Читать книгу Przewieszenie - Remigiusz Mróz - Страница 2
CZĘŚĆ PIERWSZA
1
ОглавлениеWiktor Forst nie odrywał wzroku od mogiły. Mimo że wyryto na niej datę urodzenia i śmierci, a także imię i nazwisko, nadal nie mógł uwierzyć, kto znajduje się w grobie.
Tydzień temu wchodził do szpitalnej sali, w której leżała Olga, i był pewien, że jego życie zupełnie się zmieni. Złapali troje ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie na Giewoncie i w wielu innych miejscach. Rozwiązali zagadkę, a w dodatku zbliżyli się do siebie na tyle, by Forst po raz pierwszy w życiu pomyślał o ustatkowaniu się.
Teraz stał nad grobem Szrebskiej. I myślał o człowieku, który ją zabił.
Troje sprawców, na trop których trafili, stanowiło jedynie fasadę dla mordercy. To on od początku za wszystkim stał – i to on dyrygował zarówno swoimi ludźmi, jak i organami ścigania.
Zadrwił sobie z policji. Zadrwił sobie z Forsta. I pozbawił go przyszłości.
Wiktor miał zamiar dorwać tego człowieka. Zgodnie lub niezgodnie z prawem, nie miało to żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, by zabójca poniósł konsekwencje.
– Wszystko w porządku? – Rozległ się głos dowódcy.
Komisarz obejrzał się przez ramię i zobaczył zbliżającego się Edmunda Osicę. Przełożony stanął obok niego i zawiesił rękę w powietrzu, jakby zamierzał poklepać go po plecach, a potem się rozmyślił. Stary podinspektor, który zaczynał jeszcze w milicji, miał tyle taktu, co Forst determinacji w rzucaniu palenia.
– Tak – odparł Wiktor.
– Byliście blisko, jak rozumiem.
Forst spojrzał na dowódcę.
– Stanowczo za blisko – powiedział.
Nie takiej odpowiedzi spodziewał się Osica. Przez moment sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział, jak zareagować. W końcu odchrząknął i się przeżegnał. Żałobnicy rozeszli się kilkanaście minut temu, przy grobie został tylko Forst.
– Dzwonił do mnie minister – odezwał się Edmund.
– Już zaczyna się wylewanie pomyj za to, że złapaliśmy niewłaściwego człowieka?
– Och, nie – odparł Osica. – Próbka DNA z Giewontu jest zbieżna z próbką DNA człowieka, którego ująłeś. Nie ma wątpliwości, że to on zabił ofiarę.
– Ale nie ma też wątpliwości, że ktoś kierował jego działaniami.
Edmund pokiwał głową, a komisarz wyciągnął paczkę czerwonych westów. Zapalił jednego i po raz kolejny przeczytał epitafium na grobie Olgi. Wiedział, że była ateistką lub agnostyczką, ale nie spodziewał się, że w swoim testamencie da temu wyraz. Tymczasem jedno z poleceń dotyczyło właśnie tego, co ma znaleźć się na płycie.
Szrebska kazała wybić na swoim nagrobku: „Witaj! I wybacz, że nie wstanę”.
Forst nie pamiętał, który raz czytał to zdanie. Za każdym razem było dla niego bardziej bolesne niż najrzewniejsze wspomnienie o zmarłej. Przypominało mu, że stracił wyjątkową kobietę. Kobietę z dystansem, poczuciem humoru i zdolnością do cieszenia się z lekkości bytu.
Wiktor zaciągnął się głęboko papierosem.
– Dorwę tego skurwysyna – powiedział.
– Panie inspektorze – poprawił go Osica.
– Dorwę tego skurwysyna, panie inspektorze.
– Świetnie, że się rozumiemy – odparł Edmund, obracając się ku niemu. – Bo chyba się rozumiemy, prawda? Nie chcę słyszeć o żadnej samowolce, Forst. Zbyt dużo tego było przy sprawie z Giewontu, a teraz uwaga wszystkich mediów w kraju skupia się na nas.
– Wiem.
– Formalnie to nawet nie nasza jurysdykcja. Zabójstwa dokonano w Chełmie, a prokurator zabrał się już do roboty.
Wiktor zaklął w duchu. Właściwie był to jedyny możliwy tok zdarzeń. Policja mogła prowadzić dochodzenie tylko wtedy, gdy prokuratura nie wszczęła postępowania. Jeśli tak się stało, to od oskarżyciela zależało, czy przekaże część – a czasem całość – śledztwa w ręce policji.
– Kto prowadzi sprawę? – zapytał Forst.
– Ten sam człowiek, który odpowiadał za tropienie sprawcy, kiedy ty błąkałeś się po Białorusi i Ukrainie.
– Niech pan nie zapomina o Rosji.
Osica pokręcił głową.
– Traktują to jako ciąg przestępstw i…
– Seryjne zabójstwa – wpadł mu w słowo Forst. Owszem, w polskim prawie takie pojęcie nie występowało, ale miał gdzieś sofistykę. Takie rzeczy należało nazywać po imieniu.
– Tak, seryjne zabójstwa – odparł podinspektor. – Co jest całkiem zrozumiałe, jako że dziennikarka miała w ustach monetę.
– Ustalili już, co to za numizmat?
Osica wsadził ręce do kieszeni.
– Nie wiem, Forst – powiedział. – I nie sądzę, żebym miał w najbliższym czasie się tego dowiedzieć.
Komisarz skinął głową, nie odpowiadając. Po raz kolejny wrócił myślami do momentu, gdy wszedł do szpitalnej sali. Zobaczył krew na pościeli i usłyszał ciągły sygnał aparatury medycznej, którego podźwięk zdawał się towarzyszyć mu od tamtej pory. Natychmiast dopadł do Olgi i sprawdził jej puls. Kiedy zrozumiał, że się spóźnił, zamarł, wbijając wzrok w jej pobladłą twarz.
Marazm szybko jednak go opuścił. Doświadczenie wzięło górę. Sięgnął po telefon i dokładnie obfotografował ciało. Ręce mu się trzęsły i powoli opuszczały go siły, ale wiedział, że nie będzie miał drugiej okazji.
Dopiero potem wezwał lekarzy. Usiadł na krześle przy łóżku, schował twarz w dłoniach i czekał.
– Wracasz dzisiaj do Zakopanego? – odezwał się Osica.
– Mam jeszcze tydzień wolnego.
W duchu dodał, że po tym, co przeszedł w Czarnym Delfinie, powinien dostać przynajmniej dwa miesiące płatnego urlopu.
– Więc zostajesz w Warszawie?
Forst rozejrzał się za śmietnikiem, by wyrzucić niedopałek.
– Nie wiem – odpowiedział, a potem ruszył w kierunku kontenera na śmieci. Słyszał, że dowódca jeszcze coś mówi, ale nie miał zamiaru poświęcać temu najmniejszej uwagi. Zgasił westa na koszu, wrzucił go do środka, a potem spojrzał jeszcze na mogiłę i się oddalił.
– Forst! – krzyknął Osica. – Nie rób nic, co…
Dowódca urwał, gdy zorientował się, że ludzie stojący przy innych grobach zgromili go wzrokiem.
Wiktor przyspieszył kroku. Miał zamiar zrobić wszystko, co trzeba.