Читать книгу Przewieszenie - Remigiusz Mróz - Страница 10

CZĘŚĆ PIERWSZA
9

Оглавление

Wiktor zaparkował pod niewielkim domem przy Drodze do Olczy. Nie był tutaj od pół roku, kiedy to zjawił się, by oświadczyć ówczesnej partnerce, że dotarli do schyłku ich skądinąd średnio udanego związku.

Agata nie zniosła tego zbyt dobrze – a jej ojciec, Edmund Osica, jeszcze gorzej. Mimo to Forst musiał przyznać, że podinspektor ostatecznie stanął na wysokości zadania i grubą kreską oddzielił życie prywatne od zawodowego.

Komisarz stanął pod drzwiami i nacisnął dzwonek.

Poczekał chwilę, a kiedy nie usłyszał żadnego dźwięku z domu, cofnął się o krok. Wyciągnął komórkę i sprawdził godzinę. Było wystarczająco późno, by w środku tygodnia Agata była już w domu – ale nie na tyle późno, by spała.

Chyba że zmieniła nawyki.

Wygasił wyświetlacz, przeklinając w duchu straconą książkę telefoniczną. W nowym telefonie nie wprowadził nawet numeru do Osicy. Mógł zadzwonić na komendę i nadać sprawie formalny bieg, ale… właściwie o jakiej sprawie była mowa? Wiktor przypuszczał, że dziewczyna może być w niebezpieczeństwie, ale opierał się jedynie na groźbach chorego więźnia.

Chorego, ale zdeterminowanego.

Zadzwonił jeszcze raz, a potem załomotał w drzwi. W końcu w jednym z pokoi zapaliło się światło. Komisarz odetchnął, przypominając sobie, że łazienka znajdowała się po drugiej stronie domu. Agata musiała brać prysznic.

Wypluł gumę na bok i wyciągnął westy. Spokojnie paląc, czekał, aż dziewczyna mu otworzy. W końcu usłyszał kroki za drzwiami, a potem spojrzał prosto w wizjer. Po drugiej stronie zaległa cisza.

Forst zastanawiał się, jak podejść do tego problemu. Ostatnie spotkanie z córką Osicy zakończyło się niemalże rękoczynami. Agata była dość żywiołowa i lubiła podnosić głos, szczególnie kiedy rozmawiała z Wiktorem.

Wbijając wzrok w drzwi, odchrząknął.

– To ja – powiedział.

– Widzę, że ty, nędzny sukinsynu – odpowiedziała dziewczyna. – Dlatego nie otwieram.

Głos miała nieco podenerwowany, ale Wiktor uznał, że nie jest najgorzej.

– Zajmę ci tylko chwilę – powiedział, strzepując popiół. – Nie musisz nawet…

– Kiepujesz mi na ganek?

– Nie.

– Przecież widziałam!

Rozległ się chrzęst zamka, a potem Forst zobaczył przed sobą smukłą dwudziestopięciolatkę, która zawiązała turban z ręcznika, jakby planowała zamach terrorystyczny.

Przez moment zastanawiał się, dlaczego zakończył ten związek. Zaraz potem jednak sobie przypomniał.

– Co ty tu robisz, do cholery? – zapytała. – Jeśli zamierzasz prosić o wybaczenie, to źle trafiłeś, Wiktor. Tutaj go nie rozdają i nigdy nie będą rozdawać. Po tym, jak mnie zostawiłeś, obiecałam sobie dwie rzeczy…

– Posłuchaj… – spróbował jej przerwać.

– Po pierwsze nigdy nie zwiążę się z żadnym innym tetrykiem.

To zabolało. Był już w wieku, kiedy takie przytyki działały.

– Po drugie nigdy ci nie wybaczę, pieprzony wszarzu.

– Nie mam zamiaru…

– Po trzecie zasłużyłeś na to, żeby gnić w policyjnym przytułku, czy co tam macie dla emerytowanych krawężników.

Mógłby napomknąć, że miały być tylko dwie rzeczy, ale nawet nie próbował. Życie w związku z tą kobietą sprowadzało się do wysłuchiwania podobnych tyrad. A jeśli akurat zdarzyło się, że miała dobry nastrój, zazwyczaj nadawała z równie wielką pasją o swoich pozytywnych odczuciach.

Nie uszło też jego uwadze, że nie zapytała, jak się czuje i jak przeżył ten horror na wschodzie. Musiała o tym wiedzieć. Ku jego przerażeniu, nazwisko „Forst” przez ostatnie tygodnie pojawiało się regularnie w lokalnych dziennikach i na antenach miejscowych rozgłośni. Media krajowe porzuciły temat policjanta, gdy tylko okazało się, że sprawców musi być więcej.

– Posłuchaj…

– Wynoś się sprzed mojego domu, Wiktor!

Nie miał zamiaru odpuszczać, ale dziewczyna zbliżyła się i popchnęła go. Skonsternowany, zrobił krok w tył, patrząc na nią niepewnie.

– Oszalałaś?

– Ty oszalałeś, parszywcu, jeśli sądzisz, że zamienię z tobą jeszcze jedno słowo! Won, albo dzwonię na policję!

– Ja jestem z…

– Ty tylko nosisz odznakę, nie masz nic wspólnego ze strzeżeniem czyjegokolwiek bezpieczeństwa!

Forst nie miał wątpliwości, że powtarzała słowa ojca. Kiedy zbliżyła się do niego jeszcze o pół kroku, uniósł otwarte dłonie i się wycofał. Nie miał zamiaru wdawać się w sprzeczkę, którą zaraz zainteresują się wszyscy sąsiedzi.

– Po prostu…

– Won!

Cofając się, dotarł do samochodu.

– Po prostu na siebie uważaj – powiedział.

Agata rozłożyła ręce i uniosła wzrok ku niebu.

– No nie – odparła. – Teraz będziesz udawał troskliwego romantyka? W dupie mam twoją nostalgię i całego ciebie. Nie pokazuj mi się więcej na oczy, rozumiesz to, Wiktor?

Otworzył drzwi.

– Ktoś na mnie poluje – powiedział.

– W końcu! – krzyknęła. – I oby cię dopadł!

Chciał dodać, że ten człowiek może zainteresować się również nią, ale Agata zniknęła w korytarzu i trzasnęła drzwiami. Forst zadeptał papierosa, a potem opadł ciężko na siedzenie volkswagena. Czas wracać do domu.

Mieszkał kawałek dalej, na Antałówce. Czteropiętrowy blok wzniesiono w latach siedemdziesiątych i niespecjalnie przejmowano się wtedy tym, by dobrze się prezentował. Był wysoki, ale wąski. Przypominał przewrócony klocek lego. Zaprojektowano wyjścia na balkon, ale zapomniano dorobić samych balkonów. Zamiast nich za drzwiami wstawiono balustradę na wysokości pasa, o którą Forst opierał się, gdy „wychodził” na papierosa.

Mimo wszystko lubił to miejsce. Turystów w okolicy nie było wielu, a cisza w sezonie była zbawienna. W dodatku z mieszkania miał widok na zazielenione podwórko. Sąsiedzi po drugiej stronie budynku mogli patrzeć wyłącznie na stare garaże pokryte blachą falistą albo utrzymane w podobnej konwencji płoty.

Zaparkował na wąskiej drodze dojazdowej, a potem wyciągnął telefon. Wybrał numer dochodzeniówki – jedyny, który znał na pamięć. Agata kiedyś powiedziała, że to symptomatyczne, a potem zaczęła perorować na ten temat przez dobre pół godziny. Być może miała trochę racji.

– Wydział Dochodzeniowy – odezwał się głos w słuchawce. – Aspirant Jędrzej Gąsienica-Byrcyn.

– Każdemu się tak przedstawiasz?

– Forst…

– Wystarczy powiedzieć, że mówi Jędrek.

– Jak nie wiem, kto po drugiej stronie, to lepiej być przezornym – odparł rozmówca. – Poza tym to nie infolinia czy hot line, jak już ktoś dzwoni, pewnie ma powód.

Wiktor nie był pewien, czy on w istocie jakiś miał.

– Spotkałem się ze Sznajdermanem – oznajmił.

– Z kim?

– Tym facetem, którego przywiozłem z Ukrainy.

– Aha – odparł Gąsienica-Byrcyn. – I co?

– Miłe spotkanie. Pogadaliśmy, powspominaliśmy stare czasy. Zanim rozwalił sobie gębę o metalowy blat, zagroził, że wybije wszystkich moich znajomych.

– Zawsze wiedziałem, że warto z tobą trzymać.

Forst wysiadł z samochodu i się uśmiechnął.

– Powiedz Osicy, żeby dał kogoś do pilnowania córki – dodał.

– Mówisz poważnie?

– Ci ludzie zabili Szrebską, Jędrek.

Odpowiedziało mu milczenie. Wiktor zamknął auto i poszedł do klatki. W ostatniej chwili zawahał się, przypominając sobie o czteropaku w samochodzie.

– W porządku – powiedział Gąsienica-Byrcyn. – Przekażę szefowi.

– Dzięki.

Rozłączyli się, a Forst zamarł z ręką na klamce. Wiedział, że powinien pozbyć się piwa.

Ostatecznie wziął głęboki oddech i nie zawrócił. Nie był przekonany co do tego, że się nie napije, ale postanowił, że nie zrobi tego dzisiaj. Buzowały w nim jeszcze emocje i trudno było spojrzeć na cokolwiek trzeźwo, nawet bez alkoholu. Jutro pomyśli nad otwarciem jednej z puszek.

Wszedł do domu i od razu otworzył okno, by ulotnił się dym papierosowy. W przewietrzeniu niespecjalnie pomogło to, że po chwili usiadł na fotelu i zapalił westa. Otworzył wysłużony laptop Acera i wpisawszy hasło, wyświetlił jedno ze zdjęć, które zrobił w szpitalu.

Przedstawiało Olgę na szpitalnym łóżku, z monetą wetkniętą w usta.

Nie wzdrygnął się. Patrzył na tę fotografię na tyle często i długo, że znał jej każdy, nawet najmniejszy szczegół. Z pamięci potrafiłby odtworzyć czerwone wzory, które na pościeli utworzyła krew.

Nikt nie wiedział, jak morderca dostał się na oddział. Musiał to zrobić poza godzinami widzenia, inaczej natknąłby się na Osicę, który pod nieobecność Forsta czuwał przy łóżku dziennikarki.

Wiktor przypuszczał, że zabójca ukradł kitel i po prostu przemykał korytarzami, póki nie trafił na dobrą okazję. Potem wszedł do sali i zadźgał Szrebską. Forst nie wiedział, ile ran odniosła, ale nie miał wątpliwości, że kilka zadanych na początku jej nie zabiło. Z ułożenia jej ciała i rozchlapanej krwi wnosił, że próbowała się ratować.

Dopiero gdy wyobraźnia zarysowała przed nim ten obraz, wzdrygnął się. Zamknął na moment oczy i zaciągnął się głęboko. Potem znów spojrzał na zdjęcie.

Narzędzie zbrodni zniknęło i nigdzie w okolicy go nie odnaleziono. Jednym z największych błędów sprawców zbrodni było pozbywanie się obciążających dowodów – w tym przypadku noża. Ostatecznie narzędzie zawsze się odnajdywało, więc lepiej było zwyczajnie się go nie pozbywać.

Forst nie spodziewał się, by tym razem udało im się je odnaleźć. Ktokolwiek był sprawcą, doskonale znał się na swojej robocie. Jak inaczej wytłumaczyć to, że nikt z personelu szpitala nawet nie kojarzył, by na oddziale pojawiła się nowa twarz?

Jedynym tropem była moneta.

Wiktor miał trochę czasu na jej sprawdzenie. Mimo że nie próżnował, nie udało mu się nic ustalić. Napisy w obcym alfabecie nic mu nie mówiły, a na dobrą sprawę nie potrafił nawet wprowadzić ich do komputera.

Najchętniej skontaktowałby się z Johnem Shayerem, Kalifornijczykiem, który opowiedział Oldze o Synach Światłości i innych banialukach ze Zwojów. Pastor miał jednak zakaz wypowiadania się na ten temat i dość sumiennie się go trzymał. Gotów był rozmawiać tylko w cztery oczy.

Forst nie mógł poprosić nikogo z komendy o pomoc, bo formalnie nie był w posiadaniu materiału dowodowego. Udało mu się jednak skontaktować z informatykiem, który kiedyś naprawiał mu służbowy sprzęt. Chłopak poradził, by wszedł na „polskiego reddita” i tam próbował szczęścia.

Trochę zajęło Wiktorowi ustalenie, co to za miejsce – teraz jednak mógł już śmiało określić się specjalistą od serwisu, który przez niektórych zwany był „stroną domową Internetu”. Znalazł odpowiedniego subreddita, a potem zamieścił tam zdjęcia monety z prośbą o pomoc. Napisał, że sprawa ma związek z zabójstwem z Giewontu, ale nie zagłębiał się w szczegóły.

Przed wyjazdem do Warszawy na pogrzeb sprawdzał stronę co kilka godzin, ale nie pojawiły się żadne konstruktywne odpowiedzi. Jeden redditor zasugerował, że to czekoladowy dukat, inny, że kiedyś widział taki numizmat wetknięty na stałe do wózka w Tesco.

Forst postawił popielniczkę z duralexu obok laptopa, a potem włączył przeglądarkę. Chwilę trwało, nim załadowały się wszystkie karty i po raz kolejny komisarz pomyślał, że przydałoby się wymienić wysłużony sprzęt na nowy.

Wszedł na reddita i zobaczył, że ma jedną nową odpowiedź przy swoim wątku.

Wyświetlił ją, nie licząc na nic wielkiego. Przypuszczał, że czeka go jeszcze cały szereg czerstwych żartów związanych z numizmatyką. Ktoś niechybnie zasugeruje, że za taki bilon nie można kupić nawet wacików, a ktoś inny rzuci, że temat został rozmieniony na drobne przez te wszystkie głupie odpowiedzi.

Forst westchnął i spojrzał na komentarz. Najwyraźniej doprowadził do krótkiej dyskusji między użytkownikami. Dobrze, im więcej internautów się wypowie, tym wyżej wątek się uplasuje.

Przynajmniej tak się Wiktorowi wydawało. Zmrużył oczy i nachylił się nad ekranem.

[–] Kormak 3 punkty 10 hours ago

Nie powinieneś tego mieć, kolego.

[–] pistol 1 punkt 8 hours ago

A ty co? Gestapo? Powinien, czy nie powinien, chce się dowiedzieć, co to jest.

[–] Kormak 1 punkt 8 hours ago

Jak chce, to niech nie rzuca takimi rzeczami na lewo i prawo w necie. To materiał dowodowy i jeśli zamieszcza go bez zgody prokuratora, grozi mu do dwóch lat więzienia.

[–] pistol 1 punkt 5 hours ago

Niezły fakap. A ty jednak nie gestapowiec, tylko prawnik.

[–] Kormak 1 punkt 5 hours ago

Na szczęście nie. :–]

Forst musiał przyznać, że Kormak go zaintrygował. Nie na tyle, by pojawiła się iskierka nadziei na ustalenie, jaki to numizmat, ale wystarczająco, by postanowił, że wyśle mu prywatną wiadomość i sprawdzi faceta. Przez moment zastanawiał się, co napisać.

W końcu uznał, że najlepiej będzie przekazać jak najwięcej treści, ale w bardzo oszczędnej formie. Odłożył papierosa do popielniczki i spojrzał na unoszącą się smugę dymu. Pochylił się nad klawiaturą.

„Ta moneta była w ustach Olgi Szrebskiej” – napisał.

Spojrzał na to krótkie zdanie, a potem nacisnął wyślij. Przez chwilę wbijał wzrok w monitor, jakby spodziewał się, że odpowiedź może nadejść natychmiast. Potem wstał i zabrawszy papierosa, podszedł do balkonu.

Otworzył drzwi i oparł się o balustradę. Dopalił w spokoju, mimo że uwaga internauty nie przeszła bez echa. Forst wiedział, co mu grozi – czasem nachodziła go refleksja, że wyczerpał już kredyt bezkarności, jaki otrzymał od losu. Ciała Łowotara i kilku strażników w Czarnym Delfinie zdawały się to potwierdzać.

Polskie władze jednak nie wiedziały, co musiał zrobić, by zbiec z więzienia. Rosjanie przyjęli tę samą strategię, jaką kultywowali za Stalina – zaprzeczono, by jakakolwiek ucieczka miała miejsce. A nieobecni klawisze? Zapewne oficjalnie zostali przeniesieni do innego ośrodka na Syberii. Nikt nie zadawał pytań, nikt nie drążył tematu.

Ale gdyby tylko ktoś zaczął to robić, konsekwencje dla Wiktora byłyby tragiczne.

Pstryknął papierosem na zewnątrz. Nie, nic mu nie groziło. Zakopali ciało Łowotara w miejscu, gdzie nikt nigdy go nie odnajdzie. Oprócz komisarza, jedynie Szrebska wiedziała, gdzie się znajduje.

Wrócił do laptopa i włączył Winampa, jeden z niewielu programów, w którego obsłudze był biegły. Spojrzał na listę utworów, a potem uznał, że zacznie od Queens of the Stone Age. Zespół stoner rockowy pokazała mu kiedyś Agata – twierdziła, że poziom zblazowania tej muzyki pasuje do niego jak ulał. Przesłuchał jeden kawałek i już mógł stwierdzić, że rzeczywiście tak jest. Od tamtej pory uzupełnił swoje muzyczne zbiory o całą ich dyskografię.

Na moment odgiął się na fotelu, a potem z powrotem spojrzał na monitor. Odświeżył skrzynkę odbiorczą na reddicie, nie spodziewając się odpowiedzi.

A jednak była tam. Kormak odpisał:

„Słuchaj, gościu” – zaczął. „Nie wiem, kim jesteś, ani dlaczego masz nierówno we łbie, ale dobrze ci radzę nie grzebać w materiale dowodowym”.

Jeśli internetowa wiadomość mogła w jakiś sposób brzmieć, to ta z pewnością brzmiała, jakby nadawca miał doświadczenie z prawem.

„Chcę się tylko dowiedzieć, co to za numizmat” – odpisał Forst.

Odświeżał przez chwilę, wypalając kolejnego papierosa. W pewnym momencie uznał, że dwie tabletki, które wziął przed pogrzebem, przestały działać. Przeklął się w duchu za to, że nie pamiętał, by zawczasu stłamsić ból głowy.

Czuł już aurę migreny i wiedział dokładnie, co się będzie zaraz działo. Najpierw lekkie zaburzenia widzenia – mroczki i rozbłyski, standardowy zestaw. Potem zacznie się ćmienie w lewej lub prawej skroni, a następnie ból stanie się tak mocny, że Wiktor z trudem będzie funkcjonował.

Otworzył szufladę, wyjął dwa saridony, a potem wrzucił je do ust. Rozgryzł je, starając się zignorować ohydny, gorzki smak, który wykrzywiał mu usta. Nie był to lek przeznaczony do rozgryzania, ale w ten sposób szybciej rozpuszczał się w żołądku.

Forst popił i odświeżył reddita.

„Skąd masz to zdjęcie?” – pytał Kormak.

„Zrobiłem je”.

„Jesteś jakimś psycholem, co?”.

„Czasem wydaje mi się, że tak” – odpisał Wiktor.

Odpowiedź przez moment nie nadchodziła. Forst spojrzał na godzinę i uznał, że o tej porze w środku tygodnia nikt nie będzie siedział po nocach, czatując sobie z nim o jakimś antycznym numizmacie. Szczególnie, jeśli będzie tak odpisywał.

Położył dłonie na klawiaturze i chciał jeszcze coś dodać, ale zauważył, że rozmówca odpisał.

„Teraz zaczynamy gadać”.

„Możesz mi pomóc czy nie?” – wystukał Forst.

Przez moment zastanawiał się, czy zaproponować Kormakowi coś w zamian, ale potem stwierdził, że internauta najwyraźniej niczego nie oczekuje. Z pewnością sam był ciekawy tej sprawy, musiał śledzić ją w mediach czy na portalach w sieci. Gratyfikacją dla niego był sam fakt, że jakimś sposobem znajdzie się blisko niej.

„Mogę. Ale chcę wiedzieć, skąd to masz?”.

Wiktora zastanawiało jednak to, skąd pewność Kormaka, że to w istocie jedna z monet, które znajdowano w ustach ofiar. Wprawdzie komisarz nie był mistrzem Photoshopa, ale wyciął ją ze zdjęcia dość starannie. Nie sposób było rozpoznać, że znajdowała się w ustach Szrebskiej.

„Zrobiłem zdjęcie w szpitalu” – napisał Forst z nadzieją, że tyle wystarczy.

Nie wystarczyło.

„Jak dostałeś się do sali? Kim jesteś?” – odpowiedział rozmówca.

„Kimś, kto zastanawia się, skąd masz pewność, że to prawdziwy numizmat”.

Przez moment świdrował wzrokiem ekran, naciskając F5. Wiadomość zwrotna jednak nie nadchodziła, więc Wiktor wstał i poszedł do lodówki. Otworzył ją, wspominając z rozrzewnieniem, jak niegdyś znajdował się w niej cały arsenał puszek i butelek. Teraz nie było w niej nic, co mogłoby ukoić jego nerwy.

Wyciągnął butelkę wody i usiadł z nią przy laptopie.

Nadal żadnej odpowiedzi.

– No dawaj – mruknął.

Josh Homme z Queens of the Stone Age właśnie śpiewał o tym, że słońce jest jego bogiem i nawoływał, by wyleczyło ich niczym wystrzał z pistoletu. Forstowi podobała się taka koncepcja terapii, choć nie wiedział, kim są ci „oni”. Może chodziło o wszystkich.

Odczekał jeszcze chwilę, licząc na odpowiedź, a potem uznał, że wyczerpał zapas szczęścia na ten dzień. Rozważał wzięcie prysznica, ale tylko przez moment. Zamknął laptopa i poszedł do sypialni. Zrzucił z siebie koszulę i spodnie, po czym opadł ciężko na łóżko.

Miał już dosyć. Pogrzeb, dwukrotne niebezpieczeństwo napicia się, cała ta sprawa ze Sznajdermanem. Wystarczy.

Zamknął oczy, licząc, że znajdzie ukojenie we śnie. Wiedział jednak, że to tylko czcze życzenie. Jego myśli będą wracać do czteropaka, który zostawił w samochodzie. A jeśli nawet na moment o nim zapomni, zobaczy Szrebską.

Przynajmniej głowa go nie bolała. O dziwo.

Co jakiś czas Forst sprawdzał zegarek, podświetlając wyświetlacz. Za każdym razem denerwował się coraz bardziej, ale ostatecznie zaraz po czwartej udało mu się zasnąć.

Spałby może do południa, gdyby nie dzwonek do drzwi. Obudziwszy się, przekręcił się na drugi bok, zamierzając zignorować porannego natręta. Pewnie Jehowi, skwitował w duchu. Nikt inny nie miałby powodu, by go odwiedzić. Na dobrą sprawę mało kto w ogóle wiedział, gdzie mieszka. Żaden znajomy nigdy nie wpadł z wizytą, z byłymi dziewczynami spotykał się tylko na mieście albo u nich, a rodzina… o rodzinie nie mogło być mowy. Nawet nie wiedzieliby, w którym mieście go szukać. Większość przypuszczała pewnie, że nadal mieszka w Krakowie.

Jehowi albo inni akwizytorzy, niesprzedający zbawienia.

Chyba że…

Wiktor zerwał się z łóżka i natychmiast sięgnął po kaburę z bronią.

Przewieszenie

Подняться наверх