodzącej się wielkiej prosperity Korony Królestwa Polskiego, potem rozszerzonej i przemienionej w Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

„Wtedy przyjdzie książę pokoju w całym blasku i pokój panować będzie w twych murach i pałacach” – napisał tajemniczy benedyktyn. Niektórzy twierdzą, że w ten sposób przepowiedział rok, w którym Polak Karol Wojtyła został wybrany na papieża, czyli 1978. W jeszcze innej interpretacji owe siódemki to wyliczenia lat, które mają dać liczbę wyznaczającą czasy, gdy Polska ukształtuje swoją niepodległość, a oznaczają: 7x7 czyli 49 lat od powstania Polski upłynie, gdy zjawi się „książę pokoju”. „Jeśli przyjmiemy, że Polska odzyskała wolność w 1991 roku, to 1991 + 7 x 7 = 1991 + 49 = 2040. Czyli w roku 2040 pojawi się wybawca narodu” – twierdzi kolejny „znawca tematu”.

„Na koniec będą mieli przez lilię króla, którego przez długi czas nie chcieli lecz potem przyjmą go z radością” – twierdzi w ostatnim zdaniu swojego proroctwa ojciec Eustachiusz. Lilia to kwiat-symbol. Symbol ofiary, cierpienia, czystych intencji. Kim natomiast jest ów król „którego przez długi czas nie chcieli lecz potem przyjmą go z radością”? Nie wiadomo. Internauci mają tu swoje typy:

– Znam człowieka, którego Polacy mieli szansę wybrać w wyborach prezydenckich wiele razy, a nie zrobili tego (przez długi czas nie chcieli). Kandyduje i w tym roku. Człowiek ten uważa się za monarchistę, nie demokratę i ma właściwe inicjały na króla tj. JKM – Jego Królewska Mość. To oczywiste, że przepowiednia mówi o Januszu Korwin-Mikkem. (michallesz2).

– Dla mnie to oczywiste. Jedynym dobrze urodzonym i zaprzysiężonym prezydentem na uchodźstwie jest Jan Zbigniew Potocki, który startował do wyborów prezydenckich w Warszawie i uzyskał 34 proc. głosów. Ale to szybko zostało ukryte i wyciągnięto wiadomo kogo. Teraz, gdy będziecie Polacy wybierali prezydenta, to wiecie na kogo głosować. (Femme2).

– Przecież to proste. Król, którego długo nie chcieli, to Jarek K. (~gość).

Czas dobiega końca

Подняться наверх