Читать книгу Czas dobiega końca - Przemysław Słowiński - Страница 15
Medium z Tęgoborza (rok 1893) (1939)
ОглавлениеTęgoborze to spora wieś położona w obecnym województwie małopolskim, w powiecie nowosądeckim, w gminie Łososina Dolna, mająca 1504 mieszkańców. Nazwa pochodzi od potężnych lasów – „tęgich borów” – które około tysiąca lat temu pokrywały tutejszą kotlinę. Wieś usytuowana jest na południowo-zachodnim brzegu Jeziora Rożnowskiego, w kotlinie otoczonej górami Beskidu Wyspowego, nad którą górują Chełm (790 m), Białowodzka Góra z ruinami „Zamczyska” (607 m) oraz Jodłowiec Wielki (482 m).
Ważnym wydarzeniem w życiu wsi było przed laty, a dokładniej na przełomie IX i X wieku, przybycie z południa – być może z klasztoru w Nitrze – zakonnika kameduły znanego jako święty Just18. Zanim poświęcił się Bogu, był rycerzem – Skarbimierzem z Giewartowa. Pewnego dnia porzucił jednak swój rycerski stan, wybierając życie eremity. Według dawnej legendy zamieszkał jako pustelnik na jednym z tęgoborskich wzgórz, które do dziś nosi jego imię. Opiekował się ludźmi i pomagał im w trudnych sytuacjach. Kierował na właściwą drogę tych, którzy zabłąkali się w lesie lub zgubili wśród zamieci, przewoził wędrowców przez wezbrane potoki, uczył miejscowych wyrębu lasu i uprawy roli. Miejscowej ludności przybliżał i wyjaśniał nauki Chrystusa.
Na Górze św. Justa wybudowano z czasem klasztor Ojców Marków (krakowskich kanoników z klasztoru św. Marka) wraz z kościołem. Oba budynki zostały w 1611 roku zniszczone i ograbione przez ówczesnego dziedzica Tęgoborza Cyryla Chrząstowskiego, który wraz z żoną – Anną Tęgoborską, przyjęli wierzenia arian (braci polskich). Doszło do przejęcia budynków i gruntów klasztornych oraz wypędzenia zakonników. Od końca XVII wieku, kiedy to z kolei bracia polscy zostali wygnani z Rzeczypospolitej, większość stanowili katolicy.
Wiek XIX przyniósł mieszkańcom Tęgoborza i sąsiadujących z nią miejscowości falę nieszczęść. W 1845 roku wybuchła epidemia cholery, która zabrała 274 osoby. Dziesięć lat później choroba powróciła, by znów zdziesiątkować mieszkańców. Ludzi chowano na górze Rachów, którą zaczęto odtąd nazywać „choleryczną”. Prawdziwym kataklizmem były jednak powodzie – w roku 1845, 1872 i w 1934 – które przyspieszyły decyzję o budowie zapory w Rożnowie i sztucznego zbiornika retencyjnego.
W pięknym, drewnianym kościółku pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny „na Juście” nie brał wprawdzie ślubu Janosik, ale brała Janina Lewandowska (1908–1940) – jedyna kobieta zamordowana w Katyniu. Jej ojciec, gen. Józef Dowbor-Muśnicki, we wspomnieniach pisał, że „pierwszy poznał się na bolszewickiej zarazie”. Gdy do sowieckiej niewoli trafiła jego córka, okazała się łakomym kąskiem dla Sowietów. Choć nie była żołnierzem, wraz z innymi polskimi oficerami została zamordowana strzałem w tył głowy w katyńskim lesie.
W II RP nie przyjmowano do wojska kobiet, dlatego chcąc zostać pilotem, pozostało jej uprawianie lotnictwa sportowego. Musiała więc opanować szybownictwo, pilotaż samolotów motorowych i skoki spadochronowe. W 1931 roku wstąpiła do Aeroklubu Poznańskiego, zrobiła kurs obserwatorów lotniczych, licencję skoczka spadochronowego, a także dyplom pilota samolotów motorowych. Jako pierwsza kobieta w Europie skoczyła ze spadochronem z wysokości pięciu tysięcy metrów. Latem 1936 roku na pokazach szybowcowych w Tęgoborzu poznała Mieczysława Lewandowskiego, instruktora z Krakowa. Pobrali się w czerwcu 1939 roku (ślub cywilny w Poznaniu, a kościelny w Tęgoborzu).
* * *
Tymczasem wieś rozrastała się i nabierała coraz większego znaczenia dzięki przebiegającemu tędy ważnemu szlakowi handlowemu z Krakowa na Węgry. Na początku XIX stulecia rodzina Stadnickich wzniosła tam klasycystyczny pałac19. W 1846 roku, podczas rabacji chłopskiej, dwór uległ zniszczeniu (a dokładnie mury górnej kondygnacji, dach i urządzenie wnętrz). Ówczesny proboszcz Tęgoborza, ks. Wieczorek pisał, że chłopi dwór zrąbali i stłukli tak dalece, że tylko mury zostały. W drugiej połowie XIX stulecia Tęgoborze poprzez związki małżeńskie przeszło najpierw w ręce rodziny Dunikowskich, później Głębockich, a następnie Wielogłowskich.
Pod koniec wieku rezydował w nim hrabia Władysław Wielogłowski, zapalony spirytysta i miłośnik czarnej magii. W piwnicy tęgoborskiego pałacu (a może w jednym z pokoi) urządził sobie specjalną salę do seansów spirytystycznych. Była ponoć wybijana złotymi monetami i podzielona na osiem wnęk, w których stały rzeźby, a skąpe światło wpadało do niej tylko przez jedno okienko. Nocą zbierało się w niej kilka osób, które chwytały się za ręce i tworzyły tzw. łańcuch, zasilając w energię obecne wśród zebranych medium. Osoba ta, będąc w transie, przekazywała pozostałym różnorodne informacje. Miejscowi opowiadali, że w pałacu – nawiedzanym ponoć przez duchy – działy się rzeczy „straszne” i „niepojęte”, a kto stanął u bram, wyczuwał „dziwną energię”, która wywoływała „dreszcz przerażenia”.
W arkana tajemnej wiedzy wprowadził ponoć hrabiego Władysława dziadek Walery Wielogłowski, uczestnik powstania listopadowego, który na emigracji w Paryżu zafascynował się spirytyzmem. Po powrocie do Polski wydał nawet publikację O poruszaniu i wróżbiarstwie stołów. Był to czas, kiedy spirytyzm zajmował umysły najwybitniejszych myślicieli, przy uniwersytetach powoływano komisje zajmujące się badaniem zjawisk metapsychicznych, a relacje z doświadczeń i seansów niemal codziennie pojawiały się w prasie. W drugiej połowie XIX wieku stoliki wirowały niemal na wszystkich europejskich salonach.
Na seanse „z duchami” przyjeżdżali do Tęgoborzy (najstarsze zapisy nazwy tej miejscowości brzmią w mianowniku: Tęgoborza) goście z nawet bardzo odległych stron. Hrabia Wielogłowski skrupulatnie zaś notował wyniki wszystkich spotkań, w których brał udział. Z jego zapisków powstał duży zbiór rękopisów ujętych w zeszyty. Jedna z kart tej legendarnej kroniki znajdzie się kilka dekad później na ustach całej Polski…
Spirytyzm, od łacińskiego słowa spiritus – duch, to system praktyk oparty na przekonaniu, że dusze osób zmarłych mogą nawiązywać kontakt z ludźmi żyjącymi, szczególnie za pośrednictwem medium. Wprawdzie spirytyzm to nic innego, jak znana już w starożytności nekromancja, czyli sztuka wywoływania duchów zmarłych, to jednak nowoczesne jego oblicze datuje się od roku 1848, kiedy to w jednym z domów w Hydesville, w stanie Nowy Jork, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Dwie córki zamieszkujących budynek państwa Fox: Małgorzata i Katarzyna, nawiązały kontakt z duchem – rzekomo zmarłym komiwojażerem. Siostry Fox uważa się za pierwsze media, które przekazywały informacje między światem żywych a światem zmarłych. Wszystko zaś zaczęło się od zabawy.
Kiedy Małgosia i Kasia były nastolatkami, wciąż słyszały tajemnicze stukanie w ściany i drzwi. Nocą 31 marca 1848 roku zaczęły dla żartu odpowiadać na te odgłosy. Zwracając się do ducha, Kasia zawołała: „Zrób to, co ja!”, po czym zaklaskała w dłonie. Duch „zaklaskał”. Wtedy zaczęła klaskać Małgosia: „A teraz zrób to, co ja, raz, dwa, trzy, cztery!”. I tym razem usłyszały cztery klaśnięcia. Wkrótce zabawa przerodziła się w komunikację przy użyciu kodu alfabetycznego. Duch przedstawił się jako domokrążca zamordowany w tym domu i pochowany w jego piwnicy.
Wcześniej wielu twierdziło, że odbierają informacje od zmarłych, ale dopiero siostry Fox nawiązały dwukierunkową komunikację z duchem. Dziewczynki stały się sławne w całej Ameryce. W lutym 1851 roku zostały przebadane przez trzech profesorów z uniwersytetu w Buffalo (Nowy Jork). Ustalili oni, że tajemnicze stuki są odgłosem wydawanym przez stawy palców dziewczynek. Co więcej, w kwietniu tego roku żona niejakiego Normana Culvera stwierdziła, że Kate wyznała jej i zademonstrowała, na czym polega trick. Obie dziewczynki zaprzeczyły tym oskarżeniom i poddały się kolejnym eksperymentom. Ani razu nie przyłapano ich na oszustwie, choć badacze wiedzieli, w jaki sposób dźwięki naśladujące rzekomego ducha mogły być wydawane. Wpływ tych doświadczeń upowszechnił seanse z mediami w Ameryce Północnej i na Wyspach Brytyjskich, skąd rozeszły się po całej Europie. Szerokie zainteresowanie kontaktem z duchami zaowocowało powstaniem całego systemu filozoficzno-religijnego zwanego właśnie spirytyzmem, którego podstawą jest wiara w istnienie indywidualnej i nieśmiertelnej duszy ludzkiej oraz w jej bytowanie po śmierci w formie zbliżonej do psychiki człowieka żyjącego, a także – oczywiście – w możliwość nawiązywania kontaktów ze światem zmarłych.
W roku 1888 siostry Fox publicznie przyznały się do oszustwa, lecz rok później odwołały to wyznanie, twierdząc, że zostały do niego zmuszone. Mąż Małgorzaty, podróżnik Elisha Kent Kane, zawsze podchodził sceptycznie do wyczynów żony i tuż przed swoją śmiercią w 1857 roku próbował zmusić ją, by „porzuciła te oszustwa i hipokryzje”. Dziś wydaje się prawdopodobne, że siostry Fox stosowały sobie tylko znane tricki przynajmniej od czasu do czasu, lecz prawdziwa natura ich zdolności, podobnie jak zjawisko spirytyzmu, pozostaje wciąż tajemnicą. W Paryżu w roku 1925 odbył się nawet Międzynarodowy Kongres Spirytystów, na którym postanowiono, że w Hydesville, mieście związanym z siostrami Fox, zostanie wzniesiony pamiątkowy pomnik. Stanął tam dwa lata później, a na cokole wyryto słowa: „Pomnik wzniesiony 4 grudnia 1927 r. przez spirytystów z całego świata na pamiątkę Objawienia w Hydesville, N.Y., 31 marca 1848 r., w hołdzie mediumistyce, podstawie wszystkich zasad, na których opiera się spirytyzm. Śmierć nie istnieje. Nie ma zmarłych”.
Wspomnijmy w tym miejscu delikatnie, starając się nie urazić osób głęboko wierzących w tę formę kontaktu z „drugim światem”, że od samego początku znamienną cechą spirytyzmu stało się oszustwo dokonywane najczęściej w celach zarobkowych. Kościół katolicki zgodnie z nauką Pisma świętego jednoznacznie potępia spirytyzm. Już w połowie XIX wieku, w Katechizmie Piusa X, został potępiony „spirytyzm nowożytny” i nazwany „zabobonem”, którego praktyki „często nie są wolne od interwencji diabelskiej”. Jak przypomina Sobór Watykański II, ze zmarłymi może nas łączyć jedynie modlitwa – „wzajemne udzielanie sobie dóbr duchowych”. Ponadto komisja doktrynalna soboru wyraźnie zabroniła „prowokowania za pomocą ludzkich środków doświadczalnego kontaktu z duchami lub duszami ludzi zmarłych w celu otrzymania informacji”. Katechizm Kościoła Katolickiego również wypowiada się jednoznacznie na temat wywoływania duchów: „Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość”. (KKK 2116). Popularność idei i praktyk okultystycznych wiąże się, zdaniem biskupów, z rozpowszechnieniem postaw krytycznych wobec chrześcijaństwa (eschatologia immanentna), postawą horyzontalizmu prowadzącą w istocie do radykalnej sekularyzacji, pokrywaniem milczeniem tajemnicy życia pozagrobowego. Bóg potępia i zakazuje uprawiania spirytyzmu, gdyż w trakcie seansów spirytystycznych nawiązywany jest kontakt ze złymi duchami. Co więcej, w czasach Izraela ludzie uprawiający takie praktyki ponosili śmierć. Biblia mówi: „A jeżeli mężczyzna albo kobieta będą wywoływać duchy lub wróżyć, to poniosą śmierć” (Mojż. 20,27 [BW]). „A gdy wam będą mówić: Radźcie się wywoływaczy duchów i czarowników, którzy szepcą i mruczą, to powiedzcie: Czy lud nie ma się radzić swojego Boga?” (Izaj. 8,19 [BW]). „Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, (...) kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni (Pwt 18, 10–12).
Dwór hrabiego Wielogłowskiego stał w trzyhektarowym parku, na terenie którego znajdował się również staw rybny, misternie połączony z ozdobną sadzawką w pałacowym salonie20.
Sporo osób traktowało wywoływanie duchów tylko jako rozrywkę, rodzaj towarzyskiej gry czy zabawę z gośćmi podczas proszonych kolacji, ale inni bardzo poważnie podchodzili do seansów wierząc, że media rzeczywiście mogą kontaktować się z „tamtą stroną”. W społeczeństwie krążyły opowieści o zadziwiających widowiskach i zdarzeniach. Obecni na seansach opowiadali później, że prócz drżenia stolika i odgłosów pukania widzieli, jak materializują się dłonie, lub nawet duch w całej swej postaci, czasami media lewitowały albo wręcz szybowały po całym pokoju.
Najpowszechniejszą metodą odbywania seansu spirytystycznego było zgromadzenie się grupki osób wokół stołu i wzywanie duchów do nawiązania kontaktu. Zazwyczaj w pokoju było ciemno, a grupa trzymała się za ręce lub kładła dłonie na stole szeroko rozstawiając palce, tak że każda osoba dotykała dłoni sąsiada. Główną rolę grało medium, odbierając przesłane z zaświatów wiadomości. Duchy oznajmiały o swojej obecności wprawiając w drżenie stolik lub pukając w podłogę. Czasami słyszało się innego rodzaju stuki albo cały stół się obracał, wibrował, unosił w powietrze czy balansował na dwóch nogach.
Czy tak właśnie wyglądała sceneria seansu spirytystycznego, który odbył się w tęgoborskim pałacu w nocy z 23 na 24 września 1893 roku? Nie wiadomo. Nocne niebo nad Tęgoborzem zaciągnęło się ciemnymi burzowymi chmurami, niosącymi zapowiedź deszczu, grzmotów i błyskawic (?). Czasami tylko, na krótką chwilę, księżyc pojawiał się nad drzewami, uśmiechając się do swojej podobizny błyszczącej w pałacowym stawie rybnym. Otaczające góry pogrzebały wioskę tak głęboko, jakby była wiadrem zwisającym na dnie studni.
Wokół panuje głucha cisza, którą przerywa z rzadka tylko jakiś niespodziewany trzask w ciemnościach. Zegar wybija północ, hrabia prowadzi gości do tajemnej sali ukrytej w pałacowych podziemiach. Kilka odzianych w czerń postaci zasiada przy okrągłym stole w bladym świetle świec. Zamykają krąg i łączą się z zaświatami. Tajemny głos przemawia przez medium: „Trudno ludzkie ustalić losy, gdy zmienność warunków odmienia dziś to, co wczoraj trwałym było, a jutro istnieć przestaje. Oto powiadam wam…”. Po tym wstępie medium podaje niezwykły tekst. Hrabia notuje:
U wschodu słońca młot będzie złamany. Pożarem step jest objęty. Gdy orzeł z młotem zajmą cudze łany Nad rzeką w pień jest wycięty.
Bitna Białoruś, bujne Zaporoże, Pod polskie dążą sztandary. Sięga nasz orzeł aż po Czarne Morze Wracając na szlak swój prastary.
Witebsk, Odessa, Kijów i Czerkasy To Europy bastiony, A barbarzyńca aż po wieczne czasy Do Azji ujdzie strwożony.
Warszawa środkiem ustali się świata, Lecz Polski trzy są stolice. Dalekie błota porzuci Azjata, A smok odnowi swe lice.
Niedźwiedź upadnie po drugiej wyprawie. Dunaj w przepychu znów tonie. A kiedy pokój nastąpi w Warszawie, Trzech królów napoi w nim konie.
Trzy rzeki świata dadzą trzy korony Pomazańcowi z Krakowa, Cztery na krańcach sojusznicze strony Przysięgi złożą mu słowa.
Węgier z Polakiem, gdy połączą dłonie, Trzy kraje razem z Rumunią. Przy majestatu polskiego tronie Wieczną połączą się unią.
A krymski Tatar, gdy dojdzie do rzeki, Choć wiary swojej nie zmieni, Polski potężnej uprosi opieki I stanie się wierny tej ziemi.
Powstanie Polska od morza do morza. Czekajcie na to pół wieku. Chronić nas będzie zawsze Łaska Boża, Więc cierp i módl się, człowieku.
Jak każde proroctwo, także i przepowiednia z Tęgoborza operuje wieloma tajemniczymi symbolami, podanymi w mglisto-mistycznym sosie. Przepowiednia określa jednak dokładnie daty wybuchu wojny światowej i powstania niepodległej Polski, przewiduje upadek Rosji i Austrii (dwa orły padną rozbite), wzrost potęgi Niemiec i narodowy socjalizm ze znakiem swastyki (gdy czarny orzeł znak krzyża splugawi), upadek Austrii i Czechosłowacji, zwiastuje pochód niemiecki na wschód (gdy czarny orzeł na wschód obróci), klęskę Hitlera w Rosji (ze złamanym skrzydłem powróci). Mówi o odzyskaniu mazurskiej ziemi i portu w Gdańsku, zwiastuje upadek Związku Sowieckiego i PRL-u (u wschodu słońca młot będzie złamany).
„Węgier z Polakiem, gdy połączą dłonie/,Trzy kraje razem z Rumunią/. Przy majestatu polskiego tronie/Wieczną połączą się unią” – brzmi znajomo i współcześnie. Przy odrobinie dobrej woli łatwo możemy się w tych słowach doszukać tzw. koncepcji Międzymorza, doktryny polityki zagranicznej nawiązującej do tradycji wielokulturowej Rzeczypospolitej Obojga Narodów, zakładającej utworzenie sojuszu państw Europy Środkowo-Wschodniej. (Wcześniej interpretowano te słowa jako fragment RWPG). Słowa o „pomazańcu z Krakowa” odnoszono do wyboru Polaka Karola Wojtyły na papieża, ponieważ „trzy korony”, o których mówi przepowiednia, znajdują się w herbie papieskim. Owe „pół wieku”, liczone od momentu wyboru Ojca Świętego – bo strofa ta występuje jako ostatnia – wskazywać może jednak dopiero na rok 2028.
* * *
Czy przepowiednia została wygłoszona rzeczywiście w 1893 roku w tęgoborskim pałacu? Teorii na ten temat jest kilka. W każdym razie oryginał zapisu seansu przechowywany był ponoć w Bibliotece Ossolińskich we Lwowie, lecz zaginął po II wojnie światowej. Chociaż oficjalnie autor przepowiedni jest nieznany, powstało również wiele teorii odnośnie do osoby, która mogła ją wygłosić.
Po śmierci Władysława jego zapiski trafiły w ręce bratanka hrabiego – Aleksandra Wielogłowskiego, który wertując papiery stryja, natknął się na wierszowaną przepowiednię. Wszystko wskazuje na to, że nie została ona od razu rozpowszechniona. Miała być opublikowana w 1912 roku we Lwowie, potem zaś w „prasie pomorskiej”, ale brak na to dowodów. 27 marca 1939 roku wierszowany tekst wydał popularny „Ilustrowany Kuryer Codzienny” z Krakowa w numerze 86. Przepowiednia z Tęgoborza stała się nie byle jaką sensacją – tekst spisany w 1893 roku zapowiadał bowiem upadek monarchii Habsburgów, dwie wojny światowe, wieszczył też odzyskanie niepodległości przez Polskę.
W ciągu wielu lat tekst proroctwa poddawany był rozlicznym analizom i badaniom językoznawczym. Według zgodnej oceny Jana Nepomucena Olizarowskiego i Tadeusza Krzyżewskiego informacje redakcji „Kuryera” są „legendą” i „zabiegiem uprawdopodabniającym”, a czas powstania i autorstwo są całkiem inne. Choć Olizarowski przyznaje, że rzeczywiście w pałacu Wielogłowskiego seanse spirytystyczne się odbywały i taka przepowiednia mogłaby tam powstać.
Czesław Miłosz poświęcił przepowiedni jeden ze swoich esejów, w którym napisał między innymi: „W czasie wojny nikt nie znał pochodzenia przepowiedni i zdawało się, że ktoś ją właśnie w Polsce napisał na potrzeby krzepienia serc, do tego stopnia ten polski Nostradamus zgadzał się z wypadkami II wojny. Twierdził również, że „przepowiednię podyktował duch Mickiewicza”. Według niego opublikowano ją po raz pierwszy w roku 1912, w wydawanej we Lwowie „Gazecie Narodowej”. Noblista nie podał jednak źródeł tych informacji, zaś Olizarowski i Krzyżewski zgodnie twierdzą, że przepowiednia nie była publikowana przed rokiem 1939. Olizarowski pisze natomiast, że tekst przepowiedni równocześnie z publikacją w „Kuryerze” ukazał się w książce Trzy proroctwa autorstwa zamieszkałej w Gdyni literatki i poetki Marii Heleny Szpyrkówny, wielkiej miłośniczki zagadnień metapsychicznych (parapsychologicznych). Autorki słynnego cyklu artykułów z dziedziny metapsychologii, jak Tajemnica masońskiega zegara czy Gwiazda Lucyfera. Zwraca przy tym uwagę, że język przepowiedni jest polszczyzną dwudziesto-, a nie dziewiętnastowieczną. Krzyżewski zgadza się z nim, wskazując jako ewentualny pierwowzór tzw. przepowiednię biskupa Jana Cieplaka, pochodzącą rzekomo z roku 1888 (pierwszy raz publikowaną jednak dopiero w pracy Krzyżewskiego, odnalezioną przez niego w 1940 r. i też pisaną polszczyzną dwudziestowieczną).
Stanisław Hadyna21 wskazał zaś jako autorkę przepowiedni Agnieszkę Pilchową, zwaną Jasnowidzącą z Wisły, autorkę licznych prac, w których przedstawiała swoje wizje i rozważania na temat zagadnień duchowych22. Przepowiednia miałaby pochodzić z lat trzydziestych XX wieku, być może nawet z roku 1939. Maria Szpyrkówna, która była znajomą Agnieszki Pilchowej, miałaby jedynie nadać wypowiedzi Jasnowidzącej formę wierszowaną i zorganizować publikację (być może bez wiedzy i zgody właściwej autorki).
Zadziwiający w swojej trafności tekst przepowiedni z Tęgoborza był szeroko kolportowany, zwłaszcza w czasie II wojny światowej – w każdym niemal polskim domu znajdował się jej tekst przepisywany ręcznie. Potem w czasach PRL-u, czyli nieformalnej okupacji sowieckiej. Interpretowano ją w różny sposób, w zależności od bieżących wydarzeń politycznych. Wszystkie zdarzenia, których nadejście wieszczył ustami medium głos z zaświatów, spełniły się w ciągu kolejnych dziewięciu dekad.
O tym, jak bardzo popularna i znana była treść przepowiedni, świadczy fakt, że reżyser Leonard Buczkowski umieścił jej fragment w swoim filmie muzycznym z roku 1946 pt. Zakazane piosenki – pierwszym polskim filmie nakręconym po wojnie. Pełny tekst przepowiedni znalazł się we wstępie do wydanej w 1968 roku książki Czterdziesty czwarty Zbigniewa Załuskiego, jednego z głównych ideologów tzw. frakcji „partyzantów” we władzach komunistycznych w latach sześćdziesiątych, skupionej wokół Mieczysława Moczara – przy czym autor podał jako czas ogłoszenia przepowiedni rok 189423.
Przepowiedni z Tęgoborza nijak wprawdzie nie da się określić jako chrześcijańskiej, ale trudno byłoby w niniejszej książce pominąć tak niezwykle popularne (i trafne) proroctwo wieszczące przyszłość naszego kraju. Niezależnie od tego, skąd pochodzi i kto jest jego autorem, czy jest prawdziwe czy nie, od dziesięcioleci przecież inspiruje kolejne pokolenia Polaków.